Apacze zebrali się w umówionej kryjówce nad rzeką i czekali, aż dołączą do nich ci, którzy przeżyli. Kiedy policzono wszystkich – mówi Geronimo – „okazało się, że wśród zamordowanych była moja stara matka, moja młoda żona i trójka moich dzieci”.
Pierwsze wzmianki na temat Geronima pojawiły się w amerykańskiej prasie w 1877 roku, gdy wojownik wraz z garstką „renegatów” zatrzymany został przez Johna P. Cluma. Do tego czasu zarówno raporty wojskowe, jak i dzienniki pogranicza milczały o jego poczynaniach, nikt więc nie może powiedzieć, że było tak, jak to sam później przedstawił. Biografowie Geronima, odtwarzając zdarzenia tamtych lat, wykazali się dużą sumiennością przy studiowaniu archiwów amerykańskich, pomijali natomiast za każdym razem dokumenty meksykańskie. Przeglądając pierwszą biografię Geronima, napisaną ze swadą przez Angie Debo1, nie można nie dostrzec, że materiały źródłowe, którymi autorka się posługuje, zatrzymują się na granicy z Meksykiem, a najstarsze z nich sięgają 1851 roku, kiedy to John Bartlett i John Cremony weszli na tereny Apaczów, wytyczając nową granicę między Meksykiem i Stanami Zjednoczonymi. Okres meksykański w historii Apaczów ogranicza się w tej pionierskiej pracy do zdrady Johnsona w 1837 roku, do wydarzeń związanych z opuszczeniem kopalni w Santa Rita oraz do masakry pod Janos w 1851 roku, gdyż Bartlett i Cremony o tym nadmienili. Nad resztą zalega głucha cisza, wspierająca tezę, że do roku 1851 zaszyty w górach Geronimo prowadził spokojny żywot, a na ścieżkę wojenną wkroczył dopiero wtedy, gdy Meksykanie bez żadnego powodu wymordowali jego rodzinę.
Kim był Geronimo
Nieznajomość archiwów meksykańskich z jednej strony, brak dokumentów o działaniach Geronima przed 1877 rokiem z drugiej – sprawiły, że jedynym źródłem wiadomości o jego życiu stał się podyktowany przez niego samego pamiętnik2. W 1905 roku, gdy dyktował swoje wspomnienia Stephenowi M. Barrettowi, Geronimo miał ponad osiemdziesiąt lat i ciągle traktowany był przez amerykańskie władze jako więzień wojenny. Stary wojownik relacjonował swoje wspomnienia w języku Apaczów, a Asa Daklugie, syn Juha, tłumaczył je na angielski. Ostatecznej redakcji wspomnień dokonał sam Barrett. Pamiętnik ten ma niewątpliwie duże znaczenie, zawiera wiele cennych informacji o życiu codziennym Apaczów, stanowi przykład narracji charakterystycznej dla kultury opartej na przekazie ustnym, w przejmujący sposób oddaje, pomimo powściągliwości mówiącego, rozpacz ludzi stłamszonych i zagubionych, którzy dobrze rozumieli, że nigdy już nie będą wolni i nigdy już nie będą szczęśliwi. W sposób wstrząsający przedstawia przerażenie i ból kobiet i mężczyzn po atakach wojska na ich wioski. Jednak jako źródło historyczne pamiętnik ten ma wartość wątpliwą. Jest w nim dużo błędów, niedomówień i zmyśleń. Wiele faktów Geronimo zataił, czego nie zataił, to pomylił, a czego nie pomylił, to zaaranżował tak, by uwypuklić swoje znaczenie w przytaczanych zdarzeniach. Jakby tego było mało, Barrett okrasił tę relację własnymi wymysłami. Ciekawych informacji na temat nastawienia Geronima w czasie rozmów z Barrettem dostarczył badaczce Eve Ball Asa Daklugie:
Geronimo chciał koniecznie tej książki, nie bardzo wiem dlaczego. Nie ufał Barrettowi, który według niego mógł być szpiegiem wysłanym po to, aby pod pretekstem pisania książki zachęcić go do mówienia. W rezultacie okazał wielką ostrożność i przemilczał wiele faktów, które wymyślił potem sam Barrett, czy to, aby skompletować notatki robione pod moje dyktando – a mówiłem szybko – czy dlatego, że źle zrozumiał, czy też dlatego, że myślał, iż Geronimo nie bardzo wie, co mówi. Jest więc dużo błędów w tej książce. Geronimo był zbyt sprytny, żeby powiedzieć wszystko, co wiedział. W końcu byliśmy jeszcze jeńcami wojennymi i wszelka zmiana wojskowego dowództwa mogła oznaczać dla nas śmierć. Ja sam również byłem bardzo ostrożny, gdy tłumaczyłem3.
Na tej jednak książce oparli się biografowie Geronima, odtwarzając jego życie sprzed 1877 roku.
Co wiemy na temat młodych lat Geronima? Urodził się prawdopodobnie w 1823 roku1 w chiricahuańskiej grupie Bedonkohów, nieopodal źródeł rzeki Gila w górach Mogollon stanowiących dziś granicę między Arizoną i Nowym Meksykiem. Jego ojciec, Taklishim, był synem wodza Bedonkohów, Mahko. Matka nosiła hiszpańskie imię Juana, co mogło oznaczać, że przez jakiś czas przebywała w hiszpańskiej niewoli. W dzieciństwie Geronimo otrzymał imię Goyahkla2 (Ten, co ziewa). Historii tego imienia, które nie przystaje do późniejszego wizerunku wojownika, możemy się tylko domyślać. Legenda mówi, w jaki sposób Goyahkla uzyskał w późniejszych latach imię Geronimo. Było to podczas jednej z bitew z meksykańskim wojskiem. Młody wojownik walczył z zacięciem, powalił wielu przeciwników, zabierając każdemu z zabitych karabin. Gdy wychodził z ukrycia do kolejnego ataku, Meksykanie krzyczeli: „Uwaga! Geronimo!”. Czy w ten sposób wymawiali imię Goyahkli, czy odwoływali się do św. Hieronima, nie wiadomo. W każdym razie imię to przylgnęło do wojownika na zawsze i Goyahkla stał się Geronimem4. Geronimo miał dziesięć lat, gdy w wyniku długiej choroby zmarł jego ojciec, Taklishim. Matka nie wyszła ponownie za mąż i utrzymanie rodziny spadło na barki syna, który pomimo młodego wieku był zdolnym myśliwym. Możliwe, że pomagał mu w tym któryś ze stryjów, synów drugiej żony Mahka. W wieku siedemnastu lat Geronimo zakończył okres bojowego szkolenia dikohe, przeszedł wszystkie wymagane próby i uznany został za wojownika. „Byłem bardzo szczęśliwy – wspominał – bo odtąd mogłem przebywać, gdzie chciałem, i robić, co chciałem”5. Zaczął od tego, że poprosił o rękę ślicznej dziewczyny z grupy Nednhi, Alope. Geronimo i Alope kochali się od dawna. Była to prawdopodobnie największa miłość Geronima. Młody wojownik sam udał się do Noposa, ojca Alope, z prośbą o rękę dziewczyny. Zgodnie ze zwyczajami Apaczów powinien był to zrobić jakiś starszy wojownik, lecz Geronimo, który utrzymywał swoją matkę, czuł się na tyle silny i niezależny, że sam poszedł na rozmowy. Noposo uznał, że Alope jest za dobra dla Geronima, i za jej rękę zażądał dużej liczby koni. Geronimo odszedł w milczeniu. Po kilku dniach wrócił z całym stadem. Przyprowadził konie pod szałas przyszłego teścia i odszedł z ukochaną. „I to była cała ceremonia ślubna wymagana w naszym plemieniu” – powie. Młode małżeństwo ustawiło swój szałas nieopodal szałasu Juany.
Alope porobiła dużo drobnych ozdób z paciorków i koźlej skóry, które umieściła w naszym nowym domu. Namalowała również na ścianach wiele rysunków. Dla mnie była dobrą żoną, chociaż nigdy nie była zbyt silna. Żyliśmy podług obyczaju naszych ojców i byliśmy szczęśliwi. Urodziło się nam troje dzieci, które bawiły się, biegały i pracowały, tak jak ja w dzieciństwie6.
Geronimo niedługo cieszył się szczęśliwym życiem z Alope. Miał około dwudziestu ośmiu lat, gdy w wyniku ataku meksykańskiego wojska na apacką wioskę stracił jednego dnia żonę, dzieci i matkę. Był to niewyobrażalny dramat, który naznaczył Geronima na zawsze. Doszło do niego w 1851 roku pod Janos. A oto, jak Geronimo, a za nim Angie Debo, przedstawiają tę historię.
Grupa Geronima żyła w pokoju z Meksykanami. Podążając za swym wodzem Mangasem Coloradasem na handel do Casas Grandes, Apacze rozłożyli się obozem nieopodal osady Keskiyeh (Janos). Codziennie mężczyźni chodzili do miasta handlować, zostawiając swe rodziny pod ochroną nielicznej straży. Któregoś dnia, wracając do wioski, spotkali kilka wystraszonych kobiet, które powiedziały im, że żołnierze z innego miasta zaatakowali ich obóz. „Zabili wszystkich strażników, uprowadzili wszystkie konie, zabrali całą broń, zniszczyli zapasy i wyrżnęli większość kobiet i dzieci”. Apacze zebrali się w umówionej kryjówce nad rzeką i czekali, aż dołączą do nich ci, którzy przeżyli. Kiedy policzono wszystkich – mówi Geronimo – „okazało się, że wśród zamordowanych była moja stara matka, moja młoda żona i trójka moich dzieci”. Bez zbędnych uniesień, w słowach oszczędnych, co czyni jego relację jeszcze bardziej przejmującą, Geronimo opisuje swoją rozpacz. Porażony bólem, nie mogąc modlić się, mówić ani jeść, nie mogąc wrócić po ciała zabitych, „bo zostało to zabronione”7, wojownik podążył za innymi w góry. Gdy przybył do swojej wioski, spalił wszystkie rzeczy należące do zmarłych: ubrania, zabawki dzieci, dekoracje Alope, a także swój szałas i szałas swojej matki. Od tego czasu żył chęcią zemsty na Meksykanach. Zemsty, która nigdy nie została zaspokojona.
Spośród wielu wypraw odwetowych, w których wziął udział, pierwsza była dlań szczególnie ważna. Oto, co o niej mówi. Mangas Coloradas zwołał naradę wojowników, aby ustalić formę zemsty na Meksykanach. Geronimo miał za zadanie udać się do innych grup Apaczów, by zwerbować ich do walki. Doszło do niej, według Geronima, latem następnego roku niedaleko miasta Arispe. Młodemu wojownikowi uczyniono wielki honor, powierzając dowodzenie atakiem, gdyż to on najbardziej ucierpiał z powodu masakry pod Janos. Bitwa była zacięta, podczas walk Geronimo myślał o zamordowanej matce, żonie i dzieciach, wykazując się wyjątkową brawurą. Gdy wszystko było skończone, „okryty świeżą krwią wrogów, trzymając w dłoni śmiercionośną broń, rozgrzany jeszcze uniesieniem bitwy, tryumfu i zemsty, otoczony [został] przez wojowników i obwołany wodzem wszystkich Apaczów”8.
Tyle Geronimo. Relację tę podjęło wielu historyków, odbiła się echem w licznych publikacjach i encyklopediach, przypieczętowana została dziesiątkami wydań i tłumaczeń. Trzeba było poczekać na prace Edwina Sweeneya, by pojawiły się wątpliwości co do logiki konstrukcji zaserwowanej przez Geronima. Sweeney zbierał przez kilkanaście lat materiały do biografii Cochise’a. W przeciwieństwie do swych kolegów po fachu nie zadowolił się istniejącymi już pracami na temat meksykańskiej przeszłości Apaczów, lecz sam dokładnie zbadał meksykańskie archiwa. Pozwoliło mu to odtworzyć z drobiazgową dokładnością burzliwą historię pogranicza. Uściślił dziesiątki szczegółów związanych z masakrą pod Janos, znalazł ślad owej bitwy, o której opowiada Geronimo, zrekonstruował też związki przyczynowo-skutkowe tych zdarzeń9.
Masakra w Janos
Masakra, która pochłonęła rodzinę Geronima, była dziełem José Maríi Carrasca i stanowiła jedną z wielu, jakie miały miejsce w Meksyku. Była powieleniem masakry pod Janos dokonanej w 1844 roku przez Elíasa Gonzáleza, w której zginęło osiemdziesiąt osób, w większości kobiet i dzieci. Carrasco mianowany został w grudniu 1850 roku głównodowodzącym wojsk Sonory, na miejsce Gonzáleza, który nie dawał sobie rady z mnożącymi się napadami Apaczów. Carrasco, człowiek energiczny, lecz mocno w sobie zadufany, objął urząd w okresie, gdy stosunki z Apaczami były bardzo chaotyczne. Po długiej i wyczerpującej wojnie wiele grup Chihennów i Nednhi zawarło pokój w stanie Chihuahua. Ludzie Nde rozbili obozy w promieniu kilku mil wokół Janos i raz w tygodniu pobierali racje żywnościowe. W Sonorze podobne rozmowy nie doszły do skutku. Bojowo nastawieni Apacze dowodzeni przez Mangasa Coloradasa i Miguela Narbonę kontynuowali najazdy i grabieże, podczas których wielu Sonorańczyków straciło życie. To właśnie w odpowiedzi na te najazdy w marcu 1851 roku Carrasco przekroczył granicę stanu i wziął odwet na Apaczach pod Janos, którzy według niego nie tylko upłynniali u okolicznych handlarzy zdobyte w Sonorze łupy, lecz także sami brali aktywny udział w wypadach. Według meksykańskich raportów podczas ataku Carrasca na ranczerie Indian zginęło dwadzieścia jeden osób, szesnastu mężczyzn i pięć kobiet, w tym wódz Chokonenów, Yrigollen, oraz wódz Nednhi, Arvizu, który bezbronny, zastrzelony został na ulicy w Janos. Sześćdziesiąt dwie osoby trafiły do niewoli. Edwin Sweeney przypuszcza, że liczba zabitych kobiet i dzieci została w raportach mocno zaniżona. Geronimo nie widział ciał swoich bliskich, nie ma więc pewności, że Alope z dziećmi została zabita. Jeśli jednak przeżyła, to tylko po to, by zostać wywieziona do niewolniczej pracy w głąb Meksyku.
Edwin Sweeney odnalazł również ślad owej bitwy nieopodal Arispe, która to bitwa, według relacji Geronima, miała być zemstą za zabitych pod Janos. Była to w rzeczywistości wielka wyprawa Mangasa Coloradasa, do którego dołączyli Yrigollen i Posito Moraga na czele Chokonenów. Razem grupy te liczyły około czterystu wojowników i pustoszyły stan. W wyniku kolejnych napadów Apacze zdobyli ponad tysiąc sztuk koni i bydła. Podążali ze swym łupem na północ, gdy kapitan Ignacio Pesquiera, przewidując ich marszrutę, zebrał stu ochotników z Arispe i Bacoachi i ruszył w kierunku Pozo Hediondo3, dwadzieścia mil na wschód od Arispe, by przeciąć im drogę. Tam doszło do bitwy, podczas której Mangas Coloradas wciągnął Meksykanów w zasadzkę, uderzył na nich ze swymi wojownikami i odniósł walne zwycięstwo. W bitwie tej, która stanowiła jedno z największych zwycięstw Apaczów w XIX wieku, Meksykanie stracili dwadzieścia sześć osób, a czterdzieści sześć zostało rannych. Apacze mogli spokojnie kontynuować swój marsz na północ, gdyż nikt więcej nie miał ochoty podążać ich śladem. Według Sweeneya wszystko wskazuje na to, że bitwa pod Pozo Hediondo jest bitwą opisaną przez Geronima. Miała miejsce na wschód od Arispe, wzięli w niej udział wojownicy trzech połączonych grup, którzy wciągnęli żołnierzy w zasadzkę, i zakończyła się zwycięstwem Apaczów. Ponadto rozmiarami i znaczeniem nie dorównywała jej żadna inna bitwa lat pięćdziesiątych. Najważniejsze jej szczegóły zgadzają się z relacją Geronima. Wszystkie oprócz jednego: daty. Bitwę tę bowiem stoczono sześć tygodni przed masakrą pod Janos.
Nie jest to detal bez znaczenia, gdyż rozbija w pył splot przyczynowo-skutkowy przedstawiony przez Geronima. Pod znakiem zapytania stawia też wyjątkową rolę, jaką miał w tej bitwie odegrać.
Według meksykańskich archiwów to właśnie po przegranej batalii pod Pozo Hediondo Carrasco ogłosił „wojnę na śmierć przeciw wszystkim plemionom zwanym Apaczami”10. Władze stanu Chihuahua zapewniały, że Apacze osiadli pod Janos nie brali w napadach udziału. Carrasco wiedział swoje. Na czele formacji ochotniczej 5 marca 1851 roku przekroczył granicę stanu i uderzył na ranczerie Apaczów oraz urządził obławę na Indian przebywających w mieście. Oczywiście wydarzenie to wywołało ogromne oburzenie i protest władz Chihuahua, które widziały w nim zbrodnię poważnie zagrażającą pokojowi w stanie. Dla Apaczów niemających nic wspólnego z najazdami w Sonorze była to zdrada domagająca się zemsty, która z całą pewnością nastąpiła.
Problem w tym, że pomimo zapewnień o pokojowych stosunkach z Meksykanami Geronimo w owych najazdach brał udział. Nawet jeśli przyjąć, że Alope z dziećmi przebywała pod Janos na mocy traktatu zawartego przez Coleta Amarilla, Geronimo w tym samym czasie wojował w Sonorze. Możliwe, że grupa Geronima przybyła do Janos już po bitwie, ale wtedy też nie można twierdzić, iż żyła z Meksykanami w pokoju. Angie Debo sugeruje, a wiele publikacji to powtarza, że Geronimo nastawiony był pokojowo do Meksykanów aż do owej masakry. Zważywszy, że od 1837 roku, z niewielką przerwą na nieszczęsny rozejm w Galeanie, Apacze byli w stanie otwartej wojny z Meksykiem, trudno dać temu wiarę. Tym bardziej że grupą Geronima dowodził Mangas Coloradas, który konsekwentnie odrzucał wszelkie propozycje traktatów. W 1851 roku Geronimo miał dwadzieścia osiem lat, wojownikiem zaś został w wieku lat siedemnastu. Trudno przypuszczać, żeby przez ponad dziesięciolecie prowadził spokojny żywot z Alope, podczas gdy jego pobratymcy zdobywali – osada po osadzie – pogranicze dla siebie.
Jako więzień wojenny w okresie, gdy dyktował wspomnienia, osiemdziesięcioletni Geronimo zręcznie filtrował fakty i mówił tylko to, co wydawało mu się możliwe do wyznania białemu. Historycy, którzy dzisiaj bezkrytycznie powtarzają te zwierzenia, podobnego usprawiedliwienia nie mają. Nie chodzi bowiem o to, aby utrwalać negatywne schematy i uprzedzenia dotyczące Apaczów i Geronima, ale nie walczy się ze złą legendą, budując na jej miejsce dobrą. I odwrotnie. Oba podejścia są siebie warte. Trudno potępiać Geronima za udział w bitwie pod Pozo Hediondo, ale też nierzetelnością jest przedstawianie go jako miłującego pokój człowieka, którego zdrada Meksykanów zmieniła w postrach Południowego Zachodu. Chodzi o to, aby próbować rozeznać się w zawikłanej historii ziem, o które walczyło kilka nacji, i starać się dotrzeć do ludzi z krwi i kości tę historię tworzących. Śmierć Alope, dzieci i matki stanowiła druzgocącą tragedię bez względu na to, czy Geronimo z Meksykanami walczył, czy nie. Ich śmierć wpisała się w kontekst nasilających się wojen, masakr i gwałtów, których teatrem ziemie Apaczów były od dawna.
Kolejną nieścisłością w relacji Geronima jest podkreślenie roli, jaką w owej „odwetowej” bitwie odegrał. Jeśli bitwa pod Pozo Hediondo odbyła się przed masakrą pod Janos, nie istniał żaden powód, żeby dowództwo nad nią powierzać dwudziestoośmioletniemu Goyahkli. Archiwalne dokumenty twierdzą, że Apaczów prowadził Mangas Coloradas, do którego dołączyli Posito Moraga i Yrigollen. Geronimo brał w niej niewątpliwie udział i na pewno odznaczył się męstwem. Pewne jest, że wziął w niej udział Cochise, gdyż mówi o tym Merejildo Grijalva11. Odwaga, jaką się wykazał, scementowała jego pozycję wśród Chokonenów.
Opowiadając o dowodzeniu ową bitwą, Geronimo przypisał sobie wielki sukces Mangasa Coloradasa. To, że po zakończeniu walki wojownicy okrzyknęli go „wodzem wszystkich Apaczów”, było wymysłem Barretta, któremu w opowiadanej historii brakowało kropki nad „i”. Informację tę gładko przełknął komentujący książkę Frederick W. Turner, nie uwierzyła w nią jednak Angie Debo, może pod wpływem Eve Ball, która opisała, w jaki sposób Asa Daklugie zareagował, gdy przeczytała mu to zdanie z książki:
Wybuchnął śmiechem i oświadczył, że ani Geronimo, ani on sam nie powiedzieli Barrettowi, iż Geronimo był wodzem, i że Barrett z własnej inicjatywy przydzielił ten tytuł jego wujowi12.
Angie Debo przyznaje, że wszyscy Apacze, również Daklugie, podkreślali, iż Geronimo nigdy takiego tytułu nie nosił. Geronimo nie był wodzem? W takim razie legenda bezczelnie zagrała historii na nosie i w dalszym ciągu z nas drwi, jeśli w najpoważniejszych encyklopediach Geronimo przedstawiany jest jako jedyny wódz Apaczów godny uwagi.
Rozdmuchany mit Geronimo
Zasadne staje się w końcu pytanie, dlaczego Geronimo zaaranżował wydarzenia w ten właśnie sposób. Przy odrobinie złej woli można go posądzić o kłamstwo i uzurpację. Wykazując sporo dobrej woli, niektórzy sugerują, że ból po ukochanych osobach i podeszły wiek kazały mu ułożyć zdarzenia z młodości w sposób jak najbardziej dla niego logiczny13. Ale jest jeszcze inne wytłumaczenie. Dyktując swoje wspomnienia, Geronimo był w pełni władz umysłowych, był też człowiekiem bystrym i doskonale rozumiał niechęć, a jednocześnie fascynację, jaką wzbudzał. Pomimo statusu więźnia wojennego uczestniczył w paradach i wystawach, sprzedawał po kilkadziesiąt centów swoje autografy, strzały, łuki, a nawet guziki od marynarki, i wzbudzał sensację wszędzie, gdzie się pojawił. Znienawidzony wojownik z Sierra Madre stał się fascynującym tłumy dziwowiskiem. Wywoływał dreszcz emocji, mniej więcej tak, jak zamknięty w klatce tygrys. Im groźniejszy zwierz, tym większa chwała pogromcy. Wystawiany na pokaz Geronimo, podobnie jak Indianie Równin objeżdżający kraj ze spektaklami o Dzikim Zachodzie, uświadamiał młodej amerykańskiej nacji jej wielkość, był też żywym dowodem powodzenia misji cywilizacyjnej i namacalnym jej usprawiedliwieniem. Jednocześnie odchodząca w przeszłość epopeja podboju, romantyzm czasu burzy i naporu domagały się pieśni. Nie był to czas historyków żmudnie studiujących archiwa. Był to czas trubadurów. A także ludzi interesu. Jednym z nich był niewątpliwie Barrett. Natomiast idealnym materiałem na bohatera – Geronimo. Nie szkodzi, że oprócz brawury nie posiadał żadnej cechy prawdziwego wodza. Wszystko można było dośpiewać. Młody kraj potrzebował mitologii. Czy Geronimo rozumiał tę potrzebę? Możliwe. A na pewno widział niekonsekwencje pogromców. Mowy nie było o tym, aby Apaczów Chiricahua, pędzących beznadziejne dni w Oklahomie, odesłać z powrotem do Arizony, o co usilnie prosili. Nikt w Arizonie ich nie żałował i nikt, broń Boże, nie chciał, aby wracali. Potrzebą chwili było stworzenie mitu, który odesłałby zdobywcom ich wielkość. Ponieważ chcieli legendy, więc ją dostali. Geronimo był doskonałym promotorem własnej osoby. Tego zresztą od niego oczekiwano. Cegiełka po cegiełce, na fali żywej jeszcze pamięci o jego kolejnych ucieczkach, dzięki zręcznie ułożonym historiom, z walną pomocą Barretta, który wsłuchiwał się w to, co chciał usłyszeć, w wyniku kolejnych publikacji i interpretacji powstał mit wielkiego wodza Apaczów, szlachetnego obrońcy wolności. Mit istniejący równolegle do mitu o Geronimie – dzikiej bestii i krwawym okrutniku. Jeden i drugi wyczytywane są między wierszami tej samej książki. Wszystko zależy od tego, kto czego szuka w opowieściach o Indianach.
Rozdmuchany mit Geronima okazał się jednak kolejnym podstępem Kojota14. Uderzył w samych Apaczów. Przez ironię historii człowiek kontrowersyjny, egoistyczny i mściwy, pozbawiony wielu cnót Chiricahuów stał się archetypem Apacza, kwintesencją ducha tego ludu. Co więcej, usunął w cień innych apackich przywódców, tych, którzy mieli nie tylko jego brawurę, lecz także zalety właściwe wielkim wodzom: mądrość, prawość, szlachetność; przywódców, którzy w swych działaniach kierowali się nie osobistą zemstą, lecz dobrem własnego ludu. Amerykańska legenda Geronima jest może udanym rewanżem indiańskiego Dawida wobec amerykańskiego Goliata, lecz nie przestaje drwić z pamięci prawdziwych wodzów Apaczów: Mangasa Coloradasa, Cochise’a, Victoria, Juha i wielu innych. Mity są mocno nacechowane emocjonalnie i trudno z nimi walczyć. Niemniej badacze, których czas już nadszedł, docierają pod warstwami zmyśleń do ludzi z krwi i kości, by przywrócić historii należne jej miejsce15.
1 W swoim pamiętniku Geronimo mówi, że urodził się w 1829 roku. Angie Debo twierdzi, że data ta jest pomyłką i przekonująco dowodzi, że Geronimo urodził się kilka lat wcześniej, prawdopodobnie w 1823 roku. Geronimo poślubił Alope w wieku siedemnastu lat. Jak sam mówi, rodzinę stracił dwanaście lat później. Drogą prostego dodawania – siedemnaście plus dwanaście – otrzymujemy przybliżony wiek Geronima podczas masakry pod Janos: dwadzieścia dziewięć lat. Według wszystkich źródeł meksykańskich do masakry tej doszło w 1851 roku. S.M. Barrett błędnie umieścił ją w roku 1858, błędnie przeto wydedukował datę narodzin Geronima. Z kolei Jason Betzinez pisze, że jego matka i Geronimo byli rówieśnikami. Matka Betzineza urodziła się w 1823 roku. (Por. Angie Debo, Geronimo, op. cit., s. 25; Jason Betzinez, Wilbur Sturtevant Nye, J’ai combattu avec Geronimo, Éditions Indiens de Tous Pays, Nuage Rouge 2013, s. 29, 30; Edwin R. Sweeney, Straciłem wszystko: Geronimo i masakra Carrasco z 1851 roku, przeł. Aleksander Sudak, „Tawacin” 1996, nr 36, s. 18).
2 Inne zapisy tego imienia: Gokhlayeh, Goyathlay, Gokliya, Goyalee, Goyaale.
3 Pozo Hediondo znaczy „cuchnąca studnia”. Dzisiaj miejsce to nosi nazwę Gran Esperanza – „wielka nadzieja”.
Fragment książki „Taniec życia i pieśń śmierci. Historia Apaczów Cochise’a i Geronima” autorstwa Zofii Kozimor; wyd. Znak.
Taniec życia i pieśń śmierci. Historia Apaczów Cochise’a i Geronima
Foto: Znak Horyzont / Znak
