W poprzednim sezonie Iga Świątek dotarła do finału imprezy w Madrycie. Tam przegrała z Aryną Sabalenką. Jeszcze nigdy Polka nie wygrała turnieju w stolicy Hiszpanii, stąd ma ogromną motywację, by zrobić to w tym roku. Początek drogi po trofeum nie był gładki. Wszystko dlatego, że w II rundzie liderka światowego rankingu miała trochę problemów z Xiyu Wang.
Iga Świątek szybko osiągnęła przewagę
W pierwszym gemie serwowała Chinka. Obie panie popełniały błędy, ale efektywniejsza w swojej grze była nasza tenisistka i szybko przełamała przeciwniczkę. Potem kapitalnie serwowała, a następnie ponownie zdobyła gema przy podaniu Wang, grając doskonale z forhendu. 52. tenisistka świata praktycznie nie miała nic do powiedzenia, bo jedyną pomyłkę Świątek w tym gemie odnotowaliśmy przy returnie.
Szybko zatem Wang otrzymała potężne ciosy, lecz był moment, kiedy mogła uwierzyć, że się podniesie. Choćby w czwartym gemie przy serwisie Świątek mogła ją przełamać, ale Polka w swoim stylu się wybroniła. Nie zabrakło jednak dramaturgii, bo w międzyczasie na swoje konto zapisała podwójny błąd serwisowy. Na szczęście nie miał on większych konsekwencji.
Wówczas było wiadomo, że tylko kataklizm może odebrać raszyniance triumf w pierwszym secie, ale takowy nie nastąpił. Reprezentantka Chin ugrała tylko jednego gema. Mogła za to tylko podziękować Świątek, bo tak się złożyło, że 22-latka w krótkim odstępie czasu popełniła błędy i na returnie, i też grając z z forhendu.
Świątek zwiększyła liczbę błędów
Wynik 6:1 w inauguracyjnej partii nie uśpił czujności naszej tenisistki. Świątek bowiem jak TGV rozpoczęła drugiego seta, wygrywając gema przy własnym serwisie do zera i kończąc go asem. Jakby tego było mało, niedługo później przełamała rywalkę i prowadziła już 2:0. Jeszcze dokonała tego w wielkim stylu, czyli bez straty punktu i w ostatniej akcji zagrywając bekhend w linię. Cudownie to wyglądało.
Później widzieliśmy jeden z momentów, kiedy Wang zagroziła 22-latce. Świątek przy własnym podaniu prowadziła w gemie 40-0, lecz dała się dogonić niespodziewanie do stanu równowagi. W kluczowych akcjach jednak znów nie zawiodła.
Wynik 3:0 sprawiał, że Polka pewnie zmierzała po zwycięstwo. To było złudzenie. Później nieoczekiwanie widzieliśmy pogoń rywalki. Wzięła się ona przede wszystkim z pomyłek Świątek. Nie działał nawet serwis, ale w oczy rzucały się przede wszystkim uderzenia z returnów, czy też forhendy. Polka kompletnie się zacięła i ze stanu 4:1 pozwoliła Chince wyrównać. Choćby przy własnym podaniu w kluczowej akcji posłała forhend w siatkę. Takich zagrań nie widzimy u niej zbyt często.
Przy remisie zaczęły się też nerwy, czy przypadkiem nie będzie katastrofy w postaci przegranego seta. Na szczęście dwa ostatnie gemy należały do liderki światowego rankingu, która jednak musiała się napocić, by domknąć rywalizację. Również i tam błędów nie brakowało, a Wang tak jakby się zestresowała faktem, że nawiązała walkę ze Świątek po kiepskiej pierwszej partii. Ostatecznie wynik meczu brzmi 6:1, 6:4.