Dorosłe objawy złego stanu psychicznego traktujemy z powagą. Dziecięce – często bywają lekceważone.

A to może prowadzić do wystąpienia u nich zaburzeń psychosomatycznych, bo zdrowie psychiczne z fizycznym jest ze sobą ściśle powiązane. Jak nie przeoczyć i nie bagatelizować tego, co dziecko nam sygnalizuje?

Czym jest zdrowie? Według definicji WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) to: „dobrostan fizyczny, psychiczny i społeczny, a nie wyłącznie brak choroby czy niedomagania”. Zdrowie jest pojęciem nie tylko niezwykle szerokim, ale też dość indywidualnym. Jest wielowymiarowe, co nie ogranicza się jedynie do wyników badań laboratoryjnych czy obrazowych.

Dobrym przykładem jest katar, który u dzieci stanowi niemalże integralną część ich funkcjonowania. Tymczasem dorosłym poważnie utrudnia działanie. A jak określić stan zdrowia mistrzów paraolimpijskich, którzy z jednej strony są niepełnosprawni, lecz z drugiej cieszą się nieporównywalnie lepszym zdrowiem i kondycją fizyczną niż pozornie zdrowa, pełnosprawna część populacji?

W rozważaniach o zdrowiu zwykle skupiamy się na chorobach ciała, bagatelizując stan psychiczny. Przeważnie całkowicie ignorujemy też aspekt społeczny. Zatem dziecko, które złamie nogę, jest automatycznie zwalniane z lekcji WF i nikomu nie przyjdzie na myśl, żeby podważać fakt samej choroby czy słuszność zwolnienia. Dziecko z niewidoczną na pierwszy rzut oka chorobą serca potrzebuje już wsparcia rodziców i zaświadczeń lekarskich. Natomiast dziecko z ciężkimi zaburzeniami lękowymi „musi się wziąć w garść i przezwyciężyć swój strach – w końcu inni też ćwiczą i żyją”. W każdym przypadku odpowiednio dobrane leczenie poprawi stan zdrowia poszkodowanego dziecka. Jednak najmłodsi z niewidocznymi problemami bardzo często mierzą się z niedowierzaniem, bagatelizowaniem i ignorancją.

Podobnie rzecz ma się z dziecięcymi emocjami. Dziecięcy krzyk służy wymuszaniu, krzyk osoby dorosłej to oznaka bezsilności. Dziecka płacz to szantaż, dorosłego to smutek lub bezradność. Dziecko jest wstydliwe i zahukane, dorosły natomiast jest introwertykiem dbającym o przestrzeń osobistą. Taki sposób myślenia i interpretowania świata jest bardzo powszechny i od pokoleń utwierdza dzieci w przekonaniu, że nie są ważne, a to, co czują, jest irytujące, śmieszne albo często po prostu głupie. Sfrustrowane dzieci wyrastają na sfrustrowanych dorosłych, którzy widzą świat jedynie przez pryzmat faktów i własnych doświadczeń. Stają się dorosłymi, którym niezwykle ciężko zrozumieć niematerialne potrzeby innych i zaakceptować, że człowiek to nie tylko ciało – soma, ale i psychika – psyche, które nawzajem się uzupełniają i, co ważne, których w żaden sposób nie można rozdzielić.

Wspólnym mianownikiem większości chorób, ale i ogólnie procesów fizycznych i psychicznych na pewno jest stres. Stanowi on reakcję organizmu na bodziec, czyli daną sytuację, ból, ale i myśl, czy wspomnienie. Odczuwanie stresu jest sprawą całkowicie indywidualną, dlatego znane nam wszystkim rady typu: „No co ty?! Nie stresuj się!” lub „Inni mają gorzej” są nie tylko nieskuteczne, ale utwierdzają zestresowanych w poczuciu, że to, co właśnie przeżywają, jest śmieszne i nieodpowiednie. Można więc powiedzieć, że takie „dobre rady” na pewno nie pomogą, a z dużym prawdopodobieństwem mogą zaszkodzić.

Jeżeli dana osoba odbiera jakąś sytuację jako stresującą, w jej organizmie dochodzi do uruchomienia całej kaskady reakcji fizjologicznych i biochemicznych. W ich wyniku organizm zostaje przygotowany do „walki lub ucieczki”, czyli dwóch ewolucyjnie wypracowanych mechanizmów, które umożliwiły naszym przodkom przetrwanie. W konsekwencji serce zaczyna bić szybciej, rozszerzają się źrenice, procesy trawienne ustępują pracy mięśni, przyspiesza oddech itd.

Wszystkie te fizjologiczne procesy prowadzą też, siłą rzeczy, do zmiany postawy i mimiki. Zaciśnięte zęby, przymrużone oczy, szeroko otwarte nozdrza sprawiają, że wyglądamy groźnie, tak się czujemy i tak jesteśmy też odbierani przez otoczenie… chyba że chodzi o dziecko. Ono wówczas często wygląda „brzydko”, „śmiesznie” lub ewentualnie „przesadza” lub „stroszy pióra”.

Reakcja otoczenia na to, co czujemy i jak się zachowujemy, może nas uspokoić lub jeszcze bardziej zestresować, a to z kolei prowadzi do kolejnych reakcji w organizmie. Ciało i psychika działają w tym procesie jak nierozłączne zębatki skomplikowanej maszynerii. Traktowanie ich jako niezależnych od siebie systemów jest całkowicie nielogiczne i bezproduktywne. Dlaczego więc przyspieszony puls jest powodem do niepokoju, a odczuwany przez dziecko lęk przed kartkówką często bywa dowodem „słabego charakteru”?

Przez pierwsze lata życia dziecka my jako dorośli jesteśmy dla niego lustrem społecznym. To na podstawie naszych zachowań, uwag, reakcji dzieci uczą się świata i siebie. Na bazie tych interakcji kreują swoje koncepcje, przyjaźnie oraz budują poczucie własnej wartości. Im lepiej dzieci nauczą się rozpoznawać i nazywać własne emocje, tym łatwiej będzie im zaakceptować fakt, że mają one takie samo prawo bytu jak inne funkcje organizmu.

Dzieci, które rozumieją, że emocje wpływają na ciało i znają sposoby, żeby sobie z nimi radzić, mają zdecydowanie niższe ryzyko zachorowania na zaburzenia psychosomatyczne. Rozumieją, że stres, mimo że nieprzyjemny, to w początkowej fazie jest niezwykle przydatny. Skoro wiedzą, że ich organizm dysponuje taką supermocą, potrafią wykorzystać ją do własnych celów.

Jednak, co jeszcze ważniejsze, dzieci czują, że nie są same i mogą liczyć na pomoc bez obaw, że np. konflikt z koleżanką zostanie wyśmiany. Edukacja o współistnieniu, zarówno elementów fizycznych, jak i psychicznych, jako integralnych części składowych organizmu jest jednym z elementów budowania odporności na stres u dzieci.

Biorąc pod uwagę statystyki, pokazujące, że 50 proc. chorób psychicznych rozwija się do 14. roku życia, a 30 proc. wszystkich pacjentów w gabinetach pediatrycznych to dzieci z zaburzeniami psychosomatycznymi – zdecydowanie jest o co walczyć.

Należy pamiętać, że odporność na stres znacznie redukuje ryzyko zapadnięcia na choroby fizyczne i psychiczne. O tym, jak dobrze radzimy sobie z obciążeniem, decydują czynniki zewnętrzne i wewnętrzne.

Te pierwsze to tzw. czynniki psychospołeczne, które kształtują się dzięki interakcjom międzyludzkim i determinują poczucie bezpieczeństwa. Czynniki wewnętrzne to m.in.: genetyka oraz skład mikrobioty jelitowej. Co ciekawe, to właśnie skład mikroorganizmów w jelicie w głównej mierze wpływa na odporność na stres dzieci, ale i dorosłych. Już od ponad dwóch dekad wiadomo, że mózg komunikuje się z jelitem za pomocą osi mózgowo-jelitowej, w której mikrobiota odgrywa kluczową rolę. W zależności od składu i zmian zachodzących w jelicie pod wpływem np. stresu bakterie jelitowe mogą alarmować lub uspokajać mózg, będący centrum dowodzenia.

Zestresowany mózg na każdym kroku widzi zagrożenie. Zatem dziecko z zaburzonym składem mikrobioty jelitowej potencjalnie szybciej będzie stresowało się np. wyzwaniami szkolnymi, interakcjami z rówieśnikami czy obowiązkami. Współczesne czasy sprzyjają dysbiozie, czyli zaburzeniom w składzie mikrobioty jelitowej. Długi czas spędzany w pomieszczeniach, brak ruchu i powszechne stosowanie środków czystości oraz wysoko przetworzona dieta wspierają rozwój bakterii prozapalnych. Te poprzez skomplikowane reakcje biochemiczne wprowadzają organizm w stan walki, czyli potocznie mówiąc: permanentnie podnoszą poziom stresu.

Długotrwałe przeciążenie objawia się u każdego na inny sposób. Dziecko, które tego stresu nie będzie potrafiło nazwać, a przy tym nie poprosi o pomoc, w obawie przed kolejnym: „Przestań się mazać, dzieci w Afryce mają gorzej” – pogłębi swoje poczucie bezradności i lęku przed niebezpieczeństwem. Często dopiero ból brzucha wzbudzi zainteresowanie dorosłych, którzy zupełnie nieświadomie stają się jednym z trybików błędnego koła zaburzeń psychosomatycznych dziecka.

A zatem odpowiednie postępowanie i modulacja mikrobioty jelitowej wydają się kluczem do sukcesu. Tu bardzo pomocne są empatia, szacunek i zrozumienie. Natomiast w modulacji mikrobioty oprócz właściwej diety mogą pomóc tzw. psychobiotyki. Są to specjalnie przebadane szczepy bakteryjne takie, jak: Lactobacillus helveticus Rosell 52 i Bifidobacterium longum Rosell 175.

Mają one korzystny wpływ na szeroko pojęte zdrowie psychiczne przede wszystkim dlatego, że redukują poziom odczuwanego stresu, stabilizują nastrój i zmniejszają natężenie odczuwanego lęku. Oczywiście nie rozwiążą wszystkich problemów i nie uchronią przed wieloma chorobami, ale są one istotnym elementem w rozwoju odporności na stres.

Zdrowie dzieci jest w rękach dorosłych. Im lepiej dorośli zrozumieją, że każde zachowanie dziecka jest reakcją na otaczający je świat, że wszystkie emocje są integralną częścią człowieka, że ból brzucha zawsze jest bólem niezależnie od przyczyny oraz że zdrowie to dobrostan fizyczny, psychiczny i społeczny, o który należy się troszczyć, tym większą odporność na stres i szansę na zdrowe życie będą miały nasze dzieci.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version