— Nie jest łatwo się zorientować na samym początku, że mamy do czynienia z narcyzem. Start relacji jest zazwyczaj wyjątkowy. Narcyz tworzy bajkę. Ma charyzmę, czar i pewność siebie. I my się na to nabieramy— mówi psychoterapeutka Elżbieta Krzywosz.

Elżbieta Krzywosz: Moim zdaniem w Polsce za te tendencje wzrostowe odpowiadają między innymi przemiany ustrojowe związane z wielką transformacją i wyjściem z komunizmu. Po latach kolektywizmu i życia mniej-więcej podobnego do tego, jakie wiódł sąsiad czy ojciec lub dziadek – bo zmiany międzypokoleniowe nie były aż tak intensywne — wylądowaliśmy w kapitalizmie, który wymaga więcej indywidualności. Konkretnych cech jak pewność siebie, odwaga, otwartość na nowe, elastyczność, gotowość do zmiany. Jeśli ktoś ich nie przejawiał, to łatwo się gubił w czasie transformacji.

Ludzie pewni siebie, potrafiący dążyć do swoich celów bezkompromisowo, zyskiwali. Udawało im się stworzyć mniejszy lub większy biznes czy karierę, które zaprocentowały dobrą sytuacją finansową. To tworzyło w nich poczucie wyjątkowości: tak niewielu ludziom się udało, a mi tak. Przekazywali to potem swoim dzieciom czy wnukom. Mówili: zobacz, jesteśmy wyjątkową rodziną, tobie też musi się udać. Tak zaczął się napędzać wzrost narcystycznych tendencji. Te osoby – nie dość, że słały dalej podobną narrację, to były jeszcze zapracowane, nieobecne w życiu dziecka. Niedostępność emocjonalna, chłód emocjonalny, nieumiejętność i niedbanie o odzwierciedlanie emocji dziecka przez rodzica jest kluczową przesłanką do rozwoju cech narcystycznych. Ponadto brak konstruktywnych postaw z uwrażliwieniem, czyli empatii jest początkiem tendencji narcystycznych już u bardzo małych dzieci.

— I osoby niosące głównie traumy będą tworzyły w dużej mierze grupę partnerów narcyzów. Oczywiście, niektóre też pójdą w ton narcystyczny, opierając się na przekonaniu, że „moja rodzina przetrwała, mam wyjątkowe geny”. Ale jednak – patrząc po swoich pacjentach – wiele z nich będzie uległych, podatnych na manipulację. Przekonanych, że „muszą przetrwać wszystko, bez skarżenia się”. To „idealne ofiary” narcyzów.

— Tak, zdecydowanie. Media społecznościowe z jednej strony pokazują skalę narcyzmu, z drugiej wspierają cechy narcystyczne. Jestem patronką książki „Zostać czy odejść. Toksyczny związek z osobą narcystyczną” dr Ramani Durvasuli. Ona doskonale oddaje, jaki jest problem z social mediami. Narcyz potrzebuje pochwał, ciągłego uwielbienia, bo bez nich świat osuwa mu się spod stóp. Jest z pozoru bardzo pewny siebie, ale tak naprawdę ta pewność jest bardzo krucha i wymaga ciągłego doładowania. Media społecznościowe je dają. Tyle tylko, że te lajki, komentarze nie są w pełni dla osoby, która je dostaje, a dla wizerunku, jaki kreuje. To bardzo krucha podstawa samooceny. No i łaska obserwatorów na pstrym koniu jeździ – jednego dnia można być królem internetu, by następnego spaść na dno.

Narcyzom łatwiej się odnaleźć w mediach społecznościowych, także dlatego, że promują one powierzchowne relacje. A narcyzowi trudno jest stworzyć coś głębszego. I w drugą stronę promowanie pozbawionych głębi, nie do końca szczerych relacji, wspiera rozwój narcyzmu w społeczeństwie. Myślę, że już sam fakt, jak wiele czasu spędzamy, patrząc na swój wizerunek, robiąc zdjęcia, selfie odbija się na naszym postrzeganiu siebie i innych i może oddzielać niewidoczną przegrodą od realnego świata.

— To wynik wychowania i patriarchalnej kultury, w której chłopcom odmawia się prawa do emocji, do płaczu, każe im skupiać na sobie, bo mają być „panami i władcami”. Dziewczynki wychowuje się jednak bardziej w kolektywnym poczuciu odpowiedzialności. Z oczekiwaniem, że będą miały w sobie empatię. To się jednak też zmienia. Myślę, że za jakiś czas ta szala nie będzie już aż tak mocno wychylona w stronę mężczyzn.

— Na szczęście nie jest chyba aż tak źle. Ludzie zaczynają dostrzegać, że te kolektywne społeczności miały sens i, że potrzebujemy innych, żeby dobrze funkcjonować – psychicznie, ekonomicznie i fizycznie. Jednocześnie społeczeństwo zyskuje też większą samoświadomość. Widzę, że do mojego gabinetu przychodzi coraz więcej osób, które chcą przepracować schematy, w które wepchnęli je rodzice czy kultura. Z jednej strony uczą się stawiać granice, z drugiej zdrowej komunikacji z innymi i dostrzegania czegoś więcej, niż tylko swoje potrzeby.

— Szczerze? Dla wielu z nich nie ma. Chociaż nie mam też tak radykalnego poglądu, jaki głosi wspomniana już dr Durvasula, że właściwie nie ma szans na zamianę u narcyza. Wydaje mi się, że wiele zależy od tego, o jakim narcyzmie mówimy.

— Mamy narcyzm kliniczny, czyli narcystyczne zaburzenie osobowości oraz osoby z tak zwanym rysem narcystycznym. W przypadku tego pierwszego, gdy zaburzenie wykształciło się najpewniej w bardzo wczesnym dzieciństwie i zdążyło ugruntować, jest mała szansa na zmianę. Nawet jeśli narcyz pójdzie na terapię, to będzie wymagał przychylności, pochwał ze strony terapeuty. Jeśli ich nie otrzyma, to zacznie podważać jego kompetencje.

Lepszą opcją jest w takim przypadku terapia grupowa, gdzie feedback pochodzi od wielu osób. Chociaż też łatwo ich podważyć – w końcu nie są profesjonalistami, więc pewnie nie wiedzą, o czym mówią. Nieco lepsze „rokowania” daje rys narcystyczny, pojawia się chociaż niewielkie pole, na którym można zasiać wątpliwość co do wspaniałości i nieomylności narcyza. Łatwiej jest też, kiedy ma się partnera czy partnerkę. Bo często to osoba, z którą jesteśmy – chociaż nas kocha, oczekuje zmiany. I w końcu stawia ultimatum: albo terapia, albo to kończymy. Narcyz przestraszony taką wizją może się zgodzić i na serio zabrać się za zmianę.

— Nie jest łatwo się zorientować na samym początku. Start relacji jest zazwyczaj wyjątkowy. Narcyz tworzy bajkę. Ma charyzmę, czar i pewność siebie. I my się na to nabieramy. Szczególnie jeśli sami jesteśmy niepewni siebie, bez mocno wyodrębnionej tożsamości – myślimy, że coś z tej wyrazistości narcyza na nas skapnie. Niestety, dla narcyza nie jesteśmy ważni jako tacy. On chce po prostu publiczności, pomocnika i asystenta w jednym.

Powinniśmy być czujni, jeśli w relacji mamy poczucie, że wszystko jest zawsze naszą winą, że mamy bardzo rozchwiane emocje – zaczęliśmy szybko przechodzić od ekscytacji do smutku, co wcześniej nam się nie zdarzało, albo płaczemy więcej niż wcześniej i podporządkowujemy się pod partnera, częściej boli nas brzuch, mamy słabszą odporność. To wszystko znaki, jakie może nam dawać nasz organizm, jeśli jesteśmy w toksycznej relacji.

— Warto zwracać uwagę na to, jak traktuje ludzi w restauracji, sklepie. Czy jest miły dla kelnerek, czy może wyniosły i z byle powodu odmawia dania napiwku? Po prostu, czy potrafi dostrzec w drugim człowieku człowieka. Dla mnie objawem zdrowia psychicznego jest bezwarunkowa serdeczność do drugiego człowieka, jej brak i wyniosłość to dzwonek alarmowy. Ale dużo powie nam też to, czy oddziela nas od naszych bliskich. A może oni wysyłają nam sygnał, że go nie lubią? Czy wmawia nam uczucia, których nie czujemy? Na przykład, kiedy nie pochwalimy go za coś, może wpaść w szał i twierdzić, że to dlatego, że go nienawidzimy. Narcyz czerpie satysfakcję z takich manipulacji, z tego, że ma nad kimś władzę.

— Nie byłabym aż tak restrykcyjna, każda sytuacja jest inna. Jednak w wielu przypadkach w związku z narcyzem, który nie ma refleksji, nie bierze odpowiedzialności za swoje zachowania, które krzywdzą, nie przejawia empatii — rzeczywiście tylko rozstanie jest opcją.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version