Przypomnijmy, że w pierwszym spotkaniu ćwierćfinałowym Ligi Mistrzów Jastrzębski Węgiel przegrał na wyjeździe z Gas Sales Daiko Piacenzą 2:3. To był festiwal nieskuteczności drużyny mistrza Polski, która na szczęście osiągnęła jeszcze na tyle dobry wynik, że w rewanżu potrzebowała do wyeliminowania rywala zwycięstwa 3:0 lub 3:1. Wygrana po pięciu partiach oznaczałaby walkę o przepustkę do półfinału w złotym secie.
Mało oznak słabości na starcie
Na początku pierwszej partii jastrzębianie mieli minimalną przewagę nad włoską drużyną. To zasługa m.in. asa serwisowego Norberta Hubera, czy też widowiskowej kiwki Benjamina Toniuttiego. Piacenza jednak potrafiła szybko doskakiwać do zespołu mistrza Polski. Ci natomiast znów odpowiadali zagrywkę, gdzie pierwsze skrzypce grał Tomasz Fornal. Przy stanie 12:9 dla gospodarzy trener Piacenzy pierwszy raz poprosił o czas. To dało efekt, ponieważ znów Włosi dogonili Jastrzębski Węgiel (15:15).
Później to Tomasz Fornal i spółka wytrzymali presję. Przez chwilę było nawet 22:17. To był efekt niefrasobliwości Włochów i sprytu gospodarzy. Przykładowo jedną z akcji Rafał Szymura wygrał, przepychając piłkę przy siatce. Wtedy wydawało się, że zwycięstwo w partii będzie formalnością, ale Piacenza jeszcze trochę powalczyła. Wykorzystywała kontry, zmniejszyła stratę, ale ostatnie słowo należało do podopiecznych Marcelo Mendeza. Jurij Gladyr skończył atak ze środka i tym samym nasz zespół zwyciężył na inaugurację 25:22.
Szaleńcza pogoń i wygrana końcówka
Drugi set rozpoczął się od gry punkt za punkt, ale potem Piacenza odskoczyła na trzy „oczka”, prowadząc 8:5. Gospodarze się nieco pogubili, co było widać w szalonej wystawie Toniuttiego dla Gladyra, gdzie ten drugi nawet nie trafił w piłkę. Kolejne akcje także nie do końca potoczyły się po myśli jastrzębian i przegrywali oni już 10:14. Powoli jednak zła karta zaczęła się odwracać, bo goście z Piacenzy zaczęli popełniać błędy.
Jastrzębski Węgiel zdobył trzy punkty z rzędu, a do remisu doprowadził w momencie bloku Fornala na Lealu. Wtedy na tablicy świetlnej widniał rezultat 16:16. I tak remis się utrzymywał do stanu 21:21, a potem Piacenza zdobyła dwa punkty z rzędu. Najpierw Patry zepsuł zagrywkę, a potem Lucarelli skończył kontratak. Szybko jednak straty zostały odrobione po poprawnych atakach Szymury oraz Sclatera. W końcówce goście nie wytrzymali ciśnienia! Mieliśmy grę na przewagi, którą asem serwisowym zakończył Jurij Gladyr. Jastrzębianie zwyciężyli seta 26:24 i byli o krok od awansu do półfinału Ligi Mistrzów.
Jastrzębski dopełnił formalności
Już w pierwszej fazie trzeciej partii podopieczni Mendeza wypracowali sobie kilkupunktową przewagę (7:3). To efekt choćby udanych ataków Fornala, czy też asa serwisowego Patry’ego. Gdy dodamy do tego pojedyncze błędy Włochów, to dawało to nadzieję, że wynik uda się dowieźć do końca. Po chwili Patry znów o sobie przypomniał, kończąc kontrę, a Szymura zaserwował asa. To był prawdziwy koncert, co potwierdzał wynik (10:4). Następnie obie ekipy wymieniły się błędami na zagrywce, ale to Piacenza musiała się tym martwić, bo to ona potrzebowała odrabiać straty.
Mogłoby się wydawać, że naszpikowana gwiazdami ekipa gości, zapomniała jak się gra w siatkówkę. Siatkarze popełniali bowiem proste błędy w ataku. Do tego choćby Lucarelli fatalnie spisywał się na zagrywce. Ale to nie był nasz problem. Jastrzębski Węgiel dążył do zwycięstwa. To było najważniejsze. Nawet kiedy na środku przebudził się Alonso, to odpowiednimi atakami punkty zdobywali też mistrzowie Polski. Później wkradło się nieco rozluźnienia w Jastrzębskim i ze stanu 20:12 zrobiło się 20:16. Później nie było lepiej. Sporo piłek przechodziło na stronę rywali, a ci odżyli, doprowadzając nawet do wyniku 21:20 z perspektywy gospodarzy.
Ostatecznie jastrzębianie wygrali trzeciego seta 25:21, bo w najważniejszym momencie odzyskali koncentrację. Był udany atak Fornala i as. Mieliśmy też pomyłkę Lucarelliego. Mistrzowie Polski awansowali tym samym do półfinału Ligi Mistrzów. To był kapitalny mecz w ich wykonaniu i należą im się wielkie brawa, choć w trzeciej partii przysporzyli trochę nerwów kibicom.