Takich historii wysłuchuję w gabinecie wiele: „Mój partner followuje na Instagramie kobiety z dużymi piersiami, traktuję to jako zdradę” – mówi terapeuta. Zjawisko mikrozdrad przybiera na sile i powoduje nową falę problemów w relacjach, a nawet rozstań.
– Poświęciłam na prywatne śledztwo całą noc. Skończyłam o czwartej nad ranem – mówi z dumą, ale i z wyczuwalnym smutkiem Eliza (34 l.). Prześledziła każdy profil, który śledzi na Instagramie jej narzeczony Rafał. Musiała to zrobić, wyjaśnia, wzruszając ramionami. On znikał w telefonie na całe godziny, nawet przy rodzinnym obiedzie z przyszłymi teściami. I jeszcze wtedy, kiedy oboje siedzieli z butelką wina na sofie i mieli oglądać serial „Warszawianka”. Uśmiechał się do ekranu, miał półprzytomny wzrok. Czuła się odsunięta na boczny tor. Zrobiła więc wnikliwą i rzetelną analizę jego Instagrama (Rafał z Facebooka konto usunął), a podsumowanie wysłała mejlem.
Co się okazało?
– Rafał obserwuje czterech najbliższych przyjaciół, ich partnerki lub żony, do tego siedemnaście osób z bliższej i dalszej rodziny, około dwudziestu znajomych, których zna z czasów szkoły, czterdzieści pięć osób z firmy (niektóre nazwiska musiałam sprawdzać na stronie). Do tego fit celebryci, profile z memami i ze zdjęciami samochodów sportowych, w sumie dwieście. Poza tym mój narzeczony obserwuje różne siłownie, kluby sportowe, firmy odzieżowe itd. I teraz najciekawsze: ponad 500 pozostałych profili, które śledzi Rafał, należy do kobiet, głównie Brazylijek albo Australijek. A łączy jedno: publikują mnóstwo zdjęć z niemal nagimi piersiami i pośladkami. Są bardzo seksowne i zmysłowe. Pod setkami zdjęć tych kobiet znajdowałam lajki Rafała i jego entuzjastyczne komentarze: albo „hot as f***”, albo emotikony z ogniem – relacjonuje Eliza.
To tylko głupia rozrywka
Od czwartej rano, czyli kiedy skończyła śledztwo, nadal nie mogła spać. Była roztrzęsiona i pewna, że jej narzeczony koresponduje z częścią tych półnagich kobiet. Nie mogła włamać się do jego telefonu, aby sprawdzić czaty. Rafał od dawna nie rozstaje się ze swoim smartfonem: zabiera go nawet do toalety.
Przy śniadaniu oznajmiła, że obserwowanie przez niego tylu roznegliżowanych kobiet oraz aktywne komentowanie, jest dla niej szokujące. – Moim zdaniem następnym krokiem Rafała będzie pójście do klubu ze striptizem i zdrada – twierdzi Eliza. I o tym też mu powiedziała. Rafał zareagował bardzo emocjonalnie na śledztwo narzeczonej. Był wściekły, że przegląda jego profil zbyt dokładnie i że wypomina mu każdy lajk przy atrakcyjnej fotce innych kobiet. Uznał to za zamach na swoją wolność.
Efekt? – Mamy ciche dni. Uważam, że nadużył mojego zaufania, ale on uważa dokładnie to samo. Uważam, że nie powinien lajkować i obserwować tylu nagich kobiet, bo ja przez to czuję się niepotrzebna, nieładna, niepożądana. Nakrzyczał na mnie przy tej porannej kawie, że wymyślam problemy, że „to tylko głupi Internet, rozrywka” i „jest przecież facetem”. Oznajmił, że nie zamierza tłumaczyć się z czegoś, co nikomu nie szkodzi. Co dalej z naszym związkiem, nie mam pojęcia.
Staszek (42 l.) od dziesięciu lat przeżywa podobne katusze, kiedy wychodzi gdzieś z żoną. Młodsza niemal o dekadę, bardzo lubiana, kontaktowa i atrakcyjna. Niestety. Uwielbia, zdaniem Stanisława, testować jego cierpliwość, prowokując innych mężczyzn. Nosi głębokie dekolty, usta maluje na amarantowy kolor, chętnie wkłada pończochy. – Flirtuje niemal z każdym mężczyzną. Nawet jak jestem obok. Tłumaczy mi, że traktuje to jako grę. Ale ani ja tego nie rozumiem, ani nie chcę. Ostatnio już każde nasze wyjście na domówkę, czyjeś wesele lub nawet do teatru kończy się kłótnią. Moja żona flirtowała nawet z bileterem, dopytując, czy potencjalnie jest w jego typie! Ja jej robię wyrzuty, że prowokuje innych mężczyzn wyglądem, odważnymi pytaniami i rzucaniem powłóczystych spojrzeń, a ona odpowiada, że męczą mnie urojenia. Radzi mi pójść na terapię, bo mam kompleksy. To bezczelne! Dla mnie to, co robi moja żona, nosi znamiona zdrady. Najchętniej siedziałbym z nią sam w domu i byłby spokój.
Głód flirtu bez zobowiązań
I Eliza, i Stanisław doświadczają, przynajmniej zdaniem terapeutki rodzinnej i małżeńskiej, joginki Claudii de Llano, zjawiska, które znane jest jako micro-cheating. Czyli, dosłownie tłumacząc, mikrozdrad. Jest to zbiór określonych zachowań, które nie są tradycyjnym romansem (i nie stanowią zdrady fizycznej).
Określenie to robi furorę głównie w Stanach Zjednoczonych. Niektórzy są zachwyceni, że „wreszcie ktoś to nazwał”. Micro-cheating ma więc oznaczać różne działania i gesty, które powodują niepokój drugiej strony, wzbudzając nieufność: wtedy, gdy ktoś wykazuje żywe zainteresowanie osobą spoza relacji. W tym katalogu zachowań znajdziemy i lajkowanie roznegliżowanych osób, i flirtowanie na żywo, w aplikacjach czy w mediach społecznościowych, i wysyłanie tzw. nudesów.
– Amerykanie często nadają nazwy zespołom zachowań we współczesnych relacjach miłosnych. Pamiętajmy też, że świat randkowania bardzo się zmienił, głównie przez social media; dużo rozgrywa się na poziomie Internetu. Tam teraz poznajemy nowe osoby – komentuje Katarzyna Kucewicz, psycholożka, seksuolożka i terapeutka. – Dla mnie micro-cheating to poszukiwanie wrażeń, wynikające z potrzeby stymulacji i urozmaicania swojego życia przez cały czas. Osoby działające w ten sposób odczuwają głód wrażeń, a przy tym nie chcą wchodzić w romans. Wolą zadowolić się samym pisaniem, flirtem, co daje poczucie bycia stale atrakcyjnym dla innych, bez zobowiązań – wyjaśnia.
I przypomina, że przecież tzw. mikrozdrady to zjawisko stare jak świat, oczywiście znacznie starsze niż social media. – Wiele osób, nawet będąc w szczęśliwych, spełnionych relacjach, lubi poczuć się atrakcyjnie, przeglądając się w oczach innych: flirtując, prowadząc niejednoznaczne rozmowy. To głównie te osoby, które budują ego wokół aprobaty i aplauzu dookoła.
– Część osób uzależnia swoje poczucie atrakcyjności od adoracji innych; one stosują micro-cheating po to, żeby utrzymywać samoocenę w ryzach. Nie jest to mechanizm szczególnie korzystny, ponieważ nie sprawia, że człowiek dobrze czuje się sam ze sobą. Mechanizm ten podtrzymuje w nas wrażenie, że znaczymy coś tylko wtedy, gdy jesteśmy pożądani, a nowość to jedyne, co nas nęci, frapuje. Osoby stosujące micro-cheating mogą wiec mieć powierzchowne relacje, gdyż dużo energii ładują we flirt, w miłostki. A w miłość? Już mniej, bo to trudniejsze, wymagające więcej starania – zauważa psycholożka.
Nadużycie zdrady
Inaczej do zjawiska mikrozdrady podchodzi dr Robert Kowalczyk, psycholog, seksuolog, wykładowca, terapeuta par z Instytutu Splot.
– Uważam micro-cheating za nadużycie pojęcia zdrady, a tym samym nadużycie przeciwko relacji – kwituje terapeuta. – Oczywiście, zdrada jest złamaniem normy partnerskiej, a tę zawsze ustalają między sobą (lub przynajmniej powinny) dwie osoby. Jednak, posługując się sformułowaniem micro-cheatingu, patologizujemy… codzienność. Takich historii wysłuchuję w gabinecie wiele: „Mój partner followuje na Instagramie kobiety z dużymi piersiami, traktuję to jako zdradę”, „On ogląda porno i się masturbuje, a ja czuję, jakby nie był mi wierny”, „Obejrzał się za piękną kobietą na ulicy, to zdrada!”.
Oczywiście, dr Rober Kowalczyk rozumie, że dla niektórych może to być trudne doświadczenie. – Ale ustalmy, jak wygląda rzeczywistość. Wiele osób lubi włączyć sobie porno. Ludzie oglądają się za innymi na ulicach. Flirtują ze sobą nawzajem. Czy tego typu zachowania z samej istoty świadczą o zdradzie? – rzuca retorycznie. – Moim zdaniem traktowanie tego typu zachowań w kategoriach zdrady może świadczyć m.in. o lęku co do przyszłości relacji.
Katarzyna Kucewicz: – Część osób faktycznie uskarża się na to, że partnerzy mają otwartość we flirtowaniu, a to je rani… Nierzadko wtedy deklarują: „Muszę coś ze sobą zrobić, bo jestem taka zazdrosna/zazdrosny o flirty drugiej połówki”.
No właśnie, tylko co? Czasem ktoś idzie na terapię i pracuje nad własnym poczuciem samoakceptacji, czasem proponuje terapię par, ale częściej niestety narastają konflikty i awantury.
Tymczasem pojawia się pytanie, kto tu powinien „coś zrobić”, bo jednak micro-cheating to uderzenie w zasadę wyłączności w związku. – Większość z nas jednak wyłączności oczekuje: „OK, skoro jesteś ze mną, to ze mną flirtujesz, to mnie komplementujesz, to ze mną wymieniasz się seksownymi zdjęciami. Nie z innymi”. A jeśli nasz partner czy partnerka potrzebuje wciąż kogoś innego do flirtowania, warto się zastanowić, czy komunikacja w relacji jest prawidłowa? Czy czujemy się w niej dobrze? Czy mamy gotowość, aby utrzymać uwagę na jednej osobie? – mówi Katarzyna Kucewicz.
„Wkrótce mnie zdradzi”
Często kobiety (mężczyźni też, ale podobno rzadziej), które nakrywają swoich partnerów czy mężów na oglądaniu porno lub wysyłaniu pikantnych wiadomości do obcych internautek, uważają, że to dopiero początek. Czyli teraz przydarzają się jeszcze mikrozdrady, ale już kolejnym krokiem będzie na pewno uprawianie seksu z innymi.
To dlatego Maria wystawiła Karolowi walizkę za drzwi. – Kilka miesięcy temu zaczął kurczowo trzymać przy sobie telefon, przestał kłaść go na stole. To mnie zaniepokoiło. Raz podpatrzyłam, jaki ma PIN. Kiedy poszedł pod prysznic, postanowiłam sprawdzić, co się dzieje. Okazało się, że ma w smartfonie zainstalowane aplikacje randkowe: Badoo i Tinder. Na każdej z nich prowadzi po kilka korespondencji z bardzo atrakcyjnymi, starszymi brunetkami. Czyli z kobietami totalnie w jego typie. Wysyłają sobie ostre zdjęcia, emotikonki: serca i ognie. Z jedną z tych kobiet pisał wprost o tym, co chciałby robić w łóżku przez całą noc. Opisywali też, ze szczegółami, gdzie i jak będą uprawiać seks: stół kuchenny, tył samochodu. Nie mogłam w to uwierzyć. Wprawdzie z czatów wynikało, że z żadną nie umawiał się na żywo, ale jestem pewna, że wkrótce by to zrobił. Nie ufam mu! Nie chcę go więcej widzieć – opowiada Maria.
A Karol, który zamieszkał kątem u swojego przyjaciela, każdego wieczoru wysyła Marii długie maile (w telefonie go zablokowała, podobnie jak na mediach społecznościowych). Błaga o przebaczenie. Wyznaje miłość, przekonuje, że nigdy z nikim nie chciał umówić się na seks, a randkowe apki i czaty to efekt znużenia, chęć przeżycia czegoś ekscytującego. Maria na razie pozostaje nieugięta.
Koledzy Karola radzą: „Uciekaj, póki czas, potem będzie jeszcze gorzej. Ona cię zamknie w klatce i zacznie ci wmawiać, że ją zdradziłeś, chociaż byłeś wierny jak pies”. Karol bije się z myślami, ale mejle wciąż wysyła.
– Rozumiem, że po odkryciu niepożądanych zachowań mogą pojawić się w relacji kryzysy, ale warto sobie przemyśleć, czy to już zdrada? – radzi dr Robert Kowalczyk. – Wysłuchuję wielu mężczyzn w gabinecie. Z niektórych historii wynika, że kobieta tylko czeka na znalezienie argumentu, że „on nie jest adekwatny, wystarczający”. „Wiedziałam, że to się stanie! Przecież mój ojciec też zdradził matkę”, słyszą czasami mężczyźni – opisuje terapeuta.
Zna również takie pary, które mają własne ustalenia, np. „masz prawo pisać z kimś na Instagramie”, „możesz sobie oglądać porno, ale nie możesz się z nikim spotkać na randkę”. – Jestem zwolennikiem klarownej komunikacji, negocjowania normy partnerskiej w relacji, a nie ocenianie osoby partnerskiej posług własnej miary – podkreśla Kowalczyk.
Wiele par podejmuje tego typu negocjacje dopiero na terapii. – I mam poczucie, że w takich związkach rzadziej dochodzi do kryzysów na polu nieporozumień, jeśli mowa o przekroczenia normy partnerskiej. Panuje większa przestrzeń, także na rozmawianie i ustalanie, na co się zgadzamy, a na co nie; kiedy coś staje się dla nas zdradą, a kiedy nie – dodaje seksuolog.
– Mikrozdrady, mikrokłamstwa, mikropodróże – wymienia dr Rober Kowalczyk ironicznie.– Co to ma oznaczać? Albo jest podróż, albo jej nie ma. Albo jest kłamstwo, albo jest prawda. Podobnie ze zdradą. Nie mam zamiaru nikogo oceniać, a już na pewno nie będę określać, jakie zachowanie w relacji wydaje się być moralne. To są ustalenia osobiste, każdej z par. Natomiast odwołuję się do rozsądku. Warto pamiętać, że emocje to nie fakty. Bo moim zdaniem wcale nie ma większej czy mniejszej zdrady. Jest po prostu zdrada. A ta przydarza się wtedy, jeśli dwie osoby w relacji daną czynność ustaliły ze sobą wcześniej.