Gdyby nasi przodkowie nie zajęliby się uprawą ziemi, dziś nie umielibyśmy wymówić słowa Warszawa, a w języku angielskim nie pojawiłoby się słynne, choć niezbyt grzeczne słowo na „f”. Tak przynajmniej wynika z badania przeprowadzonego na Uniwersytecie w Zurychu.
Jak brzmiały dawne języki, takie, którymi mówili ludzie przed kilkoma tysiącami lat? Które głoski były w nich obecne, które słowa brzmiały podobnie do dzisiejszych, a które były zupełnie obce mieszkańcom dawnej Anglii czy ziem zasiedlonych dzisiaj przez Słowian? Naukowcy nie ustają w próbach odtworzenia ewolucji brzmienia poszczególnych języków. Okazuje się na przykład, że jeszcze nie tak dawno nie umieliśmy wymawiać głosek f i w.
Mniej gryzienia, więcej mówienia
O tym, że głoski te pojawiły się w naszej mowie stosunkowo późno, przekonani są dr Damián Blasi i dr Steven Moran z laboratorium językoznawczego prof. Balthasara Bickela. W 2019 roku przetestowali oni istniejącą w nauce od lat 80. XX wieku hipotezę o tym, że pojawienie się w niektórych dawnych językach głosek wargowo-zębowych „w” i „f” było związane ze zmianą sposobu życia ich użytkowników. Głoski te bowiem w niektórych językach występują, a w innych są niemal lub zupełnie nieobecne.
Autor tej koncepcji, nieżyjący już prof. Charles Hockett z Rice University w amerykańskim Houston, przypuszczał, że na ukształtowanie się sposobu wymowy współczesnych głosek „f” i „w” mogło mieć wpływ przejście na kulturę rolniczą i związana z tym zmiana sposobu żywienia naszych przodków. Wraz z rozpowszechnieniem osiadłego trybu życia pojawiły się narzędzia rolnicze umożliwiające mielenie ziaren, jedzenie częściej gotowano, w diecie pojawił się również nabiał. Co łączy te wszystkie potrawy? To, że były bardziej miękkie niż nieobrobione ziarna czy warzywa korzeniowe zjadane na surowo, a więc w mniejszym stopniu powodowały ścieranie się zębów.
Zgryz plemion łowiecko-zbierackich różnił się zasadniczo od zgryzu pierwszych rolników. Zęby łowców ulegały szybkiemu ścieraniu i stykały się krawędź do krawędzi. Dopiero miększa dieta pozwoliła ludziom zachować do dorosłego wieku dziecięcy rodzaj zgryzu, z górnymi zębami nieco bardziej wysuniętymi do przodu niż dolne i skierowanymi pod niewielkim kątem na zewnątrz jamy ustnej — czyli dokładnie taki, jaki uważamy za prawidłowy u człowieka w XXI wieku. Wcześniej zanikał on pod wpływem twardych pokarmów i ścierania zębów.
Wymówić słowo na „f”
Zmiana okazała się fundamentalna. Wysunięcie górnych zębów do przodu pozwoliło na wydawanie zupełnie nowych dźwięków, które powstają podczas dotykania górnymi siekaczami dolnej wargi. To właśnie głoski wargowo-zębowe „w” i „f”. Tak przynajmniej twierdził prof. Hockett. Ale czy tak było naprawdę? To właśnie postanowili sprawdzić dr Damián Blasi i dr Steven Moran. W tym celu wykorzystali modelowanie komputerowe, za pomocą którego obliczyli, że przy typie zgryzu z górnymi siekaczami zachodzącymi lekko na dolne wypowiadanie głosek takich jak „f” i „w” jest o 29 proc. łatwiejsze niż przy zgryzie krawędziowym. Badacze przeanalizowali też historyczne języki z różnych rejonów świata, w tym języki plemion łowiecko-zbierackich i odkryli, że istnieje w nich o 75 proc. mniej głosek wargowo-zębowych niż w językach społeczności rolniczych.
Zdaniem naukowców te głoski pojawiły się po raz pierwszy w niektórych językach około 8 tys. lat temu. Możliwe, że początkowo ludzie wydawali je przypadkowo, dopiero potem zostały systematycznie włączone do języka. — Nasze dane sugerują, że w Europie użycie głosek wargowo-zębowych wzrosło gwałtownie dopiero w ciągu ostatnich kilku tysiącleci, co jest skorelowane z rozwojem technologii przetwórstwa żywności, takiej jak mielenie przemysłowe — mówi prof. Balthasar Bickel, pod którego naukowym nadzorem przeprowadzone było to badanie.
Ale pojawienie się nowych głosek nie oznacza, że nagle nasza umiejętność komunikowania się weszła na wyższy poziom. — Języki sprzed paru tysięcy lat — czy to najstarsze poświadczone na piśmie, czy też te, które możemy zrekonstruować, jak praindoeuropejski — nie różniły się w swojej strukturze od języków dzisiejszych, nie były bardziej '”prymitywne” czy „ograniczone” (oczywiście abstrahując od braku wyspecjalizowanego słownictwa czy rozwiniętej stylistyki) — mówi dr Majer. — Trzeba uważać, żeby nie dać się zwieść jakiemuś mylnemu wyobrażeniu, według którego języki sprzed paru czy nawet parunastu tysięcy lat brzmiałyby jak jakieś nieokrzesane chrząknięcia i okrzyki. Nie, według naszej najlepszej wiedzy były to zupełnie zwyczajne języki, podobne strukturalnie do tych dzisiejszych — mówi dr Majer. Oczywiście, dotyczy to języków sprzed kilku tysięcy lat, jak brzmiały jeszcze wcześniejsze – nie wiadomo.
Słowiański opór
Co ciekawe Słowianie przyjęli głoski „f” i „w” stosunkowo późno. — Język prasłowiański, wspólny przodek wszystkich języków słowiańskich, który istniał jeszcze jako względnie jednorodny do ok. 500-600 roku n.e. (nie został on utrwalony na piśmie, ale możemy dość precyzyjnie rekonstruować), rzeczywiście nie posiadał spółgłosek wargowo-zębowych — mówi dr Marek Majer z Uniwersytetu Łódzkiego, specjalista w dziedzinie językoznawstwa historycznego. — Zupełnie obca była mu spółgłoska „f”, natomiast jeśli chodzi o spółgłoskę „w”, to sposób jej wymowy był pierwotnie nieco inny i jeszcze nie wargowo-zębowy — tłumaczy dr Majer.
Przez to, że pierwotna słowiańszczyzna nie znała głoski „f”, to w zapożyczeniach z innych języków była ona zastępowana innymi, zbliżonymi głoskami. — Religijny termin „post” został zapożyczony już w późnej prasłowiańszczyźnie z niemieckiego „Fast”, z zamianą „f” na słowiańskie „p”. Podobnie łacińskie imię Fabian(us) w najdawniejszej polszczyźnie przybierało postać Pabian; w takiej formie jest ono zapisane w XIV w., poza tym mamy tego ślad w nazwie miejscowej Pabianice. Zdarzały się także zastąpienia „f” przez „b”, np. łacińskie „firm-are” przejęto jako „bierzm-ować” — mówi dr Majer. Mimo wszystko jednak w końcu polszczyzna wykształciła głoskę „f” i właściwie od początku okresu, w którym mamy pełne teksty po polsku, jest już ona stabilnie obecna. — Bardzo podobne procesy pierwotnego „oporu” i w końcu przyjęcia głoski „f” zaszły również w innych językach słowiańskich.
W jak wyższość
O czym świadczy to słowiańskie „zapóźnienie” w przyjęciu nowych głosek? Czy to możliwe, że powodem była nasza uboższa dieta, oparta na twardszych produktach? Raczej po prostu oznacza, że nie wszędzie pojawienie się „f” i w było jednoznacznie skorelowane z pojawieniem się rolnictwa. — Wspólnoty posługujące się prasłowiańskim niewątpliwie znały rolnictwo i to od dawna, na długo przed pojawieniem się w późniejszych językach słowiańskich głosek „f” i „w” — mówi dr Majer. — Nawet jeśli teoria przedstawiona w „Science” jest poprawna, to opisywane zjawisko wyraża się tylko w pewnej tendencji obserwowalnej dopiero na dużej ilości danych. Nie oznacza ono jeszcze, że język, którego użytkownicy przeszli na rolniczy tryb życia, musiał wykształcić głoski wargowo-zębowe albo że musiało się to stać szybko — tłumaczy naukowiec.
Blasi i Moran sugerują, że jeszcze w czasach antyku, np. w starożytnym Rzymie, wymawianie „f” i „w” mogło być traktowane jako oznaka wysokiego pochodzenia. Im delikatniejsza dieta w tamtych czasach, tym łatwiejsze wymawianie nowych głosek. Niestety, choć wraz ze zmianą trybu życia zyskaliśmy nowe słowa, bez których dzisiaj trudno sobie wyobrazić język polski czy angielski, to jednocześnie miękka dieta sprawiła, że nasze szczęki zrobiły się mniejsze, zęby w nich bardziej ściśnięte, a to oznacza jedno — większą skłonność do próchnicy. A przy bolącym zębie to już nic innego człowiekowi nie przychodzi do głowy, tylko słowo na „f” albo na „k”, którego też byśmy przecież nie wymówili, gdyby nasi przodkowie nie zaczęli delektować się miękkim chlebem.
Źródło: „Science”, Max Planck Institute for Psycholinquistics