Rumuni mieli 8 grudnia wybrać w drugiej turze wyborów prezydenckich nową głowę państwa. Plany pokrzyżował wyrok tamtejszego Sądu Konstytucyjnego, który unieważnił wyniki pierwszej tury.

Uznano, że doszło do niedopuszczalnej ingerencji w akt wyborczy. Podejrzenia padły na grupy wspierające prorosyjskiego polityka Calina Georgescu. Mężczyzna nieoczekiwanie wygrał pierwsze głosowanie w listopadzie.

Rumunia. Influencerzy wyjeżdżają z kraju

Wyrok sądu zapoczątkował szereg kontroli wymierzonych w rozsiewających prorosyjski przekaz za pośrednictwem mediów społecznościowych. 

W Bukareszcie i innych miastach przeprowadzono naloty na zwolenników Georgescu. Doszło do zatrzymań, przeszukiwano też nieruchomości. W grę włączyły się organy podatkowe, chcąc zbadać transakcje finansowe, dokonywane w czasie kampanii.

Na te działania zareagowali wspierający ultrakonserwatywnego kandydata w sieci influencerzy. Zaczęli masowo opuszczać Rumunię. Na zamieszczanych relacjach pojawiały się pożegnalne słowa: „Zegnaj”, „Tęsknię za tobą”. 

Influencerzy uciekają z Rumunii

Skąd wzięła się obawa influencerów? Przełomową decyzję podjął prezydent Klaus Iohannis, odtajniając część dokumentów wywiadowczych. 

Te wskazywały na współpracę między tiktokerami a sztabem Georgescu. Za publikowanie przyjaznych politykowi treści otrzymywali sowitą zapłatę

– W ramach dochodzenia ocenione zostaną wszelkie związki przyczynowo-skutkowe między tymi płatnościami a konkretnym kandydatem w rumuńskich wyborach prezydenckich – mówił szef rumuńskiego biura wyborczego Toni Grebla.

Wybory w Rumunii. Bruksela zabrała głos

W sprawie rumuńskich wyborów okazało się, że część twórców, wspierających prorosyjskiego kandydata, miała powiązania ze światem przestępczości zorganizowanej. 

Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage – polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!  

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version