Środa po południu. W siedzibie PiS, przy ulicy Nowogrodzkiej trwa posiedzenie klubu pod przewodnictwem Jarosława Kaczyńskiego.
Prezes przekazuje zgromadzonym parlamentarzystom i działaczom, że każdy z nich może zostać lada dzień poproszony o start w wyborach do europarlamentu, jako wzmocnienie list. Odmowy prezes, jak to ujmują nasi rozmówcy, nie przyjmie do wiadomości i każda zostanie zapamiętana. Te słowa to odpowiedź na to, że niektórzy posłowie mieli się migać od kandydowania.
Wybory europejskie 2024. Zwrot w sprawie Jacka Kurskiego
Jak pisaliśmy w Interii na początku marca, Jacek Kurski starał się od początku o start w wyborach europejskich z okręgu, obejmującego województwo podlaskie i warmińsko-mazurskie. Chciał kandydować ze ściany wschodniej, bo jak miał przekonywać „lepiej czuje tę część Polski”. Poza tym to stamtąd startował do PE w 2009 roku i zaczął już nawet gromadzić sobie ludzi do prowadzenia kampanii.
Opór przeciwko startowi Kurskiego stawiał jednak Karol Karski, który w poprzednich wyborach dostał mandat właśnie z tamtego okręgu. A wiedział, że jak dostanie Kurskiego na listę, to ten zrobi wszystko, by mandat wyszarpać. Zaczęły się więc wzajemne przepychanki. Do tego w samym PiS Jacek Kurski ma całkiem pokaźne grono przeciwników, którzy robili wiele, by całkiem zablokować jego start.
Jarosław Kaczyński od lat ma jednak słabość do Kurskiego. Poza tym, jak usłyszeliśmy jakiś czas temu, „woli go mieć zadowolonego w Brukseli niż rozżalonego w kraju”.
Do tego prezes uważa, że w sytuacji, gdy PiS jest w opozycji, umiejętności Kurskiego mogą się partii przydać. Niewykluczone więc, że Kurski będzie miał wpływ na przebieg kampanii do europarlamentu.
– Jak dostanie jedynkę na Podlasiu to znaczy, że prezes chce by pomagał w kampanii centralnej. Jak dostanie trójkę na Mazowszu, to wiadomo, że całą energię będzie musiał włożyć w wyszarpanie swojego mandatu – mówi nam jeden z posłów PiS i jest to dość powszechna opinia w partii.
Wybory do Parlamentu Europejskiego. Jacek Kurski jedynką PiS?
Co jednak wydarzyło się w czwartek, że Jarosław Kaczyński zmienił zdanie i postanowił przetasować listy? Nałożyło się na to kilka czynników.
Po pierwsze, za Kurskim mieli się wstawić Mariusz Błaszczak i Jacek Sasin. Po drugie, obecnością Kurskiego na liście na Mazowszu nie byli zachwyceni Adam Bielan, który ma tam jedynkę, a tym bardziej Maciej Wąsik, który startuje z drugiego miejsca i który miał poważne obawy, czy Kurski nie odbierze mu mandatu (na Mazowszu PiS liczy na dwa mandaty).
Po trzecie, Kurski miał też zmobilizować struktury warmińsko-mazurskie i podlaskie oraz tamtejszych parlamentarzystów, których to reprezentacja miała udać się na Nowogrodzką i narzekać na brak działań w regionie Karola Karskiego w ostatnich latach. – Taka klasyczna zagrywka w stylu Kurskiego – śmieje się jeden z polityków PiS.
Z naszych informacji wynika, że przywrócenie Kurskiego na listę na Podlasiu nie obyło się bez awantury. Jarosław Kaczyński najpierw miał polecić Kurskiemu, by ten osobiście poinformował Karola Karskiego o swoim powrocie na listę podlaską.
– W efekcie obaj, Karski i Kurski, udali się potem do prezesa i siedzieli pod jego gabinetem. Karski, bo chciał wyjaśnień, a Kurski, bo pilnował, by Karski nic nie wskórał – relacjonuje nam jeden z polityków z Nowogrodzkiej.
Wybory europejskie 2024. PiS zatwierdza listy
Prezes Jarosław Kaczyński swoją decyzję o umieszczeniu Jacka Kurskiego na „jedynce” miał tłumaczyć tym, że wstawienie go na trzecią pozycję na Mazowszu zostałoby odebrane jako kara.
– Mówił, że to decyzja polityczna. Stoi za nią przekonanie, że swoich trzeba bronić i nie wolno dać sobie wmówić, że instytucje takie jak Orlen czy TVP za naszych czasów nie działały dobrze. Bo taką narrację próbuje dziś sprzedać Tusk. Dlatego Obajtek czy Kurski muszą mieć biorące miejsca. To samo dotyczy Wąsika i Kamińskiego – mówi nasze źródło z PiS.
Przesunięcie Kurskiego z powrotem na podlaską listę komplikuje nieco układ list w całym kraju. Bo w sytuacji, gdy Kurski miał być „trójką” na Mazowszu, z Podlasia, z pierwszego miejsca miał wystartować prezydencki minister Wojciech Kolarski. Drugi miał być wówczas Karol Karski (który liczył na to, że przeskoczy Kolarskiego). Wzmocnieniem listy dodatkowo miał być popularny poseł Adam Andruszkiewicz (który uzyskał na Podlasiu bardzo dobry wynik w wyborach parlamentarnych) oraz posłanki Olga Semeniuk i Iwona Arent.
W sytuacji, gdy Kurski został przywrócony na listę, Wojciech Kolarski przymierzany jest do „jedynki” na liście w Wielkopolsce. Tam miał pierwotnie startować Jacek Saryusz-Wolski (który chciał kandydować z Warszawy), więc całą układankę trzeba ułożyć od nowa.
Dlatego w PiS cały czas panuje przekonanie, że dopóki prezes nie zatwierdzi ostatecznego kształtu list, nikt nie może być niczego pewien. W czwartek o godzinie 13 zebrał się komitet polityczny partii, czyli grono, które ostatecznie będzie decydować o listach.
– Komitet składa się z 40 osób, wśród nich nie wszyscy są przychylni Jackowi Kurskiemu, a on sam w skład komitetu nie wchodzi – mówi nam dobrze zorientowany poseł PiS, sugerując, że „różnie może być”. Spać naprawdę spokojnie potencjalni kandydaci będą więc mogli dopiero po 2 maja. To wtedy mija termin złożenia list kandydatów w wyborach do PE w PKW.
Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage – polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!