Warszawa, Rzeszów, Lublin, Olsztyn, Katowice czy Gdańsk. W każdym z tych wojewódzkich miast funkcjonuje klub mający swoją drużynę w siatkarskiej PlusLidze. Żaden jednak nie może się pochwalić miejscem w finale, grze o najważniejsze krajowe trofeum tu i teraz, czyli na finiszu sezonu 2023/24.
Serce siatkówki jest na południu Polski
I pomyśleć, że jeszcze nieco ponad dekadę temu mało kto zdawał sobie sprawę o istnieniu siatkarskiej Warty Zawiercie. Dość napisać, że w 2014 roku, kiedy Michał Winiarski w roli kapitana wznosił puchar za mistrzostwo świata, zawiercianie zaczynali sezon w I lidze jako beniaminek, zakończony dopiero dziesiątą lokatą.
Konia z rzędem temu, kto przewidziałby, że „Winiar” z Jurajskimi Rycerzami, jak nazywana jest drużyna z Zawiercia, dekadę później zdobędzie dla Zawiercia pierwsze trofeum w dziejach (Tauron Puchar Polski) oraz awansuje do finału PlusLigi.
No dobrze, ale gdzie tak właściwie leży to Zawiercie? Dla niekoniecznie zorientowanych w sportowych realiach, to miasto położone na najbardziej żyznej glebie dla siatkówki. W Polsce układ sił liczony jest, geograficznie rzecz ujmując, od pasa w dół. Zawiercie zalicza się do urodzaju z województwa śląskiego.
Konkretniej Zawiercie to teren Zagłębia Dąbrowskiego, mającego spore przełożenie na krajową siatkówkę. Wyliczankę klubową można zacząć od Aluron CMC Warty, ale w pobliżu są jeszcze przecież Dąbrowa Górnicza czy Sosnowiec. W pierwszym wypadku, to tradycje żeńskiej siatkówki, ostatnio za to arena zmagań Jurajskich Rycerzy w europejskich pucharach. Sosnowiec? Płomień Milowice (nazwa pochodząca od kopalni), czyli 16. medali mistrzostw Polski, zliczając panów i panie. I to najważniejsze trofeum męskiej drużyny, pierwsze polskie zwycięstwo (1978) w dzisiejszej Lidze Mistrzów, nazywanej wówczas Pucharem Europy Mistrzów Krajowych. Do tamtych sukcesów po kilku dekadach posuchy nawiązała dopiero znakomita seria ZAKSY Kędzierzyn-Koźle.
Sosnowiec to też ArcelorMittal Park, czyli Zagłębiowski Park Sportowy, funkcjonujący od 2023 roku. Reprezentacja Polski pod batutą trenera Nikoli Grbicia właśnie w legendarnym, katowickim Spodku i sosnowieckiej hali z pięknego kompleksu sportowego, otwierała sezon kadrowy. Tak było w minionym roku, tak będzie i teraz. A to najmocniej dowodzi, że serce siatkówki w Polsce bije w południowym rytmie.
Drużyna na medal, hala sportowa niekoniecznie
Zawiercie, podobnie jak większość miast województwa śląskiego, słynęło przed laty z solidnych „dóbr narodowych”. W tym wypadku mowa o Hucie Zawiercie. Transformacja ustrojowa zrobiła jednak swoje i obecnie korzystniej byłoby się pochwalić siatkówką, albo położeniem, jako wyjściowy punkt „bramy Jury”, czyli Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej. Przemysłem już niekoniecznie, podobnie jak halą sportową.
Miejscowy OSiR w środę 24 kwietnia, podczas historycznego finału PlusLigi z udziałem siatkarzy z Zawiercia oraz mistrzów Jastrzębskiego Węgla, mógł pomieścić jedynie 1500 osób. To było maksimum pojemności trybun.
– Hala mała, duży ścisk, na pewno będzie duszno, głośno, więc musimy się na to przygotować. Ale wydaje mi się, że lubimy też w takich warunkach grać, więc jakoś bardzo nam to nie będzie przeszkadzać. Chociaż wielkość hali nie jest oszałamiająca, jak na finał ligi – nie ukrywał przed spotkaniem Tomasz Fornal, gwiazda mistrzów Polski.
Alternatywy na inny obiekt w Zawierciu nie ma i nie zapowiada się, żeby to miało ulec zmianie. Siatkarze z roku na rok wspinają się po szczeblach krajowej hierarchii. „Kurnik” przy ulicy Blanowskiej to jednak relikt, który poza klimatem, i tak nie dla wszystkich znośnym, z sezonu na sezon ma coraz mniej argumentów. Z czego zapewne cały klub, na czele z architektem sukcesów prezesem Kryspinem Baranem, zdaje sobie sprawę.
– Lepiej tutaj nie będzie. O nowej hali to ja już słyszałem z pięć lat temu. Pomysłem miała być przebudowa starej hali przy stadionie piłkarskim. Tam Warta i tak gra w jakiejś śmiesznej lidze podwórkowej. Nic się jednak nie wydarzyło – krótko skwitował jeden z zawierciańskich taksówkarzy.
Można odnieść wrażenie, że finał rozgrywany w 2024 roku, to jeden z ostatnich w takim starym, infrastrukturalnym stylu. A do listy absurdów sezonu PlusLigi można dopisać… delikatnie przeciekający dach, akurat nieopodal kwadratu dla rezerwowych jastrzębian. Siatkarze interweniowali, na bieżąco wycierając mokre miejsce, ale na szczęście dla meczu, mieli wynik po swojej stronie. Inaczej mogłaby z tego wybuchnąć pokaźna afera.
– Super są te widowiska u nas. Taki rodzinny, fajny klimat. Ale do tych trzech tysięcy moglibyśmy dobić z pojemnością trybun. OSiR jest raczej nie do ruszenia, nie wygląda na to, żeby to mogło się zmienić. A szkoda, bo jest drużyna, a z halą średnio – słusznie zauważył pilnujący porządku przy wejściu ochroniarz, prywatnie zagorzały kibic sportu.
Trema debiutanta u siatkarzy Aluron CMC Warty Zawiercie
Święto w Zawierciu popsuli przeciwnicy, ale i sami gospodarze. Jurajscy Rycerze dosyć szybko dali się zepchnąć do głębokiej defensywy, popełniając proste błędy, ale też będąc tego dnia po prostu słabszym zespołem. Mistrzowie z Jastrzębia-Zdroju pokazali przeciwnikom, jak się gra o złoto w PlusLidze. Ograni na finałowym poziomie siatkarze JW dali lekcję, która zapewne w Zawierciu zostanie zapamiętana na długo.
– My wiemy, co chcemy osiągnąć, jak do tego podejść. Dzisiaj tak siedząc w pokoju, razem z Bartkiem Makosiem, tak zastanowiłem się, ilu zawodników z naszej drużyny zagrało już w finałach mistrzostw Polski. To można trochę dorzucić do ogniska. Oczywiście, to nie znaczy, że musi to być nasz atut. Ale wiemy, jak zachować się w tych meczach o stawkę. I to nam pomaga, takie mam wrażenie. Byliśmy skoncentrowani od pierwszego spotkania finału. Zawiercie ograło nas trzykrotnie i to się wydarzyło nie bez powodu. Grają świetną siatkówkę i mają świetny zespół. Dlatego chcieliśmy udowodnić, że nawet tutaj, na ich terenie, potrafimy wygrać. Co się udało, z czego bardzo się cieszymy – dodał Jurij Gladyr, który ogłosił po spotkaniu, że w weekend po raz ostatni zagra w barwach Jastrzębskiego Węgla.
To faktycznie paradoksalne, bo w trakcie trwającego sezonu Jurajscy Rycerze wygrali wszystkie trzy mecze, każdy po 3:1, w rywalizacji z mistrzami Polski. To jednak charakteryzuje klasowe zespoły, że kiedy przychodzi czas próby, są gotowe. Tak nie było podczas finału Tauron Pucharu Polski w Krakowie. Znawcy tematu słusznie jednak wskazują, że przed efektownym triumfem drużyny Winiarskiego, ta miała kilka dni na w miarę normalne przygotowania. Jastrzębianie do Krakowa przyjechali za to marszu, niedługo po wyeliminowaniu w kluczowym meczu Ligi Mistrzów włoskiej Piacenzy.
MVP krakowskiego finału PP został Miłosz Zniszczoł. Środowy Aluron CMC Warty w środowy wieczór, w wieku 37 lat, zadebiutował w finale PlusLigi.
– Chciałbym powiedzieć, że nie było tremy, ale trochę jednak takowej było. Nie zagraliśmy tak, jak zwykle gramy. Myślę, że to był mógł być powód porażki. Na pewno musimy się pozytywnie nastawić. To, jak dzisiaj zagraliśmy, to myślę, że już takiego meczu nie powtórzymy. Myślę, że zabrakło nam trochę chłodnej głowy, w szczególności w drugim secie. Ja jednej piłki nie skończyłem, później mieliśmy kilka razy jeszcze piłkę po swojej stronie, ale nie potrafiliśmy tego zamienić na punkt. No taki ten mecz po prostu był. Musimy postawić wszystko na jedną kartę i walczyć tak, żeby to w niedzielę rozstrzygnęła się rywalizacja o złoto – powiedział po środowej porażce Zniszczoł.
Zdegradowali AZS Częstochowa, teraz piszą własną historię
Wydaje się, że w Zawierciu dobrze wiedzą, co i jak chcą budować na przyszłość. Wsparcie ze strony prywatnych firm takich jak Aluron czy CMC sprawia, że klub zyskał niezależność m.in. od politycznych decyzji – wyłączając wspomnianą kwestię obiektu.
Kibice mogą za to cieszyć się ze swojej chluby, która jest w ścisłym finale PlusLigi. Rywal jest z najwyższej półki, ale trudno spodziewać się, żeby w grze o złoto było inaczej.
Co jednak najbardziej ujmujące, w Zawierciu nadal konsekwentnie idą wyznaczonym przez siebie kierunkiem. Narzekanie na Piotra Szpaczka w Kędzierzynie-Koźlu? Zawiercie zatrudniło u siebie byłego prezesa Grupy Azoty ZAKSY, mając pomysł na odpowiednie zaangażowanie kompetencji, jakie posiada.
Brak hali na obecne czasy? Pojawiają się rozwiązania, póki co w wersji niepotwierdzonych plotek, o przenosinach meczów do wspominanych wcześniej Dąbrowy Górniczej czy Sosnowca. Choć zapewne patriotyzm lokalny będzie tak duży, że naciski na obiekt w Zawierciu nabiorą na sile.
I pomyśleć, że w 2017 roku drużyna z Zawiercia eliminowała AZS Częstochowa. Legendarną drużynę, która ostatecznie po spadku z PlusLigi, zaliczyła błyskawiczny zjazd i w konsekwencji, obecnie znajduje się zarówno za plecami swojego młodszego brata spod Jasnej Góry, Norwida, jak i daleko od profesjonalnego, ogólnopolskiego grania.
Jurajscy Rycerze wygrali baraż przeciwko AZS, a ważną postacią tamtego zespołu był Jarosław Macionczyk. Ten sam, który pojawił się w zespole JW w środę w Zawierciu. Ciepło zresztą przywitany przez miejscowych, jako były kapitan zawierciańskiego teamu, a obecnie o krok od najlepszej puenty wielu lat ligowego grania – złota mistrzostw Polski.
Wydaje się jednak, że Aluron CMC Warta jeszcze nie powiedział ostatniego słowa w tej serii. I jeśli ma rzucić resztkę sił z wycieńczającego sezonu, to właśnie w finale. Choć ten i tak na końcu będzie miał swój pozytywny wydźwięk.
Póki co w Zawierciu mogą się pochwalić jednym, brązowym krążkiem PlusLigi, z 2022 roku. Srebra i brązu jeszcze nie było więc będą powody do posezonowego świętowania.