Klamka zapadła. Kandydata PiS nie da się wymienić, ale to nie uspokaja nastrojów w sztabie i w partii. Wręcz przeciwnie, sztab i spora część partii myśli „mamy tylko jedną szansę, a nie jest ona wielka”.
W PiS są tacy, którzy do samego końca liczyli na wymianę kandydata. Teraz to już niemożliwe, ale problem Karola Nawrockiego pozostaje. Jego kampania nie daje partii żadnych zysków. Nawrocki ledwie utrzymał poparcie, z którym zaczynał (sondaże drgnęły w grudniu, a później wróciły w okolice 25 proc.) W podobnym czasie dekadę temu Andrzej Duda podwoił swój wynik. Sztab nie ma się z czego cieszyć.
Od naszych rozmówców słyszymy, że w zeszłym tygodniu odbyło się spotkanie, na którym poważnie zastanawiano się, co można zrobić, żeby kampania nabrała wigoru, a kandydat stał się jednak atrakcyjniejszy dla wyborców. I czy da się jeszcze zrobić cokolwiek. Pomysł na kampanię jest na razie dość desperacki.
Nerwy w sztabie Karola Nawrockiego
Politycy, z którymi rozmawiamy, są bardzo ostrożni i ważą słowa. Z tego, co mówią, można jednak wywnioskować, że w sztabie panuje niepokój. Powód jest prosty. Do tej pory nie udało się wygenerować żadnego wydarzenia, które wyniosłoby kampanię na wyższy poziom. Żadnego skoku czy nagłej zmiany poparcia. Karol Nawrocki w sondażach wciąż nie dobija do poparcia, które ma PiS. W dodatku nic takiego nie majaczy na horyzoncie.
W PiS wyczuwalna jest zmiana, którą na razie dość trudno opisać. Jeszcze niedawno politycy z okolic Nowogrodzkiej byli pełni energii. Nawet kiedy narzekali na kampanię, to było to narzekanie w duchu „są błędy i wypaczenia, ale wszystko da się naprawić”. Teraz trwa już nerwowe liczenie, ile jeszcze czasu zostało, by przekonać wyborców do poparcia kandydata. Kalendarz nie sprzyja. Zaraz będą święta i polityka zejdzie na drugi plan. Potem niemal od razu majówka i też na politykę przy grillu jest niewiele miejsca. Wreszcie zostają tylko dwa tygodnie i pierwsza tura.
Ale w sztabie jest także pewna nerwowość, można powiedzieć osobista. Szef sztabu i kilku innych jego członków nagle zaczęło zdawać sobie sprawę, że zaraz po wyborach zacznie się rozliczanie błędów. A szefowie sztabów w PiS nie miewają zbyt długiego życia. W 2023 r. szef kampanii odszedł, zanim ta zaczęła się na dobre. Wcześniej nie raz wyborcze porażki kosztowały całe sztaby odejście albo wyrzucenie z partii. Nawet jeśli wina jest ewidentnie po stronie Jarosława Kaczyńskiego, to i tak w partii znajdują się winni porażki, których trzeba ukarać. Porażka Nawrockiego może więc być kosztowna dla sztabowców jego sztabowców. Tym bardziej że na razie nie znaleźli metody na zrobienie z niego czarnego konia tego wyścigu.
Pomysł sztabu Nawrockiego na kampanię
Jedyny pomysł na kampanię Nawrockiego w tej chwili jest taki, żeby przykleić Rafała Trzaskowskiego do… Bronisława Komorowskiego. Bronek 2.0 to hasło, które ma się przebijać do świadomości wyborców jak najmocniej. Bronisław Komorowski to przykład nie tylko wybitnie nieudanej kampanii 2015 r., ale także pewnego nastroju panującego w Pałacu Prezydenckim w czasie jego kadencji.
Hasło Bronek 2.0 ma przynieść trzy efekty. Po pierwsze przekonać wyborców PiS, że kampania Trzaskowskiego jest beznadziejna jak ta Komorowskiego. Nie ma znaczenia czy to prawda, czy nie. Po drugie ma pokazać, że wszystko w rękach wyborców, bo przecież sondaże 10 lat temu dawały wygraną Komorowskiemu, a skończyło się zwycięstwem Dudy. Tyle tylko, że politycy PiS przytaczają tu sondaże z grudnia 2014 r. i porównują je z wynikiem wyborów w maju 2015. Tyle tylko, że mamy kwiecień. W kwietniu Bronisław Komorowski bardzo poważnie stracił i miał przewagę zaledwie 9 pkt proc. nad Andrzejem Dudą, któy ciągle zyskiwał. Takiego trendu nie widać w obecnej kampanii. Po trzecie, hasło nawiązujące do Komorowskiego ma przypomnieć wyborcom tę niezwykle nudną prezydenturę, która uśpiła nie tylko polityków, ale przede wszystkim wyborców. Pod koniec Bronisław Komorowski był już po prostu „obciachowy”.
Ale to nie wszystko. Do Bronek 2.0 dołącza zastępca Tuska. To kolejna fraza, którą do głów wyborców chce wbić PiS. Zastępca, bo Trzaskowski jest wiceprzewodniczącym Platformy. Prawdę mówiąc, jest w gronie 10 wiceprzewodniczących, a ich pełnej listy nawet Tusk zapewne nie pamięta. Ale to bez znaczenia. Dla PiS znaczenie ma to, że po prawie pół roku kampanii okazało się, że Trzaskowski nie wpływa tak mobilizująco na wyborców PiS, jak Tusk. Niby było to oczywiste od początku, a jednak potrzeba było kilku miesięcy, żeby sztab PiS postawił na sprawdzoną taktykę „wilcze oczy Donalda Tuska”. Powtarzanie wyborcom, że jeśli wybiorą Trzaskowskiego, to tak naprawdę będzie rządził Tusk, będzie teraz mantrą kampanii. Trzaskowski równa się pełna władza Tuska. To ma wyborców wystraszyć.
Mamy więc Komorowskiego, który ma ośmieszyć kandydata KO i Tusk do straszenia wyborców PiS. Innej taktyki w tej chwili sztab Nawrockiego nie ma. Od początku kampanii słyszymy o pięciu fazach, na jakie sztab kandydata (obywatelskiego) PiS podzielił sobie kampanię. Na razie wygląda na to, że faza ostatnia to powtarzanie do znudzenia „Komorowski, Tusk, LGBT i imigranci”. Nie ma w tym nic zaskakującego. PiS sięga po emocje za każdym razem, kiedy kampania wydaje się buksować w miejscu i nie przynosić efektów. Nakręcanie emocjonalnej spirali u wyborców sprawdza się niemal za każdym razem.