Zginęło kilkadziesiąt tys. cywilów, 100 tys. kobiet zostało zgwałconych, a ponad 130 tys. mieszkańców wywieziono do ZSRR. Zdobyty przez Armię Czerwoną Budapeszt w 80 procentach stał się gruzowiskiem.

Cmentarz Farkasréti należy do najpiękniejszych nekropolii Węgier. W styczniu 1945 r. pomiędzy jej grobami kryli się żołnierze 8 Dywizji Kawalerii SS „Florian Geyer”, broniąc Budapesztu przed Armią Czerwoną.

Trwająca ponad 100 dni operacja budapeszteńska była jedną z najkrwawszych i najokrutniejszych bitew II wojny światowej. Obróciła stolicę Węgier w gruzy, zginęło kilkadziesiąt tys. cywilów, a 100 tys. kobiet, a może więcej, zostało ofiarami brutalnych gwałtów sowieckich żołnierzy. Na roboty przymusowe wywieziono do ZSRR ponad 130 tys. osób, z których jedna trzecia zmarła w trakcie morderczej pracy w kopalniach i kamieniołomach. Szydercza węgierska nazwa tych wywózek „Málenkij robot” wzięła się stąd, że funkcjonariusze NKWD, wyłapując na ulicy młodych ludzi nadających się do pracy, mówili, że czeka ich „maleńkaja rabota”.

Miasto, które podziwiamy za niezwykłą urodę i malownicze położenie na brzegach szerokiego Dunaju, stało się gruzowiskiem. Wszystkie przeprawy, łącznie z zabytkowym mostem Łańcuchowym, zostały wysadzone. 80 procent budynków zniszczono całkowicie bądź mocno uszkodzono.

Nieszczęście Węgier polegało na tym, że nie widziały dla siebie innego wyjścia niż sojusz z Hitlerem. Jedynie bowiem III Rzesza mogła pomóc im odzyskać przynajmniej część ziem utraconych po traktacie z Trianon z 1920 r. – największej traumie w dziejach kraju.

Hitler wcale nie domagał się udziału honwedów w inwazji na ZSRR. To pijana nacjonalistycznym wzmożeniem kadra dowódcza węgierskiej armii parła do wojny, zarówno z powodu sympatii do Niemiec, jak i otumaniona łatwymi zwycięstwami w przepychankach z Czechosłowacją i Rumunią – których nie byłoby, gdyby nie polityczne wsparcie Berlina i tzw. arbitraże wiedeńskie, nakazujące oddanie Węgrom Rusi Zakarpackiej oraz części Siedmiogrodu.

Niemcy nie byli dobrego zdania o węgierskiej armii. Honwedzi byli bitni i odważni, ale Węgierska Królewska Armia fatalnie wyposażona, z nędzną łącznością i logistyką, śladowo uzbrojona w ciężki sprzęt, ze słabym lotnictwem. Przestarzałe tankietki i lekkie czołgi Toldi nie mogły przeciwstawić się sowieckim pancerniakom. Homeopatyczne ilości samobieżnych armat przeciwlotniczych Nimród, samochodów pancernych Csaba, a później nowszych czołgów Turán to była łyżka wody w oceanie potrzeb.

Wysłana na front wschodni dwustutysięczna 2 Armia Honwedów nie była przygotowana na nowoczesną wojnę, obietnice Niemców dostarczenia jej ciężkiego sprzętu pozostały zaś obietnicami. Po straszliwej klęsce nad Donem w styczniu 1943, gdzie większość wojska zginęła bądź dostała się do niewoli, Węgrzy już nie brali udziału w walkach, pozostawiono im działania okupacyjne na tyłach. Dopiero pod koniec wojny, gdy wynik był przesądzony, Niemcy zaczęli uzbrajać Węgrów w swoje czołgi, a także w messerschmitty i junkersy, i w czasie walk na terenie Węgier, po tym gdy Sowieci przekroczyli linię Karpat, węgierskie wojska odnosiły lokalne sukcesy, choć im bliżej było niemieckiej klęski, tym więcej honwedów oddawało się do niewoli bądź przechodziło na radziecką stronę.

Węgierski przemysł próbował rozpędzić produkcję nowoczesnego uzbrojenia, ale nie pozwoliły mu na to amerykańskie bombowce równające z ziemią fabryki. Nawet elitarna w zamierzeniu dywizja „Szent László” (Święty Władysław) składała się ze spieszonych spadochroniarzy, uziemionego personelu lotnictwa i rozbitków z innych oddziałów, dla których brakowało broni ciężkiej.

Szokiem dla Niemców i wstrząsem dla Węgrów było nagłe przejście Rumunii na stronę Związku Radzieckiego. Relacje węgiersko-rumuńskie zawsze były fatalne, ale oba kraje znajdowały się w sojuszu z III Rzeszą. Rumuni w największej tajemnicy przeprowadzili operację zmiany alianta i z dnia na dzień obrócili armaty o 180 stopni, kierując je w stronę Niemców i Węgrów. 17 rumuńskich dywizji, które zyskali Sowieci, zrobiły różnicę – Karpaty były stracone. O ile często węgierska armia ustępowała Rosjanom, o tyle z większą zaciętością walczyła teraz przeciw rumuńskiej, a dla Rumunów punktem honoru było zdobywanie węgierskich pozycji. Rumuni rwali się do szturmowania Budapesztu, ale zostali sprowadzeni na ziemię przez sowieckie dowództwo, które wyznaczyło dla nich działania pomocnicze i osłonowe.

Kiedy po klęskach Wehrmachtu na froncie wschodnim jasne stawało się, że III Rzesza przegra wojnę, pełniący władzę admirał Miklós Horthy oraz węgierscy generałowie skłonni byli wycofać Węgry z wojny. Usiłowali dogadać się z zachodnimi aliantami, mając nadzieję, że Brytyjczycy i Amerykanie szybciej dotrą nad Dunaj i Balaton niż Sowieci. Łudzono się, że armia brytyjska dokona desantu na Bałkany i wkroczy na Nizinę Węgierską od południa. Hitler dzięki niemieckiemu wywiadowi doskonale zdawał sobie sprawę z umizgów Horthyego do Anglosasów i nie miał zamiaru pozwolić na „zdradę” Madziarów. Poza tym węgierski korpus oficerski niższego szczebla był radykalnie proniemiecki i domagał się walki z Sowietami. Niemcy postanowili usunąć Horthyego i oddać władzę fanatycznym strzałokrzyżowcom Ferenca Szálasiego, który ogłosiwszy się „Przywódcą Narodu”, zadeklarował w ramach totalnej mobilizacji wystawienie milionowej armii, wierność Führerowi i walkę do ostatniego naboju.

Kiedy okazało się, że alianci nie są skorzy do układów z węgierskim reżimem i realistycznie oceniają, że w wyścigu nad Dunaj pierwszeństwo ma armia Stalina, Horthy zaczął próby porozumienia z Sowietami, zgadzając się na ich warunki wstrzymania walki przeciw Armii Czerwonej.

Gdy Rosjanie wkraczali do miasta, opętani antysemickim amokiem strzałokrzyżowcy zamordowali jeszcze 15 tys. budapeszteńskich Żydów

Ustalił nawet tajne hasło, po którym węgierskie armie miały przerwać walkę, porozumieć się z Sowietami, a gdyby usiłowali w tym przeszkodzić Niemcy – stawić im opór. Hasło brzmiało: „Wykonać rozkaz z 1 marca 1920 roku”. Było nieprzypadkowe: tego dnia admirał został przez parlament wybrany na regenta Królestwa Węgier. Teraz jednak kończyła się jego epoka – nie wzniośle, lecz żałośnie.

Rozkaz Horthyego wygłoszony przez radio nie dotarł do jednostek wojskowych, duża część węgierskiego korpusu oficerskiego wciąż chciała walczyć z Rosjanami, zaś strzałokrzyżowcy przebierali nogami, by zamienić Węgry w najwierniejszego sojusznika Hitlera.

Pierwszym aktem było porwanie syna regenta, Miklósa Horthyego juniora, czego dokonali spadochroniarze Ottona Skorzenego, wsławionego wcześniejszym uwolnieniem Benita Mussoliniego, gdy ten został obalony i aresztowany przez włoskiego króla Wiktora Emanuela. Operacja „Mickey Mouse” przebiegła bez problemów i młody Horthy znalazł się w rękach Niemców, co jednak nie zniechęciło jego ojca w próbach wycofania Węgier z wojny.

Admirał w kraju bez morza, rządzący królestwem bez króla wciąż starał się porozumieć z Sowietami, deklarując zawieszenie broni, stąd Niemcy przeprowadzili kolejną operację, tym razem pod kryptonimem „Panzerfaust”. W połowie października 1944 wspierani przez „tygrysy” i „pantery” błyskawicznie opanowali Wzgórze Zamkowe, którego węgierska obsada poddała się niemal bez walki, zaś ambasador III Rzeszy Edmund Veesenmayer – wsławiony zdaniem „Co z tego, że Budapeszt zginie nawet dziesięć razy, skoro dzięki temu obronimy Wiedeń” – osobiście aresztował nieszczęsnego regenta. Horthy został wywieziony do Niemiec, a po upadku III Rzeszy przedostał się do Portugalii, gdzie zaopiekował się nim dyktator Antonio Salazar. Przegrany regent zamieszkał w pięknej willi w Estoril, nadmorskim kurorcie nieopodal Lizbony, gdzie zmarł w 1957 r.

Węgry szybko zostały przejęte przez Wehrmacht i SS, do władzy zaś dorwali się bestialscy zbrodniarze spod znaku skrzyżowanych strzał. Pod kierownictwem przybyłego nad Dunaj Adolfa Eichmanna i przy wytężonej pracy węgierskich nazistów zaczęła się masowa wywózka Żydów do obozów koncentracyjnych. W błyskawicznym tempie na śmierć wysłano ponad 400 tys. ludzi, a węgierska żandarmeria z niezwykłym zapałem wykonywała swoją pracę.

W tym momencie zaczęła się prawdziwa tragedia Węgier, której kulminacją i ostatnim aktem była zagłada „Perły Dunaju”, jak nazywano nie bez powodu Budapeszt.

Zanim miasto znalazło się w kleszczach armii 2 i 3 Frontu Ukraińskiego, we wschodnich Węgrzech, między Debreczynem a Nyiregyházą, rozegrało się w październiku 1944 trzytygodniowe starcie, zwane przez Węgrów „bitwą pancerną na puszcie”, zaś przez Rosjan i Niemców „operacją debreczyńską”. Zwarło się w niej niemal półtora miliona żołnierzy niemieckich, węgierskich, radzieckich i rumuńskich. W wyniku zaciekłych walk na płaskim jak naleśnik stepie oraz w gęstych polach kukurydzy Rosjanom, po przekroczeniu Cisy, otworzyła się droga na Budapeszt.

Hitler kazał bronić Budapesztu do ostatniego żołnierza nie tylko z powodu swojego szaleństwa. Utrata Budapesztu oznaczała otwarcie autostrady do Wiednia i do Rzeszy od strony południowo-wschodniej oraz oddanie Sowietom roponośnych pól zachodnich Węgier, jednego z ostatnich źródeł paliwa dla Wehrmachtu i SS. Sowieci też spieszyli się do Wiednia, mając nadzieję, że szybciej tam dotrą niż Amerykanie i Brytyjczycy, a Budapeszt stał im na drodze i najchętniej nie traciliby czasu na jego żmudne zdobywanie. Stąd zaproponowali węgierskiej stolicy honorową kapitulację na tak korzystnych warunkach, jakich nikomu nie oferowali (co nie znaczy, że mieliby umowy dotrzymać). Stalinowi zależało na zdobyciu miasta z marszu, a najlepiej wkroczeniu tam 7 listopada, w rocznicę rewolucji październikowej (według kalendarza gregoriańskiego). Zakazał swoim wojskom odpoczynku, choć po bitwach pod Debreczynem sowieckie dywizje były wyczerpane, przetrzebione, cierpiące na braki w aprowizacji. Prośby marszałka Rodiona Malinowskiego o cztery dni przerwy w walce i odpoczynku dla jego wojska dyktator natychmiast odrzucił, domagając się szybkiego zwycięstwa.

Dla niemal miliona mieszkańców Budapesztu pozbawionych żywności, wody i gazu szturm na miasto był szokiem. Jeszcze przed chwilą wszystko funkcjonowało, jakby panował pokój, działała komunikacja, kwitł handel, zapełniały się restauracje, kina i teatry, a budapeszteńczycy omamieni propagandą, że nie ma możliwości, by dosięgły ich walki uliczne, pławili się niemal w beztrosce. Kilka tygodni później głodowali, topili śnieg na wodę, zmagali się z plagą szczurów i wszy, a głównym posiłkiem były sukcesywnie zabijane konie.

W czasie bitwy śmierć poniosło 38 tys. cywilów, ale w tej liczbie znajduje się też 15 tys. Żydów zamordowanych przez znajdujących się w antysemickim amoku strzałokrzyżowców, którzy zabijali ich w czasie, gdy Rosjanie wkraczali do miasta. „Ulubionym” miejscem egzekucji było nabrzeże Dunaju, do którego zrzucano ciała zabitych. Pamiątką tego koszmaru jest przejmujący pomnik przedstawiający rzędy mosiężnych butów męskich, żeńskich i dziecięcych, stojących tuż nad rzeką, nieopodal placu Kossutha.

Ci sami strzałokrzyżowcy nie tylko kazali złapanym Żydom zdejmować buty przed śmiercią i wrzuceniem ciał w nurty Dunaju, ale też urządzali polowania na ukrywających się mężczyzn, których dało się jeszcze „zmobilizować” i wcielić do ad hoc formowanych jednostek. Pechowcy dostawali karabiny i granaty ręczne, a zdarzało się nawet, że wyłącznie granaty, i tak mieli bronić miasta, choć wartość bojowa takich oddziałów była żadna.

Samobójcza szarża na dwa dni przed upadkiem Budapesztu skończyła się tym, że z 40 tys. Niemców i Węgrów przez sowieckie pozycje przedarło się około 700

Rosjanie atakowali w małych, kilkunastoosobowych grupach szturmowych, uzbrojonych w broń maszynową i miotacze ognia, walcząc o każdą kamienicę, a nawet poszczególne piętra. Przemieszczali się też kanałami, stąd Niemcy zaminowali i częściowo zamurowali tunel jedynej wówczas linii metra. Obrońcy na placach, w parkach i na bulwarach oraz dworcach kolejowych stworzyli umocnione punkty oporu, skąd ogniem prowadzonym we wszystkich kierunkach można było powstrzymywać atakujących. Sprzyjały temu też barykady budowane na wąskich uliczkach oraz ufortyfikowane partery otaczających punkty oporu kamienic.

Straty nacierających Rosjan w takiej walce były ogromne, o wiele większe niż na otwartym terenie. W walkach ulicznych i o poszczególne domy Rosjanie stracili ponad połowę spośród wszystkich zabitych i rannych w trakcie całego oblężenia. Zarazem Armia Czerwona wcale nie miała przygniatającej przewagi liczebnej nad oblężonymi i w żadnym momencie siły bezpośrednio oblegających nie przekraczały 150 tys. żołnierzy wobec niespełna 100 tys. zamkniętych w mieście obrońców – po połowie Niemców i Węgrów, w tym kilka tys. w formacjach paramilitarnych strzałokrzyżowców.

Jednak Sowieci mieli przygniatającą przewagę w artylerii i nieograniczone zapasy amunicji, w przeciwieństwie do obrońców, którym pociski do armat skończyły się już w sylwestra i została im wyłącznie broń ręczna. Rosjanie mieli też duże oddziały saperów i nie tylko rozbrajali miny podłożone przez Niemców i Węgrów, w zamian kładąc własne w innych miejscach, ale także wysadzali w powietrze barykady, a nawet całe domy, wraz z kryjącymi się w nich obrońcami. Do ataków posyłano także bataliony karne, składające się ze zdegradowanych oficerów, czyli owiane czarną legendą „sztrafbaty”.

Jednocześnie trwało nieustające bombardowanie miasta, obracające je w morze ruin. Dobrym obrazem rzezi, która miała miejsce, jest to, że w trakcie ostrzału budapeszteńskiego zoo z około 2500 zwierząt przeżyło 15.

Co nie znaczy, że walczono wyłącznie piechotą. Archiwalne zdjęcia wykonane po zakończeniu bitwy pokazują ulice zawalone zniszczonymi pojazdami obu stron – czołgami, transporterami opancerzonymi, armatami, ciężarówkami. A także cywilnymi samochodami, autobusami, tramwajami, z których wiele spadło do rzeki po wysadzeniu mostu Małgorzaty, podczas którego zginęło kilkuset cywilów jadących na drugą stronę Dunaju. Pomiędzy powyginanymi zwałami żelastwa leżały niezabrane ciała esesmanów i honwedów, wokół zaś straszyły wypalone kamienice.

Można też znaleźć zdjęcia wraków niemieckich szybowców, którymi Luftwaffe usiłowała dostarczać do oblężonej twierdzy broń i prowiant – ostatnie lądowisko dla szybowców znajdowało się prawie pod zamkiem w Budzie, w parku Vérmező. Ta nazwa oznacza „Krwawe Pole” na pamiątkę ścięcia w tym miejscu w 1795 r. przywódców węgierskich jakobinów. Teraz jednak całe miasto stało się „Krwawym Polem”, jak nigdy wcześniej w swojej historii.

Główne walki toczyły się w Peszcie, po płaskiej stronie miasta, gdzie gęsta zabudowa i wąskie ulice sprzyjały obrońcom, choć były łatwiejsze do zdobycia niż górzysta i lesista Buda, chwilowo tylko blokowana przez sowiecką armię, a której zdobycie zostawiono na później. Dopiero po zdobyciu całego Pesztu w połowie stycznia 1945 r. sowieckie natarcie ruszyło na Budę, bronioną przez 8 Dywizję Kawalerii SS „Florian Geyer” oraz rozproszone grupy z rozbitych oddziałów niemieckich i węgierskich, a także ochotnicze bataliony węgierskie, składające się z robotników, studentów, urzędników, żandarmów, uzbrojonych niemal wyłącznie w broń lekką, za to znakomicie znających topografię miasta.

Jednym z najbardziej spektakularnych starć był atak Rosjan na broniony przez esesmanów z „Floriana Geyera” cmentarz Farkasréti, który zdobyto 20 stycznia, lecz pięć dni później Niemcy go odbili. Walczono na dużym pochyłym terenie, stanowiska broni maszynowej Niemcy maskowali w grobowcach. Cmentarz był też ważny, bo górował nad okolicą i z jego szczytu można było kontrolować dużą część Budy.

Kluczowym elementem do panowania nad Budą była jednak Sas-hegy, Orla Góra, skaliste i strome z jednej strony wzniesienie, z drugiej łagodniejsze, skąd można było ostrzeliwać atakujących i kierować ogniem w innych dzielnicach. Podobną rolę odgrywało wzgórze św. Gellerta, wraz z wieńczącą go cytadelą, zbudowaną na początku lat 50. XIX w. przez Austriaków, ale przed nadejściem Sowietów wzmocnioną, skąd był doskonały wgląd na naddunajskie dzielnice. Zdobycie przez Rosjan Orlej Góry i Góry św. Gellerta było kluczem do zakończenia oblężenia miasta.

Zanim jednak Budapeszt padł, Niemcy próbowali odblokować miasto, w styczniu i lutym 1945 przeprowadzając aż trzy duże operacje: „Konrad”, „Konrad II” i „Konrad III”. A na końcu „Wiosenne przebudzenie” w marcu 1945 r., ostatnią operację ofensywną III Rzeszy w II wojnie światowej, dwa miesiące po desperackiej szarży w Ardenach na froncie zachodnim. Stamtąd zresztą przerzucono na Węgry doborową 6 Armię Pancerną, składającą się m.in. z dywizji Waffen-SS „Hitlerjugend”, „Leibstandarte Adolf Hitler” i „Das Reich”. Ostatni wielki zryw konającego monstrum skończył się jednak w śnieżnej zamieci i pośniegowym błocie, w którym tonęły ciężkie pojazdy.

Walki nie ograniczały się więc do samej stolicy i jej przedmieść, ale obejmowały dużą część Węgier, bo w ramach zimowych prób przyjścia na pomoc oblężonym niemieckie dowództwo przeprowadziło szereg ataków na zachodnich i południowych terenach kraju, a nawet miało w planach takie działania, jak atak dwóch dywizji piechoty na sowieckie pozycje przez zamarznięty Balaton.

Najsłynniejszym epizodem oblężenia jest dokonana 11 lutego próba wyrwania się 40 tys. żołnierzy niemieckich i węgierskich wraz z lekko rannymi. Ciężko rannych pozostawiono w prowizorycznych szpitalach razem z pielęgniarkami i radzieckimi jeńcami. Cały sprzęt ciężki zniszczono bądź porzucono i ruszono wyłącznie z bronią osobistą. Przebijano się przez Széna tér – plac Sienny – po budziańskiej stronie stolicy oraz sąsiedni plac Kálmána Szélla (po wojnie noszący nazwę plac Moskwy). Według oblężonych ten rejon miał być słabo obsadzony przez Rosjan, co okazało się nieprawdą i masy przedzierających się Niemców i Węgrów trafiły na zmasowany ogień maszynowy i artyleryjski. Do wieczora oba place zaścielone były zabitymi i ciężko rannymi.

Samobójstwa w trakcie przebijania się popełnili ranni generałowie i Brigadführerowie SS, dowódcy 13 Dywizji Pancernej oraz 8 i 22 Dywizji Kawalerii SS. Na tych, którzy nie zginęli ani nie przebili się w kierunku lasów, ale ukryli się po domach, w piwnicach, kanałach, czerwonoarmiści urządzili polowania i brali do niewoli albo rozstrzeliwali na miejscu. Wielu obrońców Festung Budapest przebierało się w cywilne ubrania i usiłowało wmieszać w tłum, ale tych też często dekonspirowano, wyłapywano, a ich historia kończyła się albo w obozie jenieckim na krańcach ZSRR, skąd rzadko się wracało, albo pod ścianą najbliższego domu.

Ta samobójcza szarża skończyła się tym, że przez sowieckie pozycje przedarło się jedynie około 700 Niemców i uszło w zalesione wzgórza, by tamtędy dotrzeć do swoich wojsk. Jeszcze przez lata przy okazji inwestycji budowlanych w Budzie znajdowano kości tych, którym nie udało się wyrwać z okrążenia.

Był to ostatni zryw niemiecko-węgierskiej załogi Budapesztu. Dwa dni później działania wojenne w zniszczonym mieście ustały. Skończyła się tragiczna epopeja „Perły Dunaju”. Po obydwu walczących stronach było nawet 400 tys. zabitych, rannych, zaginionych i chorych żołnierzy.

Jedna z najpiękniejszych stolic Europy obróciła się w gruzy, zaś po jej zdobyciu przez armię sowiecką nastąpiły masowe rabunki mieszkań, sklepów i kościołów, zbrodnie wojenne i gwałty, czynione z pełnym przyzwoleniem, a nawet zachętą dowództwa, a których ofiarami padło, według różnych szacunków, około 100 tys. kobiet w każdym wieku – od małych dziewczynek, przez ciężarne i młode matki, po staruszki. Często były to gwałty zbiorowe, a wiele ofiar doświadczyło ich seryjnie. Wiele ofiar gwałtów Sowieci zamordowali. Po wojnie na całym obszarze Węgier zarejestrowano 400 tys. kobiet zarażonych chorobami wenerycznymi na skutek przemocy seksualnej sowieckich żołdaków.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version