Kandydat Konfederacji jest wszędzie. Nie tylko dzień w dzień ma kilka spotkań z wyborcami, ale też uśmiecha się z tysięcy polskich płotów, ścian i wiaduktów. Na miesiąc przed pierwszą turą jego kampania jest chyba najbardziej widoczną w wyścigu prezydenckim. Konfederacja nie jest partią, która dysponuje potężnym majątkiem. Pytanie o pieniądze na kampanię jest tym bardziej zasadne, że Mentzen ruszył w Polskę niemal osiem miesięcy temu. – Chciałbym wiedzieć, skąd są te dziesiątki tysięcy banerów, które dzisiaj w Polsce wiszą, i mam nadzieję, że Konfederacja się jasno z tego rozliczy – pytał Szymon Hołownia, największy przeciwnik Mentzena.

Kandydat Konfederacji jest w sondażach trzeci i wyprzedza marszałka Sejmu o dwie długości.

Pierwsze spotkania – pod hasłem Mentzen 2025, czyli ewidentnie kampanijne – odbyły się zaraz po wakacjach, na początku września. To o tyle dla partii wygodne, że PKW może jedynie zmarszczyć brew i ubolewać, ale realnie nie może nic zrobić, a spotkania mogą być finansowane z bieżących wydatków partii. Zupełnie inaczej sytuacja ma się teraz. Od kiedy w styczniu Hołownia ogłosił datę wyborów, wydatki na promocję kandydata na prezydenta są pod lupą PKW, a jak wskazuje praktyka ostatniego roku i osobiste doświadczenie Konfederacji, błędy są bardzo kosztowne.

– Przede wszystkim mieliśmy pieniądze z subwencji, które przelaliśmy na Fundusz Komitetu Wyborczego. Z tego, co pamiętam, to 2,5 mln zł. Jeszcze zanim pojawiły się problemy, udało nam się to zrobić. A poza tym bardzo dobrze idzie nam zbiórka. W tej chwili to jest około 3 mln – wylicza poseł Konfederacji Michał Wawer.

Niewiele ponad 5 mln na ogólnopolską kampanię to jest nic. Nawet Polska 2050 pożyczyła na promowanie swojego kandydata 7 mln, a kampanię ma naprawdę skromną. Aż wierzyć się nie chce, że za 5 mln można być tak aktywnym i ­widocznym.

– Trzeba by sprawdzić przelewy ze wschodu – szyderczo komentuje jeden z kandydatów na prezydenta. Nieoficjalnie, by nie narazić się na pozew.

To raczej zadanie służb, a oficjalne rozliczenie kampanii zobaczymy dopiero trzy miesiące po wyborach, bo tak wynika z Kodeksu wyborczego. Jak Konfederacja tłumaczy swoją kampanię?

– W przeciwieństwie do PiS czy PO my od lat umiemy to robić za półdarmo. Po kosztach. Pierwsza kampania, w której pracowałem, dotyczyła Mariana Kowalskiego i mieliśmy w budżecie jakieś 80 tys. – śmieje się poseł Wawer.

Tyle tylko, że Kowalski dekadę temu zdobył 77 tys. głosów jako kandydat ­Ruchu Narodowego i stanowiło to niewiele ponad pół procent wszystkich oddanych w tych wyborach głosów. Mentzen ma zdecydowanie większe ambicje. A duże ambicje wymagają dużych pieniędzy.

– Wcale nie. Najwięcej kosztuje nas druk plakatów, ale to też jest masówka, a nie wielkopowierzchniowe billboardy, więc jest taniej. Nie wynajmujemy sal, więc te koszty też nam odpadają i to jest chyba największa oszczędność. Resztę załatwiają nasi działacze. Dają samochody, sprzęt do nagłośnienia – wylicza polityk Konfederacji.

A jednak wątpliwości pozostają, a na pewno ma je polityczna konkurencja.

– Będzie musiał się wytłumaczyć z finan­sowania swojej kampanii i z jej rozmachu, bo prowadził ją jeszcze przed tym, jak kampania oficjalnie wystartowała. A ja chciałbym wiedzieć, skąd on ma na to wszystko pieniądze, i chyba nie tylko ja. Widzieliśmy różne rzeczy w Rumunii, widzieliśmy różne rzeczy w innych miejscach – twierdzi Hołownia.

Konfederacja przez większość kampanii sięgała też po rozwiązania na granicy prawa, a dokładniej wykorzystywała dziury w prawie wyborczym. Mentzen ma oczywiście swoją stronę wyborczą, a na niej prośbę o wpłaty na kampanię. Kwoty dowolne, byle nie przekraczać tegorocznego limitu dla osoby fizycznej: to 69,9 tys. zł. Dane do przelewu pozwalają wpłacić środki na komitet wyborczy. Ale jeszcze niedawno w tym samym miejscu widniał numer konta Fundacji Powrót Wolności, która jest związana z Mentzenem. To przez nią lider Konfederacji finansował swoją kampanię.

Prezeską fundacji jest od marca 2023 r. Marta Stempniewska, równocześnie szefowa Pubu Mentzen oraz Eventspot, wiceprezeska w Kancelarii Mentzen i w firmie Mentzen. Nie ma jej tylko we władzach Browaru Mentzen i Mentzen Legal. Wszystkie te firmy są zarejestrowane pod jednym adresem w Toruniu. Zbieranie pieniędzy na konto fundacji ma o tyle sens, że wpłaty na partię muszą być rejestrowane, wpłaty na fundację nie. W dodatku na partię może wpłacić wyłącznie osoba fizyczna i to jedynie określoną przepisami kwotę, na fundację może wpłacić także firma i to tyle, ile będzie chciała. Fundacja Powrót Wolności finansowała – co opisało OKO.press – na przykład reklamy Mentzena w mediach społecznościowych. Przez trzy miesiące wydała na to prawie pół miliona złotych. To też niezły dodatek do kampanii.

Jeśli chodzi o wpłaty na partię, to Nowa Nadzieja (tak nazywa się partia Mentzena) nie ma zbyt wielu hojnych sponsorów. W 2023 r. miała jednego – Sławomira Mentzena, który wpłacił 50 tys. W 2024 r. było to pięć osób, w tym roku nie wpłacił jeszcze nikt. Konfederacja też raczej nie ma majętnych wspierających. W 2025 r. brak jest wpłat powyżej 10 tys. zł. A przynajmniej tak napisano na stronie Konfederacji. W poprzednich latach wpłacali głównie kandydaci na posłów i europosłów. W zeszłym roku najbardziej hojny był Konrad Berkowicz – 55 tys. zł.

To, co możemy jeszcze sprawdzić, to rozliczenia partii z poprzednich lat i rozliczenia kampanii wyborczych. Kampania Krzysztofa Bosaka pięć lat temu kosztowała niecałe 2 mln zł, zdobył trochę poniżej 7 proc., czyli ponad 1 mln 300 tys. głosów. Największy wydatek to materiały wyborcze, na które poszło ponad 780 tys. (w tym ponad pół miliona na plakaty) i 400 tys. na wynajęcie sal na spotkania. W tym samym czasie Andrzej Duda wydał ponad 28 mln, żeby zwyciężyć po raz drugi.

Kampania parlamentarna Konfederacji z 2023 r. kosztowała 11 mln. Partia wprowadziła do Sejmu 16 posłów. Ponad 4 mln 600 tys. wydano na materiały reklamowe, w tym ich publikację w internecie. Żadnego z tych rozliczeń PKW nie zakwestionowała. Zakwestionowała dwa rozliczenia Konfederacji. W 2019 r. komisja wyborcza uznała, że część darowizn, jakie otrzymała partia, pochodziła od osób prawnych, a zgodnie z polskim prawem partie mogą być finansowane wyłącznie przez osoby fizyczne.

Także w 2019 „Fakt” ujawnił taśmy ze spotkania liderów partii KORWiN (pod taką nazwą startowała wtedy Konfederacja), z których wynikało, że politycy prowadzili rozmowy o podziale subwencji, co było niezgodne z prawem. Konfederacja odpowiedziała, że to były tylko scenariusze rozpatrywane ­teoretycznie.

„Opublikowane zapisy nielegalnie nagranych rozmów liderów Konfederacji po raz kolejny ośmieszają autorów akcji propagandowej wymierzonej w nasz komitet (…). Jak wynika z nagrań, rozmowa dotyczyła finansowania kampanii w przypadku formuły startu polegającej na wykorzystaniu komitetu wyborczego partii KORWiN, a co za tym idzie, z wykorzystaniem przysługujących tej partii pieniędzy pochodzących z subwencji” – oświadczyła Konfederacja.

W tym roku PKW zakwestionowała rozliczenie Konfederacji za zeszłoroczne wybory do Parlamentu Europejskiego. Sprawozdanie zostało złożone 11 godzin po terminie, a w dodatku pełnomocnik finansowy wiedział, że składa je z opóźnieniem, bo dołączył do formularza wyjaśnienie. A zatem to nie jakiś tajemniczy błąd systemu, tylko po prostu spóźnienie. Dalej znalazły się przepływy finansowe, które nigdy nie powinny się w rozliczeniu partyjnej kasy znaleźć. Jak chociażby parędziesiąt złotych za alkohol. Niby niewiele, ale prawo jest jasne – nie opłaca się alkoholu na spotkaniach z pieniędzy partii. Następnie niespłacone zobowiązania, które partia uznaje za spłacone.

„Komitet wykazał w sprawozdaniu zobowiązania niespłacone na ostatni dzień okresu sprawozdawczego, inne niż z tytułu kredytu, w wysokości 484 875,40 zł. W odpowiedzi Pełnomocnika Finansowego Komitetu na pytania Państwowej Komisji Wyborczej oświadczył on, że wszystkie zobowiązania ujęte w wykazie zostały uregulowane, jednakże nie przedłożył jakiegokolwiek potwierdzenia czy dowodu potwierdzającego to” – pisze PKW.

To wszystko razem sprawiło, że Konfederacja może stracić i subwencję, i dotację – w sumie 26 mln zł. Pełnomocnik finansowy, który spóźnił się z rozliczeniem kampanii w 2024 r., teraz też jest pełnomocnikiem finansowym kampanii. Tylko teraz wszyscy patrzą mu już na ręce. Co ciekawe, Konfederacja nie zaciąga kredytu na kampanię, jak robi to większość partii.

Sławomir Mentzen jest jednym z najbogatszych posłów. Z jego oświadczenia majątkowego wynika, że największą część zasobów ma ulokowaną w ponad 33 bitcoinach. Miał je kupić 12 lat temu, kiedy wartość jednego była równa mniej więcej 600 dol. Obecnie to ponad 81 tys. dol. za sztukę. Stąd w oświadczeniu majątkowym kandydata na prezydenta ponad 5 mln zł. Kolejne 2 mln – zgodnie z oświadczeniem – ma w innych kryptowalutach.

Mentzen wymienia też cztery spółki, w których władzach zasiada, ale w 2023 r. nie osiągnął z tego tytułu żadnego dochodu. Zarobił za to, i to sporo, w Kancelarii Mentzen – prawie 2 mln 800 tys. zł. Ma też dwa kredyty hipoteczne, ale znacznie większe kwoty pożyczył osobom prywatnym. Są one winne Mentzenowi ponad 3,5 mln zł.

Ze wszystkich złożonych przez Konfederację rozliczeń wynika, że partia rzeczywiście opanowała sztukę robienia taniej kampanii. Nie wynajmuje sal, nie organizuje wielkich konwencji, nie kupuje tradycyjnych reklam. Przeniosła całą swoją komunikację z wyborcami do internetu, a to nieustannie znacznie mniejsze koszty niż bloki reklamowe w tradycyjnych mediach.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version