Pesymistyczne myśli lubią wpychać w poczucie winy, odbierać moc. Dlatego dobrze jest zastanowić się wspólnie z dzieckiem, czy jedno gorsze zdarzenie naprawdę spowoduje lawinę wydarzeń, które zakończą się katastrofą. O tym, jak myślą dzieci i kiedy kiełkuje w nich pesymistyczne ziarenko – mówi psycholożka i psychoterapeutka Aleksandra Salwa.
„Newsweek”: Dzieci też mają pesymistyczne myśli?
Aleksandra Salwa: Mają, tylko nie wiedzą, czym są, i jeszcze nie potrafią ich nazwać.
Dlaczego?
– Problemem jest dla nich sam konstrukt myśli. Dlatego kiedy zaczynam z dziećmi pracę w gabinecie, najpierw wyjaśniam, że myśl to coś, co pojawia się w naszej głowie i przemyka przez nią. Że ona może przybierać postać słów, które kierujemy sami do siebie lub którymi komentujemy rzeczywistość, ale też obrazów wyświetlających się w naszych umysłach, gdy coś się wydarza.
Foto: Materiały wydawcy
Dzieci to rozumieją?
– Dziesięciolatki raczej już tak, ponieważ powoli rozwija się u nich myślenie abstrakcyjne. Natomiast w pracy z młodszymi pacjentami posługuję się metaforą zwaną pomidorową. Oni reagują na nią takim samym zdziwieniem jak teraz pan. Na jej przykładzie tłumaczę, że myśl przypomina nasiono pomidora. Wsadzamy je do doniczki, przysypujemy żyzną ziemią i podlewamy. Co stanie się z nim za jakiś czas? Wykiełkuje, a następnie przemieni się w dorodną roślinę. Z myślami jest podobnie. Gdy zaczynamy zwracać na nie uwagę, zatrzymujemy się przy nich, pielęgnujemy je – rozrastają się. Pesymistyczne myśli mają jeszcze tę szczególną właściwość, że potrafią się rozwijać znacznie szybciej niż optymistyczne.
A w jaki sposób powstają?
– W wąskim rozumieniu – zawsze odnoszą się do jakiegoś kontekstu. To oznacza, że myśli są subiektywną interpretacją tego, czego w danej chwili doświadczamy. Proszę wyobrazić sobie Bartka i Klarę, uczniów tej samej klasy, którzy mają na jutro zaplanowany sprawdzian z matematyki. Bartek powtarza materiał, przegląda podręcznik i stwierdza: „Zrobiłem, co mogłem. Idę pokopać piłkę”. Ta pomocna myśl przekierowuje jego uwagę. Pozwala mu dokonać wyboru, co chce zrobić. Napawa go wiarą, że sobie poradzi. Tymczasem Klara podchodzi do tego zupełnie inaczej: „W życiu nie dam sobie rady. Obleję ten sprawdzian”. Jak pan myśli: co zrobi potem?
Odpuści.
– To zachowanie bardziej odpowiadające dziesięcio— i jedenastolatkom. Natomiast młodsze dziecko idzie do rodziców, po czym obwieszcza, że nie chce jutro iść do szkoły.
Jak możemy się dowiedzieć, co skrywa to zdanie?
– Zaczęłabym od jego uprawomocnienia. Czyli powiedziałabym Klarze, że dostrzegam jej niechęć pójścia do szkoły i zastanawiam się, co to oznacza. Następnie spróbowałabym badać razem z nią, czego dotyczy jej myśl. Najpierw otwartymi pytaniami, a jeśli okazałyby się zbyt trudne – powiedziałabym, że mam kilka pomysłów, i zapytała o zgodę na ich przedstawienie. Potem pytałabym wprost: „Może na lekcjach czeka cię coś trudnego? Boisz się, że nie poradzisz sobie z kartkówką?”. Jeśli Klara ma osiem lat, istnieje duże prawdopodobieństwo, że usłyszę od niej: „Ale ja nie wiem. Po prostu nie chcę iść do szkoły”. To, że nie potrafi jeszcze nazwać ani sprecyzować swoich myśli, jest całkowicie normalne na tym etapie rozwoju. Dlatego warto wytłumaczyć jej – jak zrobiliśmy to na początku rozmowy – czym są myśli i skąd w ogóle biorą się w naszej głowie.
Dzieci nie zdają sobie sprawy, że czują tak, jak myślą. Nie mają dystansu wobec własnych refleksji. Traktują każdą niczym fakt o sobie, a nie przypuszczenie. Aby uświadomić im, że jest inaczej, stosuję jeszcze metodę terapeutycznej pizzy. Każda ma przecież składniki, prawda? A w skład tej, którą „pieczemy” w gabinecie, wchodzą myśli, emocje, sygnały z ciała, ale też podyktowane nimi zachowania. Dzieci są zaskoczone, że między tymi wszystkimi elementami istnieje jakiś związek. Ale bez tej wiedzy jest im naprawdę trudno zauważyć swoje pesymistyczne myśli i spowodowane nimi zachowania.
Tylko skąd ten gorzki składnik wziął się na pizzy?
– Warto zapytać o to samą Klarę. Może pierwsze negatywne refleksje pojawiły się, gdy z poprzedniego sprawdzianu dostała trójkę, a Basia, koleżanka z ławki, piątkę? Jeśli tak, automatycznie otwiera nam się droga do kolejnego pytania: „Co zrobiłaś pod wpływem tej myśli? Wybiegłaś do łazienki? Popłakałaś się? A może usiadłaś w kącie klasy ze spuszczoną głową?”.
Jak detektywistyczne śledztwo.
– A wie pan, że dzieci bardzo je lubią? W gabinecie zauważam jeszcze, jak zaczynają główkować, gdy pytam, czy mogłyby inaczej pomyśleć o trójce ze sprawdzianu. Z początku ogarnia je konsternacja. Nie wiedzą, o co mi chodzi. Dziwią się, że o jednej sytuacji można pomyśleć na kilka różnych sposobów. Ale na tym właśnie polega to zadanie. Ma otwierać i poszerzać perspektywę dzieci. Pokazywać, że nie muszą brać wszystkiego na siebie, obwiniać się. Bo pesymistyczne myśli takie są: lubią wpychać w poczucie winy, odbierać moc. Dlatego dobrze jest zastanowić się wspólnie z dzieckiem, czy jedna gorsza ocena naprawdę spowoduje lawinę wydarzeń, które zakończą się niezdaniem do kolejnej klasy. Zanim rodzice spróbują tej metody, najpierw polecałabym im zastosować ją wobec siebie. Niech sprawdzą, które z ich refleksji pojawiają się z automatu. I czy sami są w stanie pomyśleć o nich inaczej niż do tej pory.
A jak snucie czarnych scenariuszy wpływa na dziecko?
– W psychoterapii poznawczo-behawioralnej mamy kilka rodzajów myśli. Między innymi wyróżniamy myśl automatyczną. Ona pojawia się spontanicznie, „uruchamia” emocje i jest odpowiedzią na jakieś wydarzenie. Jeśli ma zabarwienie pesymistyczne, może podpowiadać dziecku przygotowującemu się do sprawdzianu, że sobie z nim nie poradzi, i finalnie doprowadzić do aktywnego unikania pójścia do szkoły. Ale istnieją jeszcze przekonania. Sięgają znacznie głębiej niż automatyczne myśli. Nie odnoszą się do konkretnej sytuacji, tylko dotyczą tego, jak dziecko patrzy na siebie, na innych i na świat. Do ich powstania przyczyniają się zarówno jego mowa wewnętrzna, jak i środowisko, w którym wzrasta. Jeśli więc młody człowiek często doświadcza trudnych przeżyć bądź porażek, mogą ukształtować się w nim negatywne przekonania o sobie. A jeśli dodatkowo ma rodziców, którzy są skłonni pesymistycznymi myślami reagować na swoje niepowodzenia, uczy się takiego dialogu wewnętrznego na zasadzie modelowania. To prosta, choć długa droga do refleksji: „Jestem beznadziejny, ludzie mnie nie lubią i nigdy mi nie pomogą”.
Dziesięciolatek jest w stanie tak pomyśleć?
– Powiedziałabym raczej, że w tym wieku podobne przekonanie zaczyna się w nim dopiero formować. Będzie się jednak rozwijało, jeśli w późniejszym okresie mowa wewnętrzna nadal pozostanie pesymistyczna. W ten sposób wracamy do pomidora, o którym rozmawialiśmy na początku. Pesymistyczne myśli przypominają bowiem owoce tej rośliny. Natomiast przekonania tworzą jej korzenie. To oznacza, że są mniej widoczne niż myśli. Dostęp do nich wcale nie jest łatwy. W terapii z dziećmi zajmujemy się co najwyżej pomidorami, a o korzeniach możemy jedynie snuć hipotezy jako terapeuci.
A jak dzieci wyobrażają sobie pesymistyczne myśli?
– Kiedyś usłyszałam od jednego dziewięciolatka, że wszystkie refleksje – zarówno pozytywne, jak i negatywne – zamyka w „więzieniu”, czyli w swojej głowie. On wcale nie chciał ich unikać. Po prostu ta metafora pomagała mu „umieszczać” je w jednym miejscu, oddzielać od siebie i spokojnie im się przyglądać. W ten sposób chłopiec wypracował coś, nad czym pracuje wielu dorosłych w terapii. „Więzienie” pozwoliło mu zdystansować się od własnych myśli i zobaczyć, czym są: produktem umysłu. Kiedy oddzielił je od samego siebie, mógł wybrać, co chce z nimi zrobić.
Miałam jeszcze młodego pacjenta, który myśli traktował jak kotki. Ten biały siedział mu na lewym ramieniu. Miauczał: „Dasz radę!”. Z kolei czarny zajmował ramię prawe i snuł stamtąd czarne wizje. Na pytanie, do którego jest mu bliżej, odparł: „No przecież, że muszę słuchać białego!”.
Zdarza się, że u niektórych dzieci czarny kot jest głośniejszy?
– Niekiedy tak. W ich przypadku należałoby jednak spojrzeć szerzej na powstawanie pesymistycznych myśli. Tu nie wystarczy przeanalizowanie kontekstu sytuacyjnego, ponieważ trzeba także sięgnąć do biopsychospołecznego modelu. Co to oznacza? Po pierwsze, dziecko ma temperament, z którym się rodzi. Ma także swoją podatność emocjonalną i wrażliwość dziedziczoną często po rodzicach. Każdy z tych elementów decyduje o tym, w którym kierunku rozwinie się jego mowa wewnętrzna, czyli myśli i dialog ze sobą. Po drugie, dziecko otaczają dorośli. Pytanie teraz, jak sami reagują na trudne doświadczenia. Jeśli lękiem, wątpliwościami, niewiarą w siebie, ciągłym powtarzaniem, że są beznadziejni, to dziecko otrzyma opowieść, jak może się zachowywać, gdy coś mu nie idzie. Po trzecie, warto przyjrzeć się sytuacjom, które wywołują w nim konkretne emocje. Na przykład u niektórych dzieci pesymistyczne myśli wynikają ze strat. Wyprowadzka ulubionej koleżanki do innego miasta może uruchomić w nich lęk, smutek, ale też wizje typu: „Już nigdy więcej nie poznam kogoś tak fajnego”. Problem w tym, że dzieci do dziesiątego roku życia nie zawsze potrafią określić czy przypomnieć sobie, która sytuacja spowodowała u nich konkretne uczucia. Odszyfrowanie pesymistycznych myśli dziecka może być zatem bardzo trudne dla rodziców. Trzeba też pamiętać, że każdy z nich jest na różnym etapie rozwoju i zaprzyjaźniania się z własnymi refleksjami. Ci, którzy są w trakcie psychoterapii albo ją zakończyli, mogą mieć nieco więcej narzędzi do odczytywania komunikatów dziecka. Głównie dlatego, że ona nauczyła ich myśleć o myślach.
Kiedy pesymizm powinien nas zaniepokoić?
– Dzieci są różne, a co za tym idzie – różnie wyrażają swoje emocje. Natomiast z pewnością istnieje uniwersalny sygnał, który jest niepokojący. Chodzi o częstotliwość pesymistycznych myśli. Załóżmy, że dziecko narzeka na jednorazowy ból brzucha z powodu stresu przed wycieczką szkolną. Oczywiście nie zbagatelizowałabym jego komunikatu, ale też nie byłby dla mnie bardzo alarmujący. Zmartwiłabym się jednak, gdyby ten sam objaw powtarzał się przed każdym wyjazdem z klasą.
A gdybym zapytał dziecko, skąd ten ból?
– To najprawdopodobniej usłyszałby pan: „Bo nie chcę jechać”.
No tak, logiczne.
– Niektórzy sądzą jeszcze, że prawdziwe. Ja jednak powiedziałabym, że nie do końca. Przecież dziecko często nie orientuje się, co skrywają jego pesymistyczne myśli. Nie umie połączyć ich z doświadczanymi emocjami. Na przykład z lękiem przed separacją z rodzicami. Niby jedno uczucie, ale potrafi tak zawęzić perspektywę młodego człowieka, że przestanie dostrzegać zalety i atrakcje szkolnej wycieczki. Dlatego tak ważne jest, abyśmy mądrze towarzyszyli mu w podobnych sytuacjach.
Reakcje na pesymistyczne myśli zależą od wieku?
– Zdecydowanie. Siedmiolatki odpowiadają na nie konkretnymi działaniami. To te wszystkie: nie jedź, nie rób, nie działaj, nie wychodź, a najlepiej niczego nie próbuj. Tymczasem u dziesięciolatków dzieje się znacznie więcej z racji rozwijającego się myślenia abstrakcyjnego. Przypomina mi się migawka z jednego ze spotkań z dziećmi. Jeden z chłopców, jedenastolatek, zgłosił się i opowiedział o tęsknocie, z którą nie potrafił sobie poradzić. Był przekonany, że nie uwolni się od niej, bo miał w życiu osobę, która ciągle przypominała mu o tym uczuciu. Zatkało mnie. Nie dość, że tak młody chłopiec umiał już nazwać swoje emocje, to wiedział jeszcze, co je wywołuje. Piękny fundament pod wniosek: „Myśli to tylko myśli. Ty wybierasz, co z nimi zrobisz”.
Poradzenie sobie z jedną pesymistyczną myślą powstrzymuje kolejne?
– Zanim rodzice zdążą w gabinecie zadać to pytanie, tłumaczę im, że życie jest dynamiczne. Raz pokonane czarne wizje czy poczucie beznadziei mogą wrócić. Na przykład za rok, gdy przyjaciółka naszego dziecka postanowi zmienić szkołę. Dziecko jest w stanie stwierdzić wtedy: „Już z nikim się nie zaprzyjaźnię”. Na szczęście praca z tą pesymistyczną myślą pozwala młodemu człowiekowi nie tylko zorientować się we własnych uczuciach. Pokazuje mu również, jak reaguje w podobnych sytuacjach. Być może nawet dojdzie do wniosku, że sam ustawia się z boku klasy i nie chce wchodzić w interakcje z innymi.
Trzeba też pamiętać o dzieciach z większą biologiczną podatnością na pesymistyczne myśli. W tym przypadku można z dużą dozą prawdopodobieństwa zakładać, że one wrócą prędzej czy później. Nie traktowałabym ich jednak jak porażki. Miarą rodzicielskiego sukcesu nie jest to, czy będziemy musieli po raz kolejny poprosić specjalistę o pomoc, tylko to, jak zachowamy się w obliczu nowego wyzwania. Dlatego w gabinecie, pod koniec pracy z dzieckiem, powtarzam jego rodzicom: „To, co wypracowaliśmy do tej chwili, możemy potraktować jak kropkę. Ale w życiu to dopiero przecinek”.
Powiało pesymizmem.
– To opowiem panu historię, która zdarzyła mi się jakiś czas temu. Zadzwonił do mnie tata mojego dawnego pacjenta. Zapytał, czy syn znów mógłby przyjść, ale już tylko na jedną wizytę. Przypomniałam sobie tego chłopca – borykał się kiedyś z pesymistycznymi myślami. Gdy spotkaliśmy się, zapytałam, co go do mnie sprowadziło. Zaznaczył na początku, że ma świadomość, jak trudne myśli lubią do niego wracać. I że dzięki sposobom wypracowanym z rodzicami i na terapii nauczył się je neutralizować. Ale głównym celem jego wizyty było coś innego. Okazało się, że przez całą sesję opowiadał z dumą o swoich sukcesach w pokonywaniu własnego lęku. Tłumaczył, jak je osiągał i dlaczego. A byłoby mu znacznie trudniej dokonać tego, gdyby wcześniej nie nauczył się radzić sobie z pesymistycznymi myślami.
Aleksandra Salwa — psycholożka. Certyfikowana psychoterapeutka poznawczo-behawioralna. Pracuje z dziećmi, nastolatkami i rodzicami. Prowadzi psychoedukację w sieci. Znana jest w niej jako „Pani Ola”. Autorka książki „Emocjonalny chaos. Jak uważnie i z troską ogarnąć nastoletnie życie”, a także „Zasobnika”, czyli newslettera dla początkujących terapeutów. Tworzy kreatywne materiały do pracy z dziećmi, młodzieżą i rodzinami