Były premier i prezes NBP Marek Belka został zapytany w programie „100 pytań do…” TVP Info o podatek katastralny. Jest to danina nieistniejąca w Polsce, ale działająca w kilka krajach Unii Europejskiej. Wysokość podatku jest uzależniona od wartości nieruchomości i waha się od 0,5 proc. do nawet 3 proc. To znacznie więcej niż podatek od nieruchomości, jaki płacimy dziś: jego maksymalna stawka to 1,15 zł za metr kwadratowy. Oznacza to, że w największych miastach roczny podatek za mieszkanie 50-metrowe nie przekracza 70 zł.

Podatek katastralny to temat, na którym można politycznie stracić

Jeśli kiedyś jakaś ekipa rządowa zdecyduje się na wprowadzenie podatku katastralnego (a jest to bardzo niepopularna decyzja i dlatego nie została podjęta), to właściciel musiałby zapłacić co najmniej kilka tysięcy złotych rocznie. Inna sprawa, że podatek katastralny nie musi obejmować każdego mieszkania. Gdy ostatni raz temat pojawił się w debacie publicznej, proponowano, by dotyczył co najmniej trzeciego i każdego kolejnego mieszkania. Mieszkanie służące do celów mieszkaniowych rodziny pozostałoby opodatkowane na obecnych zasadach, wolne od wysokiej daniny byłoby też ewentualne drugie mieszkania. Dopiero trzecia (a może dopiero czwarta – dyskusje zostały szybko ucięte przez rządzących, którzy wiedzą, że temat katastru wywołuje bardzo negatywne emocje) nieruchomość byłaby opodatkowana „po nowemu”.

Wracając do rozmowy z Markiem Belką: powiedział, że „wolałby, aby ludzie, którzy mają oszczędności, mieli realne alternatywy”.

– Dzisiaj takie alternatywy się pojawiają, np. zakup tak zwanych antyinflacyjnych obligacji państwowych. Zacząłem je kupować już dawno temu i jestem zadowolony. Nawet po opłaceniu podatku od przyrostu wartości kapitału (czyli podatku Belki – red.) wciąż otrzymywałem przychód wyższy od inflacji – mówił ekonomista.

Belka o podatku katastralnym

W jego przekonaniu wprowadzenie podatku katastralnego dla mieszkań inwestycyjnych mogłoby spowodować katastrofę na rynku mieszkaniowym.

– Część ludzi, która posiada te mieszkania inwestycyjne i jest w nie najlepszej sytuacji, a wiele osób, których było na to stać, np. drobnych przedsiębiorców, poszłoby z tymi mieszkaniami na rynek, czy to wynajmu, czy na rynek sprzedaży, mielibyśmy bardzo poważne zakłócenie na rynku mieszkaniowym. Ucieszyłby nas spadek cen, ale nie jestem pewny, czy ucieszyłaby gospodarkę zapaść na rynku budowlanym – kontynuował.

Ekonomista wieszczy, że stałoby się właśnie to, czego oczekuje Lewica i aktywiści: właściciele kilku nieruchomości uznaliby, że nie ma sensu trzymać mieszkań, od których muszą płacić wysokie podatku (pożarłyby część zysków z czynszu) i sprzedaliby je, zwiększając tym samym pulę dostępnych mieszkań. Przyjmuje się, że im większa podaż (liczba mieszkań do sprzedaży), tym niższe ceny, bo kupujący mają większy wybór i mogą negocjować.

Po raz ostatni o podatku katastralnym mówiono „na najwyższych szczeblach” wiosną tego roku. Pomysł odgrzała Lewica, której posłowie przekonywali, że podatek od wartości nieruchomości mógłby zmniejszyć problem windowania cen przez flipperów i w efekcie obniżyć ceny nieruchomości. Temat od razu uciął Jarosław Neneman, podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów. W trakcie Samorządowego Kongresu Finansowego powiedział krótko: „Nie będzie katastru”.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version