W rozmowie ze słowacką telewizją TA3 były szef służb, które ochraniają najważniejsze osoby w państwie, przypomniał, że już kilka dni wcześniej otwarcie mówił o potrzebie szczególnej ochrony premiera. Jego zdaniem, stale rosnące napięcie polityczne w kraju i kolejne agresywne wypowiedzi polityków były jasnym sygnałem, że należy spodziewać się prób ataków.

Analizując zamach na premiera, do jakiego doszło przed budynkiem Domu Kultury w miejscowości Handlova, Zábojník zwrócił uwagę na błędy popełnione przez funkcjonariuszy.

– Kiedy pada cztery lub pięć strzałów, ktoś jest winny. Ochroniarze prawdopodobnie źle się zachowali. Nie widziałem, żeby ktoś wskoczył przed premiera – wyjaśniał.

Na nagraniu, które krąży w sieci bardzo dobrze widoczny jest cały przebieg tragicznego zdarzenia. Ekspert odnosząc się do filmu zwrócił uwagę, że mężczyzna znajdujący się przy barierkach bez problemu jest w stanie wyciągnąć broń i zaatakować z bardzo bliskiej odległości. Dopiero po oddaniu kilku strzałów, jest powalony na ziemię przez ochroniarzy.

– Może się zdarzyć, że pierwszy strzał padnie, ale drugi już nie. Drugi strzał, jeśli zostanie oddany, obiekt musi być zablokowany. Nawet jeśli jest między ludźmi (…) W tłumie muszą być agenci operacyjni – dodał, podkreślając, że „temu co się stało, można było zapobiec„.

Zamach na Roberta Ficę. Jerzy Dziewulski: Granica została przekroczona

– Ludzie powinni wiedzieć, czym jest ochrona głowy państw. Nie ma tak, że jakakolwiek ochrona na świecie daje gwarancję osobie ochranianej, że nie zostanie ona zaatakowana. Otóż ochrona daje jedynie gwarancję, że po zaatakowaniu prezydenta czy premiera ma on szansę na przeżycie  – wyjaśnił.

– Tak było w przypadku premiera Słowacji. Ochrona poderwała go z ziemi, bo upadł i natychmiast – przepraszam za wyrażenie – wtłoczyła go siłą do samochodu, bez względu na to, czy miałby problem z ogromnym bólem, czy stawiałby opór i odjechali – dodał.

Na temat działań ochrony premiera Słowacji wypowiedział się także były dowódca grupy szturmowej GROM ppłk. Krzysztof Przepiórka. W rozmowie z PAP ekspert podkreślił, że w momencie zamachu popełniono szereg błędów, co dało możliwość oddania strzałów przez napastnika.

Nie zabezpieczono tej wizyty we właściwy sposób. Chyba oceniono, że to jest mała miejscowość, wychodzimy sobie z domu kultury i co się w takiej miejscowości może stać, mamy wszystko pod kontrolą – stwierdził.

Zdaniem ppłk. Przepiórki podstawowym przewinieniem, które widoczne jest na pierwszy rzut oka jest brak tzw. pierścienia zewnętrznego, dzięki któremu można by weryfikować ludzi czekających na premiera.

– Mówię tu o zabezpieczeniu policyjnym, o bramkach pirotechnicznych, bramkach wykrywaczy metali itd. Ten pierścień nie był zachowany i to w jakiś sposób spowodowało, że ten człowiek przedostał się na pierwszą linię – podkreślił, jednocześnie dodając, że zadaniem służb jest sprowadzenie ryzyka do absolutnego minimum.

– Nie istnieje 100-procentowy system bezpieczeństwa. Natomiast minimalizacja skutków polega na tym, że przyjmujemy czarny scenariusz. Nie może być bylejakości „a jakoś to będzie”. Zamachowiec obnażył wszystkie niedociągnięcia, które mogły zaistnieć. Nie zadziałało tak naprawdę nic, jeśli chodzi o ochronę – podsumował. 

Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage – polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version