Ewa Zajączkowska-Hernik podzieliła się swoimi przemyśleniami na temat pracy w Parlamencie Europejskim. – Trochę zszokowana jestem skalą przedsięwzięcia. Według mnie to jest swoista świątynia demoralizacji – przyznała na antenie Polsat News.
Europosłanka Konfederacji o pracy w PE
– Europosłowie mają tam zapewnione dosłownie wszystko – kontynuowała, zaznaczając, że może dziać się tak po to, „by nie podnosili głowy za wysoko, by nie krytykowali tego, co się dzieje w Unii Europejskiej”. Podkreśliła jednak, że bardziej od warunków zszokowała ją metoda głosowania, m.in. nad rezolucją dotyczącą pomocy w Ukrainie.
– Część głosowań była imienna, część wymagała podniesienia ręki. Nie mam bladego pojęcia, na jakiej podstawie przewodnicząca Parlamentu Europejskiego, która uznawała, że jakieś głosowanie przeszło właśnie za pomocą podniesienia ręki, wysnuła taki wniosek, bo nie zawsze nawet zdążyło się tę rękę podnieść – relacjonowała europosłanka Konfederacji.
Zaznaczyła, że prawdopodobnie wynik głosowania ustalony został wcześniej, na podstawie większości, która panuje w Parlamencie Europejskim, a samo podnoszenie rąk było „czystą formalnością”. – To jest skandal, jeżeli w taki sposób przegłosowuje się prawo – oceniła.
Zajączkowska-Hernik o reakcji szefowej KE
Zajączkowska-Hernik odniosła się też do swojego wystąpienia podczas sesji plenarnej Parlamentu Europejskiego. – Poczułam się osobą, która była przez chwilę chociaż głosem ludzi normalnych, którzy chcą żyć w Europie normalnie, chcą żyć w Europie bezpiecznie – przyznała.
Europosłanka zdradziła też, co czuła, gdy chwilę później zobaczyła reakcję przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen na swoje słowa. – Wyczytałam z jej oczu pogardę i czyste zło. Dla mnie ta kobieta jest złą kobietą – powiedziała.