Psychoterapeutą może u nas zostać każdy. Powstał projekt ustawy, która ma uregulować rynek tych usług. Czy uda się wprowadzić ją w życie.
Sala w jednym z warszawskich teatrów wypełniona młodymi ludźmi. Wszyscy siadają na podłodze, światło gaśnie, zapada półmrok. Rozpoczynają się warsztaty z psychoterapii. Prowadząca proponuje rozpocząć od ćwiczenia. Uczestnicy zamykają oczy i mają wyobrazić sobie, że siedzą na łące, a wokół nich zebrana jest cała rodzina. – Mamy odetchnąć głęboko i im wszystkim wybaczyć. Dla mojej przyjaciółki jest to trudne, bo ma ojca alkoholika, który porzucił ją i jej mamę. Zniknął z ich życia. Jeszcze trudniejsze okazało się to ćwiczenie dla nieznajomej. Dziewczyna wstała i szlochając, mówi, że nie może wybaczyć ojcu, bo ją molestował – opowiada uczestniczka spotkania.
Kulisy pałacu
Foto: Newsweek
Na „psychoterapeutce” nie robi to wrażenia. Przekonuje nieznajomą, że musi wybaczyć ojcu, bo to wina matki, która nie dawała mu tego, czego potrzebował. A jej, córce, ojciec okazywał w ten sposób miłość. – Dziewczyna nie może uwierzyć w to, co słyszy. Szlocha coraz bardziej. A mnie przypominają się wszystkie dramatyczne chwile w moim życiu. Czuję, że zaraz zwymiotuję. Wychodzimy z przyjaciółką – opowiada.
Komercyjne i publiczne
– Dziś każdy może się mianować psychoterapeutą. Zarówno osoba, która ukończyła podyplomowe 4-letnie szkolenie i jest certyfikowanym specjalistą z doświadczeniem, jak i osoba, która ma za sobą jedynie 10-godzinny kurs. Dzieje się tak bez żadnych konsekwencji prawnych – mówi dr n. med. i n. o zdr. Nina Szalas, psycholog, certyfikowana psychoterapeutka poznawczo-behawioralna. – Niejednokrotnie zatrudniając osoby w ramach naszej poradni, słyszałam: „Jestem psychoterapeutą. Zacząłem czy zaczęłam 20-godzinny kurs psychoterapii, mam za sobą jeden zjazd”.
Tacy samozwańczy psychoterapeuci mogą skrzywdzić pacjenta. – Mogą go źle zdiagnozować i potem prowadzić niewłaściwą „psychoterapię”. W najgorszym przypadku mogą nie interweniować, kiedy zagrożone jest życie pacjenta – mówi Dorota Minta, psycholożka i psychoterapeutka, jedna z ekspertek zespołu przygotowującego raport, wykładowczyni na Uczelni Korczaka, ekspertka Think Tank. Jednym z typowych błędów takich „psychoterapeutów” jest pomaganie pacjentowi, który ma stany depresyjne, brak energii do życia i problemy ze snem, bez zbadania u niego hormonów tarczycy. Tego typu objawy mogą być wywołane niedoczynnością tarczycy. Taki pacjent może w ogóle nie potrzebować psychoterapii, tylko musi stosować odpowiednie leki.
– Dorosły, jeśli trafi do niekompetentnej osoby, prędzej czy później zorientuje się, że coś jest nie tak, i zareaguje, ale skąd ma to wiedzieć dziecko? Zajmowanie się dzieckiem niezgodnie z jego potrzebami może doprowadzić do pogłębienia zaburzenia i wtórnie narastających różnych problemów czy zaburzeń psychicznych – mówi dr Szalas.
Większą pewność, że dziecko trafiło w dobre ręce, mogą mieć rodzice, którzy korzystają z pomocy psychoterapeuty zatrudnionego w ramach NFZ. – Taki psychoterapeuta ukończył co najmniej drugi rok 4-letniego szkolenia przygotowującego do certyfikatu psychoterapeuty. W usługach komercyjnych ten przepis nie obowiązuje. Problem jednak polega na tym, że na pierwsze spotkanie w ramach NFZ dziecko czeka nawet 7-8 miesięcy, a to w rozwoju dziecka bardzo długo – dodaje dr Szalas.
Szacuje się, że w Polsce jest 22 tys. psychoterapeutów, ale niewielu decyduje się na pracę w ramach NFZ. Powodem jest bardzo niskie finansowanie w porównaniu z rynkiem usług komercyjnych. Do gabinetów prywatnych kolejek praktycznie nie ma.
Do prywatnego psychoterapeuty trafiła Ania, której rodzice się rozwodzili. Dziewczynka sobie z tym nie radziła. W szkole zamiast piątek i szóstek, jak dotychczas, dostawała słabe dwójki i coraz częściej jedynki. Wciąż bolały ją głowa i brzuch. Na widok jedzenia robiło jej się niedobrze. Zaczęła chodzić na spotkania z psychoterapeutą, ale było coraz gorzej. Kilka miesięcy później, gdy było niemal pewne, że Ania nie zda do następnej klasy, mama zmieniła córce psychoterapeutę. Ten poza problemami emocjonalnymi błyskawicznie zdiagnozował u dziewczynki anoreksję. Jej stan był już jednak na tyle poważny, że musiała być leczona w szpitalu.
Zdaniem dr Szalas w usługach komercyjnych brakuje też koordynacji terapii. – Wtedy każdy specjalista inaczej ocenia stan dziecka. Psychiatra leczy je na depresję, psychoterapeuta na problemy rówieśnicze, a w szkole uważają, że w ogóle nie ma potrzeby go leczyć, bo dziecko jest po prostu leniwe – mówi dr Szalas, ale przyznaje, że coraz więcej rodziców ma świadomość, jakie kompetencje powinien mieć psychoterapeuta. – Niektórzy pytają mnie nawet o certyfikat – dodaje dr Szalas.
Pomoc w trudnych chwilach
Rosnącą świadomość na temat znaczenia terapii w radzeniu sobie z trudnościami emocjonalnymi i psychicznymi potwierdza raport „Polska na kozetce 2025”. Badanie zostało przeprowadzone na reprezentatywnej grupie Polaków w styczniu 2025 r. przez agencję SW Research na zlecenie serwisu Kliniki.pl. Wynika z niego, że coraz więcej Polaków dostrzega potrzebę szukania wsparcia w zakresie własnego zdrowia psychicznego. Więcej niż co piąta dorosła osoba skorzystała z psychoterapii w ciągu ostatnich pięciu lat, a głównym tego powodem były zaburzenia emocjonalne, w tym depresja, stres w pracy oraz problemy rodzinne lub w relacjach z innymi.
Co czwarta osoba korzystająca z psychoterapii była mieszkańcem dużego miasta. Nie zaskoczyło to autorów raportu, bo w dużych miastach zazwyczaj jest lepszy dostęp do specjalistów, ale z pomocy psychoterapeutów często korzystają także mieszkańcy wsi. – Jest to prawdopodobnie spowodowane dostępnością takich usług przez internet. W czasie pandemii pojawiło się dużo platform, które świadczą usługi psychologiczne. Online daje też poczucie bezpieczeństwa i zapewnia dyskrecję. Ciągle w wielu środowiskach chodzenie na psychoterapię czy korzystanie z pomocy psychologa nie jest dobrze widziane – mówi Dorota Minta. Jej zdaniem dla psychologa i psychoterapeuty spotkania online są trudniejsze niż w realu. – Mamy mniej informacji o pacjencie. Nie widzimy, jak pacjent wchodzi, wita się, porusza, jak siedzi, reaguje. Widzimy mimikę, ale nie widzimy tego, jak zachowuje się całe jego ciało.
Ponad 80 proc. respondentów badania „Polska na kozetce” nie skorzystało z pomocy psychoterapeuty. Zdaniem autorów raportu taki wynik może sugerować, że wiele osób nie dostrzega potrzeby pomocy psychologicznej lub nie uznaje swoich problemów za wystarczająco poważne, aby po taką pomoc sięgnąć. „Ale może to również świadczyć o obecnym w społeczeństwie przekonaniu, że psychoterapia jest przeznaczona tylko dla osób z poważnymi problemami, a nie dla tych, którzy po prostu szukają wsparcia w trudniejszych chwilach” – twierdzą autorzy raportu.
Najczęściej w spotkaniach z psychoterapeutą uczestniczyły osoby w wieku 25-34 lata, co oznacza, że młodzi ludzie mają większą świadomość na temat zdrowia psychicznego i psychoterapii niż osoby po pięćdziesiątce, które najrzadziej korzystały z takiego wsparcia. – Mogą być dwa główne tego powody. Jeden to utrwalone przekonania, że problemy emocjonalne są tematem, o którym nie należy mówić, a drugi może wynikać z ograniczonego dostępu do usług dla osób w tej grupie wiekowej – mówi Dorota Minta. – Część osób najpierw szukała pomocy u specjalistów w ramach NFZ, ale gdy dowiadywała się, że na wizytę musi czekać nawet kilka miesięcy, próbowała skorzystać z pomocy w prywatnych placówkach. Wtedy okazywało się, że terapia jest droga, i w ogóle rezygnowały z wizyt – mówi Minta. Z raportu wynika, że dla dwóch trzecich Polaków koszty psychoterapii są zbyt wysokie, aby była ona realnie dostępna.
Finanse stanowią też często barierę dla wielu absolwentów psychologii, którzy chcą uzyskać status psychoterapeuty. – Nauka w niepublicznych instytucjach, bo tylko tam się ona odbywa, kosztuje kilkadziesiąt tysięcy złotych. Trwa cztery lata. Aby się do tych szkół dostać, trzeba mieć ukończone studia i zdać wstępny egzamin – mówi Dorota Minta.
Potrzeba certyfikatu
Szkoły psychoterapii są prowadzone przez ponad 30 towarzystw psychologicznych i stowarzyszeń. Nauka kończy się uzyskaniem certyfikatu, który jest pewną gwarancją jakości usług świadczonych przez psychoterapeutę. – Zakładam, że nauka w tych szkołach jest prowadzona na odpowiednim poziomie, ale opiera się to na bardzo głębokim zaufaniu. Żadna niezależna instytucja nie weryfikuje bowiem wiedzy osób, które otrzymały certyfikaty psychoterapii. Zakładam, że osoby po szkole psychoterapii, które uzyskały certyfikat, potrafią pomóc pacjentom – mówi Dorota Minta.
Ale takie podejście sugeruje, że absolwenci szkół psychoterapii są lepiej przygotowani do pomagania pacjentom niż osoby po psychologii. – A nie zapominajmy, że większość psychologów kończy różne szkolenia i kursy – dodaje Dorota Minta. Mogą to być na przykład szkolenia z przeprowadzania diagnozy różnymi narzędziami psychologicznymi, czego nie daje szkoła psychoterapii, bo często każda z nich szkoli tylko w jednej metodzie. Adepci kończą szkolenia z interwencji kryzysowej, z diagnozy spektrum autyzmu czy ADHD, a każde z nich może trwać nawet kilka miesięcy.
Nie ma jednak certyfikatu publicznego oceniającego kompetencje osób, które świadczą usługi psychologiczne i psychoterapeutyczne. – Nie mamy też izby na wzór lekarskiej, która zrzeszałaby wszystkie te osoby – wymienia Dorota Minta. Utworzono jedynie rejestr psychologów transportu, którzy badają kierowców zawodowych, czy psychologów, którzy wystawiają pozwolenia na posiadanie broni.
Problem z psychologami i psychoterapeutami polega też na tym, że podlegają oni różnym ministerstwom. Psychologowie, którzy pracują w ośrodkach pomocy rodzinie, podlegają Ministerstwu Rodziny, psychologowie w szpitalach – Ministerstwu Zdrowia, a zatrudnieni w szkole i przedszkolu – resortowi edukacji. To pogłębia chaos w tym środowisku. A za tym idzie brak poczucia bezpieczeństwa u pacjentów.
Walka interesów
Uporządkować rynek usług psychoterapeutycznych ma ustawa o zawodzie psychoterapeuty, na którą środowisko czeka co najmniej kilkanaście lat. Wtedy powstały założenia takiej ustawy, ale zmienił się rząd i prace nad nią przerwano. Niedawno przedstawiono projekt ustawy o zawodzie psychoterapeuty oraz samorządzie zawodowym. W połowie marca tego roku zakończyły się konsultacje społeczne. Projekt zakłada, że psychoterapeutą będzie mogła zostać osoba, która ukończy podyplomowe szkolenie psychoterapeutyczne, odbędzie określoną w ustawie liczbę godzin superwizji, czyli pracy pod okiem doświadczonego psychoterapeuty – superwizora, oraz ma za sobą określoną liczbę godzin psychoterapii własnej lub doświadczenia własnego.
Projekt wywołał jednak mnóstwo emocji, a główną kwestią sporną jest to, kto może zostać psychoterapeutą. Na przykład porozumienie Koalicja dla Psychoterapii, które zrzesza psychologów z Uniwersytetu Jagiellońskiego, Uniwersytetu SWPS, Uniwersytetu Warszawskiego i Instytutu Psychologii Polskiej Akademii Nauk, w liście otwartym podkreśla, że ustawa jest zbyt liberalna i zbyt szeroko otwiera drzwi do zawodu, bo dopuszcza do zawodu absolwentów różnych kierunków studiów magisterskich z dziedzin humanistycznych, medycznych, społecznych, nauk o rodzinie i w dyscyplinie teologia. Jeszcze większego ograniczenia dostępu do zawodu chce Polskie Towarzystwo Psychologiczne. Jego przedstawiciele uważają, że tylko osoba z wykształceniem psychologicznym może wykonywać zawód psychoterapeuty. Są też opinie przeciwne, zgodnie z którymi projekt jest zbyt restrykcyjny i nie daje możliwości ubiegania się o tytuł m.in. osobom, które prowadzą gabinety psychoterapeutyczne, ale skończyły kursy krótsze niż 4-letnie szkolenie podyplomowe.
Autorzy projektu ustawy zakładają, że obowiązkowym elementem kształcenia będzie także odbycie stażu oraz zdanie egzaminu certyfikacyjnego, który potwierdzi zdobyte kompetencje. – Egzamin państwowy, analogiczny do tego, jaki zdają lekarze po studiach i potem po zakończeniu specjalizacji, dawałby gwarancję, że psycholog czy psychoterapeuta, który go zda, spełnia określone warunki i może wykonywać ten zawód – mówi Dorota Minta. – Usankcjonowanie zawodu psychologa i psychoterapeuty mogłoby uchronić ludzi przed nieświadomym korzystaniem z pseudoterapii. Bo jeśli ktoś świadomie idzie na spotkanie z szamanką czy wróżem, to jego wybór.
