Grzegorz ma kilkanaście tys. zł długu, Patryk 40 tys., Martyna ponad 50. W spiralę pożyczek wpadli bardzo szybko, a ich konsekwencje będą ponosić jeszcze przez wiele lat.
Patryk pierwszą pożyczkę wziął w 2022 r. Niewielką, na kilkaset zł. Szybko chciał ją spłacić, tylko że odsetki narosły. — Musiałem wziąć kolejną. Na początku to były niewielkie kwoty, np. pożyczka 300 zł, do oddania 420, ale za każde opóźnienie trzeba dopłacić było jeszcze 100 zł — mówi. A opóźnienia niestety się zdarzały. Najpierw małe, potem coraz większe i częstsze.
— Dobierałem coraz większe kwoty, żeby spłacić długi i mieć na swoje potrzeby i tak się zaczął efekt kuli śnieżnej — tłumaczy. W konsekwencji przez kilkanaście miesięcy Patryk zadłużył się na około 40 tys. zł. — W parabankach, przez chwilówki, u znajomych. Były to m.in. pożyczki na samochód, rozrywki oraz nietrafione inwestycje. Miałem stałą pracę, ale nie zarabiałem tyle, żeby starczyło mi na wszystko, czego potrzebuję — wyjaśnia.
Pożyczka na spłatę pożyczki
Szybko przestało starczać też na spłatę rat pożyczek. — Najgorszą rzeczą jest branie pożyczki by spłacić poprzednią chwilówkę. Zapędzamy się wtedy w wir odsetek, które przerastają kilkukrotnie kwotę pożyczoną, co sprawia, że ostatecznie musimy oddać bardzo duże sumy, nawet przy małych pożyczkach — mówi. Patryk nie miał z czego oddać, a firmy, u których się zapożyczył, coraz intensywniej zaczęły upominać się o spłatę zadłużenia. — Bałem się odbierać telefony. Wolałem nie odbierać listów niż czytać kolejne wezwania do zapłaty. Nie chciałem o tym myśleć i uciekałem w imprezy ze znajomymi, mimo braku pieniędzy na nie. Strasznie się wtedy stresowałem — opowiada Patryk.
Chociaż stres towarzyszy mu do dzisiaj, kilka miesięcy temu postanowił spłacić swoje zadłużenia. — Najtrudniej jest zacząć, aby uporządkować i rozplanować proces oddłużania. Nie ukrywam, że największym wyzwaniem było przyznać się przed samym sobą, że popełniło się finansowe błędy. Sytuacja poprawia się stopniowo, choć jest to proces, który wymaga ciężkiej pracy i wielu wyrzeczeń — przyznaje.
Patryk zrezygnował z drogich imprez ze znajomymi. Ma stałą, etatową pracę. — Zacząłem bardziej pilnować wydatków i żyć odpowiedzialniej. Na ten moment po prostu muszę zaciskać pasa i przeznaczać większość wynagrodzenia na spłatę zadłużeń — wyjaśnia. Kiedy brakuje mu pieniędzy, pożycza od znajomych. — Na mały procent lub bez żadnej prowizji. Zdarzało się, że trzeba było pożyczyć dodatkowe pieniądze, jednak trzymam się z daleka od chwilówek. Jestem na etapie oddłużania. Stopniowo krok po kroku staram się regulować ratalnie zaległości — zaznacza.
Jak zadłużają się Polacy?
Krajowy Rejestr Długów podaje, że w kwietniu 2024 r. całkowite zadłużenie konsumentów w Polsce wynosi 44,2 mld zł. Z kolei z raportu InfoDług, przygotowanego przez BIG InfoMonitor i BIK, wynika, że 2,7 miliona Polaków ma niespłacone zobowiązania finansowe. — Pamiętajmy, że ciężko o stuprocentową dokładność danych. Często zdarza się tak, że ktoś już nie może brać na siebie pożyczek, bo jest tak bardzo zadłużony, że prosi o zapożyczenie się innych osób. W konsekwencji biorą pożyczkę dla tej osoby, ale jako dłużnicy figurują oni. Niemniej jednak skala jest dosyć duża — wyjaśnia Anna Gąsiorowska, windykatorka.
Średnie zadłużenie jednego dłużnika w KRD to prawie 21 tys. zł. — W przypadku wszelakich pożyczek konsumenckich, standardowe zadłużenie to właśnie kilkadziesiąt tys. zł. Pracowałam z osobami, które miały po setki tysięcy do miliona długu. Słyszałam też o Polaku, który miał ponad 80 mln zł zadłużenia z pożyczek konsumenckich — mówi ekspertka. Bo, jak zaznacza, zadłużyć się nie jest trudno. — Bardzo łatwo popaść w długi i się od nich uzależnić — tłumaczy. Mechanizm przeważnie jest taki sam. — Pierwszą pożyczkę bierzemy na konkretny cel i tu powinna zapalić się czerwona lampka. Jeżeli nas na coś nie stać, to tego nie kupujemy. Oczywiście poza przypadkami ratowania życia lub zdrowia. Ale jak już na te pożyczki się zdecydują, to myślę, że 90 proc. osób nie czyta umowy, w której zawarte są informacje o odsetkach i konsekwencjach za nieterminowe spłaty — tłumaczy Gąsiorowska.
— To nie jest tak, że płacimy tyle, ile pożyczmy. Do pożyczonej kwoty dochodzi oprocentowanie, odsetki. Kosztuje każdy wykonany z firmy pożyczkowej telefon, ponaglenie, przypomnienie. Kosztuje również każdy dzień opóźnienia. I tak niepostrzeżenie robi się kwota nawet kilka razy większa niż pierwotnie. A ponieważ zaczyna brakować na spłatę zadłużenia, bierze się kolejną i kolejną pożyczkę — dodaje.
I tak z kilkuset złotych robi się kilkanaście tys., a sięgnięcie po kolejną pożyczkę zajmuje kilka minut. — Można być zadłużonym i dalej dostawać pożyczki. Jest weryfikacja, ale jej zasady są bardzo łagodne. Niekiedy osoby są stałymi klientami firm pożyczkowych i trochę z automatu dostają kolejną pożyczkę. Tak powstaje spirala, a ludzie przestają kontrolować swoje zadłużenie — podkreśla.
Gąsiorowska tłumaczy, że zadłuża się cały przekrój społeczeństwa. Młodzi, millenialsi, osoby starsze. — Nie ma reguły. Sporo starszych osób bierze pożyczki, żeby pomóc dzieciom, wnukom. Inni biorą pożyczki na przyjemności — wakacje, nowy sprzęt, ubrania. Jednak zadłużenie to też historie uzależnień, kryzysów, niewystarczających zarobków — opowiada.
„Żałowałam”
— W sumie zadłużyliśmy się na ponad 50 tys., obecnie zostało do spłaty 36 tys. zł — mówi Martyna. Zaczęło się od jednej pożyczki w 2020 r., którą Martyna wzięła, żeby spłacić długi u przyjaciół. — Przeprowadziłam się do Warszawy, nie mogłam znaleźć biurowej pracy, na której bardzo mi zależało, dlatego pieniądze na utrzymanie pożyczałam od nich. Ostatecznie wolałam być zadłużona w banku. Do spłaty miałam 5900 zł. Uważam to za kompletną głupotę, mogłam iść do jakiejkolwiek pracy, a nie czekać na wymarzoną, ale miałam 23 lata i jeszcze nie za bardzo rozwinięty zmysł finansowy — tłumaczy. Z czasem sytuacja Martyny nieco się poprawiła. Miała lepiej płatną pracę, zamieszkała z mężem.
— Skusiliśmy się na zakupy na raty: ja telefon i laptop, on laptop i odkurzacz. Oba laptopy jednak były wzięte na mnie, bo mąż nie miał wystarczającej zdolności finansowej. Wszystko na spokojnie spłacaliśmy, co prawda bez żadnej poduszki finansowej, ale nie mieliśmy żadnych problemów i tak sobie żyliśmy w słodkiej bańce — opowiada. Do czasu, kiedy trzy z czterech kotów Martyny zachorowały na FIP (zapalenie otrzewnej). — Chwilę wcześniej udało nam się zaoszczędzić około 10 tys., ale wszystko od razu poszło na leki. Nie spodziewałam się, że koszty będą aż tak ogromne. Zamiast wziąć jedną pożyczkę, wzięłam dwie osobne, co później jeszcze bardziej podniosło koszt ich spłacania — wyjaśnia.
Całkowity koszt leczenia kotów wyniósł około 40 tys. zł. — Z czego 25 tys. było z pożyczek, bardzo źle rozplanowanych. Ze spłacaniem rat wyrabialiśmy się na styk, ale chciałam sobie jakoś zrekompensować ten stresujący czas i wzięłam małą pożyczkę na 1500 zł, żeby spłacić zaległe raty i nie martwić się o codzienne wydatki. Myślałam: i tak mam już tyle długu, nie zaszkodzi. Tylko później żałowałam — zaznacza. Bo kwota, którą wspólnie z mężem musiała spłacać urosła, a wraz z nią raty.
Gdy przez kilka miesięcy „od pierwszego do pierwszego” starczało im na styk, tak problem pojawił się przy okazji kolejnej pożyczki. — Byliśmy zmuszeni kupić na raty odkurzacz piorący, bo koty upodobały sobie moczenie kanapy. W listopadzie 2023 r. mąż postanowił zrobić sobie przerwę od pracy. Miał oszczędności na dwa miesiące, od stycznia utrzymuje nas ja. Jest bardzo ciężko, zwłaszcza że chciałabym się od niego wyprowadzić i rozwieść, ale nie miałabym nawet na kaucję gdziekolwiek indziej. Ciężko mi wiązać koniec z końcem, a co dopiero oszczędzać, nie mam kompletnie z czego — mówi.
Martynie pomagają przyjaciele i tata. — Udało mi się spłacić w ciągu ostatnich dwóch miesięcy trzy rzeczy zakupione na raty i tę małą pożyczkę na 1500 zł. Wciąż zostało mi kilka lat spłacania tych dwóch największych pożyczek i dwóch laptopów, ale wygląda to o wiele lepiej. Mam w sobie nadzieję, że da się spłacić to zadłużenie — dodaje.
„Utonąłem w tym bagnie”
Grzegorz, żeby zarobić na spłatę swojego zadłużenia, wyjechał do pracy za granicę. — Będąc w Polsce nigdy się nie stanie na nogi. Znam wielu Polaków, którzy tak jak ja wyjechali zarobić na długi. To czasami jedyne rozwiązanie — mówi. Kilka lat temu wziął chwilówkę na 1000 zł. — Byłem w trudnej sytuacji finansowej. Nie miałem gwarantowanego zastrzyku gotówki i tak utonąłem w tym bagnie — tłumaczy. Dobrał kolejną i jeszcze kolejną. W sumie wziął cztery chwilówki, żadna nie była większa niż 2000 zł. — Bardzo łatwo wpaść z jednej w drugą, ponieważ to nie jest duża kwota. Szybko się rozpływa i po chwili znowu miałem na głowie bieżące wydatki oraz zbliżający się okres spłaty chwilówki, dlatego wziąłem kolejną. Duże zadłużenie robi się bardzo szybko — opowiada. Z kilku tys. nagle zrobiło się kilkanaście.
— Okres spłaty przy chwilówkach to zazwyczaj 30 dni, a to okazało się dużym problemem. Nawet się nie obejrzałem, a kwota mojego zadłużenia była kilka razy większa. I niestety nieustannie rośnie — wyjaśnia. Grzegorz nie ukrywa, że zadłużenie bardzo mu ciąży. — Przez wiele lat nie miałem żadnych długów i nigdy nie chciałem ich mieć. Bardzo to jest przykre, ale pracuję i mam nadzieję je spłacić — dodaje.
„Wyjście z zadłużenia jest możliwe”
Wyjść z długów, jak tłumaczy windykator Anna Gąsiorowska, nie jest łatwo, ale jest to możliwe. — W pewnym momencie trzeba postawić granicę. Czasami pomagają w tym bliscy, którzy słyszą telefony od firm, widzą, jak przyjeżdża windykator, komornik. Najtrudniejsze jest to przejęcie odpowiedzialności. Uświadomienie sobie, że własne działania doprowadziły mnie do miejsca, w którym jestem. Warto usiąść i obliczyć ile realnie wynosi zadłużenie — podkreśla. Spisać, ile było pożyczek i na jakie kwoty, obliczyć, ile wyniosły wszystkie odsetki i ustalić plan ich spłaty. — Jeżeli mówimy o kwotach kilkudziesięciu albo nawet kilkuset tys., to jak najbardziej możliwe jest wyjście z zadłużenia. Wiąże się to z całkowitą zmianą stylu życia, ze wzięciem pełnej odpowiedzialności za swoje działania. To naprawdę ciężka praca, która wymaga ogromu wyrzeczeń, ale jest możliwa — tłumaczy windykator.
Według Gąsiorowskiej głównym powodem, dla którego popadamy w długi, jest brak edukacji finansowej. — Powinna zaczynać się w szkole. Powinniśmy temu zapobiegać. Nie straszyć, a odczarować pieniądze i mówić o nich. To dla nas duże wyzwanie, a rozmowa o finansach to niestety wciąż temat tabu. Ludzie powinni zdawać sobie sprawę z konsekwencji zapożyczania się i pożyczania komuś pieniędzy. W ramach tej edukacji przestrzegam jednak przed ocenianiem. Nie każdy dłużnik to złodziej, nie każdy dłużnik to oszust. To są bardzo indywidualne historie.