Najczęściej romans zaczyna się w pracy, w sieci albo w barze. Zwykle wychodzi na jaw przypadkiem lub przy pomocy detektywa. Zdrada prawie nigdy nie jest przyczyną, ale objawem kryzysu. Jednak coraz trudniej ją zdefiniować.
Robert (48 l.): – Za mną kilka romansów, które trwały minimum rok, najdłużej trzy lata. Każdy zaczął się w pracy. Działam w branży artystyczno-medialnej, przy produkcji wydarzeń, koncertów. Jest alkohol, czasem coś mocniejszego; są atrakcyjne kobiety, wiele osób odpala wrotki, chce się zabawić. Jak jest okazja, to się korzysta. Żona nie dopytuje, a ja nic nie mówię. Mam fajne małżeństwo, tylko za dużo rutyny.
Ewa (34l.): – Zdradziłam raz. Za dużo wypiłam. Najpierw pokłóciłam się z partnerem o to, że mnie nie komplementuje, nie docenia, nie zauważa. Wkrótce wyjechałam z przyjaciółkami do Madrytu. W tapas barze przeżyłam miłość od pierwszego wejrzenia. Hiszpan, osiem lat młodszy. Cudowny weekend, dużo żartów, seksu. Kiedy wróciłam do Polski, wszędzie mnie zablokował. O zdradzie wiedzą tylko przyjaciółki.
Tajemnice
Nie ma jednego sposobu na bycie niewiernym. Zjawisko jest wielowymiarowe, także dzięki technologii, która gwałtownie weszła do naszego życia seksualnego, emocjonalnego. Internet i social media sporo namieszały, jeśli chodzi o relacje. Często tą drogą bliscy dowiadują się o niewierności. A to ktoś zostawił otwarty laptop z rezerwacją sekretnego weekendu, a to na smartfon przychodzą nagie fotki od nieznajomej itd.
– Bywa, że są to wyłącznie zdrady emocjonalne, bez kontaktu fizycznego, bez seksu. Ale one także potrafią zaboleć. Pacjentki czy pacjenci są zdruzgotani, że partner czy małżonek dzieli się z obcą osobą intymnymi szczegółami i tajemnicami ze swojego życia, a czasem nawet związku – relacjonuje Amanda Staniszewska-Celer, psycholożka, psychoterapeutka, seksuolożka z Wrocławia. – Zwykle zaczyna się od niewinnych rozmów, wygadania się; potem część internetowych czatów rzeczywiście przeradza się w silną więź emocjonalną. Następuje kontynuacja znajomości w realu. Choć są osoby, które szukają tylko kontaktów on-line: potrzebują pogadać, wysłać fajne zdjęcia, usłyszeć komplementy.
Internet, praca czy krąg znajomych to główne obszary, gdzie ludzie poznają osoby, z którymi zdradzają. – Praca oznacza codzienne długie, wspólne spędzanie czasu z innymi, możliwość nawiązania bliskiej rozmowy i relacji, do tego służbowe wyjazdy i delegacje – wylicza psycholożka. – Młodsi ludzie, poniżej trzydziestki, częściej poznają innych w klubach, w barach, na imprezach, a także oczywiście w sieci. Stąd bierze się wiele zdrad. Kolejny obszar, gdzie łatwo poznać kogoś interesującego, to środowiska hobbystyczne. Wspólny mianownik w postaci pasji silnie łączy. Jeśli na przykład regularnie biegamy w zaprzyjaźnionej grupie, mamy wspólne cele, jak start w maratonie, to zbliża.
Drugi pokój
A skąd taka popularność nawiązywania nowych (erotycznych, romantycznych) kontaktów w sieci, nawet jeśli jest się w stałym związku?
– Świat wirtualny powoduje wrażenie niewidzialności, co może sprzyjać przekroczeniom. Przecież siedzimy w domu, na sofie, bezpieczni. Nieraz z partnerem w drugim pokoju – uśmiecha się dr Robert Kowalczyk, terapeuta, psycholog, seksuolog, współzałożyciel Instytutu Splot w Warszawie. – I tak sobie klikamy, lajkujemy… W sieci, często anonimowo, łatwiej powiedzieć o swych pragnieniach czy fantazjach osobie, której nie widzimy. W internecie zawsze ktoś czeka! Wysłucha, wirtualnie przytuli, a potem może umówimy się na żywo.
Kto zdradza? Ze statystyk wynika, że … wszyscy mogą to robić, bez względu na wiek czy staż relacji, małżeństwa. – Do mojego gabinetu trafiają osoby w wieku 25-45 lat; ta grupa w ogóle najczęściej korzysta z konsultacji psychologicznych, psychoterapeutycznych. I częściej kobiety – opowiada dr Robert Kowalczyk. – A zdrada wywołuje kryzys, czyli pewien rodzaj psychologicznej dezintegracji. Dotychczasowy schemat został zakwestionowany. Istnieją różne sposoby radzenia sobie z kryzysem. Od tzw. zamrożenia emocjonalnego aż po ich maksymalną eskalację. I szok, i niedowierzanie, i żal, i smutek, i gniew, i obwinianie siebie: w tym ostatnim przodują osoby zdradzone, które mają poczucie, że zawiniły, coś zawaliły w związku. Pojawiają się nowe pytania: czy i co ja mogłam/mogłem zrobić, żeby temu zapobiec? Jaka będzie nasza przyszłość? Czy on/ona ode mnie odejdzie, czy to ja powinnam/powinienem odejść? Często osoby zdradzone deklarują: „wstydzę się powiedzieć o zdradzie komukolwiek”. Bo to jest tak naprawdę „o mnie”. W tym sensie, że ja coś zawaliłem/am, jestem niewystarczający/a.
Wspólnie na bieżni
Z badań wynika, że Polacy wolą nie przyznawać się do zdrady. Jeśli już są niewierni, to częściej niż raz. Z kim zdradzają Polacy? – Trudno znaleźć wspólny mianownik, poza samą okolicznością złamania normy partnerskiej. Jako psychologa interesuje mnie fakt, na jakim etapie związku, z jakich motywacji ludzie zdradzają – mówi dr Robert Kowalczyk.
– Oczywiście, pewne schematy się powtarzają w relacjach pacjentów. Miejsce pracy, delegacje czy wyjazdy służbowe, poza tym media społecznościowe, imprezy, spotkania towarzyskie, fitness kluby (szczególnie w styczniu i wiosną; niech żyją postanowienia noworoczne!). Bywa, że druga strona staje się pociągająca tylko dlatego, że jesteśmy pod wpływem substancji psychoaktywnej lub… biegamy wspólnie na bieżni. Kiedy człowiek odczuwa pobudzenie fizjologiczne, np. z powodu ekscytującej sytuacji, może zinterpretować to jako zakochanie się. A praca to codzienne wyjścia na papierosa czy na lunch, wspólne projekty. Teraz w pracy spędzamy więcej czasu niż w domu, nie licząc snu. A skoro od tysięcy lat dobieramy się w pary z osobami z najbliższego otoczenia, to i w pracy następuje naturalne tworzenie więzi – przypomina.
Reguła
Do Amandy Staniszewskiej-Celer często zgłaszają się pary na terapię po doświadczeniu zdrady. Najczęściej jednak przychodzą osoby zdradzone, które chcą się uporać z bólem i zrozumieć wreszcie sytuację. – Sygnalizują cierpienie, brak zaufania wobec drugiej strony i mają poczucie, że zostały oszukane. Mierzą się z niską samooceną. Te zdradzające osoby przychodzą rzadziej. Jeśli już, to po to, aby przestać, aby nie powtórzyć zdrady – opowiada psycholożka.
Zauważyła, że osoby zdradzone wcale nie przychodzą na terapię od razu, gdy tylko odkryją lub dowiedzą się o czyjejś niewierności. – To zazwyczaj skutek wielomiesięcznego, a nawet wieloletniego „chodzenia” z tym problemem i nieumiejętność poradzenia sobie ze świadomością, że zostałam czy zostałem zdradzony – precyzuje psychoterapeutka. Wiele par w obliczu zdrady gubi się, w którą stronę teraz związek powinien zmierzać. Czy musi się rozpaść, czy warto zawalczyć o relację, szczególnie gdy są dzieci, wspólna firma?
– To niemal reguła, że osoba zdradzona zmaga się z bardzo dużym problemem, jeśli chodzi o samoocenę. Niestety, w social mediach mamy dostęp do różnych ludzi. Łatwo wyszukać kochankę czy kochanka bliskiej osoby, czy kogoś, z kim ktoś miał choćby jednorazową, ale jednak przygodę – mówi Amanda Staniszewska-Celer. – Osoby zdradzone porównują się do tych, z którymi zostały zdradzone. Szukają przyczyn. Może ktoś jest atrakcyjniejszy, lepiej wygląda, ma lepsze ciało, wykształcenie?
Dość kłamstw
Historie z gabinetów dowodzą, jak nieoczywiste bywa podejście do zdrad. Raz na terapię zgłosiło się kochające się małżeństwo z 12-letnim stażem i małym synkiem. Kobiecie „przytrafiła się” jednorazowa zdrada podczas wyjazdu integracyjnego do Karpacza. Po powrocie natychmiast wyznała to mężowi, zapewniając, że go kocha, że żałuje i przeprasza. On jednak nie poradził sobie emocjonalnie z tą świadomością. Mimo terapii i wielu prób wybaczenia doszło do rozwodu.
Kolejny przykład: żona odkryła, że człowiek, z którym jest 33 lata po ślubie, od siedmiu lat wiedze drugie życie. Ma w tym samym mieście stałą partnerkę, z którą wychowuje jej córki. Żona latami podejrzewała, że on zbyt często znika, że coś tu nie gra. Aż przyjaciele wyznali, że widują go z inną. Wynajęła detektywa, kawa na ławę. Mąż pokajał się, przeprosił, zerwał alternatywną relację. Małżonkowie przeszli terapię, przepracowali problemy. Nadal są razem.
Czasami zdradzająca osoba sama wyznaje, że jest ktoś trzeci. Ma dość ukrywania podwójnego życia. Jest tym zmęczona, wycieńczona. To przecież wiąże się ze stresem, z oszukiwaniem (często kilku stron), z kombinowaniem, szukaniem alibi. – I wtedy wystarczy jedno pytanie lub słabszy moment, a ktoś wyznaje wszystko, jak na spowiedzi. Osoby, które zdradziły, deklarują, że mają dość kłamstw i obciążających tajemnic, że są tym wyczerpane – komentuje Amanda Staniszewska-Celer.
Wiek czy staż związku nie mają znaczenia. Są osoby, które zdradziły tuż przed ślubem, tuż po ślubie, ale i po miesiącu, i po dwudziestu pięciu wspólnych latach. Albo zdradzają notorycznie, mimo że deklarują miłość do małżonki/małżonka.
– Czasem zdrada to naprawdę kwestia niezaplanowana. Oto pojawiamy się w nieodpowiednim czasie, w nieodpowiednim miejscu. Spotykamy osobę, która nas wysłucha, trafi w czułe emocjonalnie miejsce, podbuduje, skomplementuje, wysłucha. A my mamy gorszy dzień, szukamy wsparcia i bliskości – opowiada Amanda Staniszewska-Celer.
Co mam zrobić?
– Do mojego gabinetu częściej przychodzą osoby zdradzające niż zdradzane. Jakkolwiek to zabrzmi, są w uprzywilejowanej sytuacji. To one „kontrolują” obecnie relację – przyznaje dr Robert Kowalczyk. Nieraz u zdradzających pojawiają się wyrzuty sumienia i poczucie winy, że oszukują osobę partnerską. – Jeżeli zaś chodzi o osoby zdradzane, najczęstszym motywem zgłoszenia się do terapeuty jest fakt, że ich poczucie wartości zostało zdruzgotane. Pojawia się cierpienie. Nierzadko moment przyjścia do terapeuty to bezpośredni skutek tego, że ktoś właśnie dowiedział się o zdradzie – dodaje.
Niektórzy tylko podejrzewają, że zostali (lub że proces trwa) zdradzeni. Wtedy dr Robert Kowalczyk słyszy: „I co ja mam teraz zrobić?”. –Takie pytanie zadają i osoby zdradzane, i zdradzające. Coś się przewartościowało, przysłowiowe mleko się rozlało. I teraz: czy ja mam jej, jemu, czy sobie wybaczyć? Mogę czy muszę zostać w związku? Co to znaczy, te zostanę? Co z przebaczeniem? – opowiada.
Zdrada nie ma narodowości. Bywa, że w różnych miejscach na świecie jest bardziej „popularna” i… częściej wybaczana. Weźmy pod uwagę choćby popkulturowego „macho”, któremu daje się niemal przyzwolenie na seks poza relacją. Co innego kobieta, którą wciąż określa się mianem rozwiązłej, seksoholiczki itd.
Jakiś czas temu profesor David Schmitt, psycholog z Bradley University w Illinois, przeprowadził z zespołem międzynarodowe badania na temat niewierności. Przepytano ponad 14 000 osób z 48 krajów. Pojawiały się m.in. wątki dotyczące liczby partnerów seksualnych, przygód ONS (na jedną noc). Największą swobodą seksualną mogą poszczycić się mieszkańcy Wielkiej Brytanii, Niemiec i Holandii. Polacy zajęli w badaniu 12. lokatę, tuż za Włochami i przed… Hiszpanami.
Jestem tego warta/y
Zdrada bywa wciąż jednym z najczęstszych powodów rozwodu. – Co potwierdzają statystyki, ale moje doświadczenie pokazuje, że zdrada rzadko stanowi przyczynę samą w sobie. To ostatni etap procesu, który zaczął się znacznie wcześniej – gdy w związku zabrakło prawdziwej rozmowy, bliskości, zrozumienia. Czas skończyć z uproszczeniami, które sprowadzają odpowiedzialność za rozpad małżeństwa wyłącznie do zdrady! Prawo w Polsce nie działa w sposób automatyczny: sąd nie skupia się jedynie na zdradzie jako zdarzeniu, lecz bada cały kontekst małżeństwa. Zdrada jest często efektem głębokich problemów w relacji, a nie ich przyczyną – komentuje prawnik i mediator rodzinny Dawid B. Karolak.
Zwykle sąd analizuje, co doprowadziło do zdrady: czy w małżeństwie brakowało wsparcia, komunikacji, czy jedna ze stron była zaniedbywana emocjonalnie. – Może się okazać, że zdrada była desperackim wołaniem o uwagę w związku, który wcześniej przeżywał kryzys. Dlatego myślenie, że „zdradziła, więc jest winna” jest krzywdzące, płytkie. Zdrada może być efektem wieloletnich zaniedbań, niezaspokojonych potrzeb, cichego oddalania się od siebie partnerów – dodaje prawnik.
A jak zmienia się niewierność na przestrzeni lat? Statystyki mówią, że kobiety albo zdradzają coraz częściej, albo zawsze to robiły, lecz nabierają odwagi, aby się przyznać. Przybywa zdrad wirtualnych.
– Z moich doświadczeń zawodowych wynika, że zdrada stała się bardziej zrelatywizowanym zjawiskiem – twierdzi dr Robert Kowalczyk. – Kiedyś podział był typowy: chodziło o pójście do łóżka z osobą spoza związku. Dziś zdradami nazywa się m.in. seks wirtualny, rozmowy intymne, „pisanie” ze sobą od rana do wieczora, a nawet oglądanie pornografii przez osobę partnerską. Sieć sprawia użytkownikom coraz więcej kłopotu. Bo jak ustawić tę granicę, jak ją renegocjować? – podkreśla.
Przypomina slogan popularnej reklamy: „Jestem tego warta”. Takie postawy naukowiec obserwuje coraz częściej w gabinecie, w social mediach. Czyli: „ja jestem panem świata, jestem warta/warty tego, aby wszystkie moje potrzeby były zaspokojone”. – Najlepiej by było związać się z osobą, która to wszystko zaspokoi. A kiedy tak się nie dzieje, pojawia się potrzeba znalezienia kogoś idealnego. Albo zaspokajania pragnień na zewnątrz, zgodnie z innym hasłem reklamowym: „Ponieważ na to zasługujesz” – podsumowuje.