W 2015 r. Zbigniew Ziobro po raz drugi zostaje ministrem sprawiedliwości. W maju 2016 r. do sprawy przyłącza się prokuratura. Jednak żeby to mogło nastąpić, najpierw musi zostać zmienione prawo.

Publikujemy fragment książki „Zbigniew Ziobro. Prawdziwe oblicze” autorstwa dziennikarki „Newsweeka” Renaty Grochal.

W sierpniu 2006 r. Witold Ziobro, brat ówczesnego ministra sprawiedliwości w pierwszym rządzie PiS, składa w krakowskiej prokuraturze zawiadomienie o podejrzeniu nieprawidłowości w leczeniu ojca. – Śmierć to jest cena, którą mój mąż zapłacił za eksperyment medyczny, przeprowadzony na nim w szpitalu – powie kilka lat później Krystyna Kornicka-Ziobro w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej”.

– Mam wyrzuty sumienia, że uwierzyłam lekarzowi, a nie uwierzyłam własnemu mężowi, gdy mówił do mnie: „Krysiu, ja umieram”.

Wdowa dodaje, że ma żal do syna o to, iż nie chciał angażować się w sprawę, choć był ministrem. – Kiedy miał możliwość nakazania przeniesienia sprawy do innej prokuratury, to tego nie zrobił – podkreśla Kornicka-Ziobro. W kwietniu 2008 r. prokuratura umarza postępowanie, nie znajdując dowodów na to, że lekarze i pielęgniarki narazili pacjenta na utratę zdrowia i życia, a śmierci w żaden sposób nie można było zapobiec. Rodzina zmarłego składa zażalenie na tę decyzję w sądzie. Kilka miesięcy później sąd nakazuje prokuraturze przeprowadzić kolejne czynności. W czerwcu 2011 r. prokuratura ponownie umarza sprawę z powodu braku znamion przestępstwa. Śledczy opierają się na kompleksowej opinii biegłych, z której wynika, że nie doszło do popełnienia błędu w sztuce lekarskiej. Gdy Zbigniew Ziobro dojdzie do władzy w 2015 r., szef prokuratury, która umorzyła sprawę śmierci jego ojca, dostanie zarzuty niedopełnienia obowiązków, które ma polegać na tym, że źle wypełnił oświadczenie majątkowe. Co ciekawe, oskarżycielem w tej sprawie zostaje Biuro Spraw Wewnętrznych kierowanej przez Ziobrę Prokuratury Krajowej.

W 2021 r. sąd dla Łodzi-Śródmieścia nieprawomocnie umarza sprawę. Uznaje, że prokurator nie popełnił przestępstwa. Mężczyzna tłumaczy, że był w separacji z żoną, która nie podawała mu informacji o zmieniającej się sytuacji finansowej, stąd błędy w jego oświadczeniu majątkowym. Jednak gdy tylko zauważył błąd, poinformował przełożonych i złożył korektę oświadczenia.

Ale wróćmy do sprawy śmierci Jerzego Ziobry. W czerwcu 2011 r. Krystyna Kornicka-Ziobro składa prywatny akt oskarżenia przeciwko czterem krakowskim lekarzom, kwestionując zastosowaną przez nich metodę leczenia. Posiłkując się prywatnymi opiniami z zagranicy, dowodzi, że jej mąż powinien przejść operację by-passów, a nie kilkakrotne stentowanie. Do aktu oskarżenia przyłączają się synowie. Pozywają czterech lekarzy – ówczesnego kierownika kliniki kardiologii profesora Jacka D., ówczesnego szefa pracowni hemodynamiki profesora Dariusza D., ordynatora sali monitorowanej Andrzeja K. i lekarkę Katarzynę S. W lutym 2011 r. Sąd Rejonowy w Krakowie umarza sprawę bez procesu, uznając, że lekarze nie narazili Jerzego Ziobry na niebezpieczeństwo utraty życia. Rodzina odwołuje się od tej decyzji. W czerwcu 2012 r. sąd odwoławczy utrzymuje umorzenie wobec trójki lekarzy. Jeśli chodzi o profesora Dariusza D. – sąd uznaje, że należy wyjaśnić kwestię zaprzestania podawania Jerzemu Ziobrze leku przeciwzakrzepowego. Dlatego uchyla decyzję o umorzeniu postępowania przeciwko Dariuszowi D. i kieruje jego sprawę do sądu pierwszej instancji. I z tą decyzją sądu rodzina Ziobrów nie może się pogodzić.

W marcu 2013 r. udaje im się odwrócić bieg sprawy karnej. Sąd Najwyższy uwzględnia kasację złożoną na ich wniosek przez prokuratora generalnego. Sędziowie uznają, że sąd odwoławczy nie rozpatrzył wszystkich argumentów podnoszonych przez Kornicką-Ziobro i jej synów. W efekcie tego wyroku sprawa wraca do Sądu Rejonowego w Krakowie i toczy się przeciwko całej czwórce lekarzy. W 2015 r. Zbigniew Ziobro po raz drugi zostaje ministrem sprawiedliwości. Od tego momentu w sprawie śmierci jego ojca zaczynają dziać się dziwne rzeczy. W maju 2016 r. do sprawy przyłącza się prokuratura. Jednak żeby to mogło nastąpić, najpierw musi zostać zmienione prawo.

[…]

Ziobro doprowadza do uchwalenia lub zmiany szeregu przepisów, które mają służyć jego sprawie. Wszystkie korespondują z przebiegiem postępowania, które toczy się przed Sądem Rejonowym dla Krakowa-Śródmieścia pod sygnaturą XIV K 709/11/S. Celem tych zmian jest wzmocnienie pozycji rodziny Ziobrów jako strony postępowania karnego.

13 maja 2016 r. […] do sprawy śmierci Jerzego Ziobry przystępuje prokurator. Co ciekawe, nie jest to sekcja do spraw lekarskich Prokuratury Regionalnej w Krakowie, co wydawałoby się logiczne, biorąc pod uwagę fakt, że sprawa dotyczy ewentualnego błędu lekarskiego. Do postępowania przestępuje Małopolski Wydział Zamiejscowy Departamentu do spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej, bezpośrednio podlegający Ziobrze. – Takie działanie nie ma żadnego umocowania w przepisach regulujących zasady funkcjonowania prokuratury, a wręcz jest z nimi sprzeczne. Zgodnie z ustawą o prokuraturze do zakresu działań wydziałów zamiejscowych Prokuratury Krajowej należy bowiem ściganie przestępczości zorganizowanej, najpoważniejszej przestępczości korupcyjnej oraz przestępczości o charakterze terrorystycznym. Z oczywistych względów do żadnej z tych kategorii nie należy sprawa o błąd w sztuce lekarskiej – mówi krakowski prawnik.

Ale to dopiero początek zmian w prawie korzystnych dla Ziobry w jego batalii o wyjaśnienie śmierci ojca. W krótkim czasie następuje także zmiana przepisów, która zapewnia rodzinie Ziobrów, że nie zostaną obciążeni kosztami procesu w razie niekorzystnego dla nich wyroku.

Z wypowiedzi prasowych i medialnych Ziobry z tamtego czasu wynika, że uważają oni, iż taka możliwość istnieje – że jeśli rozstrzygnięcie będzie dla nich niekorzystne, to mogą na nich spaść koszty procesu albo opinii biegłych. „Otóż cała historia w tej, można powiedzieć, dramatycznej i przykrej też dla mnie osobiście i dla mojej rodziny sytuacji sprowadzała się również do tego, że w związku z oskarżeniem subsydiarnym, jakie moja rodzina złożyła wobec błędów medycznych, które doprowadziły do śmierci mojego ojca, koszty pracy biegłych zostałyby przeniesione w sposób bezpośredni na działania osób pokrzywdzonych, czyli właśnie w tym wypadku mojej mamy i mojego brata” – mówi Ziobro. Dlatego na wszelki wypadek doprowadza do uchwalenia artykułu 640 par. 2 Kodeksu postępowania karnego: „Sąd nie może zasądzić od oskarżyciela posiłkowego zwrotu wydatków, o których mowa w art. 618, w wysokości przekraczającej kwotę zryczałtowanej równowartości wydatków określonej na podstawie art. 621 § 2”. Minister albo nie znał prawa, albo był nadgorliwy i nadmiernie strachliwy. Nawet w świetle przepisów obowiązujących przed zmianą prawa sąd nie mógł bowiem obciążyć przegrywającego oskarżyciela subsydiarnego kosztami przekraczającymi 300 złotych ryczałtu uiszczonego przez niego przy wnoszeniu aktu oskarżenia. W trakcie trwania procesu w Kodeksie karnym pojawia się także zapis zaostrzający odpowiedzialność karną biegłych wydających opinię na zlecenie sądu lub prokuratury. 11 marca 2016 r. wprowadzono nowelizację artykułu 233 Kodeksu karnego, która weszła w życie 15 kwietnia. Od tego momentu biegłemu, tłumaczowi lub rzeczoznawcy, który przedstawi fałszywą opinię w jakiejś sprawie, grozić będzie nawet do 10 lat pozbawienia wolności. Wprowadzono także zupełnie nowy typ przestępstwa polegający na nieumyślnym przedstawieniu fałszywej opinii (artykuł 233 paragraf 4a): „Jeżeli sprawca czynu określonego w § 4 działa nieumyślnie, narażając na istotną szkodę interes publiczny, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że chodzi tutaj o wywarcie wpływu na konkretnych biegłych, którzy sporządzili opinię w sprawie śmierci Jerzego Ziobry. Opinia główna, a także zlecona po niej opinia uzupełniająca, były niekorzystne dla rodziny Ziobrów. W czasie procesu domagali się oni zlecenia przez sąd nowej opinii, podnosili szereg zarzutów pod adresem biegłych, w tym o stronniczość, i domagali się powołania biegłych z zagranicy. – Nowe przestępstwo, polegające na nieumyślnym przedstawieniu fałszywej opinii, nie trzyma się kupy. Nie można przecież nieumyślnie popełnić fałszerstwa – mówi sędzia z wieloletnim doświadczeniem i wykładowca akademicki. – Tak sformułowany opis przestępstwa kłóci się z wymogiem ustawowej określoności typów czynów zabronionych, gdyż jego opis zawiera w sobie językową i logiczną sprzeczność. Można z tego wnioskować, że projekt zmiany przepisów w tym zakresie został przygotowany w trybie pilnym. Z całą pewnością tak zredagowany przepis może służyć zastraszeniu biegłych – dodaje. W połowie 2016 r. zamiejscowy wydział Prokuratury Krajowej w Krakowie wszczyna śledztwo w sprawie biegłych ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, którzy opiniowali postępowanie medyków leczących ojca Ziobry. Śledczy podejrzewają ich o wyłudzenie od skarbu państwa pieniędzy za drugą, uzupełniającą opinię, i zawyżenie kosztów. Koszt opinii w tym przypadku sięga 370 tysięcy złotych. Jednak biorąc pod uwagę, że obejmuje on wynagrodzenie piętnastu biegłych różnych specjalności medycznych, wynagrodzenie przypadające na każdego z nich – jak mówi jeden z krakowskich sędziów – nie odbiega od normy.

13 września 2016 r. o godzinie szóstej rano do domów i gabinetów większości biegłych, wykonujących ekspertyzę do sprawy z powództwa rodziny Ziobrów, wkracza policja na przeszukanie. Celem jest znalezienie dowodów na to, że biegli poświadczyli nieprawdę w opinii na temat stanu zdrowia Jerzego Ziobry i wyłudzili pieniądze za ekspertyzę od skarbu państwa. Szefowi zespołu opiniującego prokuratura stawia zarzuty zawyżenia rachunków za ekspertyzę i wyłudzenia pieniędzy. Według śledczych biegli mieli pracować krócej, niż szef zespołu wykazał w rachunku dla sądu. To wszystko dzieje się w czasie, gdy trwa proces z powództwa ministra sprawiedliwości oraz jego rodziny i istnieje możliwość, że biegli będą przesłuchiwani na rozprawie. Wnioskują bowiem o to zarówno prokurator, jak i rodzina zmarłego. Wejście policji do mieszkania osoby podejrzanej o szóstej rano, czyli najwcześniej, jak tylko pozwala na to Kodeks postępowania karnego, stosuje się jedynie wobec niebezpiecznych sprawców najpoważniejszych przestępstw. A wejście do kilkunastu lokali na raz zdarza się w zasadzie tylko wobec członków zorganizowanych grup przestępczych o charakterze zbrojnym. Tak zostali potraktowani biegli, którzy wydawali opinię w sprawie śmierci ojca ministra – ludzie z tytułami profesorskimi i doktorzy nauk medycznych.

Dzień po przeszukaniu u biegłych profesor Marian Zembala, poseł PO, były minister zdrowia, składa w Sejmie wniosek o zwołanie Konwentu Seniorów i rozszerzenie porządku obrad o informację dotyczącą zabezpieczenia dokumentów w domach i miejscach pracy biegłych lekarzy ze Śląskiej Akademii Medycznej. – Ja nie jestem i nie będę politykiem, ale pozostanę lekarzem. Chciałbym prosić, ażeby unikać takiej sytuacji, jak ta wczoraj z rana, kiedy funkcjonariusze wkroczyli do kilkunastu mieszkań lekarzy – mówi Zembala. – Uzasadnienie stanowiło, że biegli Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, którego jestem członkiem, dopuścili się nadużyć przy wycenie korzyści majątkowych. Od jedenastu profesorów otrzymałem wczoraj wyrazy żalu i oburzenia. Są to ludzie, którzy sami walczą z chorobą nowotworową, poświęcają się pacjentom. Zostawili Anglię i inne kraje, żeby walczyć – podkreśla były minister. I zwraca się do Zbigniewa Ziobry: – Złożyliśmy panu wyrazy głębokiej kondolencji z powodu śmierci ojca. Po raz kolejny to czynię jako lekarz – dodaje. – Proszę, aby to franciszkańskie przesłanie życzliwości, empatii do drugiego nie paraliżowało bieżącej działalności. Proszę w tej izbie, z tego miejsca, wszystkich: zachowajmy proporcje działania. Wszyscy ci ludzie wymienieni wcześniej przyszliby w normalnych godzinach, żeby złożyć wszystkie stosowane wyjaśnienia – zapewnia profesor. Zbigniew Ziobro odpowiada z sejmowej mównicy, że „wszyscy są równi wobec prawa, nawet wybitni lekarze”.

Minister sprawiedliwości tłumaczy, że opinia wydana w sprawie śmierci jego ojca jest „najdroższą opinią w historii”, bo za 23 strony zapłacono prawie 370 tysięcy złotych. A to oznacza 16 tysięcy złotych za jedną stronę opracowania. – Jest to najdroższa opinia w historii wymiaru sprawiedliwości, wydana w prostej sprawie dziewięciodniowego leczenia jednego pacjenta w szpitalu – dowodzi Ziobro. Powtarza, że koszty pracy biegłych zostałyby przeniesione na działania oskarżających w ramach aktu subsydiarnego, czyli jego rodzinę. Prokuratorzy uznali więc, że należy sprawdzić, czy praca biegłych mogła być wyceniona na aż tak wielką kwotę. – Czy też była to jedynie gra, związana z próbą wyłudzenia pieniędzy przez tych biegłych, służąca późniejszemu obciążeniu rodziny, a tak naprawdę zastraszeniu, uniemożliwieniu prowadzenia sprawy przed sądem – kreśli spiskowy scenariusz minister sprawiedliwości. Ale skoro – jak mówi Ziobro – „jest to prosta sprawa dziewięciodniowego leczenia jednego pacjenta w szpitalu”, to dlaczego prowadzi ją najwyższy szczebel prokuratury bezpośrednio podległy jemu samemu? W ustawowym zakresie działań tego wydziału nie leży przecież prowadzenie spraw o nieumyślne spowodowanie śmierci, tylko najpoważniejszych śledztw dotyczących przestępczości zorganizowanej, terroryzmu i korupcji. Czy jedynym rzeczywistym powodem przystąpienia Prokuratury Krajowej do tej sprawy jest fakt, iż jej stroną jest Zbigniew Ziobro? Na to pytanie minister nie odpowie.

Rodzina Ziobrów ciągle upiera się, by sąd powołał biegłych z zagranicy. Krakowski wydział Prokuratury Krajowej występuje o opinię zagranicznych ekspertów do Centrum Medycyny Sądowej w Lozannie. Wybór szwajcarskiego ośrodka nie jest przypadkowy. Trzy osoby z tej placówki wchodziły w skład międzynarodowego zespołu ekspertów, który miał przeprowadzić badania ekshumowanych szczątków ofiar katastrofy samolotowej w Smoleńsku. W tej grupie była profesor Silke Grabherr, ekspertka w dziedzinie angiografii pośmiertnej Centrum Medycyny Sądowej w Lozannie. Jak pisał w „Gazecie Wyborczej” dziennikarz Jarosław Sidorowicz, profesor Grabherr znalazła się także w ekipie opiniującej na zlecenie Prokuratury Krajowej. Jak wyjaśnia prokuratura, zwróciła się do zagranicznych biegłych, bo uznała, że w sprawie polskich lekarzy najbardziej obiektywna będzie opinia ekspertów z zagranicznego ośrodka. Opinia, którą przygotował zespół ekspertów z Lozanny, liczy 74 strony. Obrońcy krakowskich lekarzy zauważają, że nie było wśród specjalistów medycyny sądowej kardiologa, tylko kardiochirurg. Część obrońców podnosi zarzut, że opinia odnosi się do tego, czy krakowscy lekarze, którzy zajmowali się ojcem ministra sprawiedliwości, popełnili błąd. Odnosi się więc także do postępowania, które toczy się przed sądem, a nie można prowadzić dwóch postępowań równolegle. Jest to zatem „prywatna” opinia prokuratury.

Początkowo Prokuratura Krajowa nie chce podać dziennikarzom informacji, jaki jest koszt opinii zagranicznych ekspertów. Później jednak zmienia zdanie i podaje, że koszt opinii wyniósł 88 tysięcy złotych. „Co stanowiło kilkakrotnie mniej niż łączny koszt dwóch wcześniejszych ekspertyz zamówionych w postępowaniu dotyczącym błędu medycznego” – podkreśla Prokuratura Krajowa w komunikacie. Nie wiadomo, czy to kwota za samo wydanie dokumentu, czy też wliczono w to potrzebne tłumaczenia. „Zlecenie opinii renomowanemu zagranicznemu ośrodkowi badawczemu o niekwestionowanym na świecie autorytecie było niezbędne z uwagi na sprzeczność wcześniejszych opinii wydanych w tej sprawie, przede wszystkim w opinii uzupełniającej zamówionej przez Sąd Rejonowy w Krakowie, za kilkakrotnie wyższą kwotę u biegłych z Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej i Toksykologii Sądowo-Lekarskiej Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach” – argumentuje Prokuratura Krajowa. „Podkreślić należy, iż strona pokrzywdzona podawała w wątpliwość zasadność powołania tych biegłych, podnosząc zarzuty braku ich bezstronności i obiektywizmu, jak też samą wysokość kosztów, za jaką opinia miałaby zostać sporządzona. Dopiero opinia biegłych z Uniwersyteckiego Centrum Medycyny Sądowej w Lozannie pozwoliła wyjaśnić sprzeczności wcześniejszych opinii, co ma istotny wpływ na ustalenia postępowania” – czytamy w komunikacie.

Według oświadczenia Prokuratury Krajowej biegli z Lozanny uznali, że metoda leczenia Jerzego Ziobry była niewłaściwa. „Dodać należy, że w związku z wydaniem opinii uzupełniającej w postępowaniu prowadzonym przed Sądem Rejonowym w Krakowie prowadzone jest postępowanie karne. W sprawie zarzuty przedstawiono ówczesnemu kierownikowi Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej i Toksykologii Sądowo-Lekarskiej Uniwersytetu Medycznego w Katowicach. Dotyczą one wyłudzenia mienia znacznej wartości poprzez zawyżenie kosztów opinii specjalistycznej. Jak ustalono w toku tego postępowania, polegało ono nie tylko na zawyżaniu godzin pracy członków zespołu opiniującego, ale również na wprowadzaniu w błąd co do wartości merytorycznej opinii. Koszt ekspertyzy uzupełniającej uzyskanej przez sąd w tym postępowaniu zakwestionował prokurator w zażaleniu na postanowienie sądu o przyznaniu biegłym kosztów za wydanie opinii. Sąd Okręgowy w Krakowie uwzględnił zażalenie prokuratora i kwestię zasadności przyznania tak wysokich kosztów za opinię uzupełniającą przekazał do ponownego zbadania sądowi rejonowemu. Ten nie podjął jeszcze decyzji w tym zakresie” – informuje Prokuratura Krajowa.

Dziwne rzeczy dzieją się także wokół sędzi Agnieszki Pilarczyk, rozpatrującej sprawę śmierci ojca ministra. W czasie trwania procesu Prokuratura Regionalna w Krakowie kierowana przez zaufanego Ziobry Tomasza Janeczka, ważnego działacza proziobrowego Stowarzyszenia Ad Vocem, rozpoczyna śledztwo w sprawie zaakceptowania przez sędzię Pilarczyk kosztów opinii uzupełniającej, która – zdaniem śledczych – jest zawyżona. Wniosek o wszczęcie śledztwa składa 31 stycznia 2017 r. matka Zbigniewa Ziobry. Dla stron jest już jasne, że proces zmierza do końca, bo sędzia na jednej z ostatnich rozpraw odrzuca wnioski o powołanie nowych biegłych lub przesłuchanie na rozprawie obecnych. Zaledwie trzy dni później – 3 lutego 2017 r. – Prokuratura Regionalna w Katowicach V Samodzielny Wydział do spraw Medycznych wydaje postanowienie o wszczęciu śledztwa w sprawie przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez sędzię (artykuł 231 paragraf 1 Kodeksu karnego). Formalnie jest to śledztwo w sprawie, a nie przeciwko konkretnej osobie, bo nikomu nie postawiono zarzutów. Jednak w opisie czynu prokurator wprost stwierdza, że chodzi o zachowanie polegające na „podjęciu działań przez sędzię przewodniczącą jednoosobowego składu Sądu Rejonowego dla Krakowa-Śródmieście w ramach sprawy XIV K 709/11/S”. W komunikacie prasowym, który ukazuje się na stronie internetowej prokuratury, Tomasz Janeczek informuje, że „wszczęcie postępowania było efektem zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa przez sędzię Agnieszkę Pilarczyk, która prowadzi sprawę śmierci ojca Ziobry”. Trudno to rozumieć inaczej niż jako próbę wywarcia presji na sędzię. Tym bardziej że informację o wszczęciu postępowania w sprawie Pilarczyk Prokuratura Regionalna natychmiast przekazuje w piśmie przełożonemu sędzi – prezesowi sądu rejonowego dla Krakowa-Śródmieścia i to w dniu rozpoczęcia kolejnej sesji sądu w sprawie śmierci Jerzego Ziobry. Obecny na sali prokurator Paweł Baca informuje zgromadzonych o wszczęciu postępowania w sprawie sędzi Pilarczyk i składa wniosek o wyłączenie jej ze sprawy. Wniosek zostaje odrzucony. Dlaczego postępowanie w sprawie sędzi prowadzi Prokuratura Regionalna w Katowicach, V Samodzielny Wydział do spraw Medycznych? Sprawa nie dotyczy przecież błędu medycznego, tylko ewentualnego przekroczenia obowiązków przez sędzię w związku z akceptacją kosztów opinii biegłych. Poza tym decyzja o wysokości wynagrodzenia dla biegłych jest jedną z wielu podejmowanych w postępowaniu karnym, podlega zaskarżeniu do sądu wyższej instancji. Jeśli strona postępowania – w tym prokurator – uważa przyznane wynagrodzenie za zbyt wysokie, może złożyć zażalenie i w ten sposób ma możliwość zakwestionowania wysokości przyznanych kosztów. – Wszczynanie w takiej sytuacji postępowania karnego wobec sędziego jest działaniem nieuzasadnionym i bezprecedensowym, a przy tym wręcz szkodliwym dla prawidłowego funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości, bo może to prowadzić do zastraszenia sędziów przez prokuraturę – uważa sędzia Dariusz Mazur ze Stowarzyszenia Sędziów Themis.

– Dodatkowy motyw tego działania był, jak się wydaje, jeszcze bardziej naganny: całe postępowanie wobec sędzi Pilarczyk zostało wszczęte po to, by spodziewając się niekorzystnego dla Zbigniewa Ziobry wyroku, znaleźć pretekst do złożenia wniosku o wyłączenie sędziego i w ten sposób usunąć go z toczącej się sprawy. Świadczy o tym fakt, że po upływie ponad trzech lat od wszczęcia tego bezpodstawnego postępowania, nie przyniosło ono żadnych efektów. Takie instrumentalne użycie prokuratury w celu wyłączenia z postępowania sędziego, który jest niewygodny dla szefa tejże prokuratury, jest wręcz nie do pomyślenia w praworządnym państwie – podkreśla sędzia. Do dziś w śledztwie w sprawie Agnieszki Pilarczyk nikomu nie postawiono zarzutów, mimo to postępowanie trwa. Ziobro już kilka lat temu wypowiadał się krytycznie na temat sędzi.

Gdy na konwencji PiS w Katowicach w lipcu 2015 r. padła propozycja, by wprowadzić okresowe badania wariografem dla sędziów i prokuratorów, a także badanie próbek moczu, lider Solidarnej Polski zapowiedział: „Musimy znaleźć sposób, aby z niektórymi z nich porozmawiać inaczej, za ich chamstwo i butę”. Następnie wymienił z nazwiska sędziego Igora Tuleję, Agnieszkę Pilarczyk oraz wszystkich sędziów, którzy skazali – jak się wyraził – „nieskazitelnego człowieka Mariusza Kamińskiego”. W wywiadzie udzielonym tygodnikowi „Wprost” w listopadzie 2015 r. Ziobro podał Agnieszkę Pilarczyk jako przykład niewłaściwego, jego zdaniem, sposobu zachowania sędziego na sali rozpraw, ale nie przedstawił żadnych argumentów na poparcie tej tezy. Od złożenia doniesienia przez matkę ministra Ziobry (31 stycznia 2017 r.) do wszczęcia postępowania (3 lutego 2017 r.) mijają zaledwie trzy dni. Rozpoczynając postępowanie, prokurator nie ma akt sprawy, nie wystąpił nawet o ich odpis. Bazuje więc tylko na zawiadomieniu i wybiórczych materiałach dołączonych do zawiadomienia przez matkę prokuratora generalnego. Ten pośpiech może wynikać z tego, że kolejne rozprawy, które mają zakończyć proces, były wyznaczone na początek lutego 2017 r. i chodziło o to, by zdążyć wywrzeć wpływ na sędziego przed wydaniem wyroku. Stanowisko w sprawie działań szefa katowickiej prokuratury Tomasza Janeczka wydaje Stowarzyszenie Prokuratorów Lex Super Omnia. Od początku rządów Ziobry w resorcie sprawiedliwości sprzeciwia się ono upolitycznieniu prokuratury. „Informowanie o personaliach sędzi, gdy nie doszło do przedstawienia jej zarzutów popełnienia przestępstwa, powoduje efekt stygmatyzujący, naruszający jej dobra osobiste. Działanie takie nosi cechę bezprawności” – piszą prokuratorzy w stanowisku sygnowanym przez całe stowarzyszenie. „Zainicjowanie ścigania karnego przed wyrokowaniem może być traktowane jako próba wywierania nacisku na przebieg tego postępowania i treść orzeczenia” – dodają.

Krótko po publikacji oświadczenia członkami zarządu Stowarzyszenia Lex Super Omnia: Krzysztofem Parchimowiczem, Dariuszem Kornelukiem oraz Katarzyną Gembalczyk zajmuje się rzecznik dyscyplinarny. Całej trójce zostają postawione zarzuty uchybienia godności urzędu. *** W lutym 2017 r., po 11 latach postępowania, Sąd Rejonowy Kraków-Śródmieście uniewinnia czworo lekarzy, którzy leczyli Jerzego Ziobrę. Prokurator chce kary bezwzględnego pozbawiania wolności dla profesora Dariusza D., a dla pozostałej trójki kar więzienia w zawieszeniu. Sędzia Agnieszka Pilarczyk – opierając się na opinii biegłych – uznaje jednak, że żaden z lekarzy nie popełnił błędu w sztuce i nie przyczynił się do śmierci Jerzego Ziobry. W czerwcu 2017 r. prokurator i pełnomocnicy rodziny Ziobrów odwołują się od wyroku. Domagają się powtórki procesu. 27 listopada 2017 r. dochodzi do kolejnego nietypowego wydarzenia w krakowskim sądzie. Na trzy dni przed wyznaczonym przez Sąd Okręgowy w Krakowie terminem pierwszej rozprawy odwoławczej w sprawie śmierci ojca Zbigniewa Ziobry zostaje odwołana z funkcji prezesa sędzia Beata Morawiec. Odwołanie następuje w ramach czystki w sądach, którą przeprowadza minister sprawiedliwości. Pozwalają mu na to przepisy wprowadzające zmiany w Ustawie o ustroju sądów powszechnych, które wchodzą w życie 12 sierpnia 2017 r. Nowe regulacje umożliwiają Ziobrze arbitralne odwołanie dowolnych prezesów i wiceprezesów sądów w Polsce. – Trudno uznać za przypadek, że tuż przed wyznaczonym terminem rozprawy, w której stroną jest Zbigniew Ziobro, kierowane przez niego ministerstwo odwołuje bezpośredniego przełożonego sędziów, którzy mają zająć się sprawą śmierci jego ojca – mówi Dariusz Mazur ze Stowarzyszenia Sędziów Themis. Dodaje, że minister miał czas na odwołanie prezesa sądu do 12 lutego 2018 r. Co więcej, Ziobro przez ponad miesiąc nie powołał nikogo na miejsce sędzi Morawiec i jeden z największych sądów w kraju przez ten czas pozostawał bez szefa. Następczyni sędzi Morawiec – Dagmara Pawełczyk-Woicka, prywatnie koleżanka Ziobry ze szkoły – zostaje powołana dopiero w styczniu 2018 r. Ze względu na odwołanie prezes Morawiec na rozprawie 30 listopada 2017 r. trzyosobowy skład rozpoznający apelację rodziny Ziobrów zwraca się do Sądu Najwyższego o przekazanie sprawy do rozpoznania innemu sądowi. Sędziowie tłumaczą ten wniosek „dobrem wymiaru sprawiedliwości”. Sąd Najwyższy nie uwzględnia jednak wniosku i sprawa dalej toczy się przed Sądem Okręgowym w Krakowie.

Wystąpienie sędziów do Sądu Najwyższego świadczy jednak o tym, że odwołanie prezes Sądu Okręgowego w Krakowie uznają oni za próbę wywarcia na nich nacisku.

Niezależnie od toczącego się od kilkunastu lat postępowania sądowego przeciwko czwórce lekarzy z powodu rzekomego błędu lekarskiego, który miał doprowadzić do śmierci ojca ministra Ziobry, podległa Ziobrze prokuratura podejmuje szereg działań, których celem jest przypisanie oskarżonym popełnienia jakichkolwiek przestępstw. I tak na zlecenie prokuratury Narodowy Fundusz Zdrowia sprawdza, czy lekarze zatrudnieni na oddziale kardiologii Krakowskiego Szpitala Uniwersyteckiego mają uprawnienia do wykonywania zabiegów. Pod lupę wzięto dane piętnastu tysięcy pacjentów. Trudno takie działania określić inaczej niż jako „trałowanie” dokumentacji dokonywane w myśl zasady: dajcie mi człowieka, a znajdę na niego paragraf. Wszczęto także śledztwo, które miało wykazać rzekomą defraudację przez doktora Dariusza D. stentów o wartości około pół miliona złotych. Postępowanie zakończyło się jednak niepowodzeniem. Jeszcze wcześniej – w grudniu 2016 r. – agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego o szóstej rano wpadają do domu żony doktora D., Dominiki, znanej psychiatry, by zrobić przeszukanie w związku z rzekomym wyłudzeniem pieniędzy za refundowane recepty. Po mieszkaniu przeszukane zostają także apteka, pokój na uniwersytecie i gabinet lekarski kobiety. Wszystko odbywa się w godzinach przyjmowania pacjentów. Nie wiadomo, na jakiej podstawie działa CBA, bo Narodowy Fundusz Zdrowia, który nadzoruje proces wydawania recept, nie składa żadnego doniesienia w sprawie Dominiki D., a jej samej nie przedstawiono żadnych zarzutów. Cała sprawa wygląda tak, jakby jedynym celem akcji CBA było upokorzenie i zastraszenie rodziny głównego podejrzanego w sprawie rzekomego błędu medycznego, który miał doprowadzić do śmierci ojca ministra sprawiedliwości.

Zbigniew Ziobro wykorzystuje swoją władzę do tego, by osiągnąć korzystny dla siebie wyrok. To kompromituje go jako wysokiego urzędnika państwowego, a zarazem osobę zaufania publicznego. Urąga standardom praworządnego państwa. Jednak ta sprawa – być może jak żadna inna – pokazuje, po co Ziobrze były zmiany w wymiarze sprawiedliwości wprowadzane przez rząd PiS od 2015 r. Chodzi o całkowite podporządkowanie nie tylko prokuratury, ale także sądów władzy wykonawczej. W demokratycznym i praworządnym państwie sądy powinny być niezależne od rządzących, a sędziowie powinni być niezawiśli. Muszą mieć gwarancję podejmowania decyzji na podstawie dowodów i obowiązującego prawa, a nie politycznego chciejstwa jednego czy drugiego ministra. Dla Zbigniewa Ziobry taka sytuacja jest nie do zaakceptowania. Bo sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po jego stronie. – My nigdy nie wygramy. Tak postanowił minister Ziobro. On chce, żeby za leczenie jego ojca ktoś odpowiedział. Ktokolwiek i za cokolwiek – mówił po ogłoszeniu wyroku kardiolog, profesor Dariusz D. Proces odwoławczy w sprawie krakowskich lekarzy rozpoczął się w kwietniu 2018 r. i trwa do dziś.

*Skróty od redakcji.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version