Czy rząd poświęci edukację seksualną w drodze po fotel prezydencki? – Pomysł, żeby się teraz z tego wycofywać i zrobić to jako przedmiot nieobowiązkowy jest zły. Bo cały wysiłek pójdzie na marne, a my stracimy twarz. Baśka znalazła lepsze wyjście – mówi nasz informator w rządzie.
Edukacja seksualna była jednym z głównych politycznych celów MEN pod kierownictwem Barbary Nowackiej, obok ograniczenia lekcji religii w szkole. Obowiązkowy przedmiot miał już we wrześniu zastąpić konserwatywne wychowanie do życia w rodzinie – WDŻ. Najpewniej nic z tego nie będzie.
To dlatego, że edukacja seksualna stała się znienacka punktem spornym w kampanii prezydenckiej, w końcu również w rządzie.
– Chcemy zneutralizować problem, tak żeby to przestało grać w kampanii – mówi nam jeden ze współpracowników Rafała Trzaskowskiego.
Edukacja zdrowotna. Kosiniak-Kamysz uspokaja
Zaczął wicepremier Władysław Kosiniak–Kamysz. – Uspokoję wszystkich, którzy protestowali: przedmiot będzie nieobowiązkowy. Będzie to decyzja rodziców – powiedział w sobotę w Szczecinie. Podkreślał, że sprawa jest już w rządzie przesądzona.
Nowacka zareagowała natychmiast: „Ktoś znów pomylił MON z MEN” – napisała na portalu X. – Nie ma jeszcze żadnych decyzji – zapewnił nas również rzecznik MEN Piotr Otrębski.
Wydaje się jednak, że jakieś decyzje już zapadły.
Bo w poniedziałek, prezydent Warszawy i kandydat KO na prezydenta Rafał Trzaskowski wypowiedział się w tym samym duchu, co wicepremier: – Uważam, że oczywiście edukacja zdrowotna jest potrzebna, ale powinna być dobrowolna; tutaj zdanie powinno zostać pozostawione rodzicom.
Polityka edukacyjna MON
Wystąpienie Kosiniaka–Kamysza nie zaskakuje, bo spór między PSL a resortem edukacji ma dłuższą historię. Plany Nowackiej, dotyczące ograniczenia religii w szkole, czyli: łączenie uczniów na religię w grupy, zredukowanie o jedną godzinę, politycy PSL krytykowali od samego początku. Nic dziwnego, że skoro PSL traci swój tradycyjny elektorat na wsi, próbuje się przypodobać kościołowi.
Kolejna odsłona nastąpiła w sierpniu, kiedy w dniu Święta Wojska Polskiego Kosiniak–Kamysz zaoferował kasę na szkolne wycieczki patriotyczne oraz powołanie nowej Komisji Edukacji Narodowej. MEN dopiero co ogłosiło program wycieczek krajoznawczych. Ale PSL zupełnie, jakby chciał uprawiać własną politykę edukacyjną – na przekór MEN, choć przecież w tym samym rządzie.
Nowacka jednak wprowadzała kolejne zmiany, zgodnie z własnym planem. Aż dotąd.
„Rafałowi tąpnęło”
Deklaracja Trzaskowskiego to jednak poważniejsza sprawa niż wymachiwanie przez PSL szabelką. Wskazuje na to, że sprawa edukacji seksualnej wyszła poza spór wewnątrz koalicji i stała się wspólną sprawą. Tym bardziej że kandydat KO traci w przedwyborczych sondażach.
– Tąpnęło Rafałowi w sondażach, trzeba szukać jakiegoś wyjścia, żeby osłabić kandydata PiS – mówi nam jeden ze współpracowników Trzaskowskiego. – Nawrocki rośnie w siłę, bo się podpiął pod protesty przeciwko „seksualizacji”, musimy zrobić wszystko, żeby ten temat przestał być osią sporu w kampanii prezydenckiej. Chcemy zneutralizować problem, tak żeby to przestało grać – mówi.
„Na szali jest zbyt wiele”
Tym razem ministra Nowacka nie zareagowała na wypowiedź Trzaskowskiego tak, jak reagowała wcześniej na deklaracje wicepremiera. Stanowisko Trzaskowskiego zaskakuje, tym bardziej że akurat blisko współpracują z Nowacką i to ona jest wymieniana wśród kandydatów na szefową stolicy. O ile Trzaskowski oczywiście wygra wybory prezydenckie.
– To wystąpienie stawia Barbarę w kiepskim świetle. Stawia też pod znakiem zapytania ich przyjaźń i dobrą dotąd współpracę – mówi nam jeden z ministrów w rządzie Tuska. – Nie możemy jednak przegrać wyborów, z powodu edukacji seksualnej. Na szali jest zbyt wiele, żeby się przejmować takim szczegółem – mówi.
Co KO może zyskać odpuszczeniem w sprawie edukacji seksualnej? Już niezałatwiony problem dopuszczalnej aborcji zniechęcił liberalny elektorat, teraz dojdzie jeszcze brak nowoczesnej edukacji seksualnej, która jest standardem w krajach UE. – Nie przeciągniemy elektoratu PiS ani Konfederacji. Nie liczymy na to. Liczymy, że gdy nie będzie wojny z wrogiem pod hasłem „genderyzmu”, „lewactwa” i „seksualizacji”, elektorat PiS się nie zmobilizuje do wyborów – mówi nasz informator.
Nowacka nie odpuszcza
Z naszych informacji wynika, że ministra edukacji sprawy jeszcze jednak nie odpuściła.
– Baśka ciągle walczy. W końcu to był projekt rządowy, nie jej autorski i szef go „błogosławił” – mówi nam informator w rządzie. – Pomysł, żeby się teraz z tego wycofywać i zrobić to jako przedmiot nieobowiązkowy jest zły. Bo cały wysiłek pójdzie na marne, a my stracimy twarz. Baśka znalazła lepsze wyjście: przesunąć wprowadzenie przedmiotu o rok. Powiemy, że w tym czasie wyszkoli się lepiej nauczycieli i przygotuje na spokojnie podręczniki. I może nie zrazimy sobie naszego elektoratu – mówi.
Nowy przedmiot miał być obowiązkowy od czwartej klasy szkoły podstawowej.
– Do tej pory uświadamialiśmy uczniów na różnych przedmiotach o tym, co jest zdrowe w kontekście fizycznym, mówiliśmy też o zdrowiu psychicznym. Ale człowiek to również istota seksualna, a o tym dotąd szkoła milczała – mówił nam prof. Zbigniew Izdebski, przewodniczący pracom zespołu, który na zlecenie MEN i we współpracy z Ministerstwem Zdrowia, opracował założenia podstawy programowej. Projekt w listopadzie przeszedł konsultacje społeczne, eksperci już zamieścili w nim konsultacyjne poprawki, pozostało podpisać. Żaden polski rząd od 1989 r. nie odważył się na wprowadzenie takich treści do szkoły, na szali zawsze leżała reakcja Kościoła katolickiego.
Dlatego Nowacka wprowadzała edukację seksualną do szkół konsekwentnie, ale sposobem. Włączyła ją do szerszego przedmiotu pod nazwą edukacja zdrowotna, gdzie tematy dotyczące seksualności nie dominowały, stały obok tematów związanych ze zdrowiem i sprawnością fizyczną, w tym zdrowiem psychicznym oraz profilaktyką uzależnień. Mimo to właśnie element seksedukacji zagrzał konserwatywne środowiska. Już zapowiedzi nowego przedmiotu wywołały kontrowersje. Edukację zdrowotną za niezgodną z konstytucją uznała Konferencja Episkopatu Polski. Biskupi, powołując się na art. 48. i 53. Konstytucji RP, zaznaczyli, że „wychowanie seksualne zgodnie z konstytucją pozostaje w kompetencjach rodziców, a nie państwa”.
Na początku grudnia kandydat PiS na prezydenta Karol Nawrocki pod rękę z byłym ministrem edukacji z PiS Przemysławem Czarnkiem maszerowali pod hasłem „Tak dla edukacji, nie dla deprawacji” – podczas protestu katolickich środowisk w Warszawie. Protestujący nieśli transparenty z napisami: „Miłość = mama + tata”, „To rodzic decyduje, jak szkoła wychowuje”, „Mamo, tato broń polskiej szkoły”, „Nie tęczowa, nie laicka, ale Polska katolicka”. Skandowali hasła: „Polska rodzina: chłopak i dziewczyna”.