– Nie zdawaliśmy sobie sprawy ze skali tego, co się tam wyrabiało – mówi „Newsweekowi” osoba zbliżona do Ministerstwa Kultury. Ludzie, którzy przyszli do pracy w nowej Telewizji Polskiej dwoją się i troją, ale praca na Woronicza jest jak spacer po polu minowym.

Siedziba telewizji, popołudnie w środę 17 stycznia. Praca idzie ostro, bo do przygotowania są „Teleexpress” na 17:00, wieczorne wiadomości „19:30” i „Panorama” na 22:30. Za poprzedniej władzy wszystkie te programy przygotowywano na placu Powstańców, teraz montuje się je w roboczym studiu na Woronicza. Na placu nie dało się pracować, w kilku pomieszczeniach zabarykadowali się tam byli pracownicy, z Michałem Adamczykiem na czele.

Około godz. 15 system odmawia posłuszeństwa. Wszyscy pracują na tych samych macierzach dyskowych, pliki są ogromne, więc serwery nie dały rady. Trzeba było podjąć decyzję, że dziennikarze wieczornych programów odchodzą od komputerów, dopóki „Teleexpress” nie przygotuje wydania. – W takim chaosie próbujemy tu robić telewizję. Na granicy, że to się wszystko wypier…. – słyszę w nowej TVP.

– Główne problemy na starcie? Technologia i logistyka – potwierdza „Newsweekowi” inny z pracowników. Przez pierwsze dni po „odbiciu” telewizji pracownicy musieli wchodzić na podstawie listy z nazwiskami, bo nie mieli elektronicznych przepustek. A Woronicza to całe kłębowisko korytarzy, przejść, pokoi i pokoików. – Nagle okazywało się, że ktoś nie może przejść dalej, dla niektórych brakowało miejsca, kompletna partyzantka – słyszymy.

– Najpierw dawne TVP Sport zostało pozbawione miejsca, żeby znaleźć je dla „19:30”. Potem musiało ustąpić „Teleexpresowi”, na końcu „Panoramie”. Do tego studia szybko dołączyły newsroomy. Mówiliśmy o tej przestrzeni CZYŚCIEC, bo każda z redakcji musiała przez nie przejść – mówi Julia, która wcześniej pracowała w jednej z prywatnych telewizji.

Teraz – jak mówią – jest przyzwoicie. Część newsroomu dostała miejsce, które niegdyś było telegazetą, „Teleexpress” zajął miejsce po TVP World. Nie wszyscy palą się do powrotu na plac. – Przez osiem lat niczego tam nie remontowano, wszystkie pieniądze szły w tak zwane zasoby ludzkie, pokroju panów Adamczyka i Tulickiego – kpi jedna z naszych rozmówczyń.

– Serwery zamulają, bo pracujemy na dużych plikach. Idziesz na montaż i się modlisz, żeby się udało. Wszystko działa i daje się zrobić, ale jest dużo trudniejsze niż w normalnych warunkach – dodaje Janek, który wrócił do Telewizji Polskiej po latach. Ale atmosferę sobie chwali.

– Oczywiście, jest nerwówka, ale ona wynika raczej z kłopotów technicznych. Nie ma krzyków, opier*******, panuje delikatna równowaga. Czy boimy się, że zawirowania prawne jakoś wpłyną na nasze pensje lub stosunek pracy? Nie, maszyna działa coraz lepiej, zresztą świadczy o tym fakt, że przyszło tu sporo osób z ESKI, Polsatu czy TVN – dodaje Julia.

Na światło dzienne wychodzą kolejne rewelacje dotyczące poprzednich lokatorów na Woronicza. – Nie zdawaliśmy sobie sprawy ze skali tego, co się tam wyrabiało – mówi „Newsweekowi” osoba zbliżona do Ministerstwa Kultury.

13 października 2023 r., ostatnie rozszerzone wydanie „Wiadomości” przed wyborami. Wydawcy, producenci i reporterzy dwoją się i troją, żeby zohydzić Donalda Tuska – przypominają bezrobocie za jego rządów i podniesienie wieku emerytalnego, straszą zabraniem 500+ i dodatków dla emerytów, przestrzegają, że opozycja zamierza tępić pamięć o Janie Pawle II.

Wśród komentatorów pojawiają się między innymi Adrian Stankowski, podpisany jako publicysta „Gazety Polskiej Codziennie” oraz Michał Karnowski, współprowadzący z bratem tygodnik „wSieci”. Występują jako niezależni eksperci, ale uderzają zgodnie z linią partii – nie zostawiają widzom wątpliwości co do tego, na kogo oddać głos.

Dziś wiemy już, ile kosztowała ta eksperckość. Jak wynika z dokumentów opublikowanych przez europosła Krzysztofa Brejzę, Stankowski oraz Karnowski należeli do ścisłego grona komentatorów, którzy za „setkę” (wypowiedź do kamery) dla TVP dostawali po 500 złotych. Na liście są jeszcze między innymi Jerzy Jachowicz, Miłosz Manastarski, Karol Gaca, Jacek Wrona, Anna Derewienko, Marian Kowalewski, Jan Pietrzak oraz Piotr Nisztor. Rekordzista na ryczałcie zarobił w jeden rok blisko… 300 tysięcy. – Skrajnie niemoralne. Część z tych ludzi uczestniczyła w linczu TVPiS przeciwko mojej rodzinie – komentuje Brejza.

Nowy zespół Telewizyjnej Agencji Informacyjnej to dziś mieszanka nowych i starych pracowników. Wypowiedzenia na dobrą sprawę dostali tylko ci, którzy zajmowali się polityką.

Na początku stycznia Grzegorz Sajór i Paweł Moskalewicz zwołują spotkanie, na którym stawia się blisko 150 osób. Są także ci, którzy do pracy przyszli z placu, czyli ostatnie lata byli w pisowskim TVP Info. Szefowie zapowiadają, że nowe władze nie chcą się żegnać z każdym, kto tylko przewinął się przez TVP czy TVP Info. To następstwo listu do pracowników nowego prezesa TVP Tomasza Syguta, który zapewnił, że nie będzie odpowiedzialności zbiorowej. Co o tym sądzą pracownicy?

– Otwarcie zbyt wiele się o tym nie gada. Raczej pokątnie, każdy omawia sprawy w swoim wąskim gronie. Nowi zabrali się do pracy, a starzy wolą milczeć o tym, co się działo – słyszymy.

Niektórzy nie kryją jednak emocji. – Loguję się na spotkanie online z ludźmi, którzy przepracowali tu osiem lat pod rządami PiS, i chce mi się rzygać – opowiada Majka, która do telewizji podobnie jak Janek wróciła po latach. – Nie mogę się nadziwić, jak oni to mają wszystko zracjonalizowane. Uważają, że wszystko było OK, jakby przez osiem lat pisali tylko o sporcie.

Nie brak głosów, że wszystkich, którzy pracowali za pisowskiej ekipy, należałoby z nowej telewizji wyrzucić. Ale tego nie da się zrobić z obiektywnych powodów. Nie znajdzie się aż tylu nowych osób na mieście, ktoś musi tę telewizję robić. Zresztą z tego, co słyszymy, niektórzy dawni pracownicy dosyć szybko się poukładali, pozwalają sobie nawet czasem na żarty z dawnej władzy, kpiny z Pereiry, Tulickiego czy Adamczyka.

Uciekający z tonącego okrętu gwiazdorzy TVPiS nie zawsze wychodzą z założenia, że lepiej milczeć. Były dziennikarz TVP Info oraz „Wiadomości” Bartłomiej Graczak, informując o odejściu i założeniu kanału na YouTubie, napisał, że „nie zawsze pracował w zgodzie z sumieniem”. W bardziej kuriozalnym tonie zabrzmiał reporter „Wiadomości” Adam Giza, który zapewnił, że jego praca w TVP nie miała nic wspólnego z polityką.

Kilka osób w rozmowie z „Newsweekiem” nie może się nachwalić Macieja Orłosia. – Superprofeska, normalny gość, a nie żadna gwiazda, szanowany facet i powszechnie lubiany. Niemal wszyscy tutaj cieszą się na jego powrót – mówi.

Rozdźwięk pomiędzy nowymi a starymi pogłębia fakt, że na wspomnianym pisaniu o ratowaniu zwierząt domowych z drzew i dachów poprzednie władze TVP pozwalały sowicie zarobić. Wiosną 2023 r. w tekście „Pisancjum” magazyn „Press” przyjrzał się zarobkom „szeregowych pracowników”. Wydawcy obsługujący po trzy redakcje byli w stanie wyciągnąć nawet do 40 tys. zł miesięcznie. Ludzie zbliżeni do zarządu otwierali własne firmy i zatrudniali po kilkadziesiąt osób – zarabiając na każdej od 150 do 500 zł. Regularnie trafiały się też tzw. martwe dusze, czyli ludzie dopisywani do list twórców programów. Potwierdzają to nasi rozmówcy.

– Dniówka za dyżur to 500 zł. Więc osoby, które obszywały programy podstawowymi wiadomościami, naprawdę mogły zarobić tutaj po kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie. Redakcje mają np. po dwa czy trzy budżety, niektórzy pracownicy byli finansowani z kilku. Część z nich to jakieś firmy zewnętrzne, w dodatku pozakładane przez innych pracowników telewizji, żadna księgowa się w tym nie rozezna – słyszymy.

To jednak nie wszystko. Nowe władze telewizji – bez względu na to, w jakiej formie zostanie odbudowana – będą musiały sobie poradzić z jeszcze jednym: kompletnym rozpasaniem produkcji w TVP nijak nieprzystającej do 2024 r.

– Panuje tu Bizancjum – mówi „Newsweekowi” jeden z publicystów zapraszanych do komentowania bieżących wydarzeń. – Wiesz, ile osób prowadziło mnie na antenę? Trzy inspicjentki. Tam, gdzie w innych telewizjach wystarczy dziennikarz oraz operator, w TVP przyjeżdża cały skład – opowiada.

Ten przerost – szczególnie jeżeli pracowałeś wcześniej w mediach komercyjnych – ma być bardzo widoczny. – Ale też nie wiem, czy jest człowiek, który chciałby i mógłby to wszystko wyczyścić. To jest kompletna stajnia Augiasza, tutaj wszystko trzeba by zaorać i poukładać od nowa – mówi Julia. Marek dodaje, że ma to też dobre strony.

– Przerost? W telewizjach komercyjnych wszystko robi się na wczoraj, jest naprawdę kiepska kultura pracy, ciągła presja i ciśnienie. Na Woronicza zawsze było inaczej. Tych ludzi rzeczywiście jest więcej, ale to się przekłada na komfort pracy. Mnie też to dziwiło, te wszystkie inspicjentki, dodatkowe charakteryzatornie, ale w takim TVN masz po jednym studiu na duży program i kropka, tutaj jest kompletny labirynt – wyjaśnia.

Takie pieniądze to jednak ciągle mało, jeżeli wziąć pod uwagę zarobki gwiazd partyjnej propagandy. Dzięki pismu likwidatora TVP Daniela Gorgosza do posła Koalicji Obywatelskiej Dariusza Jońskiego wiadomo, że część z nich zarabiała miliony. Tylko od wiosny do końca roku Samuel Pereira, zastępca dyrektora Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, zainkasował niemal 440 tys. zł. Jego kolega, z którym dzielnie się ostatnio barykadował, Marcin Tulicki zarobił 417 tys. plus dodatkowe 296 tys. z tytułu umów cywilnoprawnych (skarbówka sprawdzi ich ważność). Trzeci zastępca, czyli Rafał Kwiatkowski, zarobił w ubiegłym roku 366 tys.

Mało? Szef TAI Jarosław Olechowski zarobił łącznie 1 mln 432 tys. zł, a Michał Adamczyk – 1 mln 499 tys. Pierwszy zdał obowiązki wiosną, więc drugi pracował tylko od wiosny. Finał jego pracy miał groteskowy epilog – Adamczyk postanowił zabarykadować się w budynku telewizji na placu Powstańców i stamtąd, niczym papież, przemawiać do zwolenników PiS. Wzywał ich do obrony telewizji, przekonywał, że to on jest jedynym legalnym prezesem telewizji, obiecywał stać na posterunku. Wytrwał do 13 stycznia. – Opuszczam dziś budynek Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, ale jednocześnie zaznaczam, że walka trwa i ta walka poprowadzi nas do zwycięstwa – ogłosił.

Dziś wiemy już, że najważniejsze, co chcieli obronić funkcjonariusze pisowskiej propagandy, to własne odprawy. 15 i 16 stycznia Adamczykowi, Pereirze i Tulickiemu zostały wręczone dyscyplinarki. Powód do zwolnienia dali sami – okupując budynek przy Powstańców, działając w TV Republika, szkalując nową TVP – działali na szkodę spółki. Ale to nie wszystko – przy okazji wyszło na jaw, że wszystkim trzem w ostatnich miesiącach znacząco poprawiono warunki zatrudnienia – dano podwyżki, przedłużono okresy wypowiedzenia i zakazów konkurencji.

Milionerami dzięki Telewizji zostali też państwo Kurscy. Jak poinformował „Onet”, żona Jacka Kurskiego zarobiła w TVP ponad 1,5 mln zł, choć przepracowała niewiele ponad rok. Jej były mąż – Tomasz Klimek – zarobił dzięki TVP 3,86 mln. A prezesowi Jackowi Kurskiemu telewizja wypłaciła w ciągu jego prezesury 6 mln zł.

Była władza dba o swoich. Wygodną posadę w Narodowym Banku Polskim dostał już Damian Diaz, były reporter „Wiadomości” (w 2022 r. dostał od NBP nagrodę, prezes Adam Glapiński chwalił go wtedy za „doskonały warsztat dziennikarski” oraz „nielękanie się prawdy”). We wtorek 16 stycznia Wirtualna Polska poinformowała, że wspominany wyżej były dyrektor TAI Jarosław Olechowski znalazł posadę… w banku Pekao SA. Został tam doradcą wiceprezesa Piotra Zborowskiego, powszechnie uchodzącego za człowieka Jacka Sasina.

Czy takich ludzi jak Kurscy czy Olechowski uda się pociągnąć do odpowiedzialności? Pod koniec ubiegłego tygodnia media poinformowały o powołaniu specgrupy pod przewodnictwem Romana Giertycha. We współpracy z różnymi resortami będzie usprawniał rozliczanie Prawa i Sprawiedliwości. – Najważniejsze są sprawy dotyczące rozliczenia tych osób, które brały udział w zamachu na wymiar sprawiedliwości. Mamy też kolejne informacje o skandalicznych wynagrodzeniach w TVP, co moim zdaniem miało znamiona wyprowadzania pieniędzy ze spółek skarbu państwa – zapowiedział Giertych.

Na razie TVP tnie koszty. Jak ustalił „Newsweek”, już zrezygnowano z doradców, którzy rocznie kosztowali spółkę ok. 3,2 mln zł, a był nim między innymi kuzyn Jarosława Kaczyńskiego Jan Maria Tomaszewski. Zarabiał jako doradca zarządu TVP 35 tys. zł brutto miesięcznie. W 2023 r. dało mu to łącznie z umowami cywilnoprawnymi 0,5 mln zł brutto.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version