Zgodnie z przyjętą w zeszłym roku ustawą, do połowy tego roku obowiązywać będą zamrożone ceny energii. Do 30 czerwca maksymalna cena prądu dla gospodarstw domowych, do określonych limitów rocznego zużycia, wyniesie 412 zł/MWh.
Co nas czeka w lipcu? Mówi o tym w rozmowie z „Faktem” Paulina Henning-Kloska. Ministra klimatu i środowiska podkreśla, że zamrożenie cen „wcale nie oznacza jednoznacznie, że za prąd płacimy mniej”, gdyż – jak wyjaśnia – „ostatnio z budżetu państwa dopłacaliśmy rokrocznie ponad 30 mld zł z naszych podatków”.
– Chcemy odmrozić ceny tak, żeby to nie było odczuwalne dla społeczeństwa. Nasi poprzednicy dopuszczali do tego, by spółki Skarbu Państwa generowały naszym kosztem gigantyczne zyski, które politycy przerzucali z jednej kieszeni do drugiej i oddawali nam na rachunki za prąd. My chcemy doprowadzić do tego, żeby nadmiarowe zyski spółek zastąpiły niższe taryfy, ceny bardziej akceptowalne dla ludzi – tłumaczy Henning-Kloska.
Ministra klimatu o nowym bonie
Pytana, o ile mogą wzrosnąć rachunki w tym roku dla przeciętnego gospodarstwa domowego, ministra odpowiada: – Zrobiliśmy taką kalkulację. Dla mnie pożądaną sytuacją byłaby taka, żeby rachunki nie rosły bardziej niż 30 zł na miesiąc. Natomiast z drugiej strony chcielibyśmy te osoby najuboższe, które dzisiaj już wybierają między ciepłą zupą a ciepłem w domu, objąć dodatkowym wsparciem w postaci bonu energetycznego.
Hennig-Kloska nie chciała jeszcze ujawnić, jaka mogłaby być wysokość bonu energetycznego. Kwestia ta ma przedmiotem dyskusji podczas konsultacji międzyresortowych.
– Chcemy systemowo walczyć z ubóstwem energetycznym i dawać pomoc celowaną dla osób, które jej naprawdę potrzebują. Szacuje się, że w Polsce nawet cztery miliony gospodarstw domowych dotkniętych jest ubóstwem energetycznym. Ten problem trzeba rozwiązać – podkreśla szefowa resortu klimatu i środowiska.