Większość „jedynek” PiS na listach do Parlamentu Europejskiego to nagrody „za wierność”. Jest też kilka odpłat „za zasługi” z ostatnich ośmiu lat. Niektóre nazwiska budzą w partii złą krew.

Wewnętrzne sondaże w PiS wskazują, że mandatów do Parlamentu Europejskiego może być nawet o dziesięć mniej niż w poprzednich wyborach. To oznaczałoby ledwie 17 miejsc, w praktyce o jedno mniej w większości okręgów. Skutek jest taki, że dla polityków PiS kluczowe stało się wywalczenie pierwszego lub drugiego miejsca na listach, bo to one dają największe szanse na zdobycie mandatu.

Z Nowogrodzkiej słyszymy, że ostateczny kształt list jest ustalany w wąskim gronie między Jarosławem Kaczyńskim, Joachimem Brudzińskim, Beatą Szydło, Elżbietą Witek i Mariuszem Błaszczakiem.

Nazwiska kilku kandydatów wciąż są rozważane, m.in. ze względu na długi staż w Parlamencie Europejskim. Chodzi o Ryszarda Czarneckiego, Jacka Saryusza–Wolskiego i Karola Karskiego. Rozważania mają dotyczyć tego, czy nie lepiej byłoby wprowadzić na ich miejsca nowe twarze.

W 2024 r. z Polski do Parlamentu Europejskiego zostanie wybranych 53 posłów i posłanek. Największe szanse na mandat mają „jedynki”, choć nie jest to regułą. W 2009 r. Marian Krzaklewski startujący z „jedynką” z listy PO nie uzyskał mandatu, a Tadeusz Cymański z listy PiS-u z piątego miejsca przeskoczył wszystkich kandydatów. Co z resztą zdenerwowało władze partii, bo „jedynkę” dla Hanny Foltyn-Kubickiej wywalczył wówczas osobiście prezydent Lech Kaczyński. Były to wpadki przy układaniu list, których PiS nie chciałby powtórzyć.

Lista tych, którzy w 2019 r. zdobyli mandaty, a teraz na listach PiS do PE ich nie zobaczymy jest długa. Są na niej znane nazwiska: Grzegorz Tobiszowski, Andżelika Możdżanowska, Beata Mazurek, Elżbieta Kruk, Krzysztof Jurgiel i prof. Zdzisław Krasnodębski. A także prof. Ryszard Legutko i Tomasz Poręba.

Powody niełaski są różne. Weźmy Tobiszowskiego – były wiceminister energii i wieloletni poseł PiS ma problemy. Jego była partnerka – oskarżona w przeszłości o korupcję – zaczęła współpracować z prokuraturą. Sprawa może być kłopotliwa, jeśli nie dla posła osobiście, to z pewnością dla partii.

Z kolei Możdżanowska i Kruk okazały się dla PiS nieprzydatne, w dodatku straciły na politycznym znaczeniu. W 2019 r. Możdżanowska dostała miejsce w europarlamencie, bo przeszła z PSL-u do PiS-u, obiecując dalsze transfery. Na obietnicach się skończyło – nikogo nie przyprowadziła. Kruk z kolei jest niewidoczna. Podobnie jak Jurgiel, który pewnie i tak nie wywalczyłby mandatu z drugiego miejsca na Mazurach. Profesorowie Krasnodębski i Legutko to ofiary rozbicia tzw. frakcji profesorskiej, natomiast Poręba – swoich politycznych decyzji. Kiedy z hukiem zrezygnował z prowadzenia kampanii wyborczej do Sejmu, było jasne, że nie będzie już dla niego miejsca na listach do PE.

W wyborach do PE w Polsce jest tylko 13 okręgów. W wielu nie będzie zaskoczeń, bo czołowe miejsca na listach zajmą dotychczasowi europosłowie i liderzy list. To miejsca, które należą się w nagrodę „za wierność”.

Tak jest w woj. pomorskim, czyli okręgu nr 1, gdzie „jedynką” będzie była minister spraw zagranicznych Anna Fotyga; w woj. kujawsko–pomorskim (okręg nr 2) – Kosma Złotowski; duży okręg nr 3, czyli Warmię i Mazury razem z Podlasiem, „wychodził” sobie ponownie Karol Karski. Chrapkę na miejsce biorące miał tu też były prezes TVP Jacek Kurski, ale Kaczyński postanowił jednak docenić Karskiego, który w PE zasiada od dekady.

W okręgu nr 5 – Mazowsze bez Warszawy – pierwsze miejsce znowu dostanie Adam Bielan. Miał być wykluczony z wyścigu, ale przekonał prezesa, że jednak jest najlepszym wyborem. Z drugiego miejsca ma startować Maciej Wąsik, co nie jest dobrą wiadomością dla byłego wiceministra. Dlaczego? Ostatnio w tym okręgu PiS miało dwa mandaty (Koalicja Europejska żadnego), ale tym razem może będzie tylko jeden. Taką kalkulację przeprowadził nawet były europoseł PiS z tego okręgu Zbigniew Kuźmiuk i przeniósł się z Brukseli na Wiejską, zdobywając mandat 15 października 2023 r. Wąsik będzie musiał się więc nieźle napracować, żeby wejść do PE – a nie najlepszy wynik w ostatnich wyborach parlamentarnych nie wróży mu dobrze.

W Łodzi – okręg nr 6 – „jedynką” miał być ponownie Jacek Saryusz-Wolski, który z tego miasta startował z listy PO. W tej chwili w PiS słychać jednak, że los byłego polityka PO w szeregach partii nie jest przesądzony, bo o „jedynkę” walczy także Joanna Kopcińska, która poprzednio była druga na liście.

Niewiele zmieni się w Małopolsce. W dużym okręgu nr 10. jest wielu kandydatów do startu, bo ostatnio PiS zdobyło tu cztery mandaty. W tych wyborach Małopolska połączona jest ze Świętokrzyskiem, a do przekonania ponad 3 mln wyborców. Ostatnio mandaty przypadły Beacie Szydło, Patrykowi Jakiemu, Ryszardowi Legutce i Dominikowi Tarczyńskiemu (wszedł do PE po Brexicie, bo Polska dostała dodatkowe miejsce).

Tym razem w okręgu 10. będzie przynajmniej jeden mandat mniej dla PiS, co jest dla partii poważnym problemem. Kogo wyciąć z listy? „Frakcja profesorska” została rozbita i Legutko nie będzie już ubiegał się o mandat. To załatwiałoby sprawę, gdyby Kaczyński nie obiecał miejsca Arkadiuszowi Mularczykowi, któremu do zdobycia mandatu pięć lat temu zabrakło niewiele. Najłatwiej przenieść Patryka Jakiego, który gdzie nie wystartuje, tam zdobędzie mandat. Najpewniej skończy więc na Śląsku. Układ w Małopolsce będzie wówczas taki: Beata Szydło, Dominik Tarczyński, Arkadiusz Mularczyk. Mówi się także o Ryszardzie Terleckim, ale to raczej mało prawdopodobne.

W okręgu nr 12 – Dolny Śląsk i Opolszczyzna – nic się nie zmieni. Lokomotywami będą Anna Zalewska z Beatą Kempą.

A w 13., czyli w Zachodniopomorskim połączonym z Lubuskim, bez zaskoczeń: Joachim Brudziński. Zapewne szansę znowu dostanie przyjaciel Brudzińskiego Czesław Hoc, ale także Elżbieta Rafalska, która zdobyła mandat pięć lat temu.

W pozostałych okręgach czekają nas „nowości”. W Warszawie (okręg 4) ostatnio mandat zdobyli Ryszard Czarnecki i Jacek Saryusz–Wolski. Teraz na „jedynkę” ma trafić Małgorzata Gosiewska, szefowa warszawskich struktur PiS. W partii uchodzi za polityczkę nieudolną w zarządzaniu. Równie powszechne jest przekonanie, że taką „jedynkę” może przeskoczyć każdy. Dlatego Ryszard Czarnecki zabiegał ostatnio na Nowogrodzkiej o zaszczytne drugie miejsce. Jednak – jak słychać z okolic władz partii – może ono przypaść Tobiaszowi Bocheńskiemu. To miejsce „za zasługi”, czyli za wzięcie na siebie porażki w wyborach na prezydenta stolicy. Bocheński stracił szansę na kandydowanie z ramienia PiS na prezydenta Polski, dostanie więc nagrodę pocieszenia. O ile partia zdobędzie tu więcej niż jeden mandat.

W Wielkopolsce PiS z kandydatami ma problem. Stąd była dwójka przedstawicieli partii w Brukseli – Andżelika Możdżanowska i Zdzisław Krasnodębski – ale oboje odpadli. „Jedynkę” dostanie tu więc ktoś „za zasługi”. Mówi się o Joannie Lichockiej.

Kolejne dwa okręgi są dla PiS wyjątkowo przychylne. W wyborach samorządowych na Lubelszczyźnie (nr 8) i Podkarpaciu (9) rozłożyło konkurencję na łopatki. Wielu polityków PiS uważa, że stąd miejsce w Brukseli jest niemal gwarantowane. W Lublinie europosłankami były Elżbieta Kruk i Beata Mazurek, które wracają do Polski. Mariusz Kamiński mógłby dostać „jedynkę”, ale walczy o nią też Jacek Kurski. Naturalny kandydat, czyli Przemysław Czarnek postanowił zostać w kraju. Po wyborach samorządowych jego pozycja w partii jest coraz silniejsza, były minister nie chce się więc na razie odsuwać w cień i jechać do Brukseli.

W woj. podkarpackim sytuacja jest podobna. Było dwóch europosłów, został jeden – Tomasz Poręba odpadł, a Bogdan Rzońca wciąż się trzyma. Partia chce oddać „jedynkę” Danielowi Obajtkowi. Kolejne miejsce ma przypaść Jackowi Kurskiemu. Taki układ nie podoba się byłemu szefowi TVP, bo nie ma żadnej pewności, że będzie z tego mandat.

Jest jeszcze Śląsk (11), gdzie po odpadnięciu Tobiszowskiego „jedynkę” ma objąć Jadwiga Wiśniewska. Ponownie wystartuje też Izabela Kloc, a na miejscu trzecim Patryk Jaki.

Nazwisko Daniela Obajtka budzi w partii negatywne emocje. Wielu naszych rozmówców z PiS nie rozumie, dlaczego miałby dostać szansę na reprezentowanie partii w Brukseli. – O Orlenie jest głośno. Nie wiem wcale, czy to dobrze – zastanawia się jeden z naszych rozmówców. – Co Obajtek miałby robić w Brukseli? Czym się tam zajmie?

Z całkiem innych powodów jest też sporo przeciwników startu Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Widać, że sprawa mandatów byłych ministrów przestała być priorytetem. Na awanturze PiS nie zarobiło i sporo polityków jest przekonanych, że mimo zasług dla partii, nie ma sensu w ich mandaty inwestować. Sprzeciw budzi zwłaszcza Wąsik.

– Mandat dla Mariusza jest jeszcze zrozumiały – mówi nasz rozmówca. – Ale Maciek?Chyba tylko dlatego, że zawsze wszędzie idzie za Mariem.

Jacek Kurski, czyli ostatni z „nowych” na listach, też ma w partii sporo przeciwników. Zwłaszcza we frakcji Mateusza Morawieckiego, która powtarza, że Kurski partii szkodzi i w Brukseli będzie tak samo. Politycy dodają też, że Kurskiego nie ma za co nagradzać, bo gdyby nie „tępa propaganda” TVP, to wyniki PiS byłyby znacznie lepsze.

Przed wyborami do Parlamentu Europejskiego PiS ma jeszcze w planach dwa duże wydarzenia. Kongres i „wielki marsz” zaplanowany na 10 maja, na który chce przyciągnąć jak najwięcej uczestników. Jednak strategia partii właściwie się nie zmieni – wciąż będzie przekonywać wyborców, że Zielony Ład to wina Tuska, pakt migracyjny to wina Tuska, a i zboże z Ukrainy to także wina Tuska.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version