Konsumpcjonizm jest rodzajem narkotyku. Kupujesz i czujesz się lepiej. Przez chwilę

Dzień pierwszy. Adelka biegnie przodem, a za nią mama z torebką w jednym ręku i smartfonem w drugim.

– Wypatrzyła od razu – mama uśmiecha się do ekranu, goniąc kilkuletnią córkę przez szerokie foyer Galerii Młociny w Warszawie. – Za chwilę się ustawiamy w kolejce, o cholera, jaka długa! No ale jak już jesteśmy, to wejdziemy, ty, jaki luksus, nawet barierka jest, jak na jakąś premierę. To jest, ci powiem, zajebiste. Dobra, oddzwonię, bo wchodzimy!

Pop-up store to sklep na chwilę. Otwiera się z dużym hukiem, a po kilku dniach znika. Tak było z warszawskim sklepem Shein, który działał tylko przez pięć dni. Chiński gigant odzieżowy w 2023 r. miał 2 mld dol. zysku, trzy razy więcej niż rok wcześniej. Przegonił nawet H&M, od lat jedną z najpopularniejszych sieciówek świata.

– Ja to nawet nie wiedziałam, że taki sklep istnieje – mówi Joanna, powstrzymując najmłodszego syna przed pogonią za starszym rodzeństwem. – Ale dzieciaki wypatrzyły na TikToku. Dzieci pierwsze o wszystkim wiedzą, bo siedzą z nosami w smartfonach. Całe szczęście, że te ubrania tanie jak barszcz.

Robotnicy w chińskich fabrykach zwykle pochodzą ze wsi, czasem oddalonych nawet o kilkaset kilometrów. Na miejscu dostają zakwaterowanie w hotelach robotniczych, piętrowe łóżka, po cztery-sześć osób na pokój. Do tego wyżywienie, a czasem jeden wolny dzień w miesiącu. Pracują po kilkanaście godzin na dobę.

– Pensje podstawowe, które oferuje się robotnikom, są pensjami głodowymi, na poziomie 1000 zł miesięcznie – mówi Weronika Truszczyńska, mieszkająca w Szanghaju sinolożka, autorka książek i vlogerka. – Za tyle nie przeżyje się w mieście. Kto chce zarobić przyzwoite pieniądze, musi wyrabiać nadgodziny.

Część zarobionych w fabryce pieniędzy robotnicy wysyłają na wieś, do rodzin. Wysokość świadczeń socjalnych w Chinach jest ustalana przez rządy lokalne. – Emerytura w Szanghaju to 3-4 tys. zł. Na wsiach nawet kilkadziesiąt razy mniej. Nie da się za to wyżyć – opowiada Weronika Truszczyńska. – Starsze osoby mieszkające na wsi muszą polegać na własnej pracy i pracy swoich dzieci czy wnuków, które wyjechały do miasta. W szanghajskich restauracjach i sklepach pracują głównie ludzie ze wsi. Zostawili swoje dzieci z dziadkami, bo sami nie mieliby czasu, by się nimi opiekować. A do tego wiejskie dzieci nie mają prawa chodzić do szkół publicznych w miastach.

Jeśli pracownik nie ma meldunku, oficjalnie nie jest mieszkańcem miasta. Nie przysługuje mu darmowa pomoc medyczna. Żeby zdobyć meldunek, trzeba kupić mieszkanie. – A w Szanghaju, w przeciętnej okolicy, mieszkanie kosztuje równowartość 5 mln zł. Ci ludzie zwykle nie mogą więc przeprowadzić się z rodziną do miasta. Uniemożliwiają to blokady instytucjonalne i finansowe. Są odcięci od swojej rodziny, na miejscu nie mają za wiele do roboty. To jest rodzaj pułapki – życie, które polega niemal wyłącznie na pracy.

– Nie martwi cię to? – zagaduję Martynę, która wychodzi z Shein z sukienką, koszulą i parą dżinsów. – No wiesz, że ci robotnicy w chińskich fabrykach…

– Martwi. Ale tylko trochę, bo nie stać mnie na prawa człowieka – wybucha śmiechem. Ma 25 lat, w weekendy studiuje zarządzanie, w tygodniu pracuje w restauracji. – Wynajmuję pokój za 1500 zł. Mały, jedenaście metrów. Kupuję najtańsze żarcie, najtańsze ubrania. A i tak ledwo mi starcza do pierwszego.

W kieszeni sukienki Martyna znalazła karteczkę z kodem QR. To efekt dywersji aktywistów.

– Postanowiliśmy wykorzystać otwarcie tymczasowego sklepu Shein i przeprowadzić małą akcję edukacyjną – mówi Dagmara Łacny z Fashion Revolution Polska. – Nasze działania opierają się przede wszystkim na informowaniu, jak współcześnie funkcjonuje branża odzieżowa fast fashion, jakiego rodzaju generuje problemy społeczne i środowiskowe, jakich regulacji potrzebujemy i co możemy zrobić. W kieszeniach ubrań umieściliśmy małe karteczki z kodem QR, który po zeskanowaniu przenosił do opublikowanego na naszym profilu instagramowym postu, w którym można było przeczytać o funkcjonowaniu ultraszybkiej mody i dowiedzieć się m.in., że globalny przemysł modowy jest przyczyną problemów takich jak ubóstwo, praca dzieci, katastrofalne warunki pracy i niszczenie środowiska. Miliony kobiet pracujących w branży fast fashion nie otrzymują za swoją pracę wynagrodzenia pozwalającego na zaspokojenie podstawowych potrzeb. Pracują kilkanaście godzin na dobę w warunkach niebezpiecznych, bez możliwości wzięcia wolnego, także jeśli chorują.

– Klienci o tym wiedzą?

– Wiele osób wie. Zwłaszcza młodzi.

– Przejmują się tym?

– Pewnie tak, ale często decyduje cena.

– Przysięgam, że jak będę bogata, będę kupowała tylko rzeczy, które powstają z poszanowaniem praw człowieka i tak dalej – wzdycha Martyna. – Na razie stać mnie tylko na prawa kur, bo kupuję jajka z wolnego wybiegu zamiast ściółkowych. Prawa człowieka muszą poczekać.

Przysięgam, że jak będę bogata, będę kupowała tylko rzeczy, które powstają z poszanowaniem praw człowieka i tak dalej – mówi 25-letnia Martyna

– Konsumpcjonizm ma silny wymiar hedonistyczny. Dostarcza zadowolenia tu i teraz, stymuluje mózg, jest pewnym rodzajem narkotyku – mówi dr Łukasz Kiszkiel, socjolog z Uniwersytetu w Białymstoku. – Przynosi radość, ale na tyle krótkotrwałą, że gdy ona mija, czujemy potrzebę dostarczenia sobie kolejnej dawki, kolejnej stymulacji.

– Wolę kupić pięć tanich rzeczy niż jedną drogą, bo tę drogą będę sobie wyrzucała przez tydzień – mówi Martyna. – Może być z Shein, może być z Temu. A czasem lubię po prostu wejść do Tigera i za 50 zł kupić stos niepotrzebnych rzeczy. Ołóweczki, notatniczki, łyżeczki i tak dalej. Mało wydam, więc nie mam kaca.

Chińskie ubrania kosztują nawet kilka razy mniej od rzeczy z popularnych sieciówek. Letnie sukienki w Shein można kupić już za trzydzieści parę złotych. Dwie pary jeansów – poniżej 100. T-shirt – od kilkunastu złotych.

Nic dziwnego, że aplikacja Shein tylko w styczniu tego roku miała w Polsce ponad sześć milionów użytkowników. Inny chiński gigant, Temu – prawie 15 mln.

– Jak mam chandrę, to od razu mam ochotę sobie coś kupić. Jestem wiecznie bez pieniędzy, ale ta stówa się znajdzie. A to już są podróbki Ray Banów, koszulka i sukienka z chińskiego sklepu – mówi Martyna.

– I co? Czujesz się lepiej?

– Ale tylko, jak kupuję. Potem mam poczucie winy. I bym znów coś kupiła.

– Jesteśmy bombardowani reklamami w mediach społecznościowych, zachęcani do zakupów w sieciówkach przez popularnych influencerów, kuszeni rabatami i promocjami w aplikacjach – mówi Dagmara Łacny. – Powiedzenie sobie, że tego nie potrzebuję, może być trudne, tym bardziej że coraz częściej nie kupujemy dlatego, że faktycznie czegoś potrzebujemy, ale dlatego, że jest tanio, zobaczyliśmy coś u kogoś na Instagramie albo zainstalowaliśmy aplikację. Zakupy często rekompensują nam deficyty w innych obszarach naszego życia, co potwierdzają różnego rodzaju badania. Nieposiadanie i niekupowanie w dzisiejszym świecie konsumpcjonizmu może być postrzegane jako pewnego rodzaju opór i forma buntu.

– Nierówności społeczne w Chinach są dziś większe niż w USA – mówi Weronika Truszczyńska. – W Szanghaju żyje się jak w dużej europejskiej metropolii, a jednocześnie w fabrykach ludzie pracują po 14-16 godzin na dobę, w bardzo złych warunkach. Normą są dwa dni wolne w miesiącu. Często jeszcze mniej. Czasem tylko pięć wolnych dni w roku.

– Chińczycy nie mają tego dość?

– Pokolenia, które dorosły w latach 80., 90. i dwutysięcznych, w czasach wielkiego wzrostu gospodarczego, doświadczyły znacznej poprawy jakości życia. Nadchodzi w Chinach pokolenie pracowników, którym już nie będzie lepiej niż ich rodzicom. Dotyczy to i osób pracujących w fabrykach, i pracowników szanghajskich korporacji. Być może to jeden z powodów ostrego zwrotu nacjonalistycznego Komunistycznej Partii Chin, która zaczęła stawiać na indoktrynację patriotyczną. Zresztą nie ma tu realnej siły, która by chciała obalić partię komunistyczną, ludzie sobie tego nie wyobrażają. Oczywiście, oczekują pewnych zmian, ale nie rewolucji. „Niech partia naprawi”. Chińczycy bardzo boją się chaosu. Zresztą sami kupują na potęgę. Przesyłka jest na następny dzień w domu, kolejnego dnia można zwrócić. Zwroty są tak proste, że pakuje się zakup do siatki, zajeżdża kurier, oddaje mu torbę, a w momencie, w którym on odjeżdża, ja mam już pieniądze na koncie.

– Współczesny konsumpcjonizm stara się zapewnić nam wszystko to, czego pragniemy, minimalizując przy tym czas oczekiwania i wysiłek, jaki musimy w to włożyć – komentuje dr Kiszkiel. – Kurier przywiezie paczkę za darmo, jeśli tylko zrobimy zakupy powyżej określonej kwoty. Możemy ją też za darmo odesłać. W praktyce producentowi często nie opłaca się nawet powtórnie magazynować tych zwrotów, bo są tak tanie w produkcji, że się je od razu utylizuje. Produkty muszą być na wyciągnięcie ręki, a wygrywa ten, kto zapewni je nam szybciej. W USA można już zrobić zakupy z pracy, a potem podjechać pod supermarket. Pracownik przyniesie zapakowane produkty, nie trzeba nawet wysiadać z samochodu.

– Chciałam jeszcze zakręcić kołem marzeń – wzdycha teatralnie Martyna. Koło marzeń było tuż przy wejściu do sklepu. Klienci kręcili kołem i wygrywali nagrody. – Ale nie zdążyłam. Hostessa, która się tym zajmowała, była już tak zmęczona, że widziałam w jej oczach błaganie: „Idź sobie”. Więc odpuściłam. Za mną stała babka z dzieciakiem, małym takim, z pięć lat, i mówi, że synek koniecznie chce tym kołem zakręcić. Bo chce wygrać jakieś marzenie. A ona mu na to: „Bardzo mi przykro, ale sklep się za chwilę zamyka i już za późno na marzenia”. Ja w śmiech, a dzieciak chyba w płacz.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version