W poniedziałek prezydent Duda gościł w Ostrowie Wielkopolskim i Kaliszu, we wtorek w Zakrzewiu i Wągrowcu. Tydzień wcześniej można było go spotkać w Turku i Koninie. Na początku maja w Poznaniu. Jak widać, wiosną 2024 r. prezydent szczególnie upodobał sobie Wielkopolskę.

Nie ma oczywiście niczego złego w tym, że głowa państwa odwiedza powiaty położone daleko poza Warszawą — wręcz przeciwnie, prezydent nie powinien zamykać się w swoim Pałacu. Problematyczny jest jednak powód, dla którego prezydent praktycznie przeprowadził się w ostatnich tygodniach do Wielkopolski: zaangażowanie w kampanię swojego długoletniego znajomego i współpracownika z Pałacu Prezydenckiego, Wojciecha Kolarskiego.

Kolarski towarzyszył Dudzie – nie bardzo wiadomo czy jako minister w Kancelarii Prezydenta RP, czy jako kandydat prowadzący kampanię do Europarlamentu – w większości tych podróży. A prezydent wielokrotnie podkreślał, że w tej kampanii stawia na Kolarskiego. W Wielkopolsce zawisły nawet bilbordy ze wspólnym zdjęciem Kolarskiego i Dudy z napisem: „Mój kandydat. Prezydent RP Andrzej Duda”.

Wątpliwe jest już to, czy prezydent, mający przecież teoretycznie reprezentować wszystkich obywateli powinien się angażować w kampanię konkretnego kandydata. W tym konkretnym przypadku trudno oprzeć się też wrażeniu, że zaangażowanie prezydenta przybiera dość absurdalny wymiar.

Absurdalny jest bez wątpienia start Kolarskiego akurat z Wielkopolski. Polityk ten nie ma żadnych związków z regionem. Całe życie związany był z Krakowem, studiował na Uniwersytecie im. Jana Pawła II, pracował w małopolskim urzędzie marszałkowskim oraz angażował się w działalność społeczną i polityczną.

Tę drugą zaczynał jako asystent niedoszłego „premiera z Krakowa”, Jana Rokity. Następnie kierował biurem poselskim i europoselskim młodego polityka PiS z Krakowa – Andrzeja Dudy. Gdy ten w 2015 roku został prezydent, Kolarski pojechał za nim do Warszawy, gdzie objął posadę podsekretarza, a następnie sekretarza stanu w Kancelarii Prezydenta.

Czemu w takim razie Kolarski nie startuje w Krakowie? Bo okręg małopolsko-świętokrzyski należy do najbardziej atrakcyjnych dla PiS w tych wyborach. Skupia on dwa województwa, gdzie partia ma poparcie wyższe niż średnia kraju, w obu w wyborach sejmikowych zapewniła w nich sobie samodzielną większość w sejmiku. PiS liczy tu na dwa, a nawet trzy mandaty, co sprawia, że okręgiem interesują się gracze najcięższej politycznej wagi.

Listy PiS otwiera w nim Beata Szydło, drugi jest Arkadiusz Mularczyk, lider komisji mającej walczyć o reperacje wojenne od Niemiec, trzeci europoseł Dominik Tarczyński, który niedawno został mianowany przez Kaczyńskiego szefem delegacji PiS w europarlamencie, w miejsce prof. Ryszarda Legutki. Wrzucony między tak popularnych w elektoracie PiS polityków Kolarski mógłby po prostu przepaść bez mandatu.

Tym bardziej że PiS nigdy nie zgodziłby się, by nieznany szerszej opinii publicznej, człowiek prezydenta Dudy zastąpił jako lider listy PiS w okręgu małopolsko-świętokrzyskim Beatę Szydło. Pięć lat temu była premier zrobiła w tym samym okręgu najlepszy indywidualny wynik w kraju i pewnie PiS liczy na powtórkę tego sukcesu w tym roku. Wpływów prezydenta Dudy starczyło jednak na to, by jego minister dostał pierwsze miejsce w znacznie mniej przyjaznym dla PiS okręgu, obejmującym województwo wielkopolskie.

Oczywiście, starty „spadochroniarzy” nie są niczym nadzwyczajnym w wyborach europejskich. Pięć lat temu Koalicja Europejska wystawiła w Wielkopolsce dwóch zupełnie niezwiązanych z regionem byłych premierów: pochodzącą z Radomia i reprezentującą wcześniej w Sejmie okręgi radomski i warszawski Ewę Kopacz oraz pochodzącego z Żyrardowa, posłującego najczęściej z Łodzi Leszka Millera.

Miller i Kopacz byli jednak znanymi w całej Polsce politykami. Kolarski nie jest. Można odnieść wrażenie, że podstawowym celem zaangażowania prezydenta w kampanię jest uświadomienie potencjalnym wyborcom, że ktoś taki jak Kolarski w ogóle istnieje i kandyduje – co przydaje całej sytuacji absurdu.

Kampanii Kolarskiego nie udało się przy tym stworzyć narracji wyjaśniającej, jaką unikalną perspektywę na sprawy europejskie wnosiłby prezydencki minister i dlaczego powinien przenieść się do Brukseli. Media przedstawiają go głównie jako człowieka prezydenta, co nie jest specjalnie korzystne dla kandydata.

Tym bardziej że Kolarski nie jest po prostu bliskim współpracownikiem politycznym Andrzeja Dudy. Media donoszą, że panowie znają się bardzo dobrze jeszcze z czasów działalności prezydenta w harcerstwie. Kolarski ma też być klasowym kolegą pierwszej damy, Agaty Kornhauser-Dudy. Razem z nią uczęszczał do elitarnego I Liceum Ogólnokształcącego im. Bartłomieja Nowodworskiego w Krakowie.

Biorąc to wszystko pod uwagę, można odnieść wrażenie, że prezydent zaangażował się w bezprecedensowy dla siebie sposób w eurokampanię, łamiąc przy tym oczekiwania, jakie mamy wobec głowy państwa, by załatwić atrakcyjną, świetnie płatną pracę z gwarancją zatrudnienia na pięć lat koledze, zabezpieczając go na okres po wyborach prezydenckich, gdy Andrzej Duda i jego ludzie będą się musieli wyprowadzić się z Pałacu Prezydenckiego. Bo nawet jeśli wygra w nich – co dziś bardzo mało prawdopodobne – kandydat PiS, to dobierze sobie swoich, niezwiązanych z Dudą współpracowników.

Świadczy to być może dobrze o Andrzeju Dudzie jako o koledze, ale niekoniecznie jako o prezydencie i polityku. Z całą pewnością takie zaangażowanie w kampanię starego znajomego nie przydaje prezydenckiemu urzędowi powagi.

Powaga prezydenta ucierpi jeszcze bardziej, jeśli mimo całego jego zaangażowania w kampanię Kolarski jednak nie wejdzie. A nie jest to wykluczone. Wielkopolskie nie jest pisowskim województwem, zrzucenie „prezydenckiego spadochroniarza” wywołało publiczne niezadowolenie lokalnych działaczy partii. Według prognoz, PiS weźmie tam najpewniej tylko jeden mandat.

A na drugim miejscu listy Kolarski ma konkurencję w postaci weterana politycznych gier, Ryszarda Czarneckiego, zasiadającego w Europarlamencie – początkowo z ramienia Samoobrony – od 2004 r. Z drugiej strony Czarnecki też nie ma wielkich związków z regionem – choć reprezentował Wielkopolskę w Brukseli w okresie 2014-19 – ciągnie się za nim w dodatku sprawa nieprawidłowo rozliczanych „kilometrówek”.

Prezydent tak zaangażował się w kampanię Kolarskiego, że jeśli ten nie weźmie mandatu, to będzie to porażką także Andrzeja Dudy. Słaby wynik prezydenckiego ministra zostanie zinterpretowany jako dowód, że nawet w prawicowym elektoracie prezydent nie ma zbyt wielkiego autorytetu i fatalny prognostyk, jeśli chodzi o miejsce Andrzeja Dudy w ewentualnym nowym rozdaniu na prawicy. Bo jeśli prezydent ma się w nim liczyć, to nie może być ignorowany przez własny elektorat.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version