12-letni syn Magdy ogląda ostre porno. A ona nie jest w stanie go powstrzymać. Czuje bezsilność – jak wielu rodziców. Okazuje się, że strony z pornografią to jedne z najchętniej odwiedzanych witryn przez dzieci do 12. roku życia.
Magdzie* zrobiło się słabo, gdy odkryła, że jej 8-letni wówczas syn wyszukiwał w internecie „cycate mamuśki”. Do głowy by jej nie przyszło, że w porównaniu z tym, po jakie treści będzie sięgał potem, te pierwsze wideo i zdjęcia wypadną całkiem niewinnie. – Nałożyłam na jego telefon i komputer blokady na treści pornograficzne. I przez jakiś czas był spokój. W końcu syn znalazł jednak sposoby, by blokady obejść – opowiada kobieta.
Kulisy pałacu
Foto: Newsweek
12-letni dziś chłopak ogląda BDSM i przemocowe porno gejowskie. Wchodzi też na platformę Discord – na której można uczestniczyć w czatach tematycznych, ale też wymieniać wiadomości prywatne z innymi użytkownikami. Kilku dorosłych mężczyzn wysyłało mu tam zdjęcia swoich genitaliów. Co gorsza, okazało się, że syn Magdy nagrywa też własne wideo. Na przykład, jak wkłada do ust palec, ssie go przez chwilę, po czym mówi: „Robię ojcu loda”.
Albo pomożesz, albo to koniec
– Odcięłam mu kolejne platformy, zabrałam sprzęt. W święta mi się go szkoda zrobiło, to dałam mu komputer, żeby sobie trochę pograł. Ale gdzie tam, jakie granie, on znów wchodził na te strony – wzdycha Magda. Poza oglądaniem przemocy syn zaczął też używać wulgarnego języka i reagować agresją w sytuacjach konfliktu z rówieśnikami.
Gdy usłyszała o jego zachowaniach, była zaskoczona – bo na co dzień syn jest spokojny, dobrze się uczy, okazuje mnóstwo empatii zwierzętom. Poczuła, że całkowicie traci kontrolę. Żeby ją odzyskać, zrezygnowała z pracy. Pracowała w mundurówce, więc mogła przejść na wcześniejszą emeryturę. Ściągnęła też do domu męża, który przez lata pracował w innym mieście. Powiedziała mu: „Albo przyjedziesz mi pomóc, albo to koniec. Ja sobie sama nie poradzę”.
Syna wysłała do szkolnej pedagog i do psychologa. Tylko po to, by usłyszeć, że „chłopcy w tym wieku tak mają”. Nie potraktowali sprawy poważnie, a to jedyni specjaliści w niewielkiej miejscowości, w której mieszka. Na szerszym forum w szkole tematu nie poruszała, bo z jej dziecka i tak zrobiono już kozła ofiarnego – gdy dzieje się coś złego, wszyscy zakładają, że to jego wina. Nie chciała mu dokładać.
Rodzice o tym nie rozmawiają
Szuka w pobliskich miastach kogoś z wyższymi kompetencjami, kto mógłby jej pomóc. Tymczasem była tak zdesperowana, że kupiła nawet synowi książkę o kamasutrze. Wolała, żeby oglądał to zamiast „tych obrzydlistw w internecie”. – Próbowałam z nim rozmawiać. Tłumaczyć, że tak nie wyglądają relacje ani seks. Że sobie tym robi krzywdę. Słuchał milcząco i nic się nie zmieniło. Żadne moje gadanie, książki, specjaliści nie pomagają. Ja się czuję tak winna… Myślę, co ja źle zrobiłam? Skąd ta bezsilność? Żyć się odechciewa momentami – Magdzie załamuje się głos.
Dodaje, jakby chciała się wytłumaczyć, że ma też dorosłe już dzieci. I z żadnym takich problemów nie było. Pewnie, czasem któryś z chłopaków przyniósł świerszczyk do domu albo wszedł na jakąś stronę erotyczną. Ale to już w wieku 17 czy 18 lat. A nie będąc 12-latkiem. I na pewno, jak jej najmłodszy, nie siedzieli na takich stronach po kilka godzin dziennie.
– Czasem oblewa mnie zimny pot, gdy zastanawiam się, co z niego wyrośnie. Boję się. Nie wiem, czy tylko ja mam taki problem, bo rodzice o tym nie rozmawiają. Ale to chyba nie tylko ja? – pyta. Gdy zaprzeczam, odpowiada: – To co z resztą dorosłych? Nie wiedzą, co ich dzieci robią w sieci, czy nie chcą wiedzieć?
Pozorne ograniczenia
Na początku marca został opublikowany raport „Internet dzieci. Raport z obecności dzieci i młodzieży w internecie”. Opracowany na podstawie badań i analiz stworzonych przez Państwową Komisję ds. Przeciwdziałania Pedofilii, Fundację Instytut Cyfrowego Obywatelstwa, Polskie Badania Internetu – PBI oraz Gemiusa. Wynika z niego, że jedna ze stron pornograficznych była wśród 10 najchętniej odwiedzanych witryn przez dzieci między 7. a 12. rokiem życia. W grudniu ubiegłego roku odwiedziło ją co trzecie dziecko w tym wieku.
Wyniki pokazują też, że ponad połowa z nich regularnie korzysta z mediów społecznościowych, chociaż w teorii są one dozwolone dopiero od 13. roku życia. A to właśnie treści z Instagrama, TikToka czy YouTube’a mogą dzieci prowadzić potem w stronę pornografii. Jedna ze współautorek raportu, posłanka Monika Rosa tłumaczy, że brakuje systemu ochrony dzieci w internecie. Bo wszelakie ograniczenia – choćby te wiekowe – są pozorne. Użytkownicy mogą zadeklarować, że są dorośli, i nikt tego nie sprawdza.
– Właściciele platform doskonale zdają sobie sprawę z obecności dzieci. A po naszym raporcie – w którym pokazujemy czarno na białym, że korzystają z nich nawet kilkulatki – nie mogą już nawet udawać, że nie wiedzieli. Dla nich niestety liczy się to, że mogą tę obecność kapitalizować. Dzieci na takich stronach zapewniają przyrost użytkowników, a więc i zyski – mówi posłanka.
Kontrolować i karać
Dodaje, że nie ma łatwych rozwiązań tego problemu. Trwają jednak prace nad projektem ustawy, który nakładałby na platformy obowiązek realnej weryfikacji wieku. Rosa uważa, że przy obecnym dostępie do zaawansowanej technologii na pewno da się wprowadzić takie rozwiązania przy zachowaniu anonimowości.
Do tego w UE funkcjonuje Digital Services Act, który będzie wdrażany w kolejnych krajach i nakłada zobowiązania na platformy, jak chociażby pilnowania, by do najmłodszych nie trafiały profilowane treści reklamowe. – Za tego rodzaju zobowiązaniami nakładanymi na media powinny jednocześnie iść wysokie kary finansowe, by platformom nie opłacało się łamać prawa – podkreśla.
Trwają starania, żeby zbudować unijny system ochrony przed przemocą seksualną wobec dzieci w internecie, którego kluczowym elementem jest walka z treściami ukazującymi seksualne wykorzystanie małoletnich.
Posłanka ma też nadzieję, że w końcu odpowiedzialność karną zaczną ponosić osoby publikujące demoralizujące treści czy wprost wykorzystujące seksualnie. Jak streamer Robert Pasut, który w okropny sposób wyraża się o kobietach, a nawet je napastuje. Niedawno w relacji live z pobytu w Tajlandii pokazywał, jak zabrał do hotelu pijaną dziewczynę. Gdy straciła kontakt z rzeczywistością, zaczął ją na oczach tysięcy widzów obmacywać. Jego odbiorcami są w dużej mierze nastolatkowie.
– Narzędzia, by karać takich ludzi, istnieją, ale polski wymiar sprawiedliwości zbyt rzadko z nich korzysta – podkreśla Rosa.
Kolejnym elementem radzenia sobie z problemem narażenia dzieci na treści przemocowe i pornograficzne jest edukacja. Uczenie młodych o higienie cyfrowej, o fake newsach, o psychologicznych skutkach pewnych zachowań. Oraz edukacja rodziców, którzy często nie mają pojęcia o tym, co ich dzieci robią w sieci.
Woleliśmy tego nie wiedzieć
Seksuolożka i edukatorka seksualna Barbara Płaczek poza pracą z dziećmi używającymi pornografii prowadzi też szkolenia dla rodziców i nauczycieli. Opowiada im, że nawet gdy odtwarzają dziecku bajkę, to jest ono narażone na treści erotyczne. Że między jednym a drugim odcinkiem „Świnki Peppy” może być wyświetlony pornograficzny materiał. Albo że w niektórych bajkach rozpowszechnianych na platformach są podłożone odpowiednio przyciszone dźwięki wprost z porno. Że wystarczy, by dziecko wpisało w wyszukiwarkę „czerwony kapturek” i nieopatrznie dodało literę „x”, by trafić na stronę erotyczną. Albo że spotyka dzieci chodzące w bluzach z napisem „Pornhub”, bo te są dostępne już na rozmiar 122 cm.
– Bardzo często słyszę wtedy: „To my woleliśmy tego nie wiedzieć”. Zupełnie jakby niewiedza miała chronić dzieci przed skutkami oglądania takich treści. W naszym społeczeństwie to temat, o którym wciąż milczymy najgłośniej – mówi ekspertka. Tymczasem w swoim gabinecie Płaczek widzi problem bardzo wyraźnie. Niektórzy jej pacjenci mają pięć, sześć lat. Nie mają świadomości, co oglądają, ale intuicyjnie wyczuwają, że to coś, czego nie powinni widzieć. I bywa, że dzieci, chcąc zrobić wrażenie na rówieśnikach, pokazują im to, co znalazły. Narażanie na takie nieadekwatne do wieku treści może mieć długofalowe skutki.
Ułatwienie dla przestępców
Dorastając, dzieci mogą mieć poczucie, że muszą wysłać rozbierane zdjęcia innym, bo to przecież „normalne”. Trudniej im też tworzyć relacje, bo wydaje im się, że bliskość automatycznie oznacza robienie tego wszystkiego, co widziały w filmach. A to dla nich przerażające. Pornografia może też wywoływać zachowania agresywne, bo dziecko nie jest w stanie przyjąć ładunku emocji związanych z oglądaniem porno.
– I wcale nie muszą wchodzić na strony porno. Pełno takich treści jest też w mediach społecznościowych. A potem widzę tam 14-latki tańczące w rozerotyzowany sposób, bo obserwują dorosłe kobiety, które tak robią. Korzystają na tym przestępcy seksualni, którym łatwiej typować potencjalne ofiary. Taką spragnioną uwagi dziewczynkę może być łatwiej zmanipulować – zauważa Płaczek.
Seksuolożka zaznacza, że nie chodzi o to, by tematu seksu przy dzieciach unikać. Rodzice powinni rozmawiać na ten temat od najmłodszych lat, by dziecko miało zaspokojoną potrzebę wiedzy. Najlepiej wtrącać kwestie seksualności bez zapowiadania, że „teraz poważnie porozmawiamy”. Chodzi o to, by dziecka nie stresować i nie zniechęcać do dzielenia się, gdy coś się wydarzy. Jeśli dziecko mimo wszystko zetknie się z trudnymi do przyswojenia treściami, warto udać się do specjalisty. Rodzicowi samemu trudno będzie rozwiązać sprawę bez zbędnych emocji. – Pierwszym i najważniejszym krokiem jest jednak odrzucenie przekonania, że „mojego dziecka to nie dotyczy” – mówi Płaczek.
O krok od traumy
Katarzyna zauważyła, że jej 6-letnia córka stała się nerwowa i zaczęła często dotykać swoich miejsc intymnych. Podczas zabawy zagadnęła ją: „Widzę, że ostatnio wyjątkowo mocno interesujesz się swoim ciałem”. Córka podchwyciła temat, wyjaśniając, że dotyka się „jak te panie, które pokazała jej Martynka”.
– Martyna to jej 11-letnia kuzynka. Zadzwoniłam od razu do mojej siostry, matki dziewczynki, by sprawdziła historię przeglądarki. A tam znalazła dziesiątki stron porno. Siostra stwierdziła, że pewnie przypadkiem się włączyły. We mnie się zagotowało. Jakim przypadkiem? Tyle stron? – opowiada Katarzyna.
Potem jej siostra tłumaczyła, że przecież same włączały erotyczne VHS rodziców, jak były małe. Kasia przyznaje, że rzeczywiście to robiły, ale były sporo starsze. – No i to, co my oglądałyśmy, było… Jak by to powiedzieć… Bardziej stonowane – dodaje. Jest wściekła, że siostra zbagatelizowała sprawę. Katarzyna zapowiedziała, że dopóki siostra nie porozmawia z Martyną, ich dzieci nie będą mieć kontaktu. I od kilku miesięcy rzeczywiście nie mają. Jednocześnie czuje ulgę, że prawda tak szybko wyszła na jaw. Była z córką u psychoterapeutki. Usłyszała, że córka odreagowywała obejrzane obrazy, ale jednocześnie, że dobrze sobie z tym poradziła i nie wpłynęło to znacząco na jej psychikę. Inaczej mówiąc – to przeżycie nie wywołało traumy.
Kobieta stwierdza: – Mam nadzieję, że siostra pójdzie po rozum do głowy. Ja wiem, że po tym zdarzeniu już zawsze będę sprawdzać, jakie strony włącza moja córka.
*imię zmienione
