Dzieci, zwłaszcza młodsze, przebywają w teraźniejszości. Ważne jest dla nich to, co tu i teraz. Chłoną zmysłami świat wokół siebie. Dorośli paradoksalnie rzadko przebywają w dziś. Najczęściej są obecni w przeszłości lub planują przyszłość. Jak pogodzić te różne strefy czasowe, aby być razem?

Nasz umysł jest niezwykły: umie planować, wspominać, przygotowywać się na coś, rozwiązywać problemy. Doświadczamy nawet kilkudziesięciu tysięcy myśli dziennie, a kolejnego dnia ich większa część się pokrywa z wcześniejszymi. Umysł przetwarza też obrazy, głosy, kolory. Mamy naturalne preferencje i oceny – coś nam się podoba, a coś nie. Można to zaobserwować w zwykłych domowych sytuacjach. Na przykład nasze dziecko rozmaże buraczki na białej bluzce – nie podoba nam się, nie lubimy tego. Dziecko ładnie zje całą porcję – podoba nam się – jesteśmy zadowoleni. To naturalna reakcja.

Często jednak nie jesteśmy świadomi tego procesu. Film, jaki kręcimy w naszej głowie, odrywa nas od teraźniejszości. Rozwijamy procesy myślowe: trzeba będzie zmienić koszulkę, a to nowa bluzka, może jeszcze zdążymy wstawić pranie przed wyjściem, ale nie – trzeba jeszcze napisać maila… Może myślimy, że inne dzieci w tym wieku już nie brudzą się tak jedzeniem. A jeśli coś źle robimy jako rodzice? Tymczasem buraczki spadają na podłogę i dziecko zaciekawione ogląda ten kolorystyczny obraz. Jednak to już dla nas za dużo. Podnosimy głos i dopiero kiedy widzimy zaskoczone i pełne łez oczy dziecka, dociera do nas, że ta reakcja mogła być przesadzona.

Kiedy w takich (nierzadkich) sytuacjach patrzymy tylko przez własny filtr, nie budujemy więzi z dzieckiem. Jesteśmy nieobecni, bo nasze myśli biorą nas w inne strefy czasowe, np. rozpamiętujemy coś z przeszłości lub planujemy. Każdy rodzic zna sytuację, kiedy dziecko coś mu opowiada, a on niby słucha, ale nie słyszy. W jego głowie wybrzmiewają myśli, co jest jeszcze do zrobienia. Czy może więc wyłączyć myślenie? Nie zajmować się tym, co trzeba zrobić? Po prostu zachwycać się odcieniami czerwieni buraczków na jasnej podłodze? Nie. Zupełnie nie o to chodzi, chociaż można eksperymentować z ciekawością jako główną motywacją.

O świadomość tego, co się z nami dzieje wtedy, kiedy to się wydarza. Jak pisze amerykański lekarz psychiatra Daniel J. Siegel (książka „Potęga obecności” napisana razem z Tiną Payne Bryson): „Być obecnym, to dawać całe swoje Ja – całą uwagę i świadomość – kiedy jesteśmy ze swoim dzieckiem. Chodzi o to, byśmy byli mentalnie

i emocjonalnie obecni przy dziecku w danej chwili. Pod wieloma względami nie istnieje żaden inny czas niż chwila obecna i to my sami jesteśmy odpowiedzialni za to, by nauczyć się, jak być obecnym w sposób, który nam doda poczucia sprawczości, a u naszego dziecka zaszczepi odporność i siłę”.

I chociaż nasz umysł podróżuje w przyszłość i w przeszłość, to mamy sprzymierzeńca, który jest w teraźniejszości i zawsze nam pomoże chociaż przez chwilę być w tej strefie, gdzie jest nasze dziecko. Tym sprzymierzeńcem jest nasze ciało. Warto ćwiczyć sprawdzanie wrażeń przez ciało, bo to pomaga nam powracać do tu i teraz. Poczucie: „Czy wiem, jak się teraz mam – o co opierają się dłonie, jak czuję ciężar ciała na stopach” – sprawia, że przekierowujemy naszą uwagę z mentalnego filmu w głowie na teraz.

Czy można wyćwiczyć mózg, żeby nie mieć myśli? Nie, to jego naturalna aktywność. Tak jak żołądek wydziela soki trawienne, tak mózg nieustanie jest zajęty. Jednak to „tylko” myśli i nie trzeba w nie wierzyć.

Ewolucyjnie – mieliśmy być przede wszystkim bezpieczni. To nasz domyślny tryb – czujność na wszystkie niebezpieczeństwa, a nie na szczęście. Nie jesteśmy odpowiedzialni za zwodniczy mózg, ale wiedzmy, że może on nam utrudnić budowanie więzi z dzieckiem. Mózg uruchomi się np. na wiele fałszywych alarmów (uwaga – buraki na podłodze), ale dzięki „nowym” obszarom w przedniej jego części potrafimy kontrolować swoje zachowania, reakcje, słowa i działać spokojnie, widząc zmagania dziecka. Może nam w tym też pomóc wzmacnianie w naszym życiu tzw. systemu kojenia.

Do regulowania emocji mózg wykorzystuje trzy systemy: alarmowy, popędu i kojenia (więcej o tym w książce Jörga Mangolda „My, rodzice, jesteśmy tylko ludźmi!”). System alarmowy, czyli czerwony, to zagrożenie – buraki na podłodze, poplamiona bluzka, spóźnienie, kłopoty. Jest potrzebny, ale czy nie uruchamia się zbyt często? Czy nie reagujemy, jakby atakował tygrys szablozębny, kiedy doświadczamy trudnych zachowań dziecka?

System popędowy – niebieski – to tryb dążenia, osiągania – więcej, wyżej, szybciej. Problem naszych czasów. Dziś nawet sport, pasja i wychowanie dziecka stają się projektami do optymalizacji. Jest tu też dużo napięcia. To ciągłe działanie – przed wyjściem jeszcze wyślę maila, wstawię pranie, zrobię ćwiczenie z dzieckiem. System czerwony to tryb alarmowy – ma nas chronić, więc uruchamia jedną z trzech reakcji: walczę, uciekam lub zastygam.

A jaki kolor ma tworzenie więzi? Zielony. Kto posiada kota, wie, że po polowaniu czy zabawie zwierzę potrzebuje się zregenerować. Śpi, leży, robi nic. To właśnie system kojenia, kiedy uzupełniamy zapasy energii potrzebnej na pozostałe tryby. Jest antagonistą systemu czerwonego i niebieskiego. W tym trybie spowalnia oddech, bicie serca i rozluźniają się mięśnie. To tryb skoncentrowany na „my” – nie dążymy tu do przeżycia czy zdobycia pożywienia, ale potrzebujemy kojenia, bliskości i troski. Kiedy jesteśmy w systemie zielonym, pozostajemy w pełni skupienia na relacjach i tworzeniu więzi z innymi. Następuje poczucie wspólnego dobrostanu.

Jeśli jesteśmy świadomi tego, co się dzieje z nami jako rodzicami, możemy szybciej zauważyć, co dzieje się z dzieckiem. Czasami łatwo zatrzymać się na zachowaniu dziecka – może nieakceptowalnym dla nas, może irytującym, może zawstydzającym. Jednak rodzic niezaabsorbowany mentalnym filmem dostrzega, co kryje się u dziecka pod maską różnych jego zachowań. Dostraja się do tego, co naprawę wydarza się w uczuciach, wspomnieniach i myślach małego człowieka. Obecność jest środkiem, który pomaga nam osiągnąć cel wychowania – bezpieczną więź. Zdaniem Daniela J. Siegela jest ona jak emocjonalna odzież ochronna, kask. Noszenie go nie zapobiegnie wypadkowi, ale w razie jego wystąpienia – zminimalizuje konsekwencje.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version