Zadanie: znajdź osobę mieszkającą w Polsce, która ma mniej niż 30 lat, nie uczy się, nie studiuje, nie szkoli, nie pracuje i nie jest na macierzyńskim. Intuicja podpowiada: nie będzie łatwo. Statystyka mówi odwrotnie: weź 10 młodych ludzi, jeden z nich to będzie NEET.
Piotra nikt nie chce pokazać. To pasierb wstydliwy, taki, o którym opowiada się przez telefon, odchodząc na bok od znajomych, chowając się za ścianą przed żoną, ściszonym głosem, przez pośrednika, bez imienia, nazwiska, bez adresu. Piotr próbował pracować, ale przestał. Ma dwadzieścia kilka lat. Jego życie społeczne ogranicza się do kibicowania stołecznej Legii. Obfitość emocji, choć liczba aktywności sporadyczna. Od czasu do czasu wyjeżdża się na mecz, na drugą stronę Wisły. Piotr to NEET.
Kto jest w NEET?
NEET – skrót od angielskiego terminu not in employment, education or training. Ważny jest też wiek. Część naukowców do grupy tej zalicza ludzi przed trzydziestką. Instytut Badań Strukturalnych – niezależna fundacja zajmująca się badaniami społecznymi – wyliczyła na podstawie wyników Eurostatu 2018, że w Polsce jest 750 tysięcy osób w wieku 15-29 lat, które nie pracują, nie uczą się, nie szkolą. Fakt, że 12 proc. wszystkich Polaków w tym wieku można zaliczyć do NEET plasuje nas nieco poniżej europejskiej średniej. Największy odsetek mają Włosi – 23 proc; najmniejszy Holendrzy – 6 proc.
Piotr kwalifikuje się tak czy siak, bo trzydziestki jeszcze nie ma. – On całymi dniami siedzi w swoim pokoju na poddaszu naszego domu. Wstaje najczęściej koło południa, gdy wszyscy domownicy wyjdą już do pracy. Pewnie robi tak, żeby uniknąć spotkania się z nami. Zjada coś z lodówki i znowu zamyka się u siebie. Tak mu mijają całe dnie – opowiada ojczym Piotra. Nie mówi nam tego bezpośrednio, bo z dziennikarzami rozmawiać nie chce. To znajomy znajomego.
Inni badacze do kategorii NEET przypisują ludzi do 35. roku życia i obliczają, że w Polsce ta grupa przekracza milion osób, — 16,9 proc. młodych. Jednomyślności nie ma, tak jak nie ma jednorodności wśród NEET-ów. Piotr to NEET z podgrupy niezaangażowanych. To młodzi „nie poszukujący pracy ani możliwości kształcenia, zniechęceni byli pracownicy lub bezrobotni, ale także młodzież prowadząca ryzykowny czy aspołeczny styl życia”. Dotarcie z programami społecznymi, wiadomo – utrudnione. Bo wstyd, bo zniechęcenie. Ale obok Piotra w statystykach stał niedawno Damian.
Magazynier
Sokółka, niewielkie miasteczko na Podlasiu. Damian Adamczewski ma 23 lata. Nie szło mu na studiach, po kilku semestrach zrezygnował. Został z maturą i zaczął szukać pracy.
Z tym też nie idzie. Pół roku roznosi i wysyła CV. Chce zostać magazynierem, ale zewsząd cisza. W końcu ktoś podpowiada – musisz się doszkolić, zdobyć uprawnienia do prowadzenia wózka widłowego. I wtedy leci już szybko: białostocki Zakład Doskonalenia Zawodowego, miesięczny bezpłatny kurs, trochę czekania na oficjalne papiery, staż, trzymiesięczny okres próbny, etat. – Teraz mam 26 lat, pracuję od trzech. Kiedy zdobyłem uprawnienia, zatrudnienie znalazłem właściwie od razu. ZDZ mi w tym pomógł. O tę pomoc nie było trudno. Dostałem ulotkę o kursie na operatora wózków, poszedłem. Było nas 10, wszyscy dostali papiery i zaczęli pracę – opowiada Adamczewski, który nie może się nachwalić jak pomocny był ZDZ.
Damian Adamczewski już nie jest NEET. Tyle, że nigdy nie był typowym przedstawicielem tej grupy. – 1/3 osób z grupy NEET to osoby, które szukają pracy, ale nie mogą jej znaleźć. Pozostałe 2/3 to osoby bierne zawodowo, czyli takie, które zatrudnienia w ogóle nie szukają – głównie ze względu na obowiązki opiekuńcze, zły stan zdrowia, niepełnosprawność. Biernych zawodowo jest ponad pół miliona i to wsparcie tych osób stanowi szczególne wyzwanie – mówi Mateusz Smoter, autor raportu o NEET opublikowanego niedawno przez IBS.
Ale i grupa biernych zawodowo nie składa się z ludzi podobnych do siebie.
Rodzinni i uwiązani
Kasia z Warszawy prowadziła własną firmę. Na zamówienie robiła torty artystyczne. Takie ciasta z dylematem – bo niby to słodycz na specjalną okazję, ale wygląda tak, że trochę szkoda go zjeść. Tort w kształcie świnki, tort z samochodem, tort-kapelusz, ciasto-hamburger. Przestała, bo pojawiło się dziecko. Od roku jest z nim w domu na warszawskim Tarchominie. Nie ma urlopu macierzyńskiego, nie zarabia.
Naukowcy nazwaliby ją bierną zawodowo i wpisali do tej komórki w tabeli, która ma tytuł: „niezdolni z różnych przyczyn do podjęcia aktywności w obszarze pracy lub nauki”. Przyczyna Kasi nazywa się formalnie „obowiązkami opiekuńczymi” i jest najczęstszą przyczyną zawodowej bierności wśród kobiet. Podaje ją 58 procent badanych. 40 procent z nich chciałaby wrócić do zawodu, ale ma kłopoty z pogodzeniem opieki nad dziećmi z pracą. — Dostępność żłobków i przedszkoli jest ograniczona lub są za drogie, nie mogą pracować na część etatu lub w elastycznych godzinach. Nie sprzyja również niewielkie zaangażowanie mężczyzn w wychowywanie dzieci, czy świadczenia pieniężne ze strony państwa stanowiące zachętę do pozostania w domu – wylicza Mateusz Smoter.
Im mniejsza miejscowość, tym większa jest siła problemów. Jak sugeruje badacz, poprawa tych obszarów powinna być priorytetem dla polityki społecznej, bo przedłużająca się bierność zawodowa znacznie obniża szanse powrotu na rynek pracy i wypcha ludzi w zagrożenie patologią oraz wykluczeniem.
O krok od autu
Wśród mężczyzn NEET dominująca przyczyna bierności zawodowej jest inna niż w przypadku kobiet. 43 proc. z nich deklaruje, że brak pracy to efekt choroby lub niepełnosprawności. Wydawałoby się, że sytuacja tej grupy społecznej znacznie się zmienia, ale w praktyce nie jest tak dobrze – nadal pokutują stereotypy, nadal słabo jest z dostępnością specjalistycznego transportu, nadal istnieją bariery architektoniczne. To wszystko sprawia, że osoby z niepełnosprawnościami są jeszcze silniej niż pozostałe grupy zagrożone wykluczeniem.
Krzysztof Dziewięcki z Wrocławia ma 29 lat. Urodził się z rozszczepem kręgosłupa. To poważna wada powstająca w pierwszych tygodniach życia płodu. Wyleczyć się tego nie da, jedynym sposobem zapobiegania jest przyjmowanie przez matkę kwasu foliowego, najlepiej jeszcze przed zajściem w ciążę. Rokowania po narodzinach Krzysztofa nie były dobre. Miał „zostać warzywem”. Ale rodzice się zaparli. Wierzyli, rehabilitowali, jeździli od lekarza do lekarza. Teraz ich syn chodzi, chociaż samodzielnie pokona najwyżej kilkadziesiąt metrów. Dzięki temu, że matka zrezygnowała z pracy, skończył normalną podstawówkę i technikum integracyjne. Ale on też pracy nie ma. — Mój dzień mija na oglądaniu telewizji i klikaniu w internecie. Nie cierpię biedy, nie głoduję, ponieważ mam duże wsparcie rodziny – deklaruje Krzysztof.
Bo wrodzona niepełnosprawność to często samotność z automatu. Jako dziecko rozwijasz się wolniej niż rówieśnicy, życie spędzasz w szpitalach i na salach rehabilitacyjnych. Nie masz przyjaciół. Jako nastolatek jesteś inny – nie wyjdziesz na imprezę, dziewczyny przyciągasz znacznie mniej niż rówieśnicy. To potem zostaje, buduje bariery, nieporadność, brak kontaktów, brak wiary w siebie. „Problemem może być również niewystarczające wsparcie w obszarze zdrowia psychicznego – w Polsce coraz więcej młodych osób potrzebuje pomocy psychiatrycznej, a nakłady na służbę zdrowia w tym zakresie są niewystarczające” – to bardzo łagodnie sformułowana konkluzja z raportu IBS.
Takich jak Krzysztof jest wśród NEET znacznie więcej niż takich, jak Damian. Ale łatwiej znaleźć Damiana. I – w przeciwieństwie do Krzysztofa – nie trzeba mu w artykule zmieniać imienia i nazwiska. Jest aktywność, nie ma wstydu, poczucia winy, poczucia beznadziei, nie ma wykluczenia. — Praca z osobami z niepełnosprawnościami opiera się, podobnie jak w przypadku osób pełnosprawnych, na poszukiwaniu zasobów i ich wzmacnianiu. Jednak w przypadku osób z niepełnosprawnościami częściej pracuje się nad przełamywaniem obaw, lęków, a przede wszystkim nad wiarą w to, że osoby z niepełnosprawnościami mogą i potrafią – mówi Daria Jaszczak z Fundacji Instytut Rozwoju Regionalnego, która zajmuje się aktywizacją zawodową osób z niepełnosprawnościami.
Dodaje, że równie ważne, a jednocześnie najtrudniejsze, jest dopasowanie stanowiska pracy do potrzeb konkretnej osoby wynikających z jej niepełnosprawności. — Mimo, iż świadomość pracodawców związana z niepełnosprawnością wzrasta, obaw jest nadal wiele. Pracodawcy często też nie wiedzą, jakie korzyści przynosi zatrudnienie osoby z niepełnosprawnością i nie chodzi tu tylko o korzyści finansowe, ale też o fakt zdobycia lojalnego i oddanego pracownika – dodaje Jaszczak.
Nic nie robić, nie mieć zmartwień
Socjologowie mają jeszcze dwie podgrupy wśród NEET-ów.
Paulina ma 29 lat. Jest z Warszawy, z Berlina, albo Hiszpanii. To zależy kiedy, bo dużo podróżuje. Nie ma stałego miejsca zamieszkania. Czasami nocuje u rodziców, czasami u znajomych. Nie ma też stałej pracy, i nigdy nie miała. Już w czasie studiów kulturoznawczych na stołecznym Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego zajęła się teatrem. Pracowała przy wielu projektach, zawsze na umowę o dzieło. Jest też performerką. — Nie szukam pracy. To znaczy szukam, ale bardzo wybiórczo. Właściwie próbuję przebrać. Nie do końca wiem, jak to zrobić, żeby z moim wykształceniem i doświadczeniem znaleźć zajęcie dające stały dochód, który nie będzie śmieszną sumą – opowiada Paulina. Dodaje, że często musi zaciskać zęby, żeby nie pójść do zwykłej pracy i często czuje się winna, że ma wobec pracy duże wymagania. I że prosi rodziców o pomoc finansową. – Czasem myślę, że wybrałam ścieżkę naznaczoną porażką. Ale wtedy przypominam sobie, jak robiłam w życiu rzeczy, które nie były zgodne ze mną, i które mnie przytłaczały – przyznaje Paulina.
Badacze mieliby z nią problem. Wypada gdzieś pomiędzy rubrykami. Bo trochę z niej poszukująca/oczekująca, czyli „młoda aktywnie poszukująca pracy, możliwości kształcenia się czy szkoleń, jednak nie jakichkolwiek, lecz odpowiadających jej pozycji, umiejętnościom, aspiracjom zawodowym itp. (jednocześnie oczekująca na szanse, które uważa za korzystne ze względu na swoje umiejętności i status)”. Ale trochę też dobrowolni NEET – należąca do „szczególnej grupy obejmującej młodzież zaangażowaną w inne aktywności (np. sztukę, muzykę, podróże, samodoskonalenie się czy samokształcenie).
Schowani, niezmienni
Sięgnijmy jeszcze do dokumentu Instytutu Badań Społecznych. „Większość osób z grupy NEET nie korzysta ze wsparcia urzędów pracy, dlatego trudno do nich dotrzeć. Poza rejestrami publicznych służb zatrudnienia znajduje się ok. 70 proc. młodych osób niepracujących i nieuczących się. Również w innych krajach Unii Europejskiej odsetek ten jest wysoki. Działania państwa, mające na celu przeciwdziałanie bezrobociu, realizowane są w dużej mierze przez urzędy pracy. Wspierają one młode osoby w zdobywaniu doświadczenia zawodowego i podnoszeniu kwalifikacji. Finansują m.in. staże, kursy, szkolenia, pokrywają koszty związane z założeniem firmy. Jednak, żeby z nich skorzystać, trzeba zarejestrować się jako osoba bezrobotna. Większość młodych NEET tego nie robi” – czytamy w raporcie IBS „Nie uczą się i nie pracują. Czy stanowią wyzwanie dla polityki publicznej?”.
Kluczowym wydaje się fakt, że o ile odsetek bezrobotnych, w tym także wśród młodzieży, w ostatnich latach maleje, o tyle odsetek NEET pozostaje na stałym poziomie. A to oznacza, że zmiana wśród osób biernych zawodowo stanowi problem największej wagi. I problem niełatwy, bo grupa młodzieży nieuczącej się i niepracującej to grupa bardzo, bardzo różnorodna. Łączy ich wiek i to, że jako młodzi są w znacznie trudniejszej sytuacji na rynku pracy niż pozostali.
Artykuł opublikowany w styczniu 2020 r.