— Węgry nie są lojalnym członkiem NATO, czego najlepszym dowodem było opóźnianie wejścia Szwecji do paktu — twierdzi węgierski dziennikarz śledczy. Brak zaufania do Orbána opiera się też w dużej mierze na spekulacjach dotyczących jego relacji z Putinem i polityki Węgier wobec Ukrainy. Nikt jednak nie złapał żadnego Węgra na gorącym uczynku.
Węgry jako ostatni kraj Sojuszu zgodziły się formalnie na przystąpienie Szwecji do NATO. W węgierskim Zgromadzeniu Narodowym za ratyfikacją głosowała cała rządząca koalicja i opozycja. Przeciwko było tylko sześciu deputowanych skrajnie prawicowej i ultranacjonalistycznej partii Ruch Naszej Ojczyzny (Mi Hazank).
Dokumenty ratyfikacyjne czekały w węgierskim parlamencie od połowy lipca 2022 r., a sam proces był przeciągany do granic możliwości pod różnymi pozorami. Wywołało to irytację nie tylko w Sztokholmie, ale i w Waszyngtonie. Eksperci, dyplomaci oraz politycy z krajów NATO zaczęli stawiać wprost fundamentalne pytanie, czy orbanowskie Węgry są rosyjskim koniem trojańskim w Sojuszu?
Węgierska ruletka
Za opóźnienie procesu ratyfikacji odpowiedzialny był Viktor Orbán, bez którego rządząca większość nie kiwnie nawet palcem. Węgry najpierw sprytnie chowały się za Turcją, która też bardzo długo zwlekała z ratyfikacją, chcąc wytargować różne ustępstwa od Szwecji i USA, ale kiedy pod koniec stycznia parlament w Ankarze zaaprobował nagle wejście Szwecji, Orbán był zaskoczony.
Gabor Miklos, publicysta niezależnego tygodnika „Jelen”, mówi mi, że węgierski premier wpadł w pułapkę, którą sam na siebie zastawił. — Obiecywał, że Węgry nie będą ostatnim krajem, który ratyfikuje akcesję Szwecji, ale kiedy Turcja dostała od Amerykanów zgodzę na zakup F-16, został na lodzie.
Szantaż w sprawie rozszerzenia NATO był jednym z największych błędów węgierskiego premiera w polityce zagranicznej. Zwlekając 19 miesięcy z ratyfikacją wejścia Szwecji do NATO, Orbán nic nie ugrał, zszargał za to doszczętnie i tak nie najlepszą reputację Węgier jako lojalnego członka sojuszu północnoatlantyckiego.
— Węgry nie są lojalnym członkiem NATO, czego najlepszym dowodem było właśnie przeciąganie w czasie ratyfikacji szwedzkich instrumentów akcesyjnych, a tym samym opóźnienie wejście Szwecji do paktu — mówi mi węgierski dziennikarz śledczy Szabolcs Panyi, który wielokrotnie pisał o tym, jak rosyjskie służby panoszą się na Węgrzech. Ambasador USA w Budapeszcie David Pressman nie raz krytykował rząd węgierski za tę zwłokę, wytykając Orbánowi bliskie związki z Putinem. Cierpliwość stracił senator Ben Cardin, przewodniczący wpływowej senackiej Komisji Spraw Zagranicznych. Na początku stycznia powiedział wprost, że „Węgry są najmniej wiarygodnym sojusznikiem NATO” i że Stany Zjednoczone powinny rozważyć nałożenie sankcji na Budapeszt, wraz z zawieszeniem amerykańskiego programu bezwizowego dla obywateli Węgier.
Oczywiście sankcje są tzw. opcją atomową, po którą Waszyngton raczej nie sięgnie. Węgier, przynajmniej oficjalnie, nie można też ukarać za nielojalność w ramach NATO. Sojusz Północnoatlantycki nie przewiduje bowiem możliwości zawieszenia jakiegoś członka w prawach albo tym bardziej wyrzucenia go z NATO. — Sojusz nie ma czegoś takiego jak Artykuł VII w Traktacie o UE, który pozwala odebrać na jakiś czas prawo głosu — mówi mi jeden z byłych urzędników NATO, który w kwaterze główniej paktu pracował ponad 20 lat. — Poza tym NATO działa na zasadzie jednomyślności, więc Węgry mogłyby zawsze sprzeciwić się jakiejkolwiek decyzji wymierzonej w ten kraj — tłumaczy.
Nasz rozmówca przyznaje, że w przeszłości w NATO bywały kryzysy zaufania np. w stosunku do dyktatury wojskowej w Grecji czy autorytarnych rządów w Portugalii do czasu Rewolucji Goździków w 1974 r., ale nigdy nie było sytuacji, w której sojusznicy mieliby tak poważne zastrzeżenia do jednego z członków, który w powszechnym mniemaniu idzie na pasku Rosji. — Na szali jest bezpieczeństwo krajów NATO. Jestem przekonany na granicy pewności, że większość krajów członkowskich od ładnych paru lat nie dzieli się z Węgrami swoimi informacjami wywiadowczymi – mówi.
Węgrzy na cenzurowanym. Nieformalnie
Jak to się dzieje? NATO jest największym sojuszem wojskowym na świecie, ale podobnie jak nie ma swojej armii (wojska państw sojuszu ściśle ze sobą współpracują), nie posiada też swojego własnego wywiadu. Odpowiednie komórki sojuszu zajmuje się więc analizą informacji wywiadowczych dostarczanych przez służby państw członkowskich. Nasz rozmówca tłumaczy, że można sobie wyobrazić, że państwa członkowskie, dostarczające materiały wywiadowcze na potrzeby NATO, robią zastrzeżenie, iż nie chcą, aby dane informacje trafiły do przedstawicieli Węgier. Słowem, nie można wyprosić stałego przedstawiciela Węgier przy NATO z Rady Północnoatlantyckiej albo wojskowego z posiedzenia Komitetu Wojskowego, ale można nie mówić wszystkiego w ich obecności.
Kraje NATO znalazły jeszcze jeden sposób na uniknięcie „wycieku” informacji wywiadowczych. — Z tego, co wiem, jest wiele krajów NATO, które nie uznają Węgier za sojusznika godnego zaufania. Wśród nich są na pewno Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, kraje bałtyckie, Rumunia, Czechy, od zmiany rządu Polska, a także ci spośród członków paktu, którzy są mocno zaangażowani w pomoc wojskową dla Ukrainy albo podchodzą poważnie do zagrożenia ze strony Moskwy — tłumaczy mi Szabolcs Panyi. Zaraz potem dodaje, że w NATO istnieje wewnętrzny krąg krajów, które poza strukturami i procedurami sojuszniczymi na zasadzie dwustronnej, dzielą się między sobą informacjami wywiadowczymi dotyczącymi rosyjskich siatek szpiegowskich w Europie albo wrażliwymi raportami swych służb z frontu w Ukrainie. — Węgry są poza tym kręgiem — mówi publicysta.
Panyi w ten oto sposób tłumaczy, dlaczego sojusznicy nie odkrywają swych kart przed Budapesztem: — W krajach NATO agencje wywiadowcze są, jak wiadomo, nadzorowane przez rządy, a ich zadaniem jest analizowanie informacji na potrzeby tych, którzy podejmują decyzję. Jeśli więc węgierskie służby dostawałyby wszystkie poufne informacje wywiadowcze od bratnich agencji w krajach NATO, wcześniej czy później lądowałyby one w formie reportu na biurku premiera Viktora Orbána, który spotyka się wciąż z Władimirem Putinem lub szefa dyplomacji Pétera Szijjártó, który regularnie rozmawia z Siergiejem Ławrowem. Istnieją obawy, trudno powiedzieć czy w pełni uzasadnione, że np. Szijjártó mógłby wygadać się, rozmawiając ze swym rosyjskim odpowiednikiem. Węgierski minister spraw zagranicznych nie ma najlepszej reputacji w Brukseli, choćby dlatego, że nie ukrywa, iż jest dobrym przyjacielem Siergieja Ławrowa. Podsumowując, ponieważ decydenci w NATO nie ufają rządzącym na Węgrzech, nie ufają też węgierskim służbom.
Potwierdza to były dyplomata Sojuszu. Zastrzega jednak, że kraje, które mają najlepsze wywiady, najbardziej wrażliwe informacje przekazują tylko we własnym gronie. Na takiej zasadzie działa w NATO sojusz wywiadów państw Pięciorga Oczu (Five Eyes, FVEY), w skład którego wchodzą USA, Wielka Brytania, Kanada, Australia i Nowa Zelandia. Nasz rozmówca przyznaje, że sojusznicy muszą uważać z sekowaniem Węgrów, bo Sojusz działa na zasadzie jednomyślności, więc Węgry mogłyby próbować blokować jakieś ważne decyzje na forum NATO.
Na początku października kończy się przedłużana już kadencja Jensa Stoltenberga na stanowisku sekretarza generalnego NATO. USA, Wielka Brytania, Francja, Niemcy i kraje Beneluksu namaściły na jego następcę Marka Ruttego. Były premier Holandii w przeszłości bardzo ostro krytykował Orbána za autorytarne zapędy i łamanie unijnych wartości. Nie można więc wykluczyć, że węgierski premier będzie przynajmniej próbował blokować wybór Holendra, co naraziłoby sojusz na potężny wewnętrzny kryzys w czasach wojny, która toczy się u jego granic, kiedy jedność potrzebna jest bardziej niż w okresie pokoju.
Artykuł V po węgiersku
Brak zaufania do Węgier opiera się w dużej mierze na spekulacjach i podejrzeniach dotyczących relacji Orbána z Putinem i polityki Węgier wobec Ukrainy. Nikt jednak nie złapał żadnego Węgra na gorącym uczynku, czyli np. na przekazywaniu natowskich tajemnic Rosji. Poza tym – jak przekonuje mnie Gabor Miklos – współpraca wojskowa Węgier z NATO układa się dobrze i Budapeszt nic tu nie blokuje. Sojuszników bardzo irytuje ta hipokryzja węgierskiego rządu, który korzysta z faktu, iż Węgry są częścią Zachodu, prowadząc przy tym politykę, delikatnie mówiąc, sprzyjającą putinowskiej Rosji.
Celnie ujął to w jednym z wywiadów sprzed kilka miesięcy Thorsten Benner, współzałożyciel i szef wpływowego niemieckiego think tanku Global Public Policy Institute. — Orbán coraz częściej pozycjonuje się jako koń trojański Pekinu i Moskwy przy europejskim [i natowskim —red.] stole. Parafrazując amerykańską dyplomatkę Victorię Nuland, można rzec, że „nocami śpi spokojnie pod kołdrą Artykułu V NATO, podczas gdy za dnia buduje nieliberalne państwo za unijne fundusze”.
Tę węgierską dwoistość jeszcze dosadniej nazwał Ian Bond z londyńskiego Centre for European Reform: — Węgry są w tej chwili wiarygodne tylko w jednym — w swej niewiarygodności jako państwo będące częścią Zachodu.
— Czy Węgry to piąta kolumna Rosji w NATO? — pytam Szabolcsa Panyi’a.
— Jako dziennikarz śledczy badałem również tę kwestię, ale nie mogę stwierdzić z całkowitą pewnością, że tak. Nie mam na to odpowiednio twardych dowodów. Mogę powiedzieć natomiast, że Węgry są jednym z najsłabszych ogniw sojuszu, jeśli chodzi o zagrożenie ze strony Rosji, choć nie jedynym. Tradycyjnie prorosyjski był zawsze Cypr, a po zmianie rządu słabym ogniwem stała się też Słowacja – odpowiada publicysta.
Inny z moich węgierskich rozmówców, Gabor Miklos, przyznaje, że Węgry być może nie są „piątą kolumną” Putina, ale nie zachowują się jak lojalny sojusznik, na którym można by polegać w sytuacji kryzysowej. — Myślę, że gdyby Rosja dopuściła się jakiejś zbrojnej prowokacji np. przeciwko Litwie czy Łotwie, a Sojusz uruchomiłby procedurę z Artykułu V, rząd węgierski nie zareagowałby tak jak większość państw NATO — mówi Miklos.