Warto przypomnieć, że Hubert Hurkacz ma za sobą bardzo trudne miesiące. Najlepszy polski tenisista doznał poważnej kontuzji kolana podczas ubiegłorocznego Wimbledonu. Uraz na trawie legendarnego turnieju w Londynie sprawił, że w ciągu kolejnych miesięcy, runął cały plan zarówno na sezon 2024, jak i otwarcie roku 2025.
Wrocławianin musiał sobie radzić nie tylko z problemami zdrowotnymi. Ze względu na kontuzję, Polak stracił szansę na udział w igrzyskach olimpijskich. Paryski turniej przedstawiał się dla „Hubiego” w pozytywnych barwach. Hurkacz nie zagrał jednak w turnieju olimpijskim, gdzie poza rywalizacją singlową, stracił również szanse na miksta z Igą Świątek oraz debla z Janem Zielińskim.
Co gorsza, Hurkacz ze względu na swoją nieobecność w drugiej części roku 2024, zaczął być klasyfikowany coraz niżej w światowym rankingu. Dokładając do tego nieudany występ w Australian Open 2025, najlepszy polski singlista wypadł poza czołową dwudziestkę zestawu ATP. Co w ostatnich latach, wydawało się raczej nie do wyobrażenia. Hurkacz, póki co wrócił do zdrowia – co najważniejsze – do tego z nowym trenerem (Nicolas Massu) oraz całkiem niezłą grą.
Hubert Hurkacz – Carlos Alcaraz. Świetny półfinał turnieju ATP 500 w Rotterdamie
Polak podczas rywalizacji w Holandii wycisnął tyle, ile mógł. Hurkacz w ćwierćfinale odprawił gracza czołowej dziesiątki Andrieja Rublowa. Po trzysetowej wygranej nad Rosjaninem przyszedł czas na jeszcze trudniejsze wyzwanie.
Carlos Alcaraz, światowy numer 3, przez wielu uważany za najlepszego tenisistę globu. Mało który gracz potrafi sięgnąć po sukces w jednym roku na kortach im. Rolanda Garrosa i Wimbledonu. A Hiszpan tej sztuki dokonał w 2024 roku, dorzucając jeszcze m.in. grę w finale olimpijskim.
Pierwsze 20 minut sobotniego półfinału toczyło się jednak pod dyktando Hurkacza. Polak świetnie rozpoczął, wychodząc najpierw na 3:0 z przełamaniem, a następnie 4:1. Co więcej, Polak miał break pointy na 5:1 w szóstym gemie, ale ostatecznie nie zdołał wyszarpać jednej z trzech szans (40:0 dla „Hubiego” przy serwisie Alcaraza) i… wtedy zaczęły się kłopoty wrocławianina.
Hiszpan odwrócił bowiem losy pojedynku, wychodząc ze wspomnianego 1:4 na ostateczne 6:4, dwukrotnie w kolejnych 20 minutach przełamując Polaka. Ostatecznie po 50 minutach Alcaraz zamknął seta otwarcia, a kibice na trybunach szczelnie wypełnionej hali w Rotterdamie, mogli przyklasnąć. Poziom meczu i wiele długich wymian, mogło zadowolić nawet najbardziej wymagającego fana tenisa.
Drugi set zakończył się tie-breakiem, a partia układała się od początku na korzyść Polaka, spoglądając na presję ciążącą na Hiszpanie. Hurkacz zaczął bowiem od gema serwisowego i… tak do samego końca, obaj panowie utrzymywali swoje podania. Szanse na przełamanie były tylko w pierwszym gemie, ale Polak zdołał się obronić, wychodząc z 15:40.
W tie-breaku Alcaraz wyszedł na 5:4 z mini-breakiem, mając dwa serwisy do dyspozycji. Emocje były jednak ogromne, bo Hiszpan przy takim wyniku popełnił… podwójny błąd serwisowy! Polak wykorzystał taką szansę, z wyniku 5:5 (Alcaraz wygrał kolejny punkt) wykorzystując dwa swoje podania i wygrywając 7:5, dzięki czemu wyrównał stan meczu na 1:1 w setach.
Z perspektywy Hurkacza, zaskakująco rozpoczęła się decydująca partia. Po 15 minutach Polak wygrał dopiero swojego pierwszego gema, ale było to przy stanie 1:3. Alcaraz przełamał wrocławianina już w premierowej odsłonie, narzucając swoje tempo gry. Hurkacz nie poddawał się jednak, mając swoje szanse. Przykładowo w siódmym gemie, przy serwisie rywala, wyszedł na 30:0. Cztery kolejne punkty należały jednak do turniejowego numeru 1.
Ostatecznie Polak po kapitalnej walce przegrał trzeciego seta 3:6. Pierwszy gem i przełamanie okazały się dla Alcaraza kluczowe. Takiego Hurkacza chce się jednak oglądać. Ofensywny, niebojący się przejmować inicjatywy, bez zniechęcenia. Oby tak dalej!