91-latek ożeniony z opiekunką trzy tygodnie po ślubie już nie żył. A ona teraz żyje bardzo dobrze: ma po nim mieszkanie i emeryturę.
Ojciec Marka, były marynarz, lat 91, schorowany, bierze ślub z opiekunką młodszą od siebie o 30 lat. Zanim połączy ich przysięga małżeńska, zapisuje jej w testamencie swoje szczecińskie mieszkanie. Wszystko dzieje się szybko: testament, ślub, śmierć.
Wcześniej w Lubinie dochodzi do ślubu opiekunki z cierpiącym na otępienie 80-latkiem. W Trójmieście 96-latek z demencją zostaje mężem opiekunki o trzy dekady młodszej, kilka tygodni po ślubie jest pogrzeb.
Jego córka domaga się teraz zmiany przepisów, złożyła w Sejmie obywatelską petycję w sprawie ochrony osób starszych przed oszustwami matrymonialnymi.
Pięć osób w kawalerce
– Podejrzewam też, że ktoś mojemu ojcu przed śmiercią wyczyścił konto bankowe – mówi Marek. Blisko 20 lat temu wyprowadził się do Hiszpanii. Gdy żona zachorowała na stwardnienie zanikowe boczne, był przy niej. – Nie chodziła, nie mówiła. Nie mogłem jej zostawić, żeby być w Szczecinie i zajmować się ojcem – tłumaczy. Z powodu choroby żony bywał u ojca raz na pół roku albo raz na rok. – Miał opiekunkę, którą polecił wujek, więc byłem o ojca spokojny. Ilekroć go widziałem, był zadbany. Gdy dzwoniłem, słyszałem zapewnienia, że wszystko jest dobrze. Jednak coraz rzadziej odbierał telefony, aż w końcu przestał. Odbierała opiekunka – opowiada Marek.
To samo mówią dawni znajomi ojca – gdy dzwonili, najpierw sam odbierał, a z czasem odbierała już tylko ona. Gdy przekazywała mu słuchawkę, nie wiedział, co powiedzieć. Ona mu podpowiadała.
Finansowo był zabezpieczony. Syn mówi, że ojciec kilka lat temu sprzedał duże mieszkanie, przeniósł się do kawalerki. I z czasem w tej kawalerce, poza nim i opiekunką, zaczęła pomieszkiwać jej rodzina. – W sumie w pokoju z kuchnią cztery osoby, a czasami pięć – mówi Marek.
W maju 2023 r., gdy pochował żonę, postanowił częściej i na dłużej przyjeżdżać do Polski. Wtedy – jak twierdzi – gdy zapowiedział, że będzie przy ojcu, opiekunka ruszyła do działania. Najpierw zawiozła 91-latka do notariuszki, żeby spisał testament.
– W akcie notarialnym jest informacja, że do spisania doszło w kancelarii. Tymczasem wiadomo, że mój ojciec nawet nie dotarł do kancelarii, nie był w stanie wejść na pierwsze piętro. Został w samochodzie, a pani notariusz wyszła do niego i testament został podpisany na parkingu – mówi Marek.
A do ślubu to nawet już ojca nie wyciągali z mieszkania – urzędnik stanu cywilnego przyjechał i odebrał przyrzeczenie na miejscu.
– Dziwię się, że to wszystko tak gładko poszło, że nikt nie nabrał podejrzeń – mówi Marek. O tym, że ojciec ma wziąć ślub, dowiedział się przypadkiem, wsiadł w samolot. Ale zanim dotarł do Szczecina, już było po ceremonii. Okazało się, że w ostatniej chwili została przyspieszona. – Gdy zobaczyłem ojca, siedział nieruchomo w fotelu, miał pieluchę, z ust ciekła mu strużka śliny. Próbowałem z nim porozmawiać, ale mówił dwa, góra trzy krótkie zdania i zapadał w drzemkę. Po kilku minutach wybudzał się, znów coś mówił i znów zasypiał. Nie wierzę, że był w stanie świadomie podejmować decyzje – wspomina Marek.
Złożył zawiadomienie do prokuratury z nadzieją, że śledczy ustalą, co stało się z pieniędzmi, które były na koncie ojca. Próbuje też unieważnić testament – sprawą zajmuje się III Wydział Rodzinny Sądu Rejonowego Szczecin-Prawobrzeże i Zachód.
– Okazało się, że mój ojciec, który nie był w stanie skupić się na prostej rozmowie dłużej niż dwie minuty, zostawił testament z zapisem windykacyjnym. Jestem pewien, że on nawet nie miał pojęcia o istnieniu takiego rozwiązania prawnego – twierdzi Marek.
– Jest bardzo rzadko stosowane – przyznaje jego pełnomocnik mecenas Lew Michał Lizak ze szczecińskiej kancelarii Lizak, Stankiewicz, Królikowski Adwokaci. I dodaje, że trudno przypuszczać, aby 91-latek umiał dostrzec różnicę pomiędzy testamentem zwykłym a takim z zapisem windykacyjnym. A właśnie ten zapis bardzo ułatwił opiekunce przejęcie mieszkania. To, co w taki sposób zostaje zapisane, natychmiast po śmierci przechodzi w ręce osoby wskazanej w testamencie. – Od razu staje się właścicielem, nie trzeba przeprowadzać postępowania spadkowego – wyjaśnia mecenas Lizak.
Aż po grób
– Dom czy mieszkanie to często jedyny majątek, jaki mają, więc za obietnicę opieki dają właśnie to – mówi dr Jerzy Pobocha, psychiatra, biegły sądowy. Trafia do niego bardzo dużo spraw testamentowych, w których pojawiają się wątpliwości. Zdarza się, że autor testamentu umiera jeszcze w tym samym miesiącu, w którym zapisał majątek za obietnicę opieki aż po grób.
– To sprawy, w których zazwyczaj jest potężny problem dowodowy. Rodzinie, której zależy na podważeniu testamentu, wydaje się, że wystarczy przedstawić w sądzie dokumentację medyczną. Ale często okazuje się, że tam nie ma nic poza informacją o wynikach podstawowych badań krwi oraz moczu. Nie ma pełnego obrazu sytuacji. Trudno też o świadków, bo okazuje się, że poza opiekunką mało kto z tą osobą się stykał. Nie wiadomo, które z codziennych czynności była w stanie wykonać, czy rozpoznawała twarze – tłumaczy dr Pobocha.
Jeżeli uda się znaleźć świadków, to każda ze stron będzie mieć swoich. Jedna takich, którzy zapewnią, że rozpoznawał. Druga takich, którzy powiedzą, że nie.
– Zauważyłem, że część rodzin zaczęła się zabezpieczać – mówi dr Pobocha. Takie zapobiegliwie przychodzą do psychiatry, proszą o przebadanie schorowanego rodzica czy dziadka, żeby później nie było wątpliwości co do jego stanu. A podejrzewają, że nie jest już zdolny właściwie ocenić sytuacji i mógłby łatwo dać się zmanipulować, zapisać obcemu swój majątek lub paść ofiarą oszustwa matrymonialnego. – Aby nie było podejrzeń, że psychiatra wystawił zaświadczenie niezgodnie z prawdą, badanie jest nagrywane – tłumaczy dr Pobocha. Kiedyś przyszła do niego córka z ojcem. – Zbadałem go, sporządziłem opinię. Córka przedstawiła ją w urzędzie stanu cywilnego i dzięki temu nie doszło do ślubu – opowiada psychiatra.
Zna też jednak przypadek, że związek został zawarty, choć urzędnicy mieli poważne wątpliwości. – Opiekunka wykazała się sprytem i gdy w jednym urzędzie wzbudziło podejrzenia to, że chce wyjść za dużo starszego, schorowanego mężczyznę, przewiozła papiery do urzędu w sąsiednim województwie. Tam nikt nie robił problemów – mówi dr Pobocha.
Ostatnio stało się głośno o historii z Trójmiasta – córka podejrzewająca, że jej ojciec padł ofiarą oszustwa matrymonialnego, nie tylko zawiadomiła prokuraturę, ale też przygotowała obywatelską petycję z propozycjami zmian przepisów, bo te, które są, nie stanowią – jej zdaniem – skutecznej ochrony przed takimi oszustwami.
Jej ojciec, który w chwili ślubu miał 96 lat, został – jak twierdzi córka – podstępnie ożeniony przez młodszą o 30 lat „pomoc domową”. Córka podejrzewa, że „pomoc” wykorzystała dane osobowe jej ojca i złożyła wniosek do USC, zatajając, że 96-latek ma rozpoznaną demencję, a dokładnie otępienie naczyniowe. Urzędnicy z USC w Gdyni przyjęli wniosek, ślub odbył się w domu. Zaraz po ceremonii nowo poślubiona żona wsadziła nowo poślubionego męża na wózek inwalidzki i zawiozła do banku. Próbowała wypłacić pieniądze z jego konta. Pracownicy banku, podejrzewając, że to może być próba wyłudzenia, zawiadomili policję, a policja – współwłaścicielkę konta, którą była córka 96-latka. Tak dowiedziała się, że ojciec wziął ślub.
Pytamy USC w Gdyni, czy nikogo tam nic wtedy nie zaniepokoiło? Czy zostali wprowadzeni w błąd? Kierująca urzędem Inocenta Nycz zapewnia, że zawsze zachowują „wszystkie procedury przewidziane przepisami”. I wyjaśnia, że małżeństwo może zawrzeć każda osoba dorosła, która posiada pełną zdolność do czynności prawnych, niezależnie od wieku czy stanu zdrowia.
60 tys. zł z bankomatu
– Skoro działania USC były zgodne z obowiązującymi przepisami, to znaczy, że trzeba zmienić przepisy – argumentuje córka 96-latka. Obecne – jak twierdzi – nie zapobiegają oszustwom, na których traci także skarb państwa, bo opiekunka po śmierci męża nabywa prawo do 70 proc. jego emerytury. Może też mieć tzw. rentę wdowią, która pozwala łączyć świadczenia i albo wybrać prawo do całej swojej emerytury i części po mężu, albo zdecydować się na emeryturę po nim i brać też część swojej. To sprawia, że oszustwo matrymonialne wydaje się najbardziej opłacalne ze wszystkich, jakich dopuszczają się opiekunki. Kradzieże cennych przedmiotów, pieniędzy, które podopieczny ma w domu, albo regularne wybieranie mu pieniędzy z konta to na ogół działania na krótką metę. Można dość szybko wpaść w ręce policji.
Pod koniec ubiegłego roku w Gdańsku wpadła 50-letnia kobieta, która opiekując się 76-latkiem, w trzy miesiące wybrała mu z konta 45 tys. zł.
W Bydgoszczy policjanci zatrzymali 39-latkę, która opiekowała się starszą, schorowaną kobietą i wyniosła z jej domu biżuterię wartą 80 tys. zł. A wcześniej w tym samym mieście wpadła 31-letnia opiekunka, która mając kartę osoby przykutej do łóżka, wyciągała z bankomatu po 2,5 tys. zł dziennie. W sumie, zanim wpadła, zdążyła wybrać 60 tys. zł.
– Oczywiście zdecydowana większość opiekunek jest uczciwa, ale to, czego potrafią się dopuścić te nieuczciwe, powoduje, że człowiekowi cierpnie skóra – mówi dr Pobocha. I dodaje, że taka opiekunka wie, jak zdobyć zaufanie osoby, którą się opiekuje, i jej rodziny.
– Może mieć wrodzone zdolności aktorskie i manipulacyjne. Jeżeli ktoś będzie miał pecha, może trafić na taką, która ma kontakty ze środowiskiem przestępczym, a tam są proste zasady: jeżeli można coś ukraść, należy ukraść – mówi dr Pobocha.
Starsze osoby, nawet te niecierpiące na demencję, są dość łatwym celem oszustek.
– Jeżeli mężczyzna przez całe życie wszystko, co zarobił, oddawał żonie, to gdy zostaje sam, jest bezradny. Żona panowała nad budżetem, a on po jej śmierci nie umie zarządzać pieniędzmi – mówi Marian Nadziejko z Braniewa, który od kilkudziesięciu lat działa w branży opiekuńczej, jest prezesem spółdzielni zajmującej się organizowaniem opieki długoterminowej. – U nas na początku żadna opiekunka nie idzie do podopiecznego sama, z reguły pracują we dwie. I co jakiś czas sprawdzam, co robią, czy także zakupy. Czy dostają wtedy pieniądze, czy kartę. Jak wyglądają rozliczenia między opiekunką a podopiecznym i jakie tam są relacje – tłumaczy Nadziejko. Raz tylko nie dostrzegł, że coś złego się dzieje – opiekunka wydawała mu się pracowita i uczciwa, dopóki policja jej nie zatrzymała, gdy z domu podopiecznego zniknęło 26 tys. zł. Z reguły jednak nos go nie zawodzi i jeśli ma choćby cień podejrzeń co do opiekunki, do nikogo jej nie wyśle.
– Tymczasem wiele rodzin zatrudnia osoby z ogłoszenia albo dlatego, że jedna pani drugiej pani poleciła. Nie ma weryfikacji, często nie ma kontroli – dodaje Nadziejko.
Opiekunka mówi „dziadek”
– Wcześniej opiekowałam się starszymi w Grecji – mówi Małgorzata z Lubina, rocznik 1953. Gdy wróciła do kraju, dostała propozycję zaopiekowania się panem Władysławem, starszym od niej o 20 lat, schorowanym, z otępieniem. Zaopiekowała się tak, że wzięła z nim ślub. Nikogo z jego rodziny, ale też nikogo ze swojej nie powiadomiła. Świadkiem został mężczyzna, który kiedyś robił jej remont. Drugiego świadka nie miała, więc ten pierwszy wziął swojego brata.
– Pojechaliśmy do urzędu. Najpierw ja wypowiedziałam przysięgę, później pan Władysław. I wróciliśmy do mieszkania, wypiliśmy po lampce bezalkoholowego szampana, bo pan Władysław miał kiedyś problem alkoholowy – opowiada.
Nigdy nie powiedziała do niego „mężu”, tylko „panie Władysławie”, albo „dziadek”.
– Wiadomo, że nie pobraliśmy się z miłości. Właściwie każdy z nas z innego powodu. On, bo bał się, że odejdę i zostanie bez opieki. A mnie zależało na jego emeryturze – mówi. Zrzekła się prawa do mieszkania, choć – jak przyznaje – ładne, duże, trzypokojowe. – Ustaliliśmy z panem Władysławem, że mieszkanie zostawi dzieciom, a ja będę mieć 70 proc. jego emerytury. Jedynie o to chodziło. O te pieniądze po jego śmierci – twierdzi.
Kiedy rodzina pana Władysława dowiedziała się o ślubie, była wściekła, złożyła zawiadomienie do prokuratury, ale ta nie widziała podstaw do wszczęcia śledztwa. Gdy córka zabrała ojca do siebie, w ogóle nie kojarzył, że wziął ślub, że ma żonę Małgorzatę ani że ma 88 lat.
Córka 96-letniego mężczyzny z Trójmiasta twierdzi, że błędem jest to, iż USC nie są zobowiązane do przeprowadzania weryfikacji stanu zdrowia psychicznego osób starszych. Postuluje m.in. wprowadzenie obowiązku uzyskania przez USC – od osób w wieku powyżej 70. lub 80. roku życia – zaświadczenia lekarskiego potwierdzającego zdolność do świadomego wyrażenia zgody na małżeństwo. Uważa, że urzędnicy powinni mieć obowiązek zawiadomienia prokuratury, jeśli pojawią się podejrzenia, że mogło dojść do oszustwa – np. rodzina przedstawi dokumentację medyczną potwierdzającą demencję osoby, która wzięła ślub.
– Teraz przy próbie udowodnienia, że mogło dojść do oszustwa, zderzasz się z murem. Nikt z urzędników nie przyzna, że czegoś nie zauważył, udzielił ślubu osobie, która nie była świadoma tego, co robi. Przecież nie będzie sam na siebie donosił – mówi jeden z prawników prowadzących sprawę, w której niedołężny mężczyzna został mężem swojej opiekunki.
– Gdy pomyślę, jak wykorzystano mojego ojca, jakim manipulacjom musiał być poddawany, jest mi strasznie przykro, że nie udało mi się go przed tym uchronić – mówi Marek. Ma wrażenie, że teraz wszyscy, którzy doprowadzili do tego, że ojciec na trzy tygodnie przed śmiercią się ożenił, są spokojni, tylko on traci nerwy. – Nie mogę tego tak zostawić, więc walczę, choć nie wiem, czy to się nie skończy jeszcze większymi nerwami. Jeżeli dojdzie do unieważnienia testamentu, ale nie dojdzie do unieważnienia ślubu, to kawalerka po ojcu stanie się wspólną własnością moją i jego opiekunki, która teraz tam mieszka ze swoją rodziną i raczej się nie wyprowadzi.