Od dinozaurów dzieli nas przeszło 60 milionów lat. To ogromny szmat czasu i historii Ziemi, w trakcie którego rozwinęła się cała era kenozoiczna i doszło do wielu ewolucyjnych zmian. Rozwinęły się ssaki, wśród nich – także ssaki naczelne.
Prymitywne naczelne istniały już w mezozoiku i żyły równoległe z dinozaurami, ale w samej końcówce epoki kredy. Do takich zwierząt niekiedy zaliczany jest Purgatorius, zwierzę o dyskusyjnym pochodzeniu znalezione w Montanie w USA. Żyło tam w chwili uderzenia asteroidy w Jukatan.
Popularne skrótowe myślenie o skutkach wymarcia dinozaurów przed 66 milionami lat jest takie, że to utorowało drogę do rozwoju ssaków i wielu ich grup, w tym naczelnych. W mezozoiku zaliczane do ich przodków gatunki były podobne do dzisiejszych tupai, ale potem nastąpiło przyspieszenie. Jak gwałtowne jednak i z jakich powodów, to nie było jasne.
Wymarcie dinozaurów to gong dla dużych owoców
Teraz w „Paleontology” można przeczytać, że zniknięcie dużych roślinożernych dinozaurów było zarazem zniknięciem głównych inżynierów krajobrazu epoki mezozoiku. Dzisiaj za takich inżynierów kształtujących krajobraz uważamy np. słonie, których wpływ na wygląd ekosystemów, które zamieszkują, jest ogromny. W wypadku dużych roślinożernych dinozaurów musiał być jeszcze większy. Osiągnęły one rozmiary o wiele większe niż słonie, pochłaniały masę roślin, a przejście stada zauropodów czy potem dinozaurów kaczodziobych musiało mieć poważne konsekwencje dla okolicy.

66 milionów lat temu wszystko się zmieniło. Jak czytamy we wspomnianym opracowaniu: „Wyginięcie dinozaurów stworzyło ciemniejszy podszyt lasu korzystny dla roślin o dużych nasionach. Większe nasiona i ich owoce z kolei otworzyły niszę dietetyczną dla zwierząt, silnie kształtując ekologię kenozoiku, w tym naszych owocożernych przodków naczelnych.”
Wnioski są takie, że wymarcie wielkich roślinożerców, największych w dziejach lądowego życia na naszej planecie, zmieniły się zasady wegetacji roślin. Jakiś czas po katastrofie odrosły solidne lasy, znacznie gęstsze niż pod koniec kredy. Zablokowały one dostęp światła słonecznego do gruntu, sprawiło, że powstały większe nasiona, okazalsze owoce. Zdaniem naukowców z Northern Arizona University, z czasem to właśnie owoce stały się podstawowym źródłem pokarmu dla wielu roślinożerców.
Mieliśmy zatem do czynienia z sytuacją, jakiej nie doświadczali roślinożercy w erze mezozoicznej. Dinozaury nie były zwierzętami owocożernymi. W mezozoiku gatunki owocożerne nie miały większych warunków i szans na rozwój.
30 milionów lat przerwy wystarczyło naczelnym
Christopher Doughty i inni naukowcy z Northern Arizona University stworzyli model rozwoju roślin w warunkach, jakie zapanowały mniej więcej 65 milionów lat temu, po katastrofie i wymarciu dinozaurów. Zaciemnienie dolnych partii lasów wywołało takie właśnie konsekwencje, które na pozór wydają się nieistotne, ale w gruncie rzeczy miały one wielkie znaczenie dla ewolucji roślin i zwierząt.
Badania kopalnego życia wskazują na to, że kolejny poważny zwrot w tej kwestii nastąpił 35 milionów lat temu. Wówczas ponownie rośliny zaczęły wytwarzać owoce i nasiona mniejsze, a ewolucja szła w tym właśnie kierunku. Naukowcy wiążą to z tym, że wówczas powstały już na Ziemi nowe gatunki wielkich roślinożerców, tym razem ssaków. Na tyle ogromnych, że stały się nowymi inżynierami krajobrazu, a ich żerowanie miało wpływ na szatę roślinną. Lasy znowu się otworzyły, światło miały większy dostęp do podszytu i ściółki, większe nasiona straciły ewolucyjną przewagę nad mniejszymi.
To jest mniej więcej 30 milionów lat przerwy, w trakcie której szata roślinna zmieniła się tak bardzo, że pociągnęła za sobą zmiany wśród zwierząt. Jedną z nich był rozwój naczelnych, czyli ssaków nastawionych w swojej diecie wybitnie na owoce i to te spore. Rozwój szybki, prowadzący m.in. do powstania przodków człowieka i jego samego.