Decydował o siłowym wejściu do redakcji „Wprost”, nie dopatrzył się winy Jacka Sasina w sprawie Smoleńska, oskarżał byłego senatora PO Krzysztofa Piesiewicza, gdy padł ofiarą szantażystów. Teraz Józef Gacek ma prowadzić śledztwo w sprawie „Pegasusa”. – Mam dużą obawę, że sprawa znów zostanie rozmyta – mówi były minister sprawiedliwości Marek Biernacki.

Decyzję o jego powołaniu na to stanowisko podjął prokurator generalny, minister sprawiedliwości Adam Bodnar. Gacek stanął na czele pięcioosobowego zespołu śledczego utworzonego w prokuraturze krajowej. To nowa grupa, które zastąpi poprzednią, działającą od lutego w mazowieckim wydziale zamiejscowym do spraw walki z przestępczością zorganizowaną.

Jednocześnie Józef Gacek będzie odpowiadał za kontakty prokuratury z sejmową komisją śledczą, badającą nielegalne stosowanie systemu „Pegasus”. Ta współpraca ostatnio wydaje się szwankować.

– To bardzo doświadczony prokurator, którego wiedza i profesjonalizm są dużym walorem i argumentem przemawiającym za udziałem w pracach tego zespołu. Józef Gacek prowadził wiele spraw, w których pozyskiwano dowody w ramach stosowania technik operacyjnych, a więc to zagadnienie jest mu dobrze znane. Chodziło o to, by w zespole zajmującym się sprawą Pegasusa były osoby z bardzo dużym doświadczaniem w tym zakresie. Takie doświadczenie posiada prokurator Gacek – podkreśla prokurator Anna Adamiak, rzeczniczka prokuratora generalnego.

Jednak wiele osób zadaje sobie jednak pytanie, czy to trafiona nominacja. Za rządów PO-PSL Józef Gacek prowadził kilka głośnych śledztw, które – ze względu na swój przebieg i efekty – budziły duże kontrowersje. Największym echem odbiły się wydarzenia z 18 czerwca 2014 r., cztery dni po tym, jak tygodnik „Wprost” opublikował nagrane w warszawskich restauracjach rozmowy polityków ówcześnie rządzącej PO.

Gacek razem z funkcjonariuszami ABW wszedł wtedy do redakcji „Wprost” i tak nieudolnie próbował odebrać laptop ówczesnemu naczelnemu gazety Sylwestrowi Latkowskiemu, że doprowadził do wielkiej awantury. Z perspektywy lat sprawa wyglądała tym dziwniej, że to właśnie prokuratura zdecydowała o wejściu do redakcji i wysłała aż czterech śledczych, żądając przy tym asysty funkcjonariuszy ABW. – Presja z jej strony była niezwykła, mogę powiedzieć, że nawet do tej pory niespotykana – wspominał jeden z ważnych wówczas oficerów kontrwywiadu, którego wypowiedź cytowałem w książce „Obcym Alfabetem”.

W ten sposób już na starcie śledztwo dotyczące afery podsłuchowej zostało ośmieszone, a ówczesny rząd z premierem Tuskiem na czele – choć prokuratura była niezależna – oskarżony o atak na wolność prasy. Sprawa stała się głośna także poza granicami Polski i to w wyjątkowym momencie, tzn. gdy Tusk starał się o stanowisko szefa Rady Europejskiej. Warto przypomnieć, że ówczesnym przełożonym Józefa Gacka – choć nie bezpośrednim – był obecny prokurator krajowy Dariusz Korneluk, w latach 2010-2016 szef stołecznej prokuratury apelacyjnej.

Krytyczny wobec działań prokuratury był Marek Biernacki, wtedy minister sprawiedliwości, dziś szef sejmowej komisji do spraw służb specjalnych. Na konferencji prasowej zorganizowanej po akcji w redakcji „Wprost” ostro skrytykował działania śledczych. – Cała operacja jest blamażem prokuratury. Środki użyte w tej sprawie były nieadekwatne. Utrudnianie pracy redakcjom nie powinno mieć miejsca w państwie prawa – grzmiał Biernacki, który do dziś pozostaje krytyczny wobec działań w redakcji „Wprost”. – Powinni byli zażądać od nich wydania nagrań, ale nie powinni tam wchodzić, i to jeszcze w taki sposób – podkreślał w rozmowie ze mną w 2019 r.

Dziś podtrzymuje tamte słowa i dodaje, że nominacja prokuratora Gacka na szefa zespołu śledczego jest dla niego „dużym zaskoczeniem”. – Dziwię się nie tylko ministrowi Bodnarowi, ale i premierowi Tuskowi, że godzi się na nominacje osób, których działania przed laty omal nie skończyły jego politycznej kariery – podkreśla Biernacki. Jak mówi, nominacja Gacka, niesie za sobą niebezpieczeństwo, że sprawa Pegasusa skończy się tak, jak przed laty afera podsłuchowa. – Mam dużą obawę, że sprawa znów zostanie rozmyta. Gdyby afera podsłuchowa została wówczas dokładnie i precyzyjnie wyjaśniona przez prokuraturę, nie byłoby ośmioletnich rządów PiS. Dziś w sprawie „Pegasusa” potrzeba bardzo dużej determinacji, a nie prób układania się, bo tak traktuję postawę śledczych w tamtym czasie – komentuje Biernacki.

Gdy wybuchła afera z podsłuchami, Gacek był naczelnikiem wydziału śledczego praskiej prokuratury okręgowej, która prowadziła sprawę podsłuchową, wykonywał też część czynności w śledztwie. Po dojściu PiS do władzy został jej szeregowym śledczym (podał się do dymisji wiosną 2016 r. po odsunięciu jego podwładnego za próbę wszczęcia śledztwa w sprawie nieopublikowania przez rząd wyroków TK, potem było też prowadzone przeciwko niemu śledztwo, umorzone dopiero niedawno). W tym samym wydziale pracowali inni prokuratorzy zaangażowani już bezpośrednio w wyjaśnianie sprawy podsłuchowej, co – przypomnijmy – zakończyło się dla nich wstydliwie, bo sąd nie zgodził się na zaproponowaną karę 1,5 roku więzienia w zawieszeniu dla głównego rozprowadzającego nagrania Marka Falenty. Zamiast tego podwyższył ją do 2,5 roku i to bez zawieszenia.

Ten sam prokurator Gacek oskarżał również byłego senatora PO, słynnego adwokata i scenarzystę Krzysztofa Piesiewicza, o posiadanie narkotyków. Sprawa była głośna i bulwersująca, dużą rolę odegrały w niej kompromitujące nagrania opublikowane przez „SuperExpress” pod koniec 2009 r. Wykonali je szantażyści, ale zdaniem prokuratora głównie zarejestrowali to, jakoby senator zażywał narkotyki (jedną z kopii nagrania zdeponowali w restauracji „Lemongrass”, która była jedną z „podsłuchowych” restauracji rosyjskich służb w Warszawie). Byłemu senatorowi groziły nawet trzy lata więzienia, prokuratura domagała się sześciu miesięcy w zawieszeniu. Gacek szantażystów potraktował tylko odrobinę surowiej – żądał 1,5 roku więzienia w zawieszeniu. Sąd ostatecznie uniewinnił Piesiewicza (po prawie 10 latach od publikacji nagrania), a szantażystów skazał na bezwzględne więzienie. Jeden ze składów orzekających stwierdził, że „niedopuszczalne było oskarżenie osoby o nieposzlakowanej opinii, […] wyłącznie w oparciu o obciążające zeznania przestępcy i szantażysty”.

– Ta sprawa jest najbardziej wstrząsająca z tych, które prowadził Gacek. Piesiewicz stał się ofiarą brutalnej prowokacji, a mimo to był celem działań prokuratury i de facto – z racji oskarżenia – stał się przestępcą. Warto przypomnieć, że środowiska, które stały wtedy za prowokacją, zastosowały te same metody podczas afery podsłuchowej – podkreśla Biernacki.

W innym ze śledztw Gacek badał zaniedbania przy organizacji lotów do Smoleńska. Prokurator doszedł do wniosku, że funkcjonariusze BOR nie dopełnili obowiązków (nie miało to jednak wpływu na to, że 10 kwietnia 2010 r. doszło do katastrofy). Efektem tego śledztwa były zarzuty, a w 2017 r. również wyrok 1,5 roku więzienia w zawieszeniu dla byłego wiceszefa BOR gen. Pawła Bielawnego. PiS przyjęło go z zadowoleniem. Wyrok kosztował Bielawnego stanowisko i piętno tego, który jako pierwszy poniósł konsekwencje karne w związku z katastrofą smoleńską. Oskarżał go właśnie prokurator Gacek, opierając się m.in. na opinii biegłego, byłego wiceszefa BOR płk. Jarosława Kaczyńskiego, który – jak informowała „Gazeta Wyborcza” – był wówczas w sporze z kierownictwem BOR (chodziło o wypłatę 400 tys. zł ekwiwalentu za mieszkanie służbowe). Ale nie tylko. Kaczyński, mimo że był ekspertem prokuratury, wspierał w tym czasie kampanię polityków startujących z list PiS do europarlamentu (był honorowym członkiem komitetu wyborczego Andrzeja Zybertowicza). Ani prokuraturze, ani sądowi to nie przeszkadzało.

Prokurator Gacek nie przyjął też do wiadomości, że – jak przypominała „Gazeta Wyborcza” – BOR ma ograniczone możliwości działania za granicą i zawsze za bezpieczeństwo na miejscu przyjazdu delegacji odpowiadały służby kraju przyjmującego.

Gacek nie dopatrzył się za to winy w przygotowaniach do lotu ze strony ówczesnego wiceszefa Kancelarii Prezydenta Jacka Sasina. Śledztwo, które w jego sprawie prowadził, zostało przez prokuraturę umorzone, mimo że sąd, do którego odwołała się część rodzin, nakazał je kontynuować (po tej decyzji prokuratura ponownie, już prawomocnie, umorzyła śledztwo, nie znajdując dowodów winy Sasina). Sąd wytknął wówczas prokuratorom, w tym Gackowi, że – jak pisała „Polityka” – „niezwykle istotnym błędem prokuratorów było wskazanie Szefa Kancelarii Prezydenta RP Władysława Stasiaka jako najwyższego rangą urzędnika Kancelarii biorącego udział w przygotowaniach do udziału Prezydenta RP w obchodach 70. rocznicy Zbrodni Katyńskiej. Jest to stwierdzenie zupełnie niezrozumiałe w sytuacji prawidłowego ustalenia, że w organizacji i przygotowaniu wizyty Prezydenta RP (…) najważniejszą rolę odegrali urzędnicy z Gabinetu Szefa Kancelarii, a przede wszystkim zastępca dyrektora Katarzyna Doraczyńska wraz z zespołem (…), przy czym Katarzynę Doraczyńską nadzorował zastępca szefa KPRP Jacek Sasin”.

– Mam nadzieję, że prokuratorzy czegoś się nauczyli, że wyciągnęli wnioski z tego, czego doświadczyli za rządów PiS, a minister Bodnar będzie ich odpowiednio nadzorował i to śledztwo w sprawie Pegasusa zostanie poprowadzone prawidłowo – mówi Marek Biernacki.

– Jeśli ktoś jest wieloletnim prokuratorem, to nie ma właściwie możliwości, by nie znalazł się moment, gdy nie jest krytykowany za swoje działania i sposób postępowania. Szczególnie jeśli prowadzi się sprawy medialne, ale też ważne dla państwa. Co innego, gdyby doszło do poważnych nieprawidłowości potwierdzonych orzeczeniem sądu dyscyplinarnego lub wyrokiem sądu, ale w tym przypadku nie ma o tym mowy. Zarzuty, które wobec prokuratora Gacka się pojawiają, nie mogły zdyskredytować jego kandydatury. Jest gwarantem przeprowadzenia tego postępowania w sposób rzetelny i profesjonalny – podkreśla rzeczniczka prokuratora generalnego.

„Newsweekowi” nie udało się poznać stanowiska szefowej sejmowej komisji śledczej do spraw Pegasusa Magdaleny Sroki. Na prośbę o komentarz odpowiedział wiceprzewodniczący Paweł Śliz (Polska2050-Trzecia Droga). – Wiem, że są podnoszone wątpliwości wobec prokuratora Gacka, ale ta nominacja to decyzja ministra Adama Bodnara, podjęta na podstawie wiedzy, doświadczenia i znajomości pracy pana prokuratora. Nie chciałbym wchodzić w kompetencje ministra. Zobaczymy, jak się będzie pracowało z prokuratorem Gackiem i wtedy będziemy mogli wydać jakąś ocenę. Osobiście oczekuję, że będzie rzetelnie wykonywał swoje obowiązki – stwierdził Śliz.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version