Kiedy w wyniku konfliktu między dwójką kochających się osób zapada cisza, może to uspokoić atmosferę. Ale milczenie może być też narzędziem wywierania presji i karą. Jako takie nie rozwiązuje kryzysu, tylko go pogłębia. Do czego prowadzi partnerów strategia zimnej wojny?

Ciche dni to sytuacja, kiedy żyjąca razem para przez dłuższy czas nie odzywa się do siebie w ogóle lub odzywa tylko w sprawach organizacyjnych. Taka sytuacja z jednej strony wywołuje u obu osób dotkliwe uczucie zranienia, krzywdy i złości, z drugiej zaś jest to jedna z metod wywierania wpływu w związku. Właśnie siła wzbudzanych negatywnych emocji lokuje tą metodę wśród twardych technik wpływu.

Twórcy Kwestionariusza Wywierania Wpływu w Bliskich Związkach, prof. Krystyna Doroszewicz i dr Kamil Sijko, dzielą takie taktyki na miękkie, pośrednie i twarde, łącznie opisując 16 różnych sposobów wzajemnego oddziaływania w związkach. Miękkie, najzdrowsze i najlepiej budujące dobrostan pary, to techniki oparte na namawianiu, reklamowaniu i przekonywaniu do własnych pomysłów. Odwołują się one do emocji pozytywnych, a namawiający bierze pod uwagę fakt, że choć się stara, może go spotkać odmowa. Skuteczne namawianie sprawia, że druga osoba, ulegając, czuje korzyści ze swojego działania i jest zadowolona. Z innych badań wiemy, że dostarczanie sobie wzajemnie pozytywnych doświadczeń jest jednym z najskuteczniejszych sposobów budowania satysfakcjonującego związku.

Natomiast twarde techniki wpływu autorzy opisują jako próby wywołania siłowej presji na drugą osobę: kontrolę jej zachowania, ograniczanie autonomii i decyzyjności. Są to różnorakie próby wymuszenia uległości poprzez m.in. używanie przemocy fizycznej, robienie awantur, deprecjonowanie partnera czy szantaż.

Przyporządkowanie cichych dni do kategorii twardych technik wpływu może wydawać się zaskakujące, ponieważ jest to, jak opisuje Kamil Sijko, tzw. taktyka pasywna. Niemniej jednak pozostaje metodą agresywną, wywołującą silne, choć blokowane emocje. Uderza ona w bolesny dla każdego punkt – odrzucenie. Ludzie częściej wolą słyszeć wyrzuty i skargi, czyli być „tym złym”, niż niewidocznym. Taktyka cichych dni, jak wskazują Doroszewicz i Sijko, obejmuje dwie metody – jedna polega na niezauważaniu drugiej osoby i niedopuszczaniu jej do głosu, druga to unikanie z nią kontaktu, m.in. poprzez wychodzenie z pomieszczenia czy nieodbieranie telefonów, dopóki ta osoba nie spełni prośby. Ta z kolei może być wyrażona wprost lub nie wprost, z nakazem domyślenia się.

Pasywne twarde techniki wpływu opierają się na silnej presji emocjonalnej, wynikającej z konsekwentnego ignorowania drugiej osoby, by zaspokoić za wszelką cenę własne potrzeby. Kłopot w tym, że potrzeby te subiektywnie przeżywane są tak, jakbyśmy naprawdę musieli je zaspokoić. Jakbyśmy ponownie byli dziećmi, a od ich zaspokojenia zależało nasze życie – stąd usprawiedliwiona wydaje się każda, nawet najtwardsza metoda wpływu. Można powiedzieć, że na jakiś czas władzę nad nami przejmuje wewnętrzne dziecko, ale nie to miłe, tylko to rozkapryszone, sfrustrowane i złe.

Inna – co jeszcze bardziej zaskakujące – zdecydowanie twarda metoda wpływu, to tzw. foch. Ma on opinię dość niewinnego, ot, ktoś się „sfoszył” na chwilę. W istocie jednak, jak wskazują Krystyna Doroszewicz i Małgorzata Gamian-Wilk w książce „Uległość w bliskich relacjach”, foch jest silnym emocjonalnym atakiem na relację i na drugą osobę. Autorki tłumaczą, że foch to ostentacyjne okazywanie niezadowolenia z zachowania partnera pośrednio, w sposób biernoagresywny, poprzez grymasy, dąsy i kaprysy. Udane „sfoszenie się” ma zmusić drugą osobę, aby bezwzględnie i natychmiast zaczęła o nas zabiegać. Kiedy to się uda, czujemy triumf, zadowolenie i relaksujące poczucie władzy. Fochem kapryśnie żądamy, aby to nasze potrzeby, i to w tej chwili, były absolutnie spełnione. Moc focha polega też na nagłym zerwaniu relacji – było dobrze i nagle osoba odcina się totalnie, całkiem nas ignorując. Stajemy się nagle w tej relacji persona non grata do momentu, kiedy spełnimy odpowiednie warunki.

Ciche dni i foch naturalnie popychają osobę, wobec której zostały użyte, ku próbom odzyskania dobrej relacji, tak aby przestała być ignorowana. W praktyce część partnerów podejmuje działania, by relację odzyskać, jednak część odpowiada pięknym za nadobne i wtedy pojawia się klincz – nikt nie może pozwolić sobie na to, aby jako pierwszy wykonać ruch. Oznaczałoby to nie tylko poniżającą kapitulację, ale także wskazywało, że jesteśmy ulegli i fochy na nas działają. Klincz ten można opisać jako stan wzajemnej urazy, w którym każdy czuje, że jest tą dobrą osobą niesprawiedliwie zaatakowaną przez złą, która powinna przeprosić, naprawić sytuację, zaspokoić naszą potrzebę i obiecać poprawę. Uraza daje subiektywne poczucie moralnej wyższości, co uzasadnia trwanie w słusznym oporze, podlewanym żalem oraz wściekłością, że przecież nikt o nas nie dba, a skoro tak, to musimy sprawy rozwiązać sami za pomocą metod siłowych – uraza się samopielęgnuje.

Takie rozumowanie terapeuci rodzin i par uznają za zgodne z „epistemologią linearną” (prosty układ przyczyna-skutek), ale sami na sesjach poszukują rozumienia wynikającego z „epistemologii cyrkularnej”. Zgodnie z nią zjawiska w parze tworzą obie osoby poprzez koła wzajemnych wymian nakręcające się według logiki: „im bardziej jedna osoba robi rzecz A, tym bardziej druga robi rzecz B, tym bardziej pierwsza robi rzecz A, bo druga robi rzecz B”. Nie ma początku ani pierwszego kroku, są wzajemnie wzmacniające się zachowania. Na przykład jedna osoba w związku robi focha, druga stara się ją ułagodzić, prosi, domaga się kontaktu, „biega” za obrażonym. Tym samym wzmacnia skuteczność działania focha i zwiększa szansę ponownego użycia go przez partnera jako skutecznego narzędzia. Jednak osoba zabiegająca także ma silną potrzebę, staje się niejako małym dzieckiem, które natychmiast i tutaj musi odzyskać kontakt, inaczej bardzo cierpi. W tym znaczeniu obie strony układu przeżywają coś podobnego, jedynie dzielą się między sobą taktykami – fochem i domaganiem się.

Obie taktyki wyrażają naturalne ludzkie tendencje w związku – do bliskości i do autonomii. Obie są potrzebne, by regulować relację. Jednak żadna z osób w naszym przykładzie nie może wytrzymać pewnej dawki frustracji, poziom napięcia rośnie i uruchamia się poprzez opisany podział. A przecież każde z nich mogłoby mieć obie te tendencje w sobie – tzn. zarówno pragnąć bliskości, jak i zachowywać autonomię. Przechodzenie od rozdziału „stanowisk” w parze do przeżywania ambiwalencji wewnątrz siebie przez każde z partnerów jest ważną częścią pracy psychoterapeutycznej.

Używanie twardych taktyk wpływu powiązane jest także z tzw. tendencyjnością atrybucyjną, która oznacza, że tłumaczymy zachowania drugiej osoby zgodnie z pewnymi stałymi i charakterystycznymi dla nas liniami interpretacji. Linie te wynikają z naszych przekonań, które powstają na gruncie silnych przeżyć emocjonalnych z dzieciństwa – okresu, w którym jesteśmy najbardziej plastyczni i dopiero tworzymy własną osobowość. Uznajemy, że przekonania te oddają prawdę, nie kwestionujemy ich, a opisują one m.in. to, jak powinien wyglądać związek dwojga kochających się ludzi. Niektóre z tych przekonań bywają mało pomocne, część jest wprost nieprawdziwych. Na przykład niektórzy mają wdrukowane przekonanie, że jeśli się kogoś kocha, to chce się mu pomóc i go wysłuchać albo że miłość oznacza podzielanie tych samych przeżyć i pragnień, w dodatku w podobnym czasie, lub że miłość leczy depresję i daje pełne zaspokojenie.

W książce „Nowa psychologia miłości” Robert Sternberg pokazuje 26 typów narracji miłosnych, definiujących sposób przeżywania bliskich związków, jakie uzyskał w swoich badaniach nad małżeństwami. Każdy z tych typów zawiera w sobie założenia wskazujące, po czym poznaje się dobry związek i co się w nim przeżywa. Jeden z typów związków autor nazywa określeniem „miłość jako opowieść fantastycznonaukowa”. Realizujący ten schemat wierzą, że różni ludzie są jakoby z innych planet, więc nie rozumieją się nawzajem i posiadają przypisane im tylko właściwe cechy. W tej opowieści np. Marsjanie muszą mieć pewne cechy i nie wolno im mieć innych po to właśnie, aby Wenusjanki wiedziały, jaka jest ich instrukcja obsługi i odwrotnie. Ten spopularyzowany przez serię poradników mit jest właśnie przykładem tendencyjności atrybucyjnej i – szerzej – zniekształceń poznawczych, którymi nasz umysł próbuje uprościć złożoną rzeczywistość. W efekcie wydaje się, jakby cały świat naprawdę składał się z przybyszów z tych dwóch planet, chociaż, pozostając w tej metaforze, w kosmosie istnieją jeszcze inne ciała stałe i to w dużej ilości (szerzej mit Marsjan i Wenusjanek dekonstruuje Scott Lilienfeld w książce „50 mitów psychologii popularnej”).

Wiadomo, że taktyki twarde w efekcie powodują spadek uległości oraz wywołują frustrację i obniżają poczucie zadowolenia ze związku. Natomiast konstruktywna uległość w związku występuje wtedy, gdy ulegamy miękkim taktykom wpływu oraz prośbom wprost. Warto podkreślić wnioski, jakie płyną z badań Krystyny Doroszewicz i Małgorzaty Gamian-Wilk: ludzie generalnie lubią, gdy ich bliscy proszą ich wprost o różne rzeczy i w przeważającej części starają się te prośby spełniać. Badania pokazały, że kierowane do najbliższych prośby o wykonanie konkretnych czynności są spełniane niemal zawsze. W przypadku próśb trudniejszych, dotyczących zmiany własnych nawyków, partnerzy w przeważającej części podejmują próby ich spełnienia. Badania pokazały jednocześnie, że ludzie starają się powstrzymać proszenie swoich bliskich o zmianę czegoś, co dla ich partnerów jest bardzo ważne.

Emilia Paprzycka i Zbigniew Izdebski dzięki swoim badaniom z 2016 r. dowiedzieli się, że młodzi Polacy obojga płci poszukują osób łagodnych, a nie chcą wiązać się z ludźmi pragnącymi mocnych wrażeń w życiu. Można powiedzieć, że wolą osoby używające miękkich, a nie twardych technik wpływu w bliskich związkach.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version