Bez względu na to, jak ostatecznie wyjaśni się „afera lubińska”, cała sprawa pokazuje, dlaczego PiS nie ma dziś żadnej zdolności koalicyjnej.

Jak ujawnili dziennikarze Onetu i TVN, prezydent Lubina Robert Raczyński, oraz jeden z jego najbliższych współpracowników Andrzej Pudełko mieli być nielegalnie inwigilowani, bez zgody sądu i prokuratury, przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Agenci mieli podsłuchiwać lokalnych polityków, przechwytywać ich korespondencję z komunikatorów, a nawet wchodzić nocami do ich domów.

Raczyński jest jednym z liderów Bezpartyjnych Samorządowców, ruchu, który po wyborach lokalnych w 2018 r. utworzył z PiS koalicję na Dolnym Śląsku. W ujawnionych przez dziennikarzy stenogramach z rozmów Raczyńskiego i Pudełki pojawiają się wątki wspólnych, nieczystych interesów łączących środowisko Bezpartyjnych Samorządowców i PiS, związanych przede wszystkim z biznesem przetwarzania śmieci. Lokalni politycy rozmawiają m.in. o ochronie przed niewygodnymi państwowymi kontrolami, jaką dolnośląskim wysypiskom powiązanym z układem rządzącym w Lubinie ma zapewniać Michał Dworczyk – nazywany w stenogramach „Michałem Ośmiorniczkiem”. W PiS uderza więc kolejna afera i to wyjątkowo szpetna i kłopotliwa dla partii.

Nie wiemy dziś, kto zlecił nielegalną akcję ABW w Lubinie, co i czy wiedzieli o niej politycy odpowiedzialni w czasach rządów PiS za nadzór nad służbami. Skala operacji, środki, jakie zostały zaangażowane, pozwalają przypuszczać, że zlecający nielegalną inwigilację oficer agencji miał zielone światło od wysokich czynników politycznych.

Trudno oprzeć się skojarzeniom z sytuacją z 2007 r. i koalicją z Lepperem. Kaczyński zawarł wtedy – jak sam to określił – koalicję z „ludźmi marnej reputacji”, ale też, gdy tylko wpuścił ich do ministerstw, „posłał za nimi służby”. Wiemy, jak się to skończyło: kierowane przez Mariusza Kamińskiego Centralne Biuro Antykorupcyjne nie było w stanie złapać Andrzeja Leppera na korupcji, a próbując, naruszyło prawo, co skończyło się skazującymi wyrokami dla Kamińskiego i Wąsika.

Czy PiS wszedł do koalicji z Bezpartyjnymi Samorządami, a następnie, inaczej niż w 2007 r., od początku nielegalnie, „posłał za nimi służby”? Dziś nie mamy wystarczającej wiedzy, by odpowiedzieć na to pytanie, ale czytając materiał Onetu trudno nie zadać sobie pytania, czy nie mamy do czynienia z takim scenariuszem.

W ujawnionych przez Onet stenogramach Raczyński mówi Pudełce: „koalicja z PiS to jak randka z modliszką. Wiesz, modliszka jest z pozoru spokojna i niegroźna, ale gdy już cię uwiedzie, może cię dosłownie pochłonąć. […] Ta randka z modliszką jest dla nas konieczna, żeby nabić sobie kabzę. Może nie podoba mi się, jak PiS działa i co reprezentuje, ale wiem, że muszę grać ich grę, żeby mieć jakiś wpływ i zarobić trochę grosza”. Skojarzenia PiS z modliszką nasuwają się faktycznie same, gdy pamięta się o tym, jak kończyli różni koalicjanci Kaczyńskiego: Andrzej Lepper i Roman Giertych w latach 2005-7 czy Jarosław Gowin po wyborach kopertowych. Jeśli okaże się, że wysoko postawione czynniki w partii nielegalnie posługiwały się służbami, by zbierać haki na koalicjanta partii w sejmiku dolnośląskim, to Bezpartyjnych Samorządowców będzie można dopisać do tej listy.

Bez względu na to, jak ostatecznie wyjaśni się „afera lubińska”, cała sprawa pokazuje, czemu PiS nie ma dziś żadnej zdolności koalicyjnej, czemu nikt po 15 października nie chciał rozmawiać z Morawieckim o wspólnych rządach. Każdy potencjalny koalicjant PiS mógł się po prostu obawiać powtórki scenariusza z Lepperem. Choć dziś PiS nie ma władzy i nie bardzo może za kimkolwiek „posłać służby”, to materiał Onetu i TVN sprawi, że niejeden możliwy sojusznik PiS na poziomie lokalnym, od województwa do rady gminy, dwa razy się zastanowi, zanim wejdzie w jakiekolwiek porozumienia z partią Kaczyńskiego.

Autorzy materiału Onetu i TVN twierdzą jednak, że jest mało prawdopodobne, by w tak szeroko zakrojonej, nielegalnej akcji chodziło wyłącznie o trzymanie w szachu koalicjanta w jednym wojewódzkim sejmiku. Ryzyko, z jakim wiąże się taka operacja, wydaje się nieproporcjonalne w stosunku do politycznych zysków. Dziennikarze śledczy przedstawiają więc jeszcze dwie hipotezy na temat tego, o co mogło chodzić w akcji.

Pierwsza wiąże działania służb z projektem o roboczej nazwie Orlen Recykling – chodziło o budowę w Lubinie „przy pomocy biznesmenów z Płocka” nowoczesnej instalacji do pozyskiwania energii z odpadów. Kolejna hipoteza mówi, że służby zaangażowały się w toczące się na Dolnym Śląsku „wojny śmieciowe”, brudną walkę o wielkie pieniądze ze składowania odpadów, jaka ma się toczyć na styku biznesu, lokalnej i krajowej polityki.

Trudno powiedzieć, która z tych trzech hipotez jest bardziej szkodliwa dla PiS, choć chyba najbardziej ta ostatnia. W przypadku afery gruntowej PiS mógł przynajmniej próbować bronić Kamińskiego i Wąsika przy pomocy argumentu: „może i przekroczyli uprawnienia, ale zrobili to w dobrej wierze, ścigając korupcję”.

Jeśli ustalenia Onetu i TVN się potwierdzą, to podobne argumenty nie będą miały zastosowania. W najlepszym wypadku będzie można powiedzieć, że osoby odpowiedzialne za służby w ciągu ostatnich lat – a więc znów Kamiński z Wąsikiem – wykazali się skrajną nieudolnością, dopuszczając do tego, by ABW nielegalnie zaangażowało się w operację przeciw prezydentowi niemałego miasta. W najgorszym wypadku może się okazać, że przynajmniej jakaś grupa osób umocowanych w układzie PiS „sprywatyzowała” sobie służby, by chronić własne interesy śmieciowe, a pognębić te konkurencyjne.

Jak nie było, cała afera może utrwalić obraz PiS jako siły nie tylko nieszanującej reguł liberalnej demokracji, ale też uwikłanej w głęboko korupcyjne układy. Do partii łatwo mogą się przykleić słowa, jakie według stenogramów prezydent Raczyński powiedział do Andrzeja Pudełki: „Z PiS-em trzeba się układać, bo oni są pazerni na pieniądze i na władzę, ale na pieniądze bardziej”.

Sprawa wychodzi na jaw w najbardziej niekorzystnym dla PiS momencie. Partia weszła w wyraźny spadkowy trend sondażowy, została wyraźnie wyprzedzona przez KO. Informacja o aferze na Dolnym Śląsku – nawet jeśli nie ruszą twardego elektoratu – z pewnością nie pomogą w odwróceniu tego trendu.

W dodatku rusza właśnie kampania samorządowa. Materiały pozwalające postawić hipotezę, że PiS mógł być zaangażowany w brudny układ na styku samorządu, służb i śmieciowego biznesu nie ułatwią kandydatom partii przekonywania lokalnych społeczności do tego, by powierzyła im klucze do ratusza, rady powiatu czy władzę w sejmiku wojewódzkim.

W materiałach pojawia się nazwisko Michała Dworczyka, a więc jednego z najbliższych współpracowników premiera Morawieckiego. Sama nielegalna akcja ABW obciąża osoby mające czuwać nad służbami w rządzie, czyli Kamińskiego i Wąsika – polityków, których PiS niedawno przedstawiał jako niezłomnych bojowników w walce z korupcją i „więźniów sumienia” „reżimu Tuska”. Ruszają też prace komisji ds. zbadania użycia systemu Pegasus w Polsce. Jeśli potwierdzi ona plotki o skali legalnej i nielegalnej inwigilacji Pegasusem w czasach PiS, to afera gruntowa, utrata mandatu posłów i afera lubuska mogą się okazać dla Kamińskiego i Wąsika relatywnie małymi problemami.

Gdy dodamy do tego wszystkiego coraz wyraźniejszy kryzys przywództwa Kaczyńskiego w partii, to możemy tylko powiedzieć, że jak PiS nie idzie, to nie idzie.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version