Polak skazany na śmierć w Demokratycznej Republice Konga ma żal do prezydenta Dudy. Twierdzi, że swoją kiepską dyplomacją, prezydent zgotował mu piekło.

Podróżnik Mariusz Majewski został oskarżony o szpiegostwo i skazany na karę śmierci. Teraz – uwolniony – powinien się już tylko cieszyć. A jest przybity. Gdy siedział w afrykańskim więzieniu podupadł na zdrowiu, upadła mu firma, ma problemy finansowe.

Majewski ma 52 lata, pochodzi z Płocka, jest doświadczonym podróżnikiem, zwiedził około 200 krajów. Na początku tego roku wybrał się do Afryki Wschodniej. Pech chciał, że tuż po tym, jak ten rejon świata zaszczycił prezydent Andrzej Duda z małżonką.

W programie prezydenckiej pary były wizyty w Kenii, Rwandzie, Tanzanii. I był ciąg wpadek – w Tanzanii prezydent Polski zapomniał, w jakim jest kraju, myślał, że w Rwandzie. W Rwandzie z kolei dostał zaproszenie na obiad, na którym miał być ambasador Rosji, w ostatniej chwili udało się uniknąć tego dyplomatycznego zgrzytu. Inna niezręczność już nie była tak łatwa do odkręcenia. W czasie spotkania z prezydentem Rwandy Paulem Kagame Andrzej Duda mówił o „wspólnych wartościach”, o tym, że jeśli Rwanda będzie w niebezpieczeństwie, będziemy nieść jej wsparcie. Mówił o edukacji wojskowej „aby Rwanda mogła poprzez młodzież gotową chronić swój kraj w przypadku jakiejkolwiek napaści, być bezpieczniejsza”, i że ma nadzieję „na rozwijanie współpracy naszych przemysłów obronnych”.

To była pierwsza oficjalna wizyta polskiego prezydenta w Rwandzie od 62 lat. Należało się do tej wizyty przygotować. Prezydent „ja się cały czas czegoś uczę” powinien wiedzieć, jak bardzo napięte są tam stosunki z sąsiednią Demokratyczną Republiką Konga. Jak wyglądają walki o kontrolę nad wschodnimi, bogatymi w minerały, terenami sąsiada i co tam, w przygranicznych miastach robią bojówkarze z M23 czyli ruchu 23 Marca, o których mówi się, że są szkoleni i wyposażani przez Rwandę.

W innym, nie tak zapalnym rejonie świata, słowa prezydenta Polski może by wydały się ładne i gładkie, może by przeszły bez echa. Tam, niestety, podpisanie kilku umów i takie słowa miały poważne konsekwencje. Mariusz Majewski o mało nie zapłacił za nie swoim życiem.

Prezydent zachowywał się w Rwandzie tak, jakby nie wiedział, co się dzieje na granicy Rwandy i Demokratycznej Republiki Konga. I o co toczą się walki. U rwandyjskiego sąsiada są nie tylko jeziora, góry i lasy deszczowe, ale przede wszystkim złoto, ropa naftowa i koltan wykorzystywany w produkcji pojazdów elektrycznych i telefonów komórkowych. W wyniku walk o wschodnie tereny Demokratycznej Republiki Konga tysiące ludzi musiało opuścić swoje domy, a kolejni są przepędzani. Jeżeli w czasie ucieczki nie zostaną zastrzeleni czy nie zginą od ran zadanych maczetą, koczują w tworzonych naprędce obozach. Oczywiście rządzący Rwandą twierdzą, że nie mają nic wspólnego z brutalnymi atakami M23, ale nikt im tam nie wierzy. W ubiegłym roku – po intensywnej inwazji bojówek na kluczowe graniczne miasta – Demokratyczna Republika Konga wprost oskarżyła Rwandę o inwazję na swój kraj. Gdy na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ oskarżano Rwandę o agresję i wsparcie dla terrorystów z M23 – Polska poparła Demokratyczną Republikę Konga. Tym bardziej zdumiewające były ciepłe słowa Andrzeja Dudy o wspólnych z Rwandą wartościach oraz współpracy „naszych przemysłów obronnych”. To musiało rozwścieczyć ludzi, którzy w Demokratycznej Republice Konga trwają w ciągłym strachu o życie. Tamtejsze MSZ natychmiast, w oficjalnej nocie, zaprotestowało przeciwko „dwulicowej postawie Polski”. Obraz sytuacji, jaki mieli po wypowiedziach Dudy, był jasny: Polska sprzymierzyła się z Rwandą w agresji na ich kraj. Lojalnie ostrzegli, że dają sobie prawo „do wyciągnięcia wszelkich konsekwencji z tego celowego i nieobyczajnego zachowania” głowy polskiego państwa.

W taki klimat trafia podróżnik z Płocka, który chciał zwiedzić Demokratyczną Republikę Konga. W tym czasie w stolicy kraju – Kinszasie – ludzie wychodzą na ulice, żeby zademonstrować swoje pretensje do krajów Zachodu, które nie stają w obronie zabijanych na wschodzie ludzi. A po wizycie Andrzeja Dudy w Rwandzie, są wyraźne pretensje do Polski, że poszła jeszcze dalej, niż inne kraje, które są obojętne: Polska – w ich wyobrażeniu – stanęła po stronie ich wroga. Portal depeche.cd jeden ze swoich tekstów zatytułował wprost: „Polskie wsparcie wojskowe dla Rwandy: DRK potępia porozumienie o uzbrojeniu i wzmocnieniu zdolności logistycznych agresora”.

– Zupełnie niepotrzebnie zostaliśmy wrogiem afrykańskiego kraju – mówi Mariusz Majewski. Podejrzewa, że wpadł w kłopoty tylko dlatego, że ma polski paszport.

Majewski zostaje zatrzymany w czasie podróży między miejscowościami Lubum–Kalemie–Goma. Trafia do więzienia podejrzewany o szpiegostwo. Później szybko: pokazowy proces i wyrok Trybunału Wojskowego. Myśli, że dają mu dożywocie. Tymczasem dostaje karę śmierci. Nie wie za co. Zarówno z procesu, jak i wyroku nic nie rozumie – oficjalnym językiem w Demokratycznej Republice Konga jest francuski, a w codziennych kontaktach lingala, kikongo, tchiluba, swahili… Nie ma tłumacza. Ani żadnej pomocy prawnej ze strony polskiego MSZ. Polska nie ma ambasady w Demokratycznej Republice Konga, ale ma w graniczącej z nią Angoli. Mimo to w czasie procesu Majewski jest sam. Z uzasadnienia wyroku wyławia tylko nazwisko prezydenta Dudy.

Ma żal do głowy państwa – i o tym powiedział wkrótce po uwolnieniu. Jest przekonany, że Andrzej Duda tym, co powiedział w czasie swojej wizyty w Rwandzie, doprowadził do tego, że znalazł się w piekle. Swoją – jak to nazwał – niefortunną dyplomacją spowodował, że mieszkańcy Demokratycznej Republiki Konga zaczęli uważać Polaków za zaangażowanych nie tylko politycznie, ale również militarnie w konflikt na wschodzie tego kraju. Mieszkający tam ludzie są przekonani, że Polacy walczą ramię w ramię u boku armii Rwandy.

Jeżeli prezydent Polski przed wizytą w Rwandzie nie miał raportu o sytuacji w tej części kontynentu albo nie chciało mu się raportu przeczytać, mógł przed wyjazdem albo w czasie lotu zerknąć choćby do tekstu w „The New York Times”, w którym ostrzegano, że kryzys w tamtej części Afryki, trochę już przez świat zapomniany, przybiera na sile. A ofiary 30 ostatnich lat – 6 mln zabitych i drugie tyle przesiedlonych – to nie koniec. Są i będą kolejne masakry, kolejne gwałty. Konflikt zaczął być na nowo podsycany.

Wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Szejna próbował niedawno tłumaczyć prezydenta Dudę, zapewniał, że słowa, które wypowiedział w Rwandzie zostały źle zrozumiane, że nie było intencją prezydenta… Czyli powiedział to, co zazwyczaj mówi się w takich okolicznościach. A minister Mieszko Pawlak, szef biura polityki międzynarodowej w Kancelarii Prezydenta szybko dał wszystkim znać, że choć w sprawie Majewskiego podejmowane były działania dyplomatyczne i konsularne, to jednak do uwolnienia ostatecznie doprowadziła rozmowa telefoniczna prezydenta Polski z prezydentem Demokratycznej Republiki Konga.

Być może było tak, jak twierdzi wiceminister Szejna, i tak jak mówi minister Pawlak, ale wszystko razem nie wygląda dobrze. A w zasadzie wygląda tak, jakby prezydent najpierw wywołał pożar, a później wyciągnął ofiarę z płomieni. Ktoś mógłby pomyśleć: bohater. Tymczasem trzeba sobie zadać pytanie: czy nie lepiej było nie podpalać?

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version