Przypomnijmy, że Aryna Sabalenka miała wolny los w I rundzie turnieju w Madrycie, a Magda Linette po udanym występie w Rouen na start imprezy w stolicy Hiszpanii musiała się sporo namęczyć, by uzyskać awans do kolejnej fazy rozgrywek. Polka nieudanie rozpoczęła starcie z Elisabettą Cocciaretto, bo przegrała inauguracyjnego seta 3:6. Jednak w dwóch kolejnych okazała się lepsza od rywalki, wygrywając je takim samym rezultatem – 6:4. Po triumfie z Włoszką mogła się już szykować na starcie z Sabalenką.
Jedno przełamanie na korzyść Sabalenki
Przed piątkowym pojedynkiem faworytką była Białorusinka, lecz w ostatnim czasie nie jest w najwyższej dyspozycji. Linette natomiast gra solidny tenis, stąd liczyliśmy na niespodziankę. Od samego początku było widać, że Polka nie pęka przed wiceliderką światowego rankingu. Mimo wszystko w trzecim gemie dała się przełamać i jak się później okazało… miało to kluczowy wpływ na inauguracyjnego seta.
Linette bowiem grała mądrze, Sabalence przytrafiały się błędy, więc pojawiły się dwa break pointy dla naszej tenisistki. Niestety jednak żadnego z nich nie była w stanie wykorzystać. Niesamowite jest to, jak wachlowała dyspozycja Białorusinki. Choćby w czwartym gemie przy własnym serwisie potrafiła posłać dwa asy, by w międzyczasie zaliczyć podwójny błąd serwisowy. Trzeba przyznać, że notowała ich mnóstwo w trakcie meczu.
Polka w większości przypadków była pewniejsza przy swoim podaniu. Patrząc jednak na fakt, że nie zdołała zdobyć żadnego gema przy serwisie rywalki, to pierwszy set trzeba było spisać na straty. Zakończył się wynikiem 6:4 dla Sabalenki. Na szczęście poznanianka się nie poddała i pokazała hart ducha.
Linette wypunktowała Sabalenkę
W drugiej partii oglądaliśmy wspaniałą grę naszej reprezentantki. Jej cierpliwość w wymianach doprowadzała Sabalenkę do furii. Ta bowiem myliła się, wyrzucając choćby forhendy. I głównie po takich pomyłkach Linette skorzystała z szansy na przełamanie, po czym miała już komfortową przewagę (3:1). Na tym się nie zatrzymała, bo dołożyła kolejnego gema, w czym również pomogła przeciwniczka. Trzeba też chwalić Linette, bo nie tylko mądrze prowadziła akcje, ale także od samego returnu wywierała presję na obrończyni tytułu.
Sabalenka robiła wszystko, by odrobić straty, ale nie dała rady wyrwać zwycięstwa w secie. Przy stanie 5:3 i serwisie Linette grała agresywniej niż wcześniej, ale Polka wytrzymała jej napór. Wymowna była ostatnia akcja w tej partii, kiedy Białorusinka prowadziła grę, ale Linette jednym zagraniem przeszła do ofensywy i potem pewnym uderzeniem zmieściła piłkę w korcie. Wygrała zatem drugiego seta 6:3.
Wojna nerwów w trzeciej partii
Decydująca partia rozpoczęła się od długiego gema, w którym Linette miała szanse na przełamanie, ale Sabalenka umiejętnie się wybroniła. Uwagę jednak mogła zwracać jej postawa werbalna na korcie. Wiceliderka światowego rankingu coraz bardziej się denerwowała i wciąż nie potrafiła ustabilizować mocy uderzeń z forhendu. To były szarpane zagrania. Jednocześnie mieliśmy kapitalne akcje, a Linette co ważne, nie spuszczała z tonu. Set rozpoczął się od wojny na wyniszczenie. Nie dochodziło do strat serwisowych i mieliśmy wynik 3:3.
Ważny był szósty gem, gdzie Sabalenka z furią napierała, ale Linette kontynuowała spokojną grę, a wszystko zakończyła fenomenalnym forhendem w narożnik kortu. Później Polka mogła nawet przełamać rywalkę, ale ta trafiała serwisem w momentach zagrożenia.
Nieprawdopodobną sytuację widzieliśmy przy następnym serwisie Polki. Prowadziła w gemie 30-0, ale potem straciła cztery punkty z rzędu i została przełamana. Złożyły się na to dwa atomowe, idealnie trafione returny Sabalenki, lekko chybiony bekhend naszej tenisistki i piłka, która po taśmie spadła tuż za siatką po stronie Linette. To był niebywały pech. Później Sabalenka dokończyła dzieła przy własnym podaniu, również mając szczęście. Wygrała zatem całe spotkanie 6:4, 3:6, 6:3. A Magdzie Linette należą się wielkie brawa.