Najmłodsze dziecko, które próbowało popełnić samobójstwo w zeszłym roku, miało siedem lat. Dlaczego młodzi nie chcą żyć?

Co robisz? – Filip pisze do Małego. Mały nic nie robi, siedzi na wyrku i leczy depresję Play Station. Przy małej lampce, w pokoju z zasuniętymi żaluzjami, w zagraconym mieszkaniu.

– Mogę wbić?

Przychodzi wieczorem, siada na taborecie i wlepia wzrok w monitor, na którym Mały zabija komputerowych przeciwników.

– Jakiś mam chujowy czas – mówi, a Mały tnie wrogów na lewo i prawo. Myśli sobie, że to jest właśnie życie: pasmo złamanych serc i porażek. Filip też tak uważa. Próbują mu leczyć tę depresję, ale depresja się nie daje. Małego też leczą. Też z różnym skutkiem. Może to dlatego się dobrze rozumieją.

– Parę dni mnie to potrzyma, a potem życie wróci do normalnego, beznadziejnego poziomu – myśli głośno Filip. Wypala jeszcze parę papierosów i idzie do domu. Następnego dnia popełnia samobójstwo.

Z raportu fundacji GrowSPACE wynika, że w 2023 r. odnotowano 2139 prób samobójczych dzieci i młodzieży. To więcej niż rok wcześniej. Tymczasem – jak zauważają eksperci fundacji – średni czas oczekiwania na konsultację psychiatryczną na NFZ to 238 dni.

– Te dane są przerażające, a przecież próby samobójcze zgłaszane na policję to tylko odsetek – mówi Dominik Kuc, aktywista i członek zarządu GrowSPACE. – One powinny zaalarmować przede wszystkim resorty edukacji i zdrowia, w których trzeba wdrożyć programy naprawy.

Wśród kobiet próbujących popełnić samobójstwo w Polsce najwięcej jest tych w wieku 13-24 lata

– Ludzie słuchają o samobójstwach wśród młodych i mówią: kiedyś tego nie było.

– Nieprawda. Po prostu dziś więcej o tym mówimy, lepiej nazywamy. Kiedyś, jak ktoś się źle czuł, to się mówiło: idź pobiegać, przejdzie ci. A do psychologa szkolnego młody człowiek szedł za karę. Atak paniki? Ogarnij się. Źle się zachowujesz? Zachowuj się lepiej. Trzeba o problemach psychicznych jak najwięcej rozmawiać, edukować, informować o miejscach, w których można uzyskać pomoc. Dawać nadzieję. Potrzebne są działania profilaktyczne. Byłoby wspaniale, gdyby o zdrowiu psychicznym rozmawiano na godzinach wychowawczych. Psychoedukacja jest kluczowa.

– Czy ktoś ma jakiś pomysł, dlaczego tak się dzieje? Pandemia?

– Pandemia, izolacja przyspieszyły zjawiska, które obserwowano już dużo wcześniej. Główne czynniki są trzy: problemy w domu, zaburzenia na tle zdrowia psychicznego i problemy z relacjami rówieśniczymi w szkole, na przykład przemoc.

Koleżanki, kiedy miały ochotę się nad Mają poznęcać, mówiły, że jest gruba, głupia, brzydka i się puszcza. A w każdym razie puszczałaby się, gdyby ktokolwiek się zainteresował. Maja miała wtedy 14 lat i po cichu marzyła, żeby pocałował ją chłopak z klasy. Ale chłopcy z nią nie gadali. Ładnym koleżankom z klasy posyłali tęskne spojrzenia, a Mai ewentualnie pogardliwe. Najczęściej ją po prostu zbywali.

– Dziś myślę, że byłam w pewnym sensie ważną osobą, bo każdy mógł na mnie odreagować swoje żale. Jak ktoś był zdołowany, to mógł odreagować, śmiejąc się ze mnie albo mnie ostentacyjnie nie zauważając. Koleżanki z klasy uwielbiały opowiadać mi o swoich nieszczęściach, bo wiedziały, że ja i tak mam gorzej.

Miały wtedy spojrzenia, które zdawały się mówić: „Co ty o tym możesz wiedzieć, Maja, jak ciebie nic nie dotyczy”.

Maja od końca podstawówki na zmianę chudła i tyła. Jadła tony słodyczy albo żyła na 600 kaloriach dziennie. Dziś uważa, że niektórzy ludzie się po prostu tacy rodzą: nie dość przebojowi, nie dość lubiani i nie dość ładni. Niektórzy z nich potem wykonują ciężką pracę, ale o tej pracy za chwilę.

Maja próbowała popełnić samobójstwo, kiedy miała 14 lat. Podcięła sobie żyły w łazience, ale spękała i poszła do mamy. Mama zadzwoniła po karetkę, a potem w szpitalu płakała i mówiła: co się stało? Przecież my zawsze byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, kiedy ty się tak ode mnie odwróciłaś, córeczko. „Ani ja nie jestem twoją przyjaciółką, ani ty moją. Po prostu byłyśmy samotne. Byłam czternastoletnim dzieckiem, a ty starym” – myśli dziś Maja.

Uważała wtedy, że świat się od niej odwrócił na starcie. I że jakby mogła, toby ten świat wysadziła w powietrze.

Albo by zrobiła tak, jak śpiewał Marilyn Manson: „Zabiłbym się, by się na wszystkich zemścić”. Lubiła jego piosenki.

A potem, w ostatnich miesiącach podstawówki i w wakacje przed liceum, wykonała na sobie ciężką pracę. Znowu schudła, ale tylko trochę. Zaczęła się ubierać i malować tak, żeby nie dało jej się nie zauważyć. Mówiła głośno i głośno się śmiała. Stała się brutalna dla słabszych od siebie. A dla silniejszych jeszcze bardziej. Kiedy poszła z jakimś chłopakiem do łóżka, to go potem wyśmiewała. Patrzyła, jak się zmienia w małego, zakompleksionego chłopczyka. Stworzyła nową Maję: wygadaną i niezniszczalną.

A potem się znowu załamała i spróbowała przedawkować leki.

– Wróciliśmy do domu, mąż – jak to facet – przykrywał strach i rozpacz wkurwieniem – opowiada Agata, matka Ani i Franka. Franek ma 19 lat i sobie świetnie radzi. Ania ma 16 i rok temu próbowała się otruć lekami na padaczkę. Których nikt jej nie przepisał. Których w domu w ogóle nie było, Agata by nawet nie wiedziała, skąd je wziąć.

– Ta pierdolona, bananowa szkoła, w której liczy się tylko kasa i nic więcej! – krzyczał mąż Agaty. – To pozbawione ludzkich uczuć towarzystwo! Ten Instagram, TikTok, Facebook, całe to gówno. W czym ona w ogóle żyje, czy ty to wiesz? Bo to jest jakiś inny świat niż nasz.

– Chciałabym ci dać jakąś prostą odpowiedź, że moja córka próbowała się zabić, bo jesteśmy alkoholikami, w domu jest przemoc albo coś – mówi Agata. – Nie. Jeździmy razem na wakacje, rozmawiamy. Psycholożka, do której chodzę, zasugerowała, że to presja. Może tak. Anka miała sporo zajęć. Franek miał jeszcze więcej i wszystko z nim w porządku. Ona mi kiedyś wykrzyczała, że my jesteśmy tacy fajni, a ona nie jest i ją to wkurza. My ją wkurzamy tą naszą fajnością. Po tej próbie byłam gotowa wziąć każdą winę na siebie. Liczyłam, że ktoś – psychoterapeutka, a może sama Anka – mi powie, że to moja wina, że to i to robiłam źle. A tu nic. Ona mówi, że się czuje gorsza, a mi pęka serce, ja bym chciała oddać jej wszystko, co mam. Nie wiem, co takiego się stało, że moja ukochana córka czuje się gorsza od własnej matki, brata, ojca, znajomych, „od każdej osoby, którą mijam na ulicy”, powiedziała kiedyś. Kiedyś w rozmowach przy stole się mówiło: Aneczka, pójdziesz do takiej i takiej szkoły, na takie i takie studia, wyjedziesz, do pracy pójdziesz. My mamy podobne charaktery z mężem, Franek też to po nas ma. Jesteśmy bardzo ambitni, ścigamy się, przekraczamy swoje granice. Nam się wydawało, że każdy tak ma. Dziś mówię: Aneczka, bądź szczęśliwa i tyle. A w myślach dodaję: „Dzięki Bogu, rodzice mają tyle forsy, że choćbyś chciała nic w życiu nie robić, to nie zginiesz”.

– Nie ma prostej odpowiedzi na pytanie o to, dlaczego tyle młodych osób w Polsce próbuje popełnić samobójstwo – mówi psycholożka Paulina Filipowicz. – Jest wiele czynników, które wpływają na zachowania samobójcze. Jednym z najważniejszych są relacje rodzinne, zachwianie relacji rodzic – dziecko, problemy między rodzicami. Często mówi się o presji wymagań. Nie chodzi o to, żeby niczego nie wymagać, ale jeśli rodzic, nauczyciel widzi, że dziecko sobie nie radzi, powinien dostosować wymagania do możliwości. Młody człowiek, który nie jest w stanie sprostać oczekiwaniom, przestaje widzieć siebie jako wartościową osobę. To nie jest tak, że zachowania samobójcze pojawiają się z dnia na dzień. To proces. Różne czynniki, nakładając się na siebie, doprowadzają do tego rodzaju sytuacji.

– Kiedy tego rodzaju próby się zaczy- nają?

– Próg wiekowy się obniża. Kiedyś mówiło się głównie o starszych nastolatkach, w zeszłym roku najmłodsza osoba miała siedem lat. To jest przerażająca perspektywa, że życie tak bardzo młodego człowieka może być na tyle trudne, że go przygniata.

Wśród kobiet próbujących popełnić samobójstwo w Polsce najwięcej jest tych w wieku 13-24 lata. – To też kwestia niskiego poczucia własnej wartości – mówi Paulina Filipowicz – które jest dodatkowo obniżane przez media społecznościowe.

Tom ma 20 lat i non stop dostaje wpierdol od życia. Z tego powodu stworzył sobie zbroję, na którą składa się pogarda i poczucie wyższości. Być może to dlatego, że kiedy chodził do zwykłej szkoły dla biedaków, wyzywali go od pedałów. Chodził, bo jego rodzice uważali, że w szkołach dla bananów panuje patologia, a rodzice mają lewicowe poglądy i wierzą w instytucje państwa. To nie zadziałało, bo Tom wpadł w depresję i anoreksję, zanim skończył 14 lat. Żeby jakoś zaleczyć cierpienie wywołane przez Sebiksów i Karynki, fantazjował o tym, że któregoś dnia się budzi i robi to, co zbyt długo gnębione dzieciaki w Ameryce: ubiera się w długi płaszcz, pod którym chowa shotguna, wchodzi do szkoły, rygluje drzwi od środka i rozwala wszystkich jak popadnie.

Dziś uważa, że to było trochę creepy.

Po podstawówce – już jako uczestnik psychoterapii za gruby hajs trzy razy w tygodniu – poszedł do prywatnej szkoły. To innego rodzaju patologia. Wszyscy tam są przegięci. Mają przegiętą ilość pieniędzy, przegięte poglądy i wszyscy są narcystyczni do porzygania. Dziewczyny gadają jak na kozetce u terapeuty i każdy skrycie się modli o to, żeby mieć ADHD, depresję, bordera albo spektrum. Albo po prostu udaje, że ma. Jedni chcą być aktywistami, a drudzy chcą mieć sukces. Jedni chcą być raperami, a inni youtuberami. Każdy chce być wyjątkowy. Każdy ma poczucie, że mu się tyle od życia należy.

Mówiąc półżartem, Tom po prostu by chciał patrzeć, jak świat płonie. Po pierwszej klasie podciął sobie żyły, ale nie po to, żeby się zabić, tylko z wkurwienia. A potem dzięki tej próbie stał się szkolną gwiazdą.

Dziś ten narcyzm nieco Tomowi zluzował. Ale nie do końca, bo to jest świat skrojony pod narcyzów i tylko oni przetrwają.

– Jak się pracuje z młodymi osobami po próbach? – pytam Paulinę Filipowicz.

– Przyglądamy się nie tylko tej osobie, ale też jej środowisku: rodzinie, szkole, grupie rówieśniczej. Rodzice często wypierają, szukają powodów naokoło, ale nie potrafią spojrzeć na swoją relację z dzieckiem. Psychoedukacja powinna dotyczyć nie tylko uczniów, ale także rodziców, żeby mogli rozpoznać, jakie sytuacje, zachowania, co w ich relacji mogło doprowadzić do próby. Współpraca z rodzicami jest kluczowa, także dlatego, że osoba niepełnoletnia nie może bez zgody rodzica czy opiekuna iść do psychologa.

– To dobrze czy źle?

– Źle. W ubiegłym roku brałam udział w Parlamentarnym Zespole ds. Zdrowia Psychicznego Dzieci i Młodzieży, tam był tworzony projekt ustawy, która umożliwiłaby obniżenie tego wieku. Od 16. roku życia można by było bez zgody rodzica korzystać z pomocy. Od 13. roku trzy wizyty u psychologa bez zgody rodzica.

– A psycholog szkolny?

– Psycholog szkolny oczywiście bez zastrzeżeń, ale w nie każdej szkole jest, to też kwestia finansowania. W Polsce jest bardzo wielu absolwentów psychologii, bardziej im się opłaca pozostawać w sektorze prywatnym. To zresztą nie jest tylko kwestia służby zdrowia, ale też rozwiązań na poziomie szkoły, rodziny. Postulujemy stworzenie międzyresortowego zespołu: zdrowia, edukacji i rodziny, pracy i polityki społecznej. Te resorty, współpracując ze sobą, z instytucjami pozarządowymi, mogą wiele zmienić.

– Nie da się wprowadzić psychologów do szkół rozporządzeniem?

– Poprzednia ekipa nawet próbowała – mówi Dominik Kuc. – Sprawdziliśmy. 450 gmin w Polsce nie miało ani jednego psychologa, w wielu gminach byli psychologowie objazdowi. Jeden na kilka.

– Sporo się mówi o kryzysie w szkole, w opiece psychiatrycznej. Może trzeba do tego dorzucić kryzys rodziny, rozpiętej między tradycyjnym „chodzić do Kościoła, słuchać, nie gadać” i neoliberalnym „zapierdalać”?

– Zgadzam się, że wiele rzeczy wynika z problemów w rodzinie. I nie chodzi wyłącznie o przemoc, alkoholizm. Problemem jest też presja. Dziecko musi chodzić na dodatkowe zajęcia. Musi być też wysportowane, więc niech w soboty chodzi na treningi.

– Żeby miało piękną przyszłość?

– Tak. A może jej wcale nie mieć.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version