Wszystko o „Stawce większej niż życie”, czyli dlaczego Hans Kloss i Hermann Brunner są nieśmiertelni.
Szybkie pytanie: Jak nazywali się esesmani kryjący się za fikcyjną postacią Gruppenführera Wolfa?
Wernitz, Ohlers, Lübow, Fahrenwirst.
Jeśli tak odpowiedzieliście, to znaczy że „Stawka większa niż życie” jest głęboko w waszym kulturowym DNA. Jeśli od razu skojarzyliście, o co chodzi, ale nie pamiętaliście nazwisk czwórki zbrodniarzy, to już dobrze, bo znaczy, że „Stawka” wciąż płynie w waszych żyłach. W końcu to polski serial wszech czasów, dzieło, które wielu zna na wyrywki i przerzuca się cytatami z przygód Hansa Klossa.
Agent J-23 dał Stanisławowi Mikulskiemu nieśmiertelność, a Emila Karewicza na zawsze połączył z postacią cynicznego SS-Sturbannführera Hermanna Brunnera. Jak nieprawdopodobną furorę zrobił Mikulski w krajach socjalistycznych, niech zobrazuje jego pobyt w Budapeszcie, gdy na wypełniony stutysięczną publicznością Népstadion aktor wjechał konnym wozem przystrojonym kwiatami i zatrzymał się przed trybuną honorową, gdzie fetował go osobiście komunistyczny przywódca Węgier János Kádár.
***
Co prawda dopiero w styczniu przyszłego roku minie 60. rocznica pojawienia się Klossa w polskiej kulturze – na początku jako postaci ze spektakli Teatru Telewizji – ale trudno powstrzymać się przed świętowaniem, skoro ukazała się właśnie gigantyczna książka „Stawka większa niż życie. Dossier”: bogato ilustrowane 800 stron wszystkiego, co związane z uniwersum Hansa Klossa. Zarówno w jego emanacji teatralnej, serialowej, jak i komiksowej oraz książkowej, bo zbiorowy twórca tej postaci, Andrzej Zbych, wydał też cykl opowiadań o przygodach szpiega.
Wyprostujmy przy okazji kilka przekłamań związanych z historią majora Stanisława Kolickiego – bo tak naprawdę nazywał się agent J-23. Kloss nigdy nie powiedział: „Brunner, ty świnio!”, ani: „Nie ze mną te numery, Brunner!”. To legenda, choć tysiące widzów będą przysięgać, że słyszeli to na własne uszy. Kolicki vel Kloss nie był agentem NKWD, jak by chcieli lustratorzy, choć pracował dla radzieckiego wywiadu.
Ale już hasło – odzew: „Ładna pogoda. W zeszłym roku o tej porze padał deszcz” – „Deszcz ze śniegiem” jest prawdziwe. Naprawdę pada też na ekranie: „W Paryżu najlepsze kasztany są na placu Pigalle” – „Zuzanna lubi je tylko jesienią. Przysyła ci świeżą partię”. Albo niedorzeczne: „Czy to pan ma do sprzedania kościane guziki do kożuchów?” – „Nie, ja handluję tylko guzikami z masy perłowej”. Każdy w miarę rozgarnięty tajniak od razu zorientowałby się, że ma do czynienia z agentem obcego wywiadu.
Foto: Materiały prasowe
***
Na czym polega fenomen Klossa? Dlaczego od ponad pół wieku, mimo monstrualnej oferty nowych produkcji, coś, co powinno być traktowane jako ramota, wciąż jest oglądane, a wręcz kochane? Bo to serial udowadniający, że sprawnie skrojony scenariusz, błyskotliwe dialogi, doskonała dykcja aktorów (!) to podstawa udanego dzieła filmowego. Nie rozumiejąc często mamrotania we współczesnych filmach, w „Stawce…” możemy podziwiać, jak wspaniale radziła sobie stara szkoła aktorska, kiedy każda sylaba wybrzmiewała z odpowiednim akcentem.
„Stawka…”, o której mówimy po prostu „Kapitan Kloss”, choć kapitanem został dopiero pod koniec serialu, wyreżyserowana została przez Janusza Morgensterna i Andrzeja Konica. Sam Morgenstern wpadł na pomysł, by w głównej roli obsadzić Mikulskiego, bo zachwycił się, jak aktor wyglądał w mundurze w „Kanale” Wajdy. Zbigniew Safjan i Andrzej Szypulski, niepewni, jak się uda ten projekt, skryli się pod pseudonimem Andrzej Zbych. Twórcy, zdając sobie sprawę, że z powodu niedostatku pieniędzy nie stać ich będzie na wielkie inscenizacje i batalistykę, postawili na dialogi, budujące wyjątkową dramaturgię. I te dialogi nokautują większość tekstów z seriali, które nakręcono przez ostatnie ponad pół wieku.
Sama czołówka „Stawki” – dynamiczna, zmieniająca nastrój od strzelaniny przez mordobicie, po romans, z genialną muzyką Jerzego Matuszkiewicza, przechodzącą od dramatu i liryki po elementy marszowe – jest arcydziełem. Muzykę do PRL-owskich seriali robiono wybitną, a przy motywach przewodnich „Stawki”, „Czterech pancernych”, „Czarnych chmur” i „Janosika” współczesne kompozycje brzmią jak jęki rozdeptywanej żaby.
Safjan i Szypulski jako Zbych napisali później sporo scenariuszy filmów telewizyjnych, a także bondowskiego, choć w paździerzowej wersji, „Życia na gorąco” o dzielnym redaktorze Maju ścigającym byłych esesmanów z tajnej organizacji „W”. Nie powtórzyli jednak sukcesu „Stawki…”. Bo Kloss jest niepowtarzalny i niepodrabialny. Czego dowodem katastrofalny film Patryka Vegi „Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć” z 2012 r. Mając wszystkie karty w ręku, łącznie z Mikulskim i Karewiczem, jako Klossem i Brunnerem po latach wyrównującymi rachunki, z Tomaszem Kotem i Piotrem Adamczykiem, grającymi Klossa i Brunnera z czasów wojny, a także grupami rekonstrukcyjnymi, które odgrywały hitlerowskie jednostki z dbałością o każdy guzik, Vega brawurowo położył film. Nie tylko dlatego, że jest złym reżyserem, ale dlatego, że magii Klossa, a także młodych Mikulskiego i Karewicza, nie da się wskrzesić.
***
Naturalnie cenzura musiała się do czegoś w „Stawce” przyczepić: uznała, że wizerunek Wehrmachtu jest zbyt pozytywny. I miała rację – oficerowie niemieckiej armii są tu kulturalni i elokwentni, w przeciwieństwie do brutalnych prostaków z gestapo. Cenzurze nie podobało się też, jak pokazano Amerykanów w ostatnim odcinku. Tam imperialiści, w których wcielili się Zbigniew Zapasiewicz i Tadeusz Pluciński, byli odstręczająco inteligentni i wcale nie krwiożerczy. „Stawka” zdobyła już jednak tak oszałamiającą popularność, że nie można było jej tak po prostu cenzorsko wykastrować – to moment, gdy dzieło popkultury silniej oddziałuje na społeczeństwo niż nakazy i zakazy rządzących. A potęga przygód Klossa była tak wielka, że gdy pojawiły się przecieki, iż twórcy rozważają zabicie J-23, rozpętało się piekło, jak w przypadku decyzji Arthura Conan Doyle’a, który znudzony pisaniem przygód Sherlocka Holmesa uśmiercił go w odmętach wodospadu Reichenbach w Alpach. Doyle musiał wskrzesić Holmesa, a twórcy J-23 szybko wycofali się z pomysłu zabicia Klossa.
Zadziwiające, że tak często pojawiali się w tej historii, i to w pozytywnym kontekście, agenci brytyjskiego wywiadu, jak iluzjonista Rioletto (Leon Niemczyk), major Hanna Bösel (Wiesława Mazurkiewicz) czy gruziński książę Mżawanadze (Mieczysław Voit). A w odcinku „Bez instrukcji” lądujemy nawet w Anglii, gdzie demaskuje się niemieckich dywersantów. Co zdumiewające, w „Ostatniej szansie” dla komunistycznej siatki szpiegowskiej pracuje zawodowiec z przedwojennej, sanacyjnej Dwójki. Jeśli dodać do tego, że tytuł serialu i odcinków pisany był szwabachą, akcja przenosiła się poza tereny okupowanej Polski, bo Kloss bywał w Berlinie, we Francji, w Turcji (miał także odwiedzić Budapeszt w niezrealizowanym odcinku „Dworzec Keleti, godzina jedenasta”), to „Stawka” dawała widzom poczucie światowości, za to nie atakowała agresywną propagandą. Można było zapomnieć o tym, że J-23 pracuje dla ZSRR, i widzieć w nim polskiego bohatera.
***
Monumentalne „Dossier” prócz drobiazgowych opisów scen, obsady, miejsc, w których kręcono przygody Klossa, wycinków z prasy, fotokopii dokumentów, przynosi też imponujący zbiór artefaktów z serialu – na kolorowych planszach mamy mundury, czapki, hełmy, odznaki. To księga i do czytania, i do oglądania, z emocjami, od których nie uwolni się nikt, kto dorastał z Klossem.
Pamiętacie, jaki alkohol najchętniej pił Kloss? Koniak Martell oczywiście, ten lał się strumieniami, choć hitlerowcy lubili też szampana Dry Monopole, a także wino i wódkę. Z serialu wynika, że kadra oficerska III Rzeszy wręcz odżywiała się wykwintnymi trunkami. Kloss jednak nigdy nie znajdował się w stanie upojenia, choć aż 31 razy pił alkohol (15 razy koniak), a dwa razy udawał pijanego. W serialu 24 razy palił papierosy i dwa razy cygara, natomiast w ogóle nie jadł.
Studiowanie „Dossier” przynosi zaskakującą wiedzę. Choćby taką, że w spektaklach teatralnych TVP postać J-23 była o wiele brutalniejsza, bardziej bezwzględna i cyniczna niż w serialu. W serialu Kloss jest szarmancki i uwodzicielski, angażuje się (tylko dla dobra sprawy!) w romanse z nazistowskimi agentkami. Czasami pobiera życiowe lekcje, jak wtedy, gdy słyszy od mierzącej do niego z pistoletu Benity von Henning (Iga Cembrzyńska): „Nie należy oszukiwać brzydkich dziewczyn!”.
Przebiegły i błyskotliwy Kloss wychodzi obronną ręką ze wszystkich niebezpieczeństw – potrafi pokonać przeciwników inteligencją, wygrać w walce na pięści, a nawet obezwładnić ciosem karate. Za to nic nie wiemy o jego życiu, zanim stał się Klossem, prócz tego, że Kolicki, urodzony w 1920 r. w Kościerzynie, w czasie wojny miałby ledwo ponad 20 lat, tymczasem Mikulski zbliżał się do czterdziestki. A gdy Kloss objawił się światu 28 stycznia 1965 r. w pierwszym spektaklu Teatru Telewizji „Wróg jest wszędzie”, aktor miał lat 36. Nosił tam imię Staszek i tak jak w serialu był polskim szpiegiem, który wykorzystywał ukradzioną tożsamość przetrzymywanego w niewoli prawdziwego Klossa – Niemca z Kłajpedy.
Wszystkie odcinki teatralne są w książce szczegółowo streszczone, lecz dopiero przy opisach odcinków serialowych klossowy maniak wpadnie w ekstazę. Szczególnie przy podrozdziałach „Ciekawostki realizacyjne” oraz „Wpadki realizacyjne i elementy w tle”. A tych wpadek było multum, począwszy od błędnych elementów umundurowania nazistów, po takie szczegóły jak to, że w odcinku „Hotel Excelsior” Kloss jako pierwszy salutuje żołnierzowi niższemu rangą. No i uważne oko wychwyciło w dalekim planie na ulicy samochody pochodzące z lat 60. oraz elementy wystroju mieszkań z późniejszej epoki.
***
W serialu grała plejada ówczesnych gwiazd, co szczególnie widać w postaciach kobiecych: Beata Tyszkiewicz, Barbara Brylska, Iga Cembrzyńska, Lucyna Winnicka nawet w drugoplanowych rolach zostawały w pamięci na zawsze. Choć i w obsadzie nie obyło się bez wpadek – Mieczysław Stoor pojawił się w trzech odcinkach, raz jako Sturmbannführer Greit, a dwa razy jako niezapomniany Stedtke. Krzysztof Chamiec raz wystąpił jako Sturmbannführer Müller, a raz jako Lothar. Kloss nie rozpoznaje czasami współpracowników z poprzednich epizodów, bo odcinki z powodów produkcyjnych zostały pomieszane. Co spowodowało, że aby trzymać się chronologii, należy oglądać je w innej kolejności – w „Dossier” jest tabela pokazująca, jak oglądać „Stawkę”, by wszystko do siebie pasowało.
Dostajemy tu nawet portrety psychologiczne bohaterów, zarówno Klossa i Brunnera, jak i pomniejszych figur, jak nadradca Gebhardt czy radca handlowy Witte. „Dossier” nie jest tylko zbiorem ciekawostek, prezentuje też tło historyczne fabuły – mamy np. poważną analizę konfliktu Abwehry z Gestapo i SD, który jest arcyważnym elementem intrygi w „Stawce…”.
Jakby tego mało, są też rozdziały o wszystkich środkach transportu, a nawet mapach, jakie wiszą na ścianach i leżą na stołach. Nierzadko te samochody i motocykle pochodziły z lat późniejszych niż wojenne, co czasami łatwo wyłapać, ale trzeba naprawdę wybitnego klossologa, by zauważyć, iż książka telefoniczna Stambułu z „Cafe Rose” w istocie jest książką telefoniczną Ankary. Stambulskie przygody Klossa kręcone były zresztą w Trójmieście. By uwiarygodnić opowieść, ale nie wydać ani grosza na delegację do Turcji, w odcinku użyto dokumentalnych zdjęć Stambułu. Podobnie było w innych epizodach – gdy należało pokazać epicką batalistykę, dawano bezwstydnie zdjęcia z kronik filmowych.
„Dossier” skrupulatnie wylicza (i reprodukuje!) wszystkie plakaty propagandowe III Rzeszy, reklamy, okładki nazistowskich czasopism oraz portrety Hitlera, jakie pojawiły się w serialu. A także modele telefonów, radioodbiorników, aparatów fotograficznych, zapalniczek i zegarków używanych przez Klossa, bo nasz agent obnosił się ze szwajcarskimi tissotami i omegami. Koneserom przemocy „Dossier” oferuje też kompletną listę postaci zabitych w „Stawce” oraz okoliczności ich śmierci, w tym osobiście zlikwidowanych przez Klossa. J-23 pozbawił życia dokładnie 15 Niemców.
Stanisław Mikulski i Emil Karewicz też już nie żyją, ale Hans Kloss i Hermann Brunner są nieśmiertelni. Bez nich historia polskiej popkultury byłaby tragicznie uboższa.