Nasi praprzodkowie żyli w ziemiankach, do snu układali się wprost na słomie i jedli biedazupę z przeciekających garnków.
Otoczony wysokim płotem, obszerny drewniany gród, do którego dostępu broni fosa. Wewnątrz ciąg długich domów skonstruowanych z drewnianych bali i krytych strzechą. Ten obrazek z Biskupina, którego archeologiczne odkrycie zresztą obchodzi w tym roku swoje stulecie, przyjęliśmy uważać za istotę pradawnej słowiańskości. Tak – wydaje nam się – żyli Słowianie sprzed czasów Mieszka I i sprzed początków państwa polskiego. Nic bardziej mylnego.
Biskupiński gród, utrwalony jako słowiański wzorzec m.in. przez Jerzego Hoffmana w jego ekranizacji „Starej baśni”, to osada z epoki brązu. A nasi słowiańscy praprzodkowie w rzeczywistości osiedlili się w tym miejscu dopiero około VI w. i żyli znacznie, znacznie skromniej.
Prymitywni i zapóźnieni?
Słowianie prowadzili prosty, wręcz nudny styl życia. Czy byli prymitywni, wręcz opóźnieni wobec innych, bardziej rozwiniętych kultur? To zagadka i spór, który zapewne nigdy nie zostanie ostatecznie rozstrzygnięty. Dziś szala przechyla się raczej w kierunku tezy, że nieskomplikowany styl życia wczesnych Słowian był strategią obliczoną na przetrwanie w kryzysowych warunkach. W każdym razie jako potomkowie tej kultury wolimy szukać wytłumaczenia, dlaczego nasi przodkowie zadowalali się skrajnie ubogim poziomem życia.
Wyobraź sobie warunki na przełomie starożytności i średniowiecza. To okres wielkiego załamania i kryzysu gospodarczego. Zrywają się kontakty handlowe z czasów starożytnego Rzymu. Szaleje epidemia dżumy, która wybiła niemal połowę ludności cesarstwa bizantyńskiego i kąsała też ludy poza nim. Mamy załamanie klimatu, mówi się nawet o małej epoce lodowcowej.
– Kiedy te przeróżne nici rzeczywistości się zrywają, ludzie muszą szukać nowych sposobów życia, które pozwolą im poradzić sobie w kryzysowym okresie. To dlatego wcześni Słowianie żyli w samowystarczalnych małych osadach, w niewielkich wspólnotach. W razie zagrożenia czy nieurodzaju można było szybko się przenieść w inne miejsce – mówi Kamil Janicki, pisarz i publicysta, autor książki „Cywilizacja Słowian. Prawdziwa historia największego ludu Europy”.
Foto: fot. Silar/wikimedia commons/cc by-sa 4.0
Do życia mikrokawalerka w ziemi
To, że wzmianki o Słowianach można znaleźć w źródłach pisanych dopiero w VI w., nie jest przypadkiem. Kultura nazwana później słowiańską zaczęła się kształtować daleko od głównych centrów cywilizacyjnych, była mocno rozdrobniona, a jej materialne ślady – skrajnie ubogie.
Podejście np. wczesnych Słowian do powierzchni mieszkalnej można porównać do strategii dzisiejszych właścicieli mikrokawalerek na wynajem. Tyle że różni się celem – Słowianie nie liczyli na szybki zwrot inwestycji, raczej nie inwestowali, żeby za dużo nie stracić.
We wczesnym średniowieczu na terenach dzisiejszej Polski domy organizowano na powierzchni ok. 15 mkw. Oczywiście budowano je z drewna, bo ten surowiec był na naszych terenach wówczas powszechnie dostępny i we wczesnym okresie jeszcze nie objęty prawem własności.
Wczesnosłowiańskie domy nie przypominały jednak w niczym dzisiejszych domów z grubych bali ani tych krytych strzechą, które kojarzymy z Biskupinem. Powstawały po prostu ze zrębowego, okorowanego drzewa obrzuconego darnią.
Przede wszystkim jednak były zagłębione na metr w ziemi. Do środka takiej półziemianki schodziło się po kilku stopniach. Miejsce do spania wykładano słomą, jeszcze wcale nie zebraną w sienniki. Awangardą wydają się ślady po podkładanych pod głowę łebkach wodnej bazi, ale to już znacznie później.
Te ziemianki kryte były spadzistym dachem, który izolowano darnią. Wykorzystywano też plecionki z gałęzi i obrzucano je glinianą polepą. Słowiańskie chałupki przybierały w ten sposób formę szałasu, najpewniej bez okien, a nawet niemal bez bocznych ścian – dach przylegał z jednej strony do ziemi, wejście sytuowano na frontowej ścianie. Do koncepcji, że były to domy mieszkalne, a nie np. spichrze, przekonały archeologów zachowane fragmenty pieców kamiennych czy glinianych, znajdowane w obrysie odkrytych historycznych śladów.
– W tych nader prymitywnych izbach głównie się gotowało i spało. Większość aktywności wykonywano na zewnątrz, ewentualnie pod postawioną dodatkową wiatą czy wręcz pod gołym niebem – mówi Igor Górewicz, autor wielu książek o Słowianach, ostatnio „Piastowie, legendy i niewolnicy” oraz autor serii „Igor o Słowianach” na YT.
O słowiańskich izbach tak pisał w X w. historyk Ibrahim ibn Jakub:
„Nie mają oni [Słowianie] łaźni, lecz posługują się domkami z drzewa. Zatykają szpary w nich czymś, co bywa na ich drzewach, podobnym do wodorostów, a co oni nazywają: mech… Budują piec z kamienia w jednym rogu i wycinają w górze na wprost niego okienko dla ujścia dymu. A gdy się piec rozgrzeje, zatykają owe okienko i zamykają drzwi domku. Wewnątrz znajdują się zbiorniki na wodę. Wodę tę leją na rozpalony piec i podnoszą się kłęby pary. Każdy z nich ma wiecheć z trawy, którym porusza powietrze i przyciąga je ku sobie. Wówczas otwierają im się pory i wychodzą zbędne substancje z ich ciał… Żaden strup ani świerzb na nich nie zostaje. Domek ten nazywają oni: al-istba”.
– Społeczności słowiańskie pierwotnie żyły w rozproszonych otwartych osadach. Dopiero w IX w. rozpoczyna się tzw. faza grodowa. Prawdziwe zmiany na ziemiach polskich przyniósł zaś schyłek pierwszej połowy X stulecia, zwłaszcza na ziemi gnieźnieńskiej, gdzie swoje włości zaczął poszerzać ród, który nazywamy Piastami – mówi Górewicz.
Na obiad zupa
Porcje dzienne pożywienia Słowian nam pewnie wydałyby się niczym więzienny wikt. Podstawą ich żywienia były zboża uzupełniane roślinami strączkowymi, z całą pewnością jedli mniej mięsa niż my dzisiaj.
– Obrazek jak z komiksu „Kajko i Kokosz”, w którym bohaterowie wędrują przez świat z upolowanym dzikiem po pachą, można włożyć między bajki. Mięsa nie jadano codziennie. Tym bardziej że powoli wchodziły reguły feudalne, komu wolno polować i gdzie. Komplikował się system prawny i podatkowy – mówi Górewicz.
Przede wszystkim obowiązywała więc dieta zbożowa. Co zresztą we wczesnym średniowieczu dotyczyło nie tylko Słowian. Przyjmuje się, że nawet 80 proc. diety stanowiły wówczas produkty zbożowe. W każdym domostwie były żarna, na których kruszyło się zboże przede wszystkim na kaszę. Był to jeden z podstawowych punktów codziennego życia. Słowianie mieszali je z wodą, jadali gęste zupy. Wyrabiali też proste wypieki, jak podpłomyki, rzadziej chleb.
Jedli też wiele warzyw, które dzisiaj dla nas będą oczywiste – na przykład kapustę, która dla polskiej wsi pozostanie podstawą wyżywienia jeszcze w połowie XX stulecia. Uprawiano również bób i groch. Były sady ze śliwami, z jabłoniami i wiśniami, nawet brzoskwiniami. Średnie temperatury pozwoliły również na to, aby po wprowadzeniu chrześcijaństwa uprawiać winorośl. Poza tym w przydomowych ogrodach rosło wiele ziół, były to jednak drobne uprawy, służące tylko do urozmaicenia smaku potraw.
Zboże przechowywano w mniejszych niż izby mieszkalne ziemiankach – jamach zasobowych. Archeolodzy znajdowali na dnie tych jam ślady zbóż, stąd możemy się domyślać, co uprawiali nasi przodkowie. Pszenicę tylko na bardzo małą skalę, owies zapewne jako paszę dla zwierząt, tak jak czyniono we wszystkich późniejszych epokach. Podstawą były żyto i proso, w mniejszym stopniu też jęczmień. Było to jednak zboże pod wieloma względami inne niż dzisiejsze, dawało z pewnością znacznie mniejszy plon.
Mięso jako rarytas
Słowianie byli poddani rytmom przyrody, urodzajom bądź nieurodzajom, okresowo na pewno nie dojadali. Wydajność upraw była niska, do tego znaczną część plonów trzeba było zachować na kolejny wysiew. Tyle naukowcy wyczytali z odkrytych szczątków – kości i uzębienia.
– Opowiastki o ekologicznym stylu życia dawnych Słowian należy więc włożyć między bajki – mówi Igor Górewicz. – Z naturalnych zasobów Słowianie korzystali ekstensywnie. Wypalali lasy, żeby uprawiać ziemię, a gdy te pola wyjałowili, wypalali kolejne partie lasu. To samo dotyczyło polowań: gdy wybili zwierzynę w najbliższej okolicy, przenosili się, aby móc polować w nieprzetrzebionym jeszcze terenie. To dlatego, jak uważamy, Słowianie stawiali tak proste domy.
Z badanych pozostałości odnalezionych w ludzkich osadach wynika, że mięso stanowiło zaledwie kilka procent spożywanej żywności. Zdecydowanie częściej niż dziczyznę jadano jednak zwierzęta hodowlane. Nie do końca wiadomo jednak, w jakich warunkach Słowianie hodowali zwierzęta: owce, kozy, krowy i świnie. Nie odkryto bowiem dotąd śladów po stajniach czy oborach.
– Być może stosowano proste zadaszenia, żeby osłonić je w razie deszczu czy wiatru. Kiedy przychodziły ostre mrozy, zapewne wprowadzono je do półziemianek. To by nas nie zdziwiło, przecież chłopi postępowali tak jeszcze w XIX w. – mieszkali zimą z własną krową w jednej izbie – opowiada Janicki.
Dzięki arabskim podróżnikom wiemy np., że Słowianie nie lubili jeść kur. – Ibrahim ibn Jakub zapisał, że nie jedzą kur, bo uważają, że od tego wychodzą im wypryski. Nie wiemy oczywiście, jak lokalny charakter miała jego obserwacja, traktujemy ją dzisiaj jako ciekawostkę – mówi Janicki.
– Według Galla Anonima w XII w. podczas wyprawy na Pomorze wojowie Bolesława Krzywoustego mieli nucić m.in.: „Ojcom naszym wystarczyły ryby słone i cuchnące, my po świeże przychodzimy, w oceanie pluskające”. To zdradza nam sposoby konserwacji żywności. Bo zdobyć i przyrządzić pożywienie to jedno, ale przechowywanie w naszym zmiennym klimacie to już inne, równie ważne zadanie. I sól wówczas służyła raczej do konserwacji pożywienia niż do nadawania smaku potrawom. Dosalanie potraw, z którym dzisiaj się zmagamy, to prawdopodobnie pozostałość po właśnie tej procedurze – mówi Górewicz.
Spożycie ryb wzrosło po przyjęciu chrześcijaństwa ze względu na przyjęty system postów. Z natury rzeczy jednak wówczas te regulacje dotyczyły bardzo wąskiej grupy ludzi, raczej z dworu książęcego czy szerzej – elity społecznej i mieszkańców grodów.
Ten garnek przecieka
Najwcześniejsza kultura słowiańska nie operowała bogactwem takim, jak je dziś rozumiemy. Do roku 900., zanim powstają państwa, jest to kultura bardzoskromna, jednocześnie egalitarna.
– Wczesna słowiańszczyzna nie gromadzi złota ani srebra. Bazuje na drewnie, wiklinie, skórze i wyrobach z kości. Słowianie wytwarzali tylko tyle, ile było im potrzebne do przetrwania i nie wychodzili poza te podstawowe potrzeby. Rzeczywiście to mogłoby się wydawać prymitywne. Gdy tak mówimy, zapominamy jednak, że byli oni przede wszystkim ekstremalnie zaradni – mówi Janicki.
Jednym z wyróżników słowiańszczyzny jest gliniany, jajowaty garnek, tzw. garnek praski. Wyrabiany ręcznie, bez koła garncarskiego. I bez zdobień.
Słowianie radzą sobie z produkcją naczyń na własny użytek – każdy sam, w swoim gospodarstwie domowym. Na wczesnym etapie nie było produkcji rzemieślniczej. Każdy gospodarz będzie na własną rękę takie garnki lepić. No i będzie to tak niedoskonałe, że naczynie te będą przeciekać. Dopiero gdy stopniowo się otłuszczą i wreszcie porządnie wybrudzą, wtedy utrzymają swoją zawartość. Na początku jednak taki garnek tracił w ciągu kilku godzin 1/3 zawartości. Dlaczego Słowianie poprzestawali na tej niedoskonałości?
– Większym atutem wydawało się zrobienie czegoś na własną rękę niż sprowadzanie z zewnątrz. Bo wtedy trzeba by te garnki kupować, wchodzić w jakieś zależności. Więc to lepienie naczyń w każdym gospodarstwie wydaje się kwintesencją samowystarczalności – tłumaczy Janicki.
Biżuteria? Brak
Pierwsza biżuteria, o której coś wiemy w kontekście Słowian, pochodzi już z okresu wczesnopaństwowego, z czasów wodzowskich, wtedy gdy już funkcjonowały grody. Cywilizacja wczesnych Słowian, wbrew temu co odruchowo przyjmujemy, nie była jednak cywilizacją grodów. We wcześniejszych mikrospołecznościach, gdzie w jednej wiosce jest zaledwie kilka domów, budowa grodu wiązałaby się ze zbyt dużym wysiłkiem. Grody na większą skalę pojawiają się dopiero w drugiej połowie VIII w., a zwłaszcza w wieku IX. I dopiero wtedy rozwinie się sztuka biżuterii, często srebrnej lub wykonanej z kości.
W prostych, jeszcze wcześniejszych domostwach słowiańskich znajdujemy przedmioty użytku codziennego ze zdobieniami – np. grzebienie z poroża, niekiedy zdobione noże, też wyrabiane z drewna. Słowianie na niewielką skalę używali metalu. Wymagał jednak specjalizacji pracy, a do takiej dochodzi dopiero w większych społecznościach. Choć metal nie był żadną niezwykłą innowacją, prościej było go zastąpić łatwiej dostępnym surowcem. Słowianie jednak są w stanie poradzić sobie bez metalu, głównie właśnie z użyciem drewna czy kości.
Możemy się tylko domyślać, że jeśli była biżuteria, była na tyle nietrwała, że nie zachowały się do dziś jej ślady. Jest przecież raczej nieprawdopodobne, żeby słowiańskie kobiety w ogóle nie używały biżuterii. Inna sprawa, że takie przedmioty zwykle archeolodzy znajdują w zachowanych grobach, w przypadku wczesnych Słowian, którzy mieli zwyczaj ciałopalenia, nie jest to jednak możliwe.
Niewolnik na wagę złota
Słowiańszczyzna była głównym terenem niewolniczych łowów w Europie. Już w IX w., a szerzej w X-XI w. przynajmniej 250 tys. niewolników zostało wywiezionych z tych terenów. To obala mit, że niewolnictwo zniknęło w Europie wraz ze starożytnym Rzymem. Było wręcz przeciwnie – przez większość średniowiecza ten proceder miał się dobrze. Na niewolnictwie najprawdopodobniej zarabiał Mieszko I, tak samo było np. na Rusi czy Morawach.
Dziś historycy uznają, że handel niewolnikami miał swój udział w budowaniu państwa Piastów, choć nie sposób ocenić jak duży.
Ludzi sprzedawało się i wywoziło również do krajów arabskich. Wyłapywano ich na zlecenie wodzów na terenach konkurentów. Był to jeden z najbardziej wartościowych eksportowo „towarów” tamtych czasów w naszym regionie.
– Staroruska „Powieść lat minionych” informuje np., że w Perejesławiu w 969 r. oferowano „z Czech i z Węgier srebro i konie, z Rusi skórę i wosk, miód i czeladź”. Źródła arabskie wymieniają też inne towary: futra, bursztyn, które docierały aż do Chin. Archeologia dorzuciła jeszcze sól i żelazo. A ibn Jakub pisał, że z Pragi wywozi się „niewolników, cynę i [wszelkie] rodzaje futer” – opowiada Górewicz.
Handel niewolnikami obok dopływu srebra i rosnącego rozwarstwienia społecznego przyniósł Słowianom bogactwo i sprawił, że ich kultura przestała być taka skromna.
– Źródła arabskie bardzo często mówią o niewolnikach przywiezionych z krajów słowiańskich, z północy. Było to zjawisko tak masowe, że podobno w IX w. na ulicach Bagdadu, wówczas gigantycznej metropolii, słyszało się powszechnie mowę słowiańską – tłumaczy Górewicz. Był to dobrze zorganizowany system handlowy, obejmujący całą Europę Zachodnią, przez Pragę, która była wielkim targiem niewolników, aż do Kordoby. W drugą stronę, przez Ruś, aż do Azji Środkowej. Kobiety zmuszano do usług seksualnych, młodych mężczyzn kastrowano i trafiali do służby. – Około X w. w pewnym momencie co najmniej 10 tys. Słowian służyło w gwardii pałacowej w Kordobie – mówi Górewicz. – Jednostkom udało się zrobić wielką karierę, aż ku szczytom władzy.
Czy naprawdę tacy biedni?
Pod wieloma względami kultura słowiańska była optymalna dla ludzi, którzy w niej żyli. Lepsza od wcześniejszych kultur nastawionych na gromadzenie zasobów. Nie zbierano ich przecież dla ogółu społeczeństwa, tylko dla elity. Prosta ludność była obciążona pracą i gromadzeniem dóbr na rzecz władcy. Słowianie jednak przetrwali. Okazało się, że kultura adaptacji, ta prosta kultura przetrwania dla tych czasów widocznie była najlepszym lub może jednym z najlepszych wzorców postępowania. Skutki mówią same za siebie.