Projekt Warszawa stał przed rewanżowym spotkaniem z Vero Volley Monza przed wielką szansą na zdobycie pierwszego trofeum w swojej historii. W pierwszym meczu podopieczni Piotra Grabana pokonali włoską ekipę 3:1, a to oznaczało, że do zdobycia Pucharu Challenge potrzebowali dwóch wygranych setów na terenie rywala. Zdecydowanie było to do wykonania.
Pierwszy set trzymał w napięciu
Inauguracyjna partia nie zaczęła się najlepiej dla polskiego zespołu. Było ewidentnie widać, że warszawianie mieli problem z odpowiednim przyjęciem. Serwisem bombardował choćby Gianluca Galassi. Po pierwszym fragmencie gry drużyna z Monzy prowadziła 11:7. Od tamtego momentu jednak Projekt stopniowo rósł.
Wystarczy powiedzieć, że odblokował się Artur Szalpuk. Nie dość, że potrafił kończyć trudne, wysokie piłki, to jeszcze świetnie spisywał się w bloku. Poziomem do Polaka dostosował się Kevin Tillie, blokując skutecznie Arthura Szwarca. Minęło zatem raptem kilka minut, a na tablicy świetlnej widniał wynik 17:17. Potem oglądaliśmy prawdziwą wojnę nerwów ze wskazaniem na Projekt. Warszawianie mogli wygrać pierwszego seta 25:23, lecz gospodarze zabrali challenge, sugerując, że jeden z siatkarzy polskiej drużyny dotknął siatki. Sędziowie ku zaskoczeniu graczy Projektu wskazali punkt dla Monzy. Na szczęście co się odwlecze, to nie uciecze. Nasz zespół wygrał partię 27:25.
Prawdziwa dominacja i przyklepanie trofeum
Po pierwszym secie Projekt przystąpił do drugiej niezwykle nabuzowany. Zaczęło się od czterech akcji punkt za punkt, ale potem siedem „oczek” z rzędu wywalczyli podopieczni Grabana! To był koncert gry. W bloku szalał Jurij Semeniuk, inni zawodnicy także świetnie blokowali. W ataku wciąż swoje robił Szalpuk, a razem z nim do spółki Bartłomiej Bołądź. Od stanu 9:2 dla Projektu gracze z Monzy nie mogli znaleźć sposobu na zminimalizowanie strat.
Nawet zmiany nic nie pomagały. Bołądź i spółka natomiast wciąż robili swoje. Niesamowity był Semeniuk, który tam gdzie skakał, to blokował. Po zatrzymaniu Takahashiego przez Bołądzia na 22:12 było jasne, że tylko kataklizm zabierze Projektowi trofeum. Warszawianie udźwignęli emocje do końca seta, wygrywając go 25:16. Już po dwóch setach zapewnili sobie wygraną w Pucharze Challenge!
Trzeba było dokończyć mecz na luzie
Trener Graban, wiedząc że jego zespół ma zapewniony Puchar Challenge, od trzeciego seta dał szansę gry zmiennikom. To wpływało na wynik. Choć goście zaczęli od prowadzenia 3:1 i szaleństwa Semeniuka w bloku, który został na placu gry, to potem Projekt nie kończył akcji. Problem z tym miał choćby Linus Weber. To sprawiało, że Monza uzyskała kilkupunktową przewagę (10:5). Włosi nie zatrzymywali się i powiększali różnicę. Ostatecznie wygrali seta bez historii z rezultatem 25:17.
Czwartą partię warszawianie rozpoczęli lepiej. Na zagrywce rozhulał się Igor Grobelny. Wróciła dobra praca w bloku. Wciąż na boisku przebywał niezmordowany Semeniuk. Gospodarze mieli pewne problemy, co sprawiało, że wynik był na styku (13:13). Później dwa punkty z rzędu dołożył Projekt i zrobiło się naprawdę ciekawie. Oba zespoły wyglądały, tak jakby chciały ten mecz zakończyć. Projekt był już spełniony, a Monza nie miała szans na trofeum.
Gdy wydawało się, że warszawianie zmierzają po zwycięstwo w partii, to przez błędy w ataku uciekły nieco punkty i Włosi wyrównali stan seta. Wtedy jednak znów do akcji wkroczyła kapitalna obrona siatkarzy polskiej drużyny. To pomogło w realizacji kontr i wyjściu na prowadzenie 23:21. Tym razem Projekt nie dał sobie odebrać przewagi i wygrał cały mecz 3:1. Kapitalna sprawa! To był fenomenalny dwumecz dla ekipy Piotra Grabana.