Stalking, podtruwanie, obsikiwanie, donosy – miejsce pracy może stać się piekłem.
Co tym razem wlać koleżance do herbaty? Chemia stoi w kantorku na najwyższej półce: 13 butelek. Wybrać białą? A może siwą? Ostatecznie Małgorzata bierze zieloną. Podchodzi do biurka, na którym koleżanka zostawiła filiżankę z niedopitą herbatą, dodaje do niej żrący płyn i miesza łyżeczką. Później starannie wyciera łyżeczkę.
Następnym razem to samo: koleżanka zaparzyła herbatę i wyszła, więc Małgorzata podchodzi do półki, tylko dla odmiany bierze butelkę w białym kolorze, dodaje do herbaty trochę chemii, miesza.
Kulisy pałacu
Foto: Newsweek
Małgorzata ma 56 lat, nie lubi pięć lat młodszej Agnieszki. Obie mają ten sam zakres obowiązków: sprzątanie w gmachu Trójki Polskiego Radia przy Myśliwieckiej w Warszawie. Trafiły tam w listopadzie ubiegłego roku, w ramach usług outsourcingowych. Każda zatrudniona przez inną spółkę, ale na tych samych zasadach. Nie ma między nimi podległości, jedna drugiej jest równa, ale jakoś nie umieją się porozumieć.
Katarzyna Marszałek, rzeczniczka firmy Impel, która zatrudnia 51-latkę, przyznaje, że między paniami pojawiały się różnice zdań. Starsza narzekała, prosiła o przeniesienie. I od grudnia pracowała już w innym miejscu. Jednak zdarzało się, że trafiała do Trójki na kilka godzin, popołudniami. Czasami przychodziła tam też na zastępstwo 68-letnia Elżbieta. Trzymała stronę Małgorzaty. Wiedziała, że ta podtruwa Agnieszkę, bo gdy Małgorzata dodawała żrącą chemię do filiżanki, dzwoniła do Elżbiety, mówiąc: „No właśnie stoi herbatka, więc wiesz…”.
Podtruwana kobieta miała mdłości, bóle głowy, zaczęła coś podejrzewać i w pomieszczeniu socjalnym zamontowała kamerę. Teraz Małgorzacie grozi nawet do 20 lat pozbawienia wolności. Elżbiecie za to, że nikogo nie poinformowała o tym, co się dzieje – do trzech lat.
Wcześniej śmiercią mógł się zakończyć konflikt między pracownikami przetwórni mięsa w Częstochowie. 27-latek zatrudniony przy kebabach ma wrażenie, że kolega dosypuje mu coś do jedzenia. Postanawia dać mu nauczkę i wbija mu w plecy dwa noże. Rani jeszcze dwóch współpracowników, którzy próbują go powstrzymać. Czeka w areszcie na rozprawę, dostał zarzut trzykrotnego usiłowania zabójstwa.
– Jestem psychiatrą, więc nic, co patologiczne, nie jest mi obce – wzdycha dr Jerzy Pobocha. Poza wieloletnim doświadczeniem biegłego sądowego, który bada stan umysłu i motywy, ma też obserwacje z gabinetu, gdzie przychodzą pacjenci z różnego rodzaju lękami. – Często wyczerpani napięciami w pracy. Mówią, że trudno wytrzymać, atmosfera nie do zniesienia, są plotki, tarcia, złośliwości, szykany. Miejsce pracy może być piekłem – mówi profesor.
Zanim skończymy rozmawiać, policja poda informację z Gdyni – w jednej z tamtejszych firm dochodzi do sporu między szefem a pracownikiem. Pracownik wychodzi, po chwili wraca z kanistrem łatwopalnej cieczy, wylewa ją na szefa, podpala. Szef z rozległymi poparzeniami jest w ciężkim stanie w szpitalu.
Szarpanie, bicie, plucie
– Zemsta nigdy nie smakuje dobrze, a jednak ludzie chcą się mścić – mówi Michał Sosin, trener komunikacji empatycznej. Uczy, jak budować lepsze relacje i rozwiązywać konflikty, zanim dojdzie do ich eskalacji.
W pracy jednak często szuka się rozwiązań dopiero, jak mleko się rozleje. Czasami trudno nawet ustalić, od czego się zaczęło. Od donosu? Czy od tego, że jedna pani drugą ciągnęła za włosy?
– Kobiety się szarpią. Mężczyźni się biją. Zdarza się, że ktoś komuś przebije opony w samochodzie – mówi Michał Sosin.
– Gdy słyszę, co ludzie sobie nawzajem robią, nieraz myślę: jak dobrze byłoby tego nie wiedzieć – mówi detektyw Małgorzata Marczulewska. – Niektórzy tylko czekają, żeby ten, kogo nie lubią, na chwilę wyszedł z pokoju. Czasami coś doleją, dosypią, a czasami naplują mu do filiżanki. Zdarza się, że jeden drugiemu porysuje samochód. Albo poleje środkiem do odstraszania zwierząt – mówi detektyw Marczulewska. Taki środek, który jest silnym koncentratem imitującym zapach ludzkiego potu, wciska się w szpary, diabelnie trudno się go pozbyć. – Coraz częściej zgłaszają się do mnie osoby, które podejrzewają, że mają wroga w pracy. Jeżeli w firmie nie ma kamer, nie ma dowodów. Nie wiedzą, co zrobić.
Niedawno zgłosiła się do Marczulewskiej kobieta, której zdjęcie twarzy ktoś umiejętnie „nałożył” na zdjęcia nagiego ciała i rozesłał po całej firmie. – Ponad sto osób znalazło to w służbowej skrzynce z informacją, że jak ktoś chętny, to ona serdecznie zaprasza – opowiada detektyw Marczulewska.
– Często zaczyna się od maili, które są szczegółowym spisem tego, kto, co, kiedy, gdzie. Nie wysyła się ich po to, żeby poprawić wyniki w firmie czy atmosferę. Tylko żeby obniżyć czyjąś pozycję, a zabezpieczyć swoją – tłumaczy Michał Sosin.
Anonimy z oszczerstwami wysyła pracownik na pracownika do szefa. Albo ktoś na kierownika do kogoś, kto jest nad nim.
– To, co ludzi pcha do działania, które ma innym zaszkodzić, to najczęściej zazdrość. O stanowisko, wyższe wynagrodzenie. Czasami o to, że ktoś jest od nich ładniejszy albo bardziej lubiany przez resztę zespołu – twierdzi Marczulewska.
W niektórych grupach są już takie napięcia, że niewiele trzeba, aby atmosfera całkiem siadła. – Wystarczy drobiazg. Jeżeli wyda się, że wszyscy dostali taką samą podwyżkę, a jedna osoba nieco większą, dadzą jej odczuć tę różnicę. Przestaną się do niej odzywać – mówi pracownik HR w korporacji. Z jego doświadczeń wynika, że właśnie milczenie jest „karą” zadawaną najczęściej, ale pamięta też przypadek „ukarania” moczem. – Jeden z pracowników, wychodząc z pokoju, powiesił marynarkę na krześle. Gdy wrócił, była obsikana – mówi HR-owiec.
Zdarza się, że ofiara nawet się nie domyśla, za co została wzięta na cel. Dopiero w czasie imprez integracyjnych po alkoholu rozwiązują się języki, wylewają się pretensje, dochodzi do rękoczynów. Niektórzy jednak z tym nie czekają. Są pobicia w godzinach pracy.
Później na fora prawne wrzuca się opis z pytaniem, co teraz będzie. „Zaczęło się od rozmowy z koleżanką na temat prywatny” – opisuje mężczyzna sytuację w open space: siedem osób przy biurkach. Podczas rozmowy przeklął, ale – jak twierdzi – u nich w pracy to codzienność. Jednak tym razem jeden z kolegów od razu zareagował: „Czemu, k…, przeklinasz”. Na to była odpowiedź: „Czemu się wpieprzasz”. Po której padło: „Grzeczniej, bo ci wyj…”. Wymianę zdań trzeba było przerwać, bo wszedł klient. Jednak jak tylko klient wyszedł, był ciąg dalszy, już na korytarzu. „Przyparł mnie do ściany, rzucił parę gróźb, powiedziałem, że się go nie boję, próbowałem uwolnić ręce, powiedział, że mi jeb…, powtórzyłem, że się nie boję, i uderzył mnie, łamiąc mi nos”.
Inny przypadek: „Kolega zachowywał się wobec mnie arogancko przy kliencie. Gdy poszedłem to z nim wyjaśnić w ustronnym miejscu, prowokująco patrząc mi prosto w oczy, powiedział: »No co, boisz się? Dawaj«. Uderzyłem go głową w głowę. Ma pęknięty nos… Poszedł na L4. Co mi grozi?”.
Inny, któremu – jak napisał – „przytrafiło się pobicie w pracy”, poza pękniętym nosem ma siniaki i dylemat: zawiadamiać policję czy nie. Szef mu powiedział, że lepiej nie, bo będą problemy.
Inni pytają: skoro nos mi złamał kolega z pracy, to czy zgłosić to jako wypadek przy pracy? Czy BHP-owiec powinien wystawić dokument powypadkowy? Czy należy się odszkodowanie? Jeden zaznacza: „Mam zdjęcia, jak wyglądałem po pobiciu, i papiery ze szpitala”. Drugi żali się, że po tym, jak został uderzony przez kolegę z działu, przypomina szopa pracza: oczy podbite, nos spuchnięty. Szefostwo najchętniej umyłoby ręce. Usłyszał: „To sprawa między wami”.
– Oto dramat liderów. Jeżeli nie mają żadnych narzędzi do tego, żeby zarządzić taką sytuacją, będą – tak długo, jak się da – udawać, że nic się nie stało. Nie widzieli, nie słyszeli, nie ich sprawa – mówi Michał Sosin.
Taka kultura pracy
Sytuacja na rynku pracy stała się dość skomplikowana – w jednej firmie mogą się spotkać aż cztery pokolenia: od najstarszego baby boomers, przez X, Y, aż do Z. Na to nakładają się różnice wynikające z płci, orientacji seksualnej, narodowości, poglądów. Gdy serwis pracuj.pl zrobił badania dotyczące tego, jak sobie z tym radzimy, okazało się, że na poziomie deklaracji wypadamy bardzo dobrze. 70-80 proc. zapewnia, że dla nich nie jest żadnym problemem różnica wieku, nie ma znaczenia to, że ktoś ma inne poglądy polityczne, inną orientację czy narodowość.
Jednak z wcześniejszych badań tego samego serwisu wynika, że dla ponad połowy z nas praca stała się źródłem większych napięć i stresu, niż była dawniej. Swoje piętno na stosunkach w pracy odcisnęła pandemia. Choć część zauważyła zmiany na lepsze (co trzeci mówił, że gdy pojawiło się zagrożenie koronawirusem, ludzie w firmie zaczęli się bardziej wspierać, stali się otwarci, przyjacielscy, solidarni), to jednak część odczuła zmiany na gorsze.
– Solidarności, przyjaźni i zrozumieniu między pracownikami towarzyszyły niestety także nieufność, obawy, konflikty – zauważa Agata Grzejda, ekspertka ds. komunikacji wewnętrznej w grupie Pracuj.
Tam, gdzie po pandemii klimat w pracy się popsuł, najczęściej narzeka się na to, że pogorszyły się relacje. Co trzeci twierdzi, że ludzie już nie ufają sobie nawzajem tak jak dawniej, stali się mniej empatyczni, bardziej samolubni, zaczęło dochodzić do kłótni o podział obowiązków.
– Zła atmosfera w pracy nikomu się nie opłaca. W środowisku, w którym jest duży stres, brakuje zaufania, nie ma poczucia bezpieczeństwa psychologicznego, efektywność pracy spada średnio o 30 proc. Jeżeli jest tak duża strata w zespole strategicznym, to dla firmy przecież dramat. Do tego dochodzą koszty dużej rotacji pracowników, bo przecież nikt na dłuższą metę nie będzie chciał pracować w złej atmosferze. A koszty rekrutacji nowych są ogromne. Aby ściągnąć kogoś na miejsce tego, kto odszedł, trzeba dać mu więcej. Poza tym tej nowej osobie trzeba dać czas na wdrożenie się, ktoś powinien jej w tym pomóc, więc trzeba kogoś do tego oddelegować – mówi Michał Sosin. I dodaje, że jest jeszcze jedno ogromne zagrożenie: ludzie tworzą kulturę pracy, a kultura przyciąga kolejnych ludzi, którzy pasują do tej kultury.
Będę twoim stalkerem
Czasami dochodzi w firmach do zachowań tak dziwnych, brutalnych, że pojawia się myśl: może to wynik zaburzenia psychicznego? Może działanie pod wpływem środków psychoaktywnych? Bo przecież zrównoważony człowiek nie posunąłby się tak daleko. – Niestety, coraz więcej osób bierze narkotyki, dopalacze i nawet jeżeli nie robi tego w pracy, to przecież ślad w mózgu zostaje. Nie wiadomo, kiedy człowiek, który wydaje nam się w porządku, a może nawet bardzo fajnym, życzliwym kolegą, nagle się „odpali” – mówi Marczulewska.
I zwraca uwagę na coś, co dawniej było niezwykłą rzadkością, a teraz zdarza się coraz częściej: stalking. – Co miesiąc mam po kilka zgłoszeń, nie wszystkimi sprawami jestem w stanie się zająć. Jednak poznaję te historie i jestem zdumiona tym, jak niewiele trzeba, żeby kolega z pracy został twoim stalkerem. Czasami wystarczy jedna chwila i masz stalkera na lata – mówi. Miała niedawno przypadek z dużej korporacji. – Kobieta, idąc zrobić sobie kawę, zapytała kolegę, czy jemu też zrobić. Zwykła grzeczność – skoro będzie stała przy ekspresie, może przecież nacisnąć guzik dwa razy. Jednak dla niego to był sygnał: podobasz mi się! Zaczął jej składać propozycje: może wpadnę do ciebie? Może wyjdziemy gdzieś razem? Nękał ją w firmie, nachodził w domu. Zgłosiła to policji, zmienił pracę, ale nie zmienił zachowania. Uroił sobie, że ona powinna być z nim albo z nikim. Od roku nie może się od niego uwolnić, on przychodzi pod jej dom, wypisuje do jej znajomych w mediach społecznościowych, że są razem. Próbuje groźbami albo szantażem wymóc na niej zgodę na spotkanie. Kiedyś, gdy zobaczył na jej profilu zdjęcie kwiatów, zaraz było: „To nie są kwiaty ode mnie, więc skąd je masz, k…? Kto ci je dał?!”.
Stalker potrafi być bardzo kreatywny, „pracowity” – niektórzy wysyłają swoim ofiarom po 100-200 wiadomości dziennie. Dla niego nie ma znaczenia, że jego ofiara jest już w związku, on zrobi wszystko, żeby jej ten związek rozwalić. Nie zważa na koszty. – Ostatnio byłam w sądzie na sprawie dotyczącej stalkingu. Sprawca spokojny. O tym, co robił, mówił tak beznamiętnym tonem, jakby opowiadał o tym, co dziś zjadł na obiad – mówi Marczulewska. – A ofiara ograbiona z dawnego życia, roztrzęsiona, wystraszona, bo nigdy nie wiadomo, jak stalker się zachowa. Czy kolejny raz będzie prosić i grozić, czy tym razem wyciągnie nóż.
– Dramatyczne zdarzenia, do jakich dochodzi w pracy, czy panująca tam toksyczna atmosfera odbijają się nie tylko na zdrowiu psychicznym. W organizmie podnosi się stan zapalny. Gdy czujemy zagrożenie, włącza się nam jeden z trzech trybów: uciekaj, zamroź się albo walcz – tłumaczy Sosin. Żaden z nich nie jest bezkosztowy. – Ani walka, ani ucieczka, ani tym bardziej zamrożenie. – Człowiek zamrożony nie wie, co powiedzieć, jak zareagować – mówi Sosin. – Jest w takim głębokim szoku, że nie może wydusić z siebie słowa. A jak wiadomo, cisza jest oznaką zgody na to, co się dzieje.
