Czy byli Wagnerowcy wstępują w szeregi wojsk czeczeńskich i wciąż biorą udział w „mięsnych szturmach” na ukraińskim froncie? To tylko część prawdy o krwawych najemnikach Kremla.
Jewgienij Prigożyn zginął, najpewniej zabity przez rosyjskie służby specjalne. Grupa Wagnera, licząca w szycie potęgi 50 tys. ludzi, oficjalnie przestała istnieć. Ale Wagnerowcy nie zniknęli. Rosyjscy dziennikarze śledczy próbują dociec, co dzieje się z uzbrojonymi i zdemoralizowanymi skazańcami, którzy bez zmrużenia oka zabijają. Na jakich frontach dziś walczą i komu są posłuszni. Ślad „czeczeński” nie jest tu jedyny.
Jednym z mediów, które podjęło temat byłych Wagnerowców jest rosyjska redakcja BBC. Poszukiwało przede wszystkim świadków, na rozmowę udało się nakłonić byłych najemników. Jeden z mężczyzn zgodził się udzielić wywiadu pod zmienionym imieniem (poprosił, by nazwać go Iwanem).
Front w Ukrainie to „szansa na normalne życie”
Historia Iwana jest podobna do losu setek Wagnerowców. Wojna w Ukrainie szybko zaczęła zbierać krwawe żniwo. Do dziś nie wiemy, ilu rosyjskich poborowych na niej poległo. Putinowi potrzebne było mięso armatnie. Prigożyn, chcąc stworzyć armię gotową na wszystko, osobiście podróżował do rosyjskich kolonii karnych. Tak powstał „projekt K”. Za drutem kolczastym „kucharz Putina” – jak nazywano Prigożyna rekrutował młodych przestępców z długimi wyrokami (najczęściej za morderstwo). Obiecywał im – działo się to w porozumieniu Putinem – wolność za wstąpienie w szeregi jego wojska. Dla więźniów pójście na front było atrakcyjną ofertą. Wyrok odsiadywali w miejscach położonych na dalekiej Północy, w surowym polarnym klimacie. Przez dużą część roku mróz i ciemność.
Iwan wspomina, że Prigożyn na wstępie powiedział, że szuka „ochotników gotowych pójść na ukraiński front”. Iwan – bezdomny sierota – siedział za morderstwo. Po alkoholowej libacji zabił swojego kolegę od kieliszka. Dostał dziewięć lat, odsiedział jedną trzecią, a już pogrążył się w głębokiej depresji. W porównaniu do warunków panujących w łagrze, pójście na front było dla niego „szansą na normalne życie”.
Iwan został ulokowany w obozie wojskowym pod Ługańskiem. Tu (w błyskawicznym tempie) przeszedł szkolenie wojskowe, po czym trafił do „bachmudzkiej maszynki do mielenia mięsa”. Chodzi o trwające od sierpnia 2022 r. walki o Bachmut (niewielkie miasto w okręgu donieckim). Boje toczyły się o każdy metr kwadratowy ziemi i były tak okrutne oraz krwawe, że porównuje się je do walk pod Verdun, najdłuższej i zarazem najbardziej wyniszczającej bitwy I wojny światowej. Iwan walczył na pierwszej linii frontu. Brał udział w szturmie ma miasto, został dwa razy ranny (za co otrzymał medal „Męstwa” wręczany osobiście przez Prigożyna).
Tamten czas uważa za romantyczny. Mówi o nim w następujący sposób: „Tam wszyscy są swoi. Wszyscy czują szczerą chęć walki. Zrozumcie, oprócz chłopaków nie mam nikogo”. „Romantyczną walkę” Iwana przerwał pucz Prigożyna (w sierpniu 2023 r. oligarcha zdecydował się zbrojnie wystąpić przeciwko Putinowi i ruszył ze swoimi wojskami na Moskwę). Po nieudanej próbie buntu (Prigożyn sam zdecydował się złożyć broń) Iwan – jak tysiące byłych Wagnerowców – został z niczym. Został (wraz z innymi najemnikami) przeniesiony do wojskowego obozu na terytorium Ługańskiej Republiki Ludowej. W kieszeni mieli pliki banknotów („żołd” za służbę wypłacony przez Prigożyna) i dokument tożsamości, którym mógł posługiwać się jedynie w kraju nad Wołgą. Pewnego dnia w obozie zjawić się mieli przedstawiciele batalionu „Achmat” – znajdujących się pod kontrolą czeczeńskiego prezydenta, Ramzana Kadyrowa i nazwanego tak na cześć jego ojca, który zginął w tajemniczym zamachu. Część specjalistów zajmujących się Kaukazem Północnym jest zdania, że zabił go nie kto inny, tylko jego syn – Ramzan.
Kadyrowcy mieli zachęcać byłych Wagnerowców do wstępowania w szeregi „Achmatu”. Oddział specjalny „Achmat” jest podjednostką Wojsk Gwardii Narodowej Rosji stacjonującą w Czeczenii. W jego szeregi może wstąpić każdy obywatel Rosji (będący nawet w konflikcie z prawem). Podczas walk w Ukrainie oddział dokonywał zbrodni wojennych. To właśnie Kadyrowcy mieli wypełniać rozkazy masakry ludności cywilnej (np. w podkijowskiej Buczy) i masowych gwałtów. To jeden z wizerunków Kadyrowców, drugi wiąże się z PR-em. Przez rosyjskie niezależne media nazywani są „wojskami z tik-toka”. W runecie (rosyjskim segmencie Internetu) znaleźć można wiele dowodów na przestępstwa „brodatej armii”, bo Kadyrowcy z lubością fotografują się z uniesionymi w geście zwycięstwa karabinami, spętanymi sznurem jeńcami wojennymi, stają na ciałach poległych. Uwieczniają ruiny wziętych szturmem miast. Za pośrednictwem mediów społecznościowych złą sławę zdobył m.in. Oczur-Suge Mongusz, „Kadyrowiec”, który znęcał się nad pojmanym Ukraińcem, w końcu wykastrował go i zabił.
Emisariusze „Achmatu” obiecywali byłym Wagnerowcom atrakcyjne warunki służby (nie tylko żołd, ale i słono opłacany udział w konfliktach zbrojnych, w które angażuje się Rosja, także poza terytorium poradzieckim). Iwan i inni byli najemnicy cytowani przez rosyjskie niezależne media opowiadają, że szybko jednak pomiędzy nimi a posłańcami czeczeńskiego prezydenta doszło do konfliktu.
Foto: Materiały własne
Drugi brat
Na początku rosyjskiej inwazji w Ukrainie, Kadyrow nazywał Prigożyna swoim „bratem”. Publicznie mówił, że wraz z „Żenią” walczą o „wspólną sprawę” – miało być nią zajęcie kraju nad Dnieprem i podporządkowanie go Rosji.
Wojska te cieszyły się wyjątkowym zaufaniem Putina. To właśnie Kadyrowcy (jako specjaliści od mokrej roboty i „zaufani” Putina) mieli za zadanie w pierwszych dniach konfliktu zlikwidować prezydenta Ukrainy, Wołodymyra Zełenskiego. Kiedy jednak w sierpniu 2023 r. Prigożyn zdecydował się wystąpić zbrojnie przeciwko Putinowi, Kadyrow nazwał go zdrajcą. Zadeklarował też rosyjskiemu prezydentowi zbrojną pomoc w poskromieniu buntu. Okazało się to niepotrzebne, bo Prigożyn wycofał się z „marszu na Moskwę”. Słów o zdradzie Wagnerowcy nie mogli jednak czeczeńskiemu przywódcy przebaczyć.
Dlaczego rosyjscy dziennikarze śledząc losy byłych Wagnerowców tak wnikliwie badają „czeczeński ślad”? Otóż to sam Ramzan Kadyrow ogłosił, że najemnicy Prigożyna przechodzą pod jego dowództwo. W październiku ubiegłego roku czeczeński przywódca opublikował w mediach społecznościowych specjalny komunikat, jeśli mu wierzyć, stu siedemdziesięciu byłych najemników miało wstąpić w szeregi „Achmatu”. Oświadczenie Kadyrowa wywołało spory. Pierwsi zabrali głos byli żołnierze Prigożyna, zarzekając się, że nie walczą ramię w ramię z „brodatymi”.
Następnie głos zabrał Apti Alaudinow, od 2022 r. dowódca „Achmatu”, człowiek, którego Kadyrow nazywa swoim „drugim bratem”. Kadyrow słynie z braku zaufania do ludzi. Wydaje się jednak, że z Alaudinowem jest naprawdę blisko. W kontekście coraz częściej pojawiających się informacji o ciężkiej chorobie czeczeńskiego przywódcy (część niezależnych rosyjskich mediów od dłuższego czasu utrzymuje, że znajduje się w stanie krytycznym) Alaudinow wymieniany jest jako kolejny prezydent Czeczenii. Stanowi to spore zaskoczenie, do tej pory sądzono bowiem, że Kadyrow skłonny jest przekazać władzę jedynie któremuś z synów. Alaudinow i Kadyrow są ulepieni z jednej gliny. Dowódca czeczeńskiego specnazu, podobnie jak Kadyrow lubi krew. Dowodził m.in. krwawym szturmem na Bachmut. Nienawidzi też osób homoseksualnych (które w Czeczenii są mordowani bądź umieszczani w specjalnych obozach), ceni rolę „tradycji”, w której jakiekolwiek prawa przysługują jedynie mężczyzną.
W wywiadzie udzielonym prorządowej rosyjskiej agencji Ria Nowosti Alaudinow oświadczył, że Wagnerowcy „masowo wstępują do jego jednostki”. Słowa te wywołały ożywioną dyskusję w „z-kanałach”, czyli mediach społecznościowych zrzeszających zwolenników rosyjskiej inwazji w Ukrainie. Swoje profile mają w nich wojskowi, dziennikarze, aktywiści społeczni. Nawet pobieżna lektura „z-kanałów” pozwala sądzić, że wojska Kadyrowa nie cieszą się dużym szacunkiem nawet wśród prokremlowsko zorientowanej części rosyjskiego społeczeństwa. Nazywane są m.in. „brodatym cyrkiem”, „ludźmi z pięcioma dodatkowymi chromosomami”. Padają pytania, dlaczego armia Kadyrowa wciąż finansowana jest z publicznych środków. I kiedy ta heca się skończy?
Swoje forum w sieci mają także byli Wagnerowcy. To m.in. kanał „Grey Zone”. Opublikował on oficjalne oświadczenie, w którym dementuje fakt zasilenia wojsk Kadyrowa przez byłych żołnierzy Prigożyna. W sieci krąży także oświadczenie Pawła Prigożyna, syna byłego dowódcy najemników (jego oryginalności nie potwierdzono). Prigożyn junior podkreśla, że Wagnerowcy nie walczą w szeregach „Achmatu”.
Reduta
Według niezależnych rosyjskich dziennikarzy (śledztwo na ten temat przeprowadził m.in. portal „Meduza”) Wagnerowcy masowo werbowani są do „Reduty”. Jest to grupa prywatnych wojsk (podobnie jak byli nią Wagnerowcy) znajdująca się pod kontrolą rosyjskiego wywiadu wojskowego. Stworzenia „Reduty” podjął się zastępca dowódcy rosyjskiego wywiadu wojskowego – Władimir Aleksiejew.
Werbunek do oddziału odbywa się na podobnych zasadach, jak czynił to Prigożyn. W jej szeregi wstępują ochotnicy i mężczyźni z marginesu społecznego, więźniowie z długoletnimi wyrokami. Do zejścia z więziennej pryczy i wzięcia w ręce karabinu są zupełnie nieprzygotowani, błyskawiczne wojskowe szkolenie przechodzą w specjalnej bazie nieopodal Tambowa (miasto w środkowej Rosji), stąd trafiają na ukraiński front. Dziś „Reduta” jest największym oddziałem najemnych wojsk w Rosji. Brała udział m.in. w inwazji na Ukrainę w lutym 2022 r. Przez długie miesiące walczyła na wschodniej Ukrainie. Przez rosyjskie media państwowe jej żołnierze kreowani są na bohaterów. W sieci znaleźć można ich wspomnienia o tym, jak „zdobywali Donbas”.
Wojska prywatne wykonują rozkazy, których (przynajmniej oficjalnie) nie wypada wykonywać regularnej armii. Wstępują do nich ludzie, których regularna armia przyjmować nie powinna m.in. kryminaliści podobni Iwanowi. Żołnierze prywatnych armii są niewyszkoleni, ale gotowi zrobić wszystko, by ponownie nie trafić za kraty. Stanowią więc doskonały materiał na mięso armatnie.
Po doświadczeniu z Prigożynem – który przez lata był jednym z najbliższych ludzi Putina, a mimo to zdecydował się przeciwko niemu wystąpić – rosyjskie państwo bierze najemnicze formacje pod coraz ściślejszą kontrolę. Należy zwrócić także uwagę na fakt, że rekrutowanie żołnierzy w koloniach karnych stało się niebezpiecznym precedensem: obecnie w Rosji znajdują się setki byłych najemników (m.in. z grupy Wagnera) uzbrojonych, pogrążonych w nałogach (alkohol, narkotyki), dodatkowo zdemoralizowanych przez front i chętnych do zabijania. Tęsknią za „mięsnymi szturmami”, w których brali udział w Ukrainie – mowa o zdobywaniu wiosek i miast podczas których dokonuje się krwawych masakr. Część z nich zrobi wszystko, by jeszcze powąchać krew w Ukrainie, czy na „egzotycznych frontach”, m.in. w Afryce. Ale część wcale nie będzie chciała brać karabinu do ręki, tylko przyczyni się do jeszcze większej kryminalizacji życia w Rosji. Gwałty, rozboje, interesy załatwiane z bronią w ręku – te obrazki, rodem z „dzikich lat dziewięćdziesiątych” znów można będzie obserwować na ulicach miast.