Nastolatki często negują zwyczaje żywieniowe rodziców i chcą jeść po swojemu. To tylko jedna z form młodzieńczego buntu i trzeba do niej podejść ze spokojem – tłumaczy psycholożka Agnieszka Węgiel.
„Newsweek”: Niedawno dwunastoletnia córka mojej znajomej oświadczyła, że będzie sobie sama przygotowywać posiłki, bo mama gotuje niezdrowo i nienowocześnie. Matka zareagowała bardzo emocjonalnie. Dlaczego słowa dziewczynki tak bardzo ją zabolały?
Agnieszka Węgiel: W naszej kulturze karmienie jest wyrazem miłości i troski. Pokolenie rodziców lub dziadków obecnych nastolatków wyrosło w czasach, kiedy wybór produktów spożywczych był o wiele mniejszy, mięso, cukier, słodycze na kartki, a po wszystko kilometrowe kolejki. Poprzednie pokolenia często pamiętają czasy wojenne i zagrożenie głodem. Dlatego dla wielu współczesnych mam i babć jedzenie stanowi symbol przetrwania, miłości i poświęcenia. Karmienie potomstwa jest jedną z najważniejszych ról rodzicielskich. Dlatego to bardzo czuły punkt każdego rodzica. Matka potraktowała słowa córki jako bolesny komunikat: jesteś złą matką, nie dbasz o mnie. Poczuła, że zawiodła jako matka. Tymczasem intencją jej córki prawdopodobnie wcale nie była krytyka umiejętności kulinarnych mamy, ale chęć samostanowienia w kwestii odżywiania.
Nastolatki buntują się przeciwko nakazom i zakazom formułowanym przez rodziców czy opiekunów, przeciwko jedzeniu, które im serwują, chyba niezbyt często?
– Negowanie rodzinnych zwyczajów żywieniowych zdarza się wśród nastolatków bardzo często. To jedna z form charakterystycznych dla nastoletniego wieku separacji. Robią to po to, by zbudować swój własny system wartości, w pewnym sensie usamodzielnić się. Separacja to proces, który jest psychologicznie niezbędny do tego, aby młody człowiek mógł wejść w dorosłość i nauczyć się samostanowić o sobie. Faza buntu jest nieunikniona. Ten bunt może dotyczyć ubioru, spędzania wolnego czasu, ale także jedzenia. Separacja od rodziców jest potrzebna dziecku po to, aby dorosnąć. Natomiast nie jest – jak często myślą rodzice – skierowana przeciwko nim w sposób świadomy i intencjonalny.
Co nie zmienia faktu, że słowa: „Będę jeść po swojemu” bolą.
– Nastolatki nie są specjalistami od dyplomatycznych zachowań. Można powiedzieć, że ich zachowania nie są generowane świadomie. Często najpierw działają, a potem myślą, że mogli zachować się inaczej. Mówią sobie: „Przecież mogłam/mogłem odłożyć swoje buty (o które jest awantura) na miejsce i nie byłoby tematu. Właściwie to sam/sama nie wiem, dlaczego tego nie zrobiłem/zrobiłam”.
Jeśli rodzice mają świadomość, że takie zachowania są normą na tym etapie rozwojowym, to będzie im łatwiej przejść przez fazę separacji dziecka. To, co mogę doradzić, to zaniechanie rozwiązań siłowych. Im bardziej rodzice oponują przeciwko decyzjom, wyborom, które nastolatki podejmują, tym bardziej nastolatki idą w przeciwnym kierunku, niż oczekują rodzice.
Foto: Newsweek
Czego potrzebuje nastolatek, żeby zaliczyć etap separacji?
– Potrzebuje czuć zgodę rodziców i ich wsparcie w próbach samostanowienia o sobie. Jeśli je otrzymuje, jego bunt raczej nie przybierze formy otwartej walki z rodzicami. Natomiast jeśli nie dostanie wsparcia lub jego wybory i decyzje będą notorycznie negowane albo wyśmiewane przez rodziców, będzie próbował walczyć o niepodległość na wszystkie możliwe sposoby.
Nasz nastolatek chce jeść po swojemu? OK, niech je, ale niech to będzie w miarę zbilansowana dieta, a nie same fast foody!
– To, w którą stronę pójdzie ze swoimi preferencjami kulinarnymi, zależy w dużej mierze od tego, jakie nawyki żywieniowe wpojono mu w rodzinnym domu. Jeżeli rodzice nie przywiązywali specjalnie wagi do jakości jedzenia, regularności posiłków, nie podawali warzyw, tolerowali picie słodzonych napojów gazowanych i jednocześnie zrzędzili, że trzeba jeść więcej warzyw i nie pić coli, to nie spodziewajmy się, że nasz nastolatek zwróci się w stronę zdrowego jedzenia. Wybierze raczej dietę śmieciową. Gdy rodzic mówi jedno, a robi drugie, dziecko kieruje się przykładem, a nie wykładem.
Najgorsze, co możemy zrobić, to moralizować, stawiając siebie w roli eksperta, a nastolatka w roli małego dziecka. To nie zadziała. Warto spróbować potraktować nastolatka tak, jak on chce być traktowany, czyli jak dorosłego partnera. Nie mówić, jak ma być, tylko pytać nastolatka o to, jak chce, żeby było? Dopytywać, dlaczego chce podjąć właśnie taką decyzję? Warto dążyć do wypracowania kompromisu, bo przecież godzenie się na kompromisy jest częścią dorosłości.
Zdarza się, że nastolatki, a nawet młodsze dzieci próbują manipulować jedzeniem, a raczej odmową jedzenia, prawda?
– Oczywiście. Relacje z jedzeniem kształtują się od najmłodszych lat życia. Jeśli dziecko było przekarmiane i słyszało od rodziców, że jest super, bo zjada cały posiłek nie tak jak brat niejadek, to nauczyło się, że jedzenie lub niejedzenie jest czymś, co przyciąga uwagę rodziców. Gdy dziecko je dużo, wszyscy dookoła cieszą się i chwalą je, gdy odmawia jedzenia – skupiają na nim całą swoją uwagę, stają na głowie, obiecują różne fajne rzeczy, żeby tylko zmienił zdanie i otworzył buzię. Takie postępowanie prawdopodobnie zaowocuje w przyszłości wykorzystywaniem przez dziecko jedzenia jako sposobu na uzyskanie tego, czego potrzebuje: uwagi rodziców, zainteresowania, ich czasu.
Łatwo sobie wyobrazić sytuację, że nastolatek po dyscyplinującej rozmowie na temat jego zachowania demonstracyjnie odmawia zjedzenia niedzielnego obiadu, który matka przygotowała z wielką pieczołowitością.
– W tej sytuacji nie chodzi o jedzenie, ale o relację. Nie o to, że mama ugotowała pyszny obiad, a syn czy córka go nie zjedli. Co złego może się stać nastolatkowi, który pominie jeden posiłek? Nic. Chodzi o to, że dziecko nie chce spędzać czasu z rodzicami, którzy chwilę wcześniej zabronili mu za karę czegoś, co jest dla niego ważne, albo podważyli jego autonomiczną decyzję. Należałoby się zastanowić, dlaczego mama staje na rzęsach, przygotowując obiad i dlaczego tak bardzo boli ją odmowa jedzenia ze strony nastolatka. Może próbuje załatwić jedzeniem wszystkie emocjonalne potrzeby dziecka, które powinny być zrealizowane w inny sposób? Czy interesuje się tym, co u niego słychać, czy ma przyjaciół, jak sobie radzi w szkole? Czy może karmi go najlepiej jak potrafi i to ma oznaczać, że go kocha i akceptuje? Dla dziecka to nie jest oczywiste. Tym bardziej że w jego mniemaniu to, co robią rodzice, świadczy o czymś zupełnie odwrotnym – o braku zaufania i akceptacji. Zamiast zamartwiać się niezjedzonym obiadem, warto byłoby przyjrzeć się ich relacji i spróbować ją poprawić.
A jak zareagować w sytuacji, gdy nastolatek przeszedł na dietę roślinną, ale widzimy, że jego menu nie wygląda tak, jak powinno i obawiamy się negatywnych konsekwencji zdrowotnych, na przykład anemii?
– Trzeba rozmawiać. Powiedzieć, że akceptujemy i szanujemy jego decyzję, ale zależy nam na tym, aby dieta dostarczała mu wszystkiego, czego potrzeba dla zdrowia i harmonijnego rozwoju. Proponuję zastanowić się wspólnie, jak to zrobić. Można zaproponować wizytę u dietetyka, który podpowie, jak powinny wyglądać posiłki wegańskie lub wegetariańskie, aby dostarczały wszystkich składników odżywczych. Warto zapytać, jak wybierać produkty wysokiej jakości, gdzie szukać przepisów, po jakie suplementy sięgnąć, aby uniknąć niedoborów witamin i mikroelementów. Dobrym pomysłem jest wspólne uczestnictwo w warsztatach kulinarnych.
Czy popierając decyzję o przejściu nastolatka na dietę roślinną, rodzic zobowiązuje się do przygotowywania dwóch obiadów: wersji roślinnej dla nastolatka i klasycznej dla pozostałych domowników?
– Zaangażowanie nastolatka w przygotowywanie posiłków powinno być konsekwencją podjęcia przez niego decyzji o przejściu na dietę roślinną. Rodzic oczywiście może go w tym wspomagać w miarę swoich możliwości, ale trudno oczekiwać, że codziennie będzie przygotowywał dwa obiady. Zakres pomocy trzeba ustalić i wspólnie wypracować. Można zaproponować, że raz czy dwa razy w tygodniu wszyscy domownicy zjedzą obiad roślinny, ale w pozostałe dni roślinożerca przyrządzi sobie posiłek sam. To też jest nauka odpowiedzialności – decyzje niosą ze sobą jakieś konsekwencje i nastolatek ma szansę mierzyć się z nimi, kiedy podejmuje samodzielne, dorosłe decyzje. Czyli angażuje się w gotowanie, szukanie przepisów, zakupy. Możemy ustalić, że w weekend wspólnie przygotujemy i zamrozimy na zapas kotlety warzywne czy pierogi z soczewicą, po które będzie mógł sięgnąć na szybko.
Zaburzenia odżywiania, anoreksja czy bulimia, często zaczynają się od nowych zwyczajów dietetycznych. Kiedy rodzicowi powinna zapalić się w głowie czerwona lampka, że robi się niebezpiecznie?
– Kiedy dziecko unika wspólnych posiłków, ogranicza ilość pożywienia, widzimy znaczący spadek masy ciała, nadmierne zaabsorbowanie wyglądem. Zaburzenia odżywiania nie biorą się znikąd. Ich źródłem są między innymi nieprawidłowe relacje rodzinne, na przykład nadmierna kontrola ze strony rodziców oraz brak bezpiecznego i harmonijnego procesu separacji. Częścią procesu leczenia zaburzeń odżywiania jest praca z całą rodziną nad poprawą wzajemnych relacji.
Niepokojącym sygnałem powinno być także ciągłe podjadanie, picie słodzonych napojów, które prowadzą do otyłości, prawda?
– Oczywiście. Tu znowu znaczenie mają dotychczasowe nawyki żywieniowe rodziny: czy jemy regularne posiłki, czy każdy sam coś tam zjada na szybko? Jeśli jedzenie w naszym domu pełni funkcję nagrody, pocieszenia lub lekarstwa na stres, to nie dziwmy się, że dziecko traktuje je jako strategię do radzenia sobie z napięciem emocjonalnym.
Powiedzmy, że w kwestiach organizacyjnych dotyczących jedzenia dogadamy się z naszym nastolatkiem. Ale będą sytuacje takie, jak na przykład święta czy imprezy rodzinne, kiedy babcie czy ciocie przy rodzinnym stole będą negować jego sposób odżywiania i próbować go nawracać, czasem wręcz atakować. Jak wtedy powinni reagować rodzice?
– Wspierający swoje dziecko rodzic może uprzedzić babcie czy ciocię, że córka czy syn nie je mięsa, i poprosić o podanie mu jajka sadzonego albo ryby. Jeśli to problem, to można zaproponować, że przyniesiemy ze sobą np. tofu. Prawdopodobnie babcia powie wtedy coś w stylu: „O matko, co on/ona wymyśla?”. Trzeba jej wtedy spokojnie wytłumaczyć, że to świadoma decyzja nastolatka i my go w tym wspieramy, i cudnie byłoby, gdyby babcia czy ciocia również to zrobiły. Przed imprezą rodzinną dobrze jest również uprzedzić dziecko, że jego decyzja może być dla bliskich niezrozumiała, więc będą drążyć temat. Wówczas trzeba im wytłumaczyć motywy swojego wyboru, powiedzieć, czym zastępujemy mięso, że przyjmujemy witaminy i jesteśmy pod opieką dietetyka. Chodzi o to, aby była to rozmowa, a nie przepychanka, która do niczego nie prowadzi, tylko nasila konflikty i powoduje dyskomfort po obydwu stronach.