Wydawało się przez pewien czas, że Adam Kownacki zostanie królem polskiej wagi ciężkiej na lata. Pięściarz wygrał od początku kariery 20 kolejnych walk i był u progu walki o mistrzostwo świata. Pokonał m.in. Charlesa Martina, Geralda Washingtona, czy też Chrisa Arreolę. Byli eksperci, którzy wieszczyli mu, iż otrzyma szansę pojedynku o pas. Wtedy jednak jego losy potoczyły się inaczej i trafił na Roberta Heleniusa. Przegrał z Finem, następnie okazał się słabszy także w rewanżu. To był początek dramatu, bo później nastąpiły kolejne dwie porażki.
Brak woli walki u Kownackiego
Odbudowa miała nastąpić na krajowym podwórku. „Baby Face” wrócił do kraju z USA, gdzie jego rywalem był Kacper Meyna, aktualny mistrz Polski w wadze ciężkiej. Kownacki po czterech porażkach z rzędu liczył na zwycięstwo nad przeciwnikiem z ojczyzny, a tymczasem został zmieciony z ringu.
Przykro patrzyło się na niegdyś boksera klasy światowej. Już po 42 sekundach było po walce. Kownacki wyglądał na zawodnika, który nie myśli o walce.
Meyna zasypał go gradem ciosów, a Kownacki nie potrafił na to odpowiedzieć. Nie bronił się nawet w skuteczny sposób i arbiter postanowił przerwać pojedynek. Patrząc na to, jak zamroczony był 34-latek, to właściwie trudno się dziwić takiej decyzji.
To koniec kariery Kownackiego?
Teraz pozostaje pytanie, jak potoczą się dalsze losy pięściarza mieszkającego na co dzień w Stanach Zjednoczonych. Piąta porażka z rzędu sugeruje, że kariery już raczej nie da się uratować. Do tego dochodzi obawa o zdrowie. Kownacki w przypadku kontynuowania bokserskiej drogi będzie narażony na poważne konsekwencje zdrowotne, tym bardziej że nie prezentuje obecnie żadnego stylu walki.
Kacper Meyna natomiast ma przed sobą zapewne kilka ciekawych walk do stoczenia. Na pewno jego wygrana w pierwszej rundzie zachowa się w głowach odbiorców.