W pracy zaczepiła ją muzułmanka, która źle zareagowała na to, że imigrantka z Polski nosi hidżab. Okazało się, że kobieta zakładała, że ktoś Polkę do tego zmusił. Potem Ajsza z dumą opowiadała w pracy, że przyjęcie islamu to był jej wybór.
Przed ekranem zasiada dziewczyna w nikabie. Widzę tylko duże niebieskie oczy, które uśmiechają się do mnie życzliwie. Dopiero w trakcie rozmowy Ajsza dowiaduje się, że nie nagrywam obrazu, a jedynie dźwięk. Bez wahania odsłania usta i nos. Ponieważ jestem kobietą, mogę zobaczyć jej twarz.
Podczas rozmowy szybko wychwytuję znajomy akcent. Okazuje się, że mam do czynienia z rodowitą Ślązaczką. Świat jest mały – wychowywałyśmy się w tym samym regionie kraju. Ja na wsi, ona w średnim mieście – w Rudzie Śląskiej.
– Dziołcha, to se możemy pogodać – śmieje się. – Ja kocham Śląsk! Ale nie wracam tam już, bo czuję się zagubiona wśród tych wszystkich pijących ludzi.
Dla muzułmanki, która całkowicie wyrzekła się alkoholu, to niemiłe doświadczenie stykać się tak często z pijącymi go ludźmi.
Sentyment do regionu, z którego pochodzi, pozostał, ale z rodzimą kuchnią musiała się pożegnać. W Wielkiej Brytanii nie ma szans, by zrobić ciap kartoflek z kiszonej kapusty i ziemniaków, prawdziwe kluski lub rolady. Inne produkty, inny smak. Teraz Ajsza gotuje międzynarodowe potrawy, to jedna z jej pasji.
– Gdy zamieszkałam w Wielkiej Brytanii, bardzo mało wiedziałam o islamie. Mniej więcej tyle, że jak oni się modlą, to walą głową w ziemię – zaśmiewa się na wspomnienie swoich początków.
Dziś codziennie modli się pięć razy, a Allahowi zawierza wszystkie swoje marzenia, plany i decyzje.
– Jestem przede wszystkim muzułmanką. To moja tożsamość. Islam obejmuje wszystko w życiu: to, jak wyglądasz, co jesz, z kim się zadajesz i dokąd chodzisz.
Muzułmanka z białą gębą
Miała osiemnaście lat, kiedy rzuciła szkołę średnią i wyjechała ze swojego rodzinnego miasta. W Polsce jej matka żyła w toksycznym związku, który mocno odbijał się na rodzinie – ojczym sięgał po alkohol i narkotyki.
Ajsza chciała się uwolnić i poczuć bezpiecznie. Wyjazd za granicę jej to zapewnił. Wkrótce dołączyły do niej także mama i siostra. Zadomowiły się w brytyjskim mieście, w którym społeczność liczy około stu dwudziestu tysięcy osób. Połowa z nich to muzułmanie – głównie emigranci z Pakistanu i Bangladeszu.
Mieszkanie w muzułmańskiej dzielnicy wynajęły ze względu na atrakcyjne ceny, ale też klimat. Ajsza określa to mianem „typowej emigranckiej dzielnicy miasta”, tygla kulturowego.
Matka Ajszy z islamem miała styczność wiele lat wcześniej, jeszcze jako młoda dziewczyna. W wieku dwudziestu lat uległa wypadkowi i trafiła do szpitala. Akurat na tym samym oddziale leżał pewien muzułmanin, student.
– Mama wykłócała się z personelem, że mają mu nie podawać w posiłkach świnki. A oni mu mówili, że to coś innego, i podsuwali wieprzowinę. W każdym razie pacjenci mieli dużo czasu na rozmowy i on jej sporo o islamie opowiadał. Dla mamy to, co słyszała, brzmiało już wtedy całkiem sensownie.
Kiedy dwie dekady później przeprowadziły się całą rodziną do muzułmańskiej dzielnicy, zintegrowały się więc bez problemu.
Ajsza nie przypuszczała, że kiedyś przejdzie na islam. Muzułmanie, których wokół niej było wielu, denerwowali ją swoim obnoszeniem się z religią. Nie bardzo podobał jej się też sposób ubierania się kobiet, myślała o nim lekceważąco.
– Nie chciałam ubierać się w koce i nosić chust, jak moje sąsiadki. Nie znałam żadnych nikabi osobiście. Kiedy jakaś przewinęła się gdzieś na ulicy, myślałam, że mąż jej każe to nosić. W życiu nie pomyślałabym wtedy, że to z powodów religijnych albo że sama chce się zakrywać.
Ajsza nie należała do gorliwych katoliczek, ale miała więź z Bogiem. Mówi o sobie, że „mocno czuje swoją duszę”, interesują ją sprawy duchowe.
– Na początku emigracji jeszcze mocniej skupiłam się na wierze katolickiej. Myślę, że to była forma obrony przed otaczającą mnie innością.
Po jakimś czasie spędzonym wśród społeczności muzułmańskiej brytyjskiego miasteczka postanowiła z ciekawości zajrzeć do Koranu, pobrała tłumaczenie z internetu. Niespodziewanie dla siebie samej przez kilka miesięcy czytała na temat islamu wszystko, co wpadło jej w ręce. Choć podejrzewała już, że zwiąże się z nową religią na poważnie, decyzję o oficjalnej konwersji odsuwała w czasie – chciała się dobrze przygotować. W końcu zrozumiała, że to nigdy nie nastąpi.
– Nawet po wypowiedzeniu szahady walczyłam z wątpliwościami. Nie od razu założyłam hidżab. Nie wiedziałam, czy sobie poradzę z tym, jak będą oceniać mnie inni ludzie.
Mówiąc „inni ludzie”, ma na myśli muzułmańską społeczność miasta. Gdy mieszkając już w Anglii, zaczęła zakrywać ciało, nieraz słyszała z ust współwyznawców docinki: „Po co to robisz? Chcesz być święta?”. W pracy zaczepiła ją muzułmanka, która źle zareagowała na to, że imigrantka z Polski nosi hidżab. Okazało się, że kobieta zakładała, że ktoś Polkę do tego zmusił. Potem Ajsza z dumą opowiadała w pracy, że przyjęcie islamu to był jej wybór.
Jeszcze gorsze było wysłuchiwanie kazań przypadkowych ludzi.
– Jedziesz taksówką z pracy, a kierowca muzułmanin widzi, że masz białą gębę i robi ci wykład o podstawach islamu. W takich sytuacjach mam ochotę powiedzieć: „Zamknij się! Ja już to wszystko wiem!”, ale nie chcę być wredna.
Pierwszego męża – Brytyjczyka pakistańskiego pochodzenia – Ajsza poznała w pracy, w sklepie z odzieżą. On był ochroniarzem. Okazało się, że mężczyzna szuka żony. Ajsza miała wówczas dziewiętnaście lat. Mężczyzna jej się spodobał, wydawał się sympatyczny.
– Łaził za mną. Pokazywał, jaki jest fajny, serdeczny, to mnie ujęło. Popatrzyłam na niego i stwierdziłam, że przydałby mi się mąż muzułmanin, dzięki któremu lepiej nauczę się zasad islamu.
Szybko okazało się, że on sam niewiele wiedział o islamie. Ustalili więc, że będą się uczyć wspólnie.
Zdaniem Ajszy wielu muzułmanów przypomina katolików – wierzących, ale praktykujących tylko w określonych momentach. Jednych i drugich na co dzień wiara nie interesuje.
– Ale podobał mi się też jako facet, z wyglądu. Nie wyobrażam sobie związać się z kimś, kto mi się nie podoba i kto nie ma dobrego charakteru. Było sporo czerwonych flag, ale ignorowałam je, bardzo pragnęłam mieć rodzinę.
– Jakich? – pytam.
– Religię miał w nosie. Mówił, że będzie ją praktykować od ślubu. Z kolei po ślubie, że od narodzin dziecka. Po narodzinach, od zamieszkania z rodzicami. Potem były kolejne wymówki i tak bez końca. To jedna z lekcji dla wszystkich młodych, naiwnych kobiet świata: jak ci się nie podoba to, co widzisz dziś, nie licz na obietnicę zmiany od jutra. On nie jest dla ciebie, twoja miłość ani starania go nie zmienią.
Zdecydowali się wziąć muzułmański ślub, czyli nikah. W czasie pierwszego ślubu Ajszy obecni byli: opiekun, świadkowie i imam. Wraz z wybrankiem podpisała wspomniany już kontrakt, w którym ustala się prawa i obowiązki każdego z małżonków.
Rozwód zgodny z szariatem
Kiedy urodził im się syn, okazało się to wielkim wyzwaniem. Przez pierwsze trzy lata życia syn niewiele sypiał i ciągle płakał. Po latach okazało się, że jest w spektrum autyzmu.
– Wrzeszczał prawie całą dobę – opowiada Ajsza. – A ja nie mogłam mu pomóc. Stresowałam się, że zaraz zacznie znowu płakać. Mój piękny plan na macierzyństwo wyglądał inaczej.
Ajsza nieraz dochodziła na skraj rozpaczy, modląc się do Allaha o pomoc. Ta pomoc zawsze nadchodziła – w różnej postaci. Ajsza wspomina szczególnie jedną z takich sytuacji, już po rozstaniu z pierwszym mężem. Wyprowadziła się z domu i zabrała syna ze sobą. Wtedy jeszcze nie wiedziała o autyzmie dziecka, udało się go zdiagnozować półtora roku później.
Pewnego dnia padła na kolana i modliła się, płacząc z wyczerpania i bezsilności. Niespodziewanie następnego dnia odezwał się ojciec dziecka – wcześniej obrażony i milczący od bardzo dawna, bo nie chciał się rozwodzić i bardzo przeciwko temu protestował. Chciał w ten sposób ją ukarać – odcięciem się od dziecka – to właśnie owa obraza. Powiedział jej, że w nocy miał sen, w którym on i synek bawili się razem. Stwierdził, że to on powinien sprawować nad nim opiekę. Ajsza poczuła nagle, co by było, gdyby syn z nią nie mieszkał. Jak sama wspomina, zalała ją fala tęsknoty i pustki już na samą myśl. Ta rozmowa sprawiła, że nagle zaczęła doceniać, że ma go na co dzień blisko siebie.
– Mój były już nigdy nie odezwał się do syna, który teraz ma dziesięć lat. Jego rodzice odwiedzali wnuka, dopóki on sam się o tym dowiedział. Zrobił awanturę i kontakt się urwał całkowicie – opowiada.
Allah zesłał rozwiązanie, a Ajsza podjęła decyzję o zakończeniu małżeństwa. Mąż poczuł się dotknięty i nie chciał dać jej rozwodu. Ona jednak nie zważała na jego urażoną dumę i zwróciła się do muzułmańskiego sądu.
Islam dopuszcza możliwość rozwiązania małżeństwa. Choć jest to ostateczność, Allah dał taką opcję, bo czasem rozstanie jest najlepszym wyjściem dla obu stron.
Fragment książki „Wybrałam Allaha. Polki, które przeszły na Islam” Danuty Awolusi wydanej przez wydawnictwo Agora. Tytuł, lead i skróty od redakcji „Newsweeka”. Książkę można kupić tutaj.
Foto: Wydawnictwo Agora