Przed wyborami prezydenckimi, które zdecydują o być albo nie być władzy, rządowi może zaraz wybuchnąć w rękach granat z napisem „cenzura internetu”. Za poprzednich rządów Donalda Tuska też tak było.

Są rzeczy tak wrażliwe, że lepiej się dobrze zastanowić, nim się ich dotknie. Tak jest z wolnością słowa. Tak jest z wolnością w internecie. Tak jest z choćby ryzykiem państwowej cenzury sieci. Tak jest z poczuciem ludzi, że ktokolwiek może się o takową cenzurę pokusić. I to nawet jeśliby były — a przecież są — realne powody, by obawiać się nielegalnych i dezinformujących treści w sieci, także wtłaczanych w nią przez rosyjskie służby.

Tymczasem na starcie kampanii prezydenckiej, która jest być albo nie być dla obozu obecnie rządzącego, rząd radośnie odbezpiecza granat z napisem „cenzura internetu”. „Dziennik Gazeta Prawna” opisał, projekt Ministerstwa Cyfryzacji, który zakłada, że prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej mógłby wydawać platformom internetowym nakazy blokowania treści naruszających dobra osobiste lub wypełniających znamiona czynu zabronionego, ekspresowo: w 2-21 dni. Projekt ma wdrażać rozporządzenie Unii Europejskiej — akt o usługach cyfrowych (DSA). Gazeta twierdzi, że procedurę blokowania treści dodano już po przeprowadzeniu konsultacji publicznych, bo w pierwotnej wersji projektu miało jej nie być.

Minister Krzysztof Gawkowski (Nowa Lewica) na głosy krytyki odpowiadał, że „to prawo jest w Polsce potrzebne, żeby lepiej chronić obywateli przed hejtem, nienawiścią, przed niszczeniem ich zdrowia psychicznego. Nigdy nie będzie to się odbywać kosztem wolności słowa”.

Oczywiście, minister nie chciał, ale dał paliwo PiS i Konfederacji.

Prawo i Sprawiedliwość już ma na sztandarach obronę wolności słowa w internecie: „ACTA3!”, „cenzura!” — krzyczą ich spoty. Mówią też o tym politycy na konferencjach i gdzie tylko mogą. Rząd dał im w ręce gotowy przekaz, więc głupio byłoby nie skorzystać.

Dla Konfederacji tylko wspomnienie o blokowaniu treści w internecie, decyzją jakiegoś państwowego urzędu, to wymarzona okazja. Konfederacja, a zwłaszcza jej kandydat na prezydenta Sławomir Mentzen, który prowadzi kampanię przede wszystkim w sieci i tam ma swoich wyborców. Połowa mężczyzn do 40 roku życia popiera Konfederację — jest więc jeszcze przestrzeń do wzrostów. Rząd Donalda Tuska napędzi wyborców Mentzenowi, może też i Grzegorzowi Braunowi.

Karolowi Nawrockiemu również może pomóc. Podobnie jak i zapowiadającemu od roku start w wyborach prezydenckich Krzysztofowi Stanowskiemu, twórcy Kanału Zero. Stanowski jest osadzony przede wszystkim w sieci — może być więc beneficjentem dyskusji wokół przepisów o blokowaniu treści. Może też obudzić wyborców dotychczas kompletnie niezainteresowanych polityką.

Tak się buduje masę krytyczną, która może w drugiej turze przeważyć i doprowadzić Trzaskowskiego do klęski.

W II turze, do której zapewne wejdą Rafał Trzaskowski i Karol Nawrocki, głosy oddane na konfederatów, a pewnie też i Stanowskiego w dominującej części weźmie Nawrocki.

W tych wyborach prezydenckich nie musi być nowego Pawła Kukiza (w 2015 r. zdobył aż 20.8 proc. głosów), który potem poparł, choć nie wprost, Andrzeja Dudę i pomógł mu wygrać. Ani nawet Andrzeja Leppera (w 2005 roku zdobył 15 proc.), który potem poparł Lecha Kaczyńskiego i zapewnił mu zwycięstwo. W 2025 r. — jeśli obóz rządzący dalej będzie napędzał własną konkurencję — będzie paru kandydatów ze słabszymi wynikami, ale z łącznie równie ważną sumą swoich wyników.

Dziś wciąż jest do tego daleko — i dużo czasu do wyborów, i wciąż faworytem jest Trzaskowski — ale obóz rządzący potrzebuje saperów, by jego kandydatura nie wyleciała do maja w powietrze.

Wywoływanie z wdziękiem słonia tematu tak wrażliwego i społecznie, i politycznie na starcie kampanii, to proszenie się o kłopoty. Tak jakby nie wyciągnięto wniosków z protestów przeciwko ACTA w 2012 r.

Wówczas masowe protesty na ulicach (nie tylko Polski, ale generalnie w Europie) zwłaszcza młodych, to był realny kłopot polityczny dla rządu Donalda Tuska. Po latach prof. Adam Bodnar — dzisiejszy minister sprawiedliwości — opisywał postawę rządu PO-PSL: „Najpierw był długi opór, ale później nastąpił jednak dialog, a wręcz pokorna postawa ze strony premiera [Donalda Tuska] i Ministerstwa Cyfryzacji [wówczas ministrem był Michał Boni, a jego następcą Rafał Trzaskowski]. Jednym z kluczowych spotkań była wielogodzinna, transmitowana w mediach, debata z udziałem premiera Donalda Tuska (…) z przedstawicielami środowisk społecznych oraz naukowych”. A mimo to rząd Donalda Tuska znów serwuje sobie podobny kryzys.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version