Prześladują nas dwie wizje średniowiecza, obie skrajnie uproszczone. Jedna to wieki średnie jako czas ciemnoty, zabobonu i przemocy. Druga wyidealizowana – epoki zbudowanej przez etos rycerski i pieśni trubadurów. Jacques Le Goff jak nikt pokazywał, że średniowiecze było inne. I dlaczego jest istotne.
Nie ma innej epoki tak powierzchownie i błędnie widzianej, tak chętnie przywoływanej, gdy trzeba nieprzyjaciół oskarżyć o obskurantyzm i zacofanie. Gdy politycy usiłują zamknąć nas w nacjonalistyczno-katolickim skansenie, wołamy oburzeni „To powrót do średniowiecza!”, nie wiedząc, że późniejsze epoki bywały nie mniej okrutne i obskuranckie.
Jacques Le Goff przez całe długie życie tłumaczył nam fenomen średniowiecza, odkrywał je na nowo, pokazywał wielobarwność, skomplikowanie i piękno, nie zapominając o czarnych kartach. 1 stycznia minęła dokładnie setna rocznica urodzin historyka, zaś 1 kwietnia minie dziesiąta rocznica śmierci Francuza, który oprócz średniowiecza pokochał też Polskę.
***
Urodzić się w Nowy Rok, a umrzeć w prima aprilis mógł tylko człowiek wybitny i dowcipny zarazem.
Był agnostykiem i antykomunistycznym socjalistą, ale życie poświęcił na badanie świata, w którym nie istniało nic ważniejszego niż Bóg. Był Francuzem do szpiku kości, ale przyjaźnił się z polskimi mediewistami: Manteufflem, Gieysztorem, Geremkiem, Samsonowiczem. Ożeniony z Anną Dunin-Wąsowicz, której po jej śmierci w 2004 r. poświęcił wzruszającą książkę, uznał Polskę za swą drugą ojczyznę. Jedyne, co zarzucał Polakom, to zamiłowanie do czerwonego barszczu, bo nie cierpiał buraków. Ale za to heroicznie uczył się języka polskiego. „Z Hanką”, opowieść o ukochanej żonie, z którą Le Goff spędził 42 lata, jest także obrazem Polski widzianej okiem Francuza.
***
Był najsłynniejszym przedstawicielem nowatorskiej generacji historyków, zwanych „szkołą Annales” – od nazwy naukowego pisma „Annales d’histoire économique et sociale”, założonego przez Marca Blocha i Luciena Febvre’a w 1929 r. Francuzi ze „szkoły Annales” pierwsi zwrócili uwagę na dzieje jako długotrwały proces przemian społecznych i kulturowych, nie zaś wyłącznie historię wojen, bitew, dynastii i zmian granic. Kolejne pokolenie „Annales”, do którego należeli m.in. Le Goff i Georges Duby, dokonało prawdziwej zmiany w postrzeganiu historii, ale także w pisaniu o niej. Chcieli jako pierwsi opisywać „historię totalną”. Le Goff i Duby potrafili pisać przystępnie, potoczyście, niemal gawędziarsko, zrywając z akademickim językiem śmiertelnej powagi i niezliczonych przypisów.
Najsłynniejszą książką Le Goffa jest pomnikowa dla mediewistyki „Kultura średniowiecznej Europy”, wspaniały fresk ukazujący nasz kontynent od najazdów barbarzyńców po schyłek XIII w., gęsty od faktografii, a wciągający jak powieść przygodowa. Poprzez kulturę rozumiał on nie tylko sztukę, literaturę, fenomen gotyckich katedr, ale całe życie społeczne, prywatne, handlowe, pisząc o takich rzeczach jak ciało, pieniądz, wyobraźnia średniowieczna czy perypetie prywatne królów i świętych.
Jedną z jego pierwszych książek byli „Intelektualiści w średniowieczu”, co brzmi bluźnierczo, bo intelektualista w naszym rozumieniu tego słowa narodził się dopiero przy okazji sprawy Dreyfusa. Tymczasem Le Goff widział narodziny intelektualistów już w XII w., za ich pierwowzór biorąc goliardów – poetów, włóczęgów i kontestatorów norm moralnych, a także pokazując modelową parę intelektualistów, czyli Abelarda i Heloizę, aż po wiek XIII, gdy kaskadowo powstawały uniwersytety. To wszystko stało się dzięki rozwojowi miast, a właściwie całego Zachodu, jaki nastąpił w najlepszym, według Le Goffa, okresie, czyli w latach 1150-1250.
***
Prześladują nas dwie wizje średniowiecza, obie skrajnie uproszczone: jedna to wieki średnie jako czas ciemnoty, zabobonu i przemocy, druga wyidealizowana, jako epoka zbudowana przez etos rycerski i pieśni trubadurów. Czarny PR średniowieczu robiło oświecenie, ze swoją niechęcią do religii i Kościoła, zaś późniejszy romantyzm uwznioślał średniowiecze, patrząc na nie przez pryzmat nastrojowych ruin i wzniosłych emocji.
Za daty graniczne średniowiecza uznaje się rok 476, czyli upadek Cesarstwa Zachodniorzymskiego, i 1492 r., czyli odkrycie Ameryki przez Kolumba oraz koniec rekonkwisty, gdy wygnano Maurów z Półwyspu Iberyjskiego. Albo rok 1453, czyli upadek Konstantynopola zdobytego przez Turków, a wraz z nim koniec Bizancjum.
Tymczasem Le Goff zanegował nawet te encyklopedyczne daty, przeciągając średniowiecze o kilkaset lat, aż do wybuchu rewolucji francuskiej oraz rewolucji przemysłowej w Anglii. Jego średniowiecze rozciągało się na kolejne epoki, znane nam jako renesans, barok, oświecenie, aż po ostateczny koniec systemu feudalnego.
Ta periodyzacja, do jakiej się przyzwyczailiśmy, była wynikiem rozwinięcia się edukacji w XIX w., bo należało uczniom i studentom wbić do głów daty, porządkując ich wiedzę o przeszłości. Ale jeśli nawet odrzucimy pomysł Le Goffa, rozciągający średniowiecze aż po koniec XVIII w., i zostaniemy przy latach 476-1492, to mamy epokę trwającą ponad tysiąc lat! Tysiąc lat, przez które nic się nie zmienia, i jest to czas albo fanatyzmu religijnego i obskurantyzmu obyczajowego, albo rycerzy, księżniczek i trubadurów? Niedorzeczność. Średniowiecze zmieniało się, pulsowało, wpadało w czarne dziury, przechodziło też swoje odrodzenia – renesans karoliński w VIII-IX w. czy renesans XII w., gdy nastąpił rozwój świeckiego szkolnictwa oraz literatury. Przy okazji dopiero w XII w. pojawiła się idea czyśćca, wcześniej nieistniejąca w chrześcijaństwie, której Le Goff poświęcił osobne dzieło „Narodziny czyśćca”. Czyściec zresztą występuje wyłącznie w katolicyzmie, nie znają go inne wyznania chrześcijańskie.
***
Le Goff uznał, że średniowiecze nie było epoką historyczną, ale stworzyło własną cywilizację, tak jak istniała cywilizacja grecko-rzymska, egipska i cywilizacje mezopotamskie. Cała jego twórczość to nie tylko rehabilitacja średniowiecza, pokazywanie jego złożoności, wielobarwności, obalanie mitów i walka ze stereotypami, ale udowadnianie, że istniało właśnie coś takiego jak „Cywilizacja średniowiecza”.
Francuz obalił też mit milenijny, wedle którego w roku 1000 powszechnie bano się końca świata – ów lęk został wymyślony przez romantyzm, tworzący zmistyfikowany obraz tamtych czasów. Poza tym w roku 1000 wyłącznie garstka ludzi wiedziała, że żyje w roku 1000. To nie znaczy, że nikt nie czekał na koniec świta, całe średniowiecze było przesiąknięte millenaryzmem – potępianym zresztą przez Kościół – wyczekującym wypełnienia się Apokalipsy św. Jana i nadejścia Królestwa Bożego. W symbolicznym roku 1000 nie zdarzyło się jednak nic wielkiego (nasz zjazd gnieźnieński to epizod), ale w jego okolicach nastąpił ogromny rozwój gospodarki, ekonomii, rolnictwa, budowania zamków, wzmacniania się rycerstwa. Ten czas Georges Duby, autor olśniewającego „Czasu katedr”, umiejscowił w datach 980-1240.
Sformułowania „wieki średnie” pierwszy użył żyjący w XIV w. Francesco Petrarca, autor „Sonetów do Laury”, widząc w kulturze grecko-rzymskiej najwspanialszy okres ludzkości, po którym przyszło barbarzyństwo, ciemnota, upadek kultury. Petrarka dał podwaliny pod nadejście renesansu, ale człowiek żyjący w renesansie nie miał pojęcia, że żyje w renesansie. Podobnie jak ten żyjący w średniowieczu nie wpadł nigdy na to, że żyje w średniowieczu. Według Le Goffa renesans nie jest niczym innym, jak tylko kolejnym etapem trwania średniowiecza, jego ewolucją, nie zaś nową epoką. Przed końcem XVII w. nie mówiono szerzej o „średniowieczu”, jeśli już to raczej o „feudalizmie”, za to w Anglii wykuto określenie „wieki ciemne” (Dark Ages). Owszem, można od biedy mówić o „wiekach ciemnych” na określenie pierwszych 500 lat średniowiecza, od roku 500 do 1000, ale wyłącznie z powodu skąpych źródeł i materiałów, a same czasy imperium Karolingów już zaprzeczają legendzie o tym, że przed rokiem tysięcznym istniała wyłącznie czarna noc przemocy i zdziczenia.
Wiek XIX, głównie dzięki literaturze, w tym powieściom Waltera Scotta „Ivanhoe” i Victora Hugo „Katedra Marii Panny w Paryżu” (znana też jako „Dzwonnik z Notre-Dame”) nadał średniowieczu blasku, tworząc stereotyp tamtych czasów, równie nieprawdziwy. To lektura Scotta i Hugo w młodości spowodowała, że Le Goff wsiąkł w średniowiecze. A w wieku studenckim zafascynował się dokonaniami Blocha, ojca założyciela „Annales”, który to postulował, by tradycyjną historiografię zastąpić antropologią historyczną.
***
Le Goff nie był zimnym naukowcem mrówczo referującym źródła i zabytki piśmiennictwa. Jego polemiki z klasycznymi historykami oznaczały się pasją, wręcz tłumioną złością, gdy XVIII-wiecznych wrogów średniowiecza podsumował pogardliwie „erudyci nazwani oświeconymi”. Miał tu na myśli głównie Woltera, klinicznie nienawidzącego „brutalnego barbarzyństwa i absurdu” tamtych czasów. Le Goff przeciwstawił się przekonaniu, że średniowiecze odrzuciło w całości dorobek starożytnych filozofów i artystów oraz rozum na rzecz rozgorączkowanej emocjonalności, głównie religijnej.
Czyż my też nie żyjemy wciąż w takim uproszczonym wizerunku średniowiecza? Poproście znajomych o kilka szybkich skojarzeń ze słowem „średniowiecze”. Ich odpowiedzi możemy sobie wyobrazić: biczownicy, krzyżowcy, palenie na stosie, głód, brud i nędza oraz fanatyzm religijny. Deprecjonowanie średniowiecza poszło tak daleko, że późniejsze epoki, szczególnie te powracające do wzorców antycznych, wręcz zarzucały średniowieczu brak wrażliwości estetycznej i powszechnie panującą brzydotę. W walce z tymi, którzy uznali średniowiecze za czas brzydoty, Le Goff sięgnął nawet po takiego sojusznika jak Umberto Eco z jego książką „Sztuka i piękno w średniowieczu”. Ktoś ma zamiar polemizować z autorem „Imienia róży”?
Aż wstyd przypominać, że w średniowieczu powstały arcydzieła literatury jak „Boska komedia” Dantego, „Opowieści kanterberyjskie” Chaucera, „Dekameron” Boccaccia, „Powieść o Róży” de Lorrisa i de Meunga, „Wielki Testament” Villona… Tworzyły wówczas wielkie pisarki i myślicielki, jak Hildegarda z Bingen, Marie de France czy Heloiza. Le Goff zresztą stanowczo mówił, że pozycja kobiety w średniowieczu – zarówno jeśli chodzi o władzę świecką, jak i pozycję w świecie religii – była nieporównywanie lepsza niż w wieku XIX, gdy rozwinęło się mizoginiczne mieszczaństwo i kapitalizm. Zasługa w tym rozwijającego się kultu maryjnego i uczynienia w średniowieczu z Matki Boskiej „czwartej osoby w Trójcy Świętej”. Równolegle średniowiecze wpadło w kompletną obsesję na punkcie cielesności i grzechu, doprowadzając mężczyzn do impotencji, a kobiety do oziębłości.
***
Epoki nie zmieniały się z poniedziałku na wtorek ani nawet z roku na rok, ale zawsze był to proces rozciągnięty na co najmniej dekady, a średniowiecze z renesansem współtrwały i ścierały się ze sobą. Stąd zresztą koncepcja „długiego trwania” wprowadzona przez „Annales”, spowodowana przekonaniem, że procesy społeczne zachodzą w długich okresach czasowych. Czy słynny „Młot na czarownice”, podręcznik napisany w 1486 r. przez inkwizytorów Kramera i Sprengera, przynależy wciąż do średniowiecza czy już do renesansu? Le Goff z upodobaniem przywoływał zdania z innych historyków, jak to z książki „Renaissance People” Davisa i Lindsmithsa: „Pogromy, inkwizycja i millenarystyczne ruchy religijne w czasach renesansu miały większy zasięg niż w średniowieczu”.
Le Goff stał nawet na stanowisku, że zmarły w 1616 r. Szekspir był pisarzem średniowiecznym, ponieważ żył w średniowiecznej przestrzeni, rzeczywistość wokół niego, czy w Stratfordzie, czy Londynie, nie zmieniła się od czasów średniowiecznych, szkoły i handel działały według średniowiecznych zasad, życie prywatne, społeczne, rozrywka wciąż były średniowieczne, a najsłynniejsi bohaterowie Szekspira byli postaciami z głębi wieków średnich.
Le Goff potrafił szokować w bardzo kulturalny sposób. W swojej ostatniej, napisanej na rok przed śmiercią książce „Czy naprawdę trzeba dzielić historię na epoki?” zawarł tak odważne zdania: „W XVI w., a praktycznie aż do połowy XVIII w., nie zaszły na polu ekonomicznym, politycznym, społecznym ani kulturowym żadne fundamentalne zmiany”. Ale jak to? A wojna trzydziestoletnia? A walka z Imperium Osmańskim? O wojnach Rzeczypospolitej trwających przez cały XVII w. nie wspominając z typowo polskiej skromności? No i tu właśnie objawia się „szkoła Annales” w całej swojej krasie – dla Le Goffa najważniejsze były zmiany „na polu ekonomicznym, politycznym, społecznym, kulturowym”, a nie bitwy, kampanie i wodzowie. To, że w XIII w. upowszechniły się zasady dobrego zachowania przy stole, zrezygnowano z używania wspólnej łyżki i talerza, wymagano umycia rąk przed posiłkiem oraz wypowiedziano wojnę pluciu w czasie posiłków, było dla Francuza nie mniej ważne niż to, że w tym czasie odbyły się ostatnie wyprawy krzyżowe, a Mongołowie osiągnęli największą potęgę w dziejach.